Bardzo dobry niemiecki film o normalności i poszukiwaniu szczęścia. Nic dziwnego, że był takim przebojem u naszych zachodnich sąsiadów.
Bohaterem jest tu Vincent (Florian David Fitz), który choruje na zespół Tourette’a. Jako że jego ojciec (polityk) coraz częściej musi się za niego wstydzić, postanawia zamknąć go w specjalistycznym ośrodku. Chłopak spotyka tam anorektyczkę Marie (Karoline Herfurth) oraz Alexa (Johannes Allmayer), cierpiącego na nerwicę natręctw. Któregoś dnia kradną samochód i uciekają, by dotrzeć nad morze we Włoszech, miejsce szczególne dla Vincenta.
Jak zawsze w przypadku kina drogi jest tu okazja do tego, by podczas podróży nauczyć się wielu rzeczy. O świecie, ale przede wszystkim o sobie samym. I tak „Vincent chce nad morze” to ładny film o tym, że ludzie z problemami też mogą żyć normalnie, mogą być szczęśliwi. O spełnianiu marzeń, akceptacji i przyjaźni. O granicach, które można i warto przekraczać oraz o tych, których łamać nie wolno.
Wszystko to dokonuje się w przepięknych krajobrazach Alp. Poza znakomitymi zdjęciami jest tu świetne aktorstwo, sympatyczni bohaterowie, którym nie kibicować byłoby grzechem oraz ładna, idealnie pasująca do obrazu muzyka.I chociaż film momentami traci trochę energii, jest w nim chyba trochę za mało elementów humorystycznych, zaś ewolucja postaci ojca jest z góry przewidywalna i schematyczna, nie wpływa to znacząco na odbiór produkcji. To kino optymistyczne, mądre i zdecydowanie warte zobaczenia.