
1.
Całkiem ciekawe, że nawet polskie #MeToo, a raczej, szerzej: towarzysząca mu korekta zbiorowej wrażliwości rozbłysły tak mocno w obszarze tak zwanej kultury inteligenckiej. Trudne wspomnienia o Młynarskim i Łomnickim, sąd nad fuksówką, debata o szoku kulturowym doznanym przez Krystiana Lupę w Szwajcarii, Maria Anna Potocka, teraz Kaczmarski. Tam, gdzie w doniesieniach zza oceanu główną rolę odgrywa siła pieniądza i wpływu, w historiach z pola „kultury wysokiej” przeważa immunitet „starych mistrzów” i „trudnych autorytetów”.
W dyskusji o książce Patrycji Volny „Niewygodna” (Warszawa 2024, Agora) dominują dwa nurty. Pierwszy – „kaczmarofilski” – atakuje autorkę i podważa jej wyznania na temat przemocy doznawanej od Kaczmarskiego. I o nim zasadniczo będzie ten tekst. Drugi nazywam natomiast „dydaktycznym” – oburza się on teatralnie, że nieświatli utożsamiają wybitne dzieło z jego wybitnym twórcą. Jak to tak, kłopotać się tym po „Śmierci autora”. Geniusze przecież mieli to do siebie, że bywali łotrami (a w niektórych interpretacjach – mieli do tego łotrostwa jakąś szczególną skłonność). A że Kaczmarski geniuszem był, to tym nieuchronnym prawom przyrody się poddawał.
Geniusz, nie geniusz – można negocjować. Ważyć między wpływowym i niezwykle szybko ukształtowanym kanonem („Mury”, „Raj”, „Muzeum”, „Krzyk”) oraz ambitnymi i przenikliwymi przebłyskami okresu średniego („Dzieci Hioba”, „Głupi Jasio”, „Wojna postu z karnawałem”), a przyprawiającymi o dreszcze żenady „erotykami” (nie googlujcie), prześwitującymi inspiracjami (choć za Jasieńskiego do melodii, na którą można śpiewać „But w butonierce” dozgonny szacunek) i banalnymi pointami urastającymi w tekstach do rangi homilii („Taki z nim i Stolzem kram / A ja obu w sobie mam” – toś wymyślił, chłopie). Jako twórca wcześnie debiutujący i płodny zarazem, miał czas, by wypuścić spod pióra rzeczy piękne, jak też godne wyłącznie kronikarskiej uwagi.
Ważniejsze, że Kaczmarski, jako jeden z niewielu twórców, stał się w moim (urodzonym na przełomie wieków) pokoleniu artystą ustanawiającym cudze tożsamości na tak szeroką skalę. „Słuchanie Kaczmarskiego” mówiło o wrażliwości i zainteresowaniach człowieka więcej, niż można było się spodziewać. Dla większości z nas nie był chyba pomnikiem – bo pomnikom nie wytyka się zbyt rubasznych fraz, kabotyństwa w wywiadach i nieznośnej autokreacji Casanovy (kontrastującej zresztą pociesznie z kamizelką wędkarską) – a raczej bezpiecznym miejscem. Imprezową kuchnią dla lekko niedopasowanych. Zza futryny tamtej licealnej kuchni coraz częściej zaczął wychylać się jednak inny Kaczmarski – kreślony nieśmiałymi historiami o psychicznej i fizycznej przemocy, które odzierały alkoholizm z uroku sowizdrzalskiej anegdoty.
Byłem tam i wiem, i wy też wiecie, jak wygląda licytacja na upchane w zakamarkach pamięci zwrotki „Limeryków o narodach” („piwo w puszkach i przechwałki”) albo jak smakują „Kantyczka…” i „Rejtan” o brzasku. I wiecie też, jak przewracają się młode oczy snoba, gdy znów musi tłumaczyć, że to wcale nie bałwochwalcze uwielbienie i festiwal pieśni dziadowskiej, a szacunek dla czegoś bystrego, wzruszającego i skrzącego, co pobudza ciekawość i nadaje głębię przypadkowym lekturom. Erudycja staroświecka, klasyczna, użytkowa niemal – ciążąca raczej ku grubej powieści, niż dramaturgicznemu eksperymentowi, rozedrgana na myśl o wycieczce do Amsterdamu. Ceniąca antykwaryczne aukcje na Allegro, na których chodzą „BN-ki” po trzy zeta. Rozważająca wreszcie kompleks, że brak jej poloru trendującej humanistyki, w której badacz i dyskurs to jedno, „habitus” wyparł „paradygmat” i nie ma już „artykułów”, bo pisze się „eseje”.
Nie ma przypadku w tym, że „kaczmarofile” w stanie spoczynku poszli w istocie w bardzo podobnym kierunku. Najpierw na te wszystkie wydziały prawa i historie, może polonistyki, a później w rytm korporacji i znój budżetówki, to jest do miejsc, w których tylko na przerwach i urlopach puszcza się oko do własnego młodzieńca o humanistycznym zacięciu. Powroty do Kaczmarskiego są wehikułem tamtych wspomnień. Historią prywatną, rytuałem na posiadówce po zjeździe klasowym, „Requiem rozbiorowym” wrzucanym na czaty grupowe w nocy z 10 na 11 listopada, osobistym nabożeństwem odprawianym na youtubie, gdy dziewczyna już śpi.
Choćby z tego powodu jakość twórczości Kaczmarskiego zdaje się nie być najważniejszym powodem zmasowanego oporu wobec „Niewygodnej” i wcześniejszych wypowiedzi Volny. Znacznie silniejsze od oceny walorów estetycznych jest emocjonalne przywiązanie do samej postaci, jej mitotwórczego charakteru. Znaczenie Kaczmarskiego dla świadomości, a nawet biografii jednostek. Znajdą się przecież tacy, którzy twórczość barda docenią, ale na chłodno i bez prywatnego zaangażowania – i to nie oni będą mieli problem z wyznaniami Patrycji Volny. Zalecane przez internetowych komentatorów „oddzielenie wybitnego dzieła od jego twórcy” nie wystarczy, by rozproszyć „kaczmarofilski” gniew. Problem nie jest bowiem poznawczy, a tożsamościowy – ugodzenie Kaczmarskiego jest dla wielu ugodzeniem w młodość, bayardowską „wewnętrzną bibliotekę”. Taka próba u każdego może zakończyć się inaczej, najczęściej zapewne smutnym wzruszeniem ramion, mniej lub bardziej pogodną akceptacją dla słabości ludzkiego charakteru. Niekiedy wyzwoli jednak najgorsze, trudne do usprawiedliwienia instynkty – przekraczające sympatię do artysty i kontestujące dowartościowywanie perspektywy ofiar w ogólności. Dotąd woke i inne lewackie szaleństwa były gdzieś daleko, teraz podchodzą do naszych bram. A więc wojna.
2.
Krzysztof Nowak to przypadek wyjątkowy, wielbiciel twórczości – to jasne, ale również przyjaciel domu, związany z Kaczmarskim od wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Według wspomnień „załatwiacz” spraw, organizator środowiska, opiekun, partner rozmów o Mozarcie. Później redaktor wydań zbiorowych poezji Kaczmarskiego oraz kustosz jego pamięci, niezmiernie zasłużony (co piszę bez przekąsu) dla każdego konesera nieznanych wykonań, wywiadów zgrywanych z VHS-ów i juweniliów (kto z „kaczmarofili” nie spędził co najmniej kilku wakacyjnych nocy na kanale @gwidosz, niech pierwszy powie, że „Mury” to piosenka patriotyczna).
Prócz kustoszowania pamięci Kaczmarskiego-twórcy, Nowak postanowił mieć jednak również monopol na pamięć o człowieku. Najaktywniejszy polemista Volny, autor potoczystych wpisów i komentarzy na niezwykle prężnej grupie facebookowej „Kaczmarski.art.pl/forum :)”. W jego aktywności wspiera go Fundacja im. Jacka Kaczmarskiego, założona w 2005 roku, której prezeską – zgodnie z danymi z KRS – jest Alicja Delgas. Delgas była ostatnią partnerką poety, w domu w gdańskiej Osowie wychowywała z nim swoje córki i opiekowała się nim aż do śmierci. Facebookowa strona Fundacji zamieszcza wpisy podpisywane przez Nowaka, prowadzi również samodzielną aktywność w celu obrony dobrego imienia poety. Najgłośniejszym echem odbił się „List otwarty do polskich mediów”. Fundacja poinformowała też niedawno o wysłaniu do redakcji Wysokich Obcasów żądania sprostowania twierdzeń Volny z przeprowadzonego tam wywiadu:
Choć Nowak deklaruje wsparcie dla „(…) szeroko pojętych praw kobiet i walki z przemocą”, to w jego retoryce odnaleźć można wszystkie chwyty tradycyjnie służące pacyfikacji osób, które poruszają temat doświadczanej przemocy. Jest więc chęć zbicia fortuny i zdobycia popularności kosztem zmarłego ojca („(…) wobec braku innych możliwości na wybicie się”). W przypadku Volny dochodzi do tego zazdrość („Nie odbieram jej prawa do zwierzeń i nie przeczę, że wypełniająca ją złość, jad i niechęć wobec ojca mogą być spowodowane trudnym dzieciństwem, brakiem odpowiedniego z nim kontaktu, zazdrością o niego i jego nową rodzinę”). Jest logiczny rozbiór każdego zdania: z książki, podcastu, wywiadu – ich wzajemna konfrontacja i obnażanie „nieścisłości” („Znamienny jest też na przykład fragment wywiadu, w którym osoba uważająca się za dziennikarkę mówi mniej więcej tak (cytat będzie niedokładny, bo z pamięci): «Mówią, że nie mógł bić, a jednak bił…», na co Patrycja jakby zmienia temat: «To nie jest tak, że on był nieustannym katem, był też fajny, interesujący, no i wiesz, i był moim ojcem»” oraz wpis na temat wywiadu w „Zwierciadle”). Są wreszcie próby obniżenia wiarygodności Volny spod znaku typowego „jakoś późno sobie o tym wszystkim przypomniała” (co z tego, że pierwsze sygnały o bardzo dokuczliwej chorobie alkoholowej ojca Volny wysyłała w mediach jeszcze jako osiemnastolatka):
Pomyślicie – wyrachowana, przebiegła, konsekwentna. Gdyby jednak nie, Krzysztof Nowak zaatakuje z drugiej flanki i spróbuje robić z Volny obłąkane, zmanipulowane dziewczę, ewentualnie – w przychylny sposób odniesie się do wpisu sugerującego mitomanię. Sam nie zauważa jednak potencjalnej sprzeczności, gdy raz pisze o problemach psychicznych dorosłej Volny, a raz – „wiem, jak ojciec regularnie lejący pasem swoje dzieci potrafi wykrzywić ich osobowość”. No ale to nie jest ten przypadek, gdyż „Jacek nie był złym człowiekiem, a rozmyślnie nie zrobiłby nikomu krzywdy”.
Bardzo dużo uwagi Nowak poświęca także niejakiemu Michałowi (to pseudonim, za „Niewygodną”) – znanemu w środowisku co bardziej zaangażowanych słuchaczy, a łatwemu do zidentyfikowania po szybkiej internetowej kwerendzie – wykonawcy piosenek Kaczmarskiego i byłemu partnerowi Volny. „Swoimi obsesjami wobec Jacka Kaczmarskiego Michał zaczął karmić Patrycję, co rozpoczęło dynamiczną zmianę jej recepcji własnego ojca (…) Patrycja szybko wyczuła, że mówiąc źle o ojcu, sprawia Michałowi satysfakcję. A że bardzo jej na nim zależało, uderzała w ten bęben coraz mocniej (…) Głównym elementem spustowym, jeśli chodzi o oskarżenia z ust córki Jacka i ich eskalację, był właśnie Michał i chęć sprawienia mu jakiejś niezdrowej satysfakcji”. A więc miłość, miłość zafascynowanej dziewczyny pchnęła ją w historie o domowej przemocy, a później – gdy zażarło – tak już zostało.
Walka Volny o prawdę na temat jej ojca nie zasługuje na uwagę z przyczyn formalnych – „rewolucja z takimi «apostołami» i z taką «prawdą» – agresywną, bijącą na oślep, za nic mającą godność innych oraz ich prawo do elementarnej sprawiedliwości – choćby w imię najsłuszniejszych nawet racji – nie ma prawa tych racji obronić” – pisze Nowak. Niezadane pytanie o to, jakie warunki musiałaby spełniać Patrycja Volny, by podjąć polemikę z „kaczmarofilskim” wizerunkiem ojca, pozostaje jednak bez odpowiedzi.
Nowakowi wtóruje profesor Krzysztof Gajda, literaturoznawca, autor książek o Kaczmarskim – chętnie omawiający problem z kontekście zagrożeń cancel culture. Gajda wiąże wypowiedzi Volny z „internetowym linczem”, który miał uczynić z Kaczmarskiego „damskiego boksera, sadystę, zwyrodnialca”. No bo wiecie, internetowa memosfera, operująca przecież często jawną przesadą i wulgarnością, nie zna przypadków, gdy role negatywne przyjmowały nawet postacie lubiane i takie, wobec których nie formułowano żadnych oskarżeń, bo działo się w to ramach obrazkowej konwencji (prawda, Bracia Pierdolec?).
Właśnie – wizerunek Kaczmarskiego. Ciekawy, bo na potrzeby tego sporu zniekształcany przez apologetów twórcy: abstrahujący od tego, że legenda o porywczym i surowym Kaczmarskim poradziłaby sobie i bez Volny. O „furii” skutkującej „wyrzuceniem z mieszkania organizatorki przyszłej trasy koncertowej” pisał niedawno na wspominanej grupie Tomasz Kopeć – założyciel Pomatonu, wieloletniego wydawcy Kaczmarskiego. Sam Kaczmarski przyznawał się zaś do „ostrych metod wychowawczych”, „dyscyplinujących, (…) żeby utrzymywała porządek, żeby, jak mówiła, to starała się skupić na tym, co mówi, żeby to nie był po prostu radosny bełkot. Dokładnie wbrew zaleceniom nowoczesnych metod nauczania”. Tym historiom daleko jest oczywiście do scen przemocy domowej, naiwne są jednak tezy o człowieku wypełnionym dobrem i wyrozumiałością. Ciekawe również, że Nowak tak często powołuje się na materiały biograficzne autorstwa Krzysztofa Gajdy, a to w jego książce zostało zamieszczone wspomnienie córki Kaczmarskiego o przemocy wobec matki i wyprowadzce do przytułku. Chęć zdyskredytowania Patrycji Volny skutkuje jednak koniecznością odpędzenia nawet najmniejszych przejawów niedoskonałości idola – jak celnie zauważył użytkownik grupy „Kaczmarski.art.pl/forum :)” – „jeszcze trochę to (…) wyjdzie, że Kaczmarski był abstynentem”.
Ważną rolę w zmaganiach Nowaka odgrywa również próba zestawienia wyznań z „Niewygodnej” ze świadectwami o późnym i dojrzałym Kaczmarskim, wspominanym przez Delgas (chociażby w utrwalającej pomnikowy wizerunek poety książce Katarzyny Walentynowicz „Mimochodem. Rozmowy o Jacku Kaczmarskim”, Warszawa 2014, Bellona) oraz przyjaciół z „okresu gdańskiego”. Pisze o tym również Gajda („Ciekawe też, że nikt nie próbuje nagłaśniać tematu, że ten «zwyrodnialec i sadysta» stworzył w ostatnich latach szczęśliwy związek z Alicją Delgas, był dobrym ojcem dla jej córek z pierwszego małżeństwa, a relacja ta przetrwała w miłości ciężki czas choroby aż do śmierci poety”), ale zostańmy przy Nowaku. Sławne, internetowe „nigdy by czegos tkaiego nie zrobil”, ma mieć także w tej narracji przesądzający charakter. Nowak powtarza więc: znałem Jacka, Jacek był wrażliwcem, dobrym człowiekiem, Jacek, z którym się przyjaźniłem, nie podniósłby ręki na kobietę, słyszałem porozwodowe rozmowy Jacka z Ewą (matką Patrycji Volny) – były serdeczne i troskliwe. Ja, jako przyjaciel Kaczmarskiego, wiem, co działo się po zamknięciu drzwi, wiem, że w prywatnej codzienności mojego drogiego przyjaciela nie mogło być momentu, gdy stracił nad sobą panowanie, gdy rozdrażniony blokadą twórczą musiał się wyżyć. A w ogóle – jakim cudem ten przytyrany, a później poważnie schorowany człowiek nie odtwarzał w domu swojej ostatniej partnerki scen, które mogły być udziałem sfrustrowanego i nadużywającego alkoholu artysty-emigranta w pełni sił?
*
Posty Fundacji udostępniają na swoich profilach anonimowi miłośnicy Kaczmarskiego, ale też postacie publiczne – Bogdan Borusewicz, Krystyna Janda, Leszek Czajkowski, Przemysław Szubartowicz, Jerzy Sosnowski. Wśród licznych udostępnień znajdziemy przemyślenie nieznanego szerzej internauty: „było takie powiedzenie, że «d…a nie szklanka i się nie stłucze» i coś w tym jest. Dzisiejsze dzieci «zginęlyby» w świecie sprzed 30 lat, a to co nikogo wtedy nie oburzało tak w szkole jak np. ciągnięcie za uszy, baczki czy uderzenie przez nauczyciela linijką po łapach, jak i w domach gdzie nie raz oberwało się czy to ręką, paskiem czy co tam Matka lub Ojciec mieli akurat na podorędziu dzisiaj skończyłoby się w wielu przypadkach w Prokuraturze”. Na profilówce zdjęcie autora wpisu z córką.
„By być po stronie słabszych, którzy będą – zawsze”.