22 stycznia wypadło stulecie urodzin Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Z tej okazji w listopadzie Sejm przyjął uchwałę czyniącą rok 2021 rokiem – między innymi – jego imienia. Niewiele decyzji obecnej kadencji miało potencjał, żeby pozytywnie wpłynąć na moje samopoczucie, tym bardziej więc szkoda, że i w tym wypadku szansa została zmarnowana.
Wpisany w treść uchwały skrócony biogram poety pomija liczne istotne fakty z jego życia, o czym huczał zresztą podczas obrad poseł Adrian Zandberg. Lewica zgłosiła poprawkę wskazującą na antyfaszyzm Baczyńskiego i jego przynależność do socjalistycznego Spartakusa. Poprawkę jednak odrzucono. Pamięć o przeszłości jest obecnie gruntem równie zawziętej walki światopoglądowej, co wszystkie inne dziedziny polityki. Mimo że uhonorowanie ważnych postaci nie ma bezpośredniego przełożenia na bieżące wydarzenia w naszym państwie, Zjednoczona Prawica nie zgodziła się nawet na niewielki symboliczny gest uwzględniający fakt, że w Polsce żyją ludzie o różnych poglądach. Tworząc swój odrealniony obraz Baczyńskiego, politycy rządzącej koalicji mówią wyraźnie: nie ma tu dla was miejsca. Ani teraz, ani nigdy.
Grać trzeba, i to grać do słuchu. Ale komu?
Ta uchwała nie powinna być dla nikogo wielkim zaskoczeniem, pozostaje jednak smutnym rozczarowaniem. Wyraźnie wpisuje się w dotychczasowe działania podejmowane przez rządzących i pozostające pod ich kuratelą instytucje, takie jak Instytut Pamięci Narodowej (lub, jak się go przezywa, Instytut Propagandy Nacjonalistycznej) bądź Telewizja Polska. To one odpowiadają w znacznej mierze za wzrost nastrojów rasistowskich, homofobicznych, antysemickich czy nacjonalistycznych, które każdego roku znajdują swój smutno-straszny finał na Marszu Niepodległości.
IPN i jego fatalnie niedoedukowani funkcjonariusze stawiają sobie za zadanie właśnie edukowanie społeczeństwa. W obecnej formie efekt może być – i jest – wyłącznie dramatyczny (co wytyka na Facebooku fanpage Przywróćmy Pamięć Patronom Wyklętym). Bezrefleksyjnie powiela się opowieści o bohaterskich wyklętych z pominięciem – w wielu przypadkach popartych relacjami świadków – dowodów ich zbrodni. Takie wybielanie działa według logiki „swój – nie swój”: jeśli nasz, to na pewno dobry i trzeba bronić go (i jego dobrego imienia) za wszelką cenę, nawet wbrew faktom, które zawsze można z biografii usunąć. Takim niewygodnym faktem jest dla obozu władzy właśnie socjalizm Baczyńskiego.
A jak ktoś jest obcy, to najlepiej o nim zapomnieć i dopilnować, żeby inni też zapomnieli. W tym również rządzący celują, szczególnie przez decyzje administracyjne, jak niesławna i szczęśliwie cofnięta warszawska dekomunizacja sprzed kilku lat. Wtedy władza poszła o krok za daleko, biorąc na cel między innymi przedwojennych ideowych komunistów (dla których totalitarny system ZSRR nie był jeszcze tak oczywisty, czasem zresztą jako jego jawni przeciwnicy ginęli w wielkiej czystce) czy bohaterów wojny domowej w Hiszpanii walczących przeciwko reżimowi generała Franco. Wystarczyło, że reprezentowali wrogi, „lewacki” obóz, by nie zasługiwali na pamięć.
W takim czarno-białym światopoglądzie nie ma miejsca na niuanse. Dzięki działaniom propagandowym Zjednoczonej Prawicy historia zmieniła się w prostą bajkę z wyraźnym podziałem na dobro i zło, gdzie „my” to ci dobrzy, a kto nie z nami, ten, cóż, przeciw. Stąd też Baczyński mógł zostać uznany za swojego (i odpowiednio wybielony) albo za obcego (i zasłużyć w ten sposób na zapomnienie).
Może lepiej dla niego, że zginął w Powstaniu – przynajmniej nie dotknie go dekomunizacja.
Gołębie straszyło powstanie
Kiedy Baczyński zginął, wybitny krytyk Kazimierz Wyka napisał artykuł pod prowokacyjnym tytułem „Śmierć Słowackiego”. Znał twórczość poety już podczas okupacji i był pod jej wielkim wrażeniem, czemu dał wyraz w późniejszych latach. Poświęcił mu liczne eseje i książki, czuwał nad starannym opracowaniem jego spuścizny literackiej. Wielką sympatię żywili do Baczyńskiego także przedstawiciele warszawskiego literackiego towarzystwa – wśród nich Czesław Miłosz. Krążyły plotki, że Jarosław Iwaszkiewicz i Jerzy Andrzejewski darzyli chłopaka nie tylko szczerą przyjaźnią, ale i głębszym uczuciem. Wątłego zdrowia, astmatyk, student podziemnej polonistyki, trochę zbyt często pozwalający sobie na papierosa, poeta, który w ciągu ośmiu miesięcy był w stanie napisać ponad sto wierszy.
I stuknął czołem o karabin, jak pisał gorzko Czesław Miłosz w „Traktacie poetyckim”. Kim mógłby zostać, gdyby nie przedwczesna, bezsensowna śmierć? Wyka twierdził, że drugim Słowackim. Z perspektywy czasu talent Baczyńskiego okazuje się bezsporny. Podobnie bezdyskusyjne wydaje się, że nie zostałby nadwornym poetą dzisiejszej prawicy. Chodzi jej przecież o jednoznaczność, której zdecydowanie brakuje w okupacyjnej poezji moralnych dylematów i duchowych odkryć, w katastrofizmie „apokalipsy spełnionej” i życia po niej.
Przypomnijmy sobie, kim Krzysztof Kamil Baczyński był rzeczywiście, tyle że bez „litościwych” pominięć specjalistów z IPN. Poza tym, że zajmował się polonistyką (co uznawano w czasie okupacji za raczej niepoważne), był żołnierzem Szarych Szeregów, a wcześniej działaczem organizacji młodzieży socjalistycznej „Spartakus”. Debiutował zresztą przed wojną w organie prasowym tego ugrupowania za pomocą wiersza o bardzo robotniczym tytule: „Wypadek przy pracy”. Rytmiczna forma rodem z lekkiego tekstu któregoś ze skamandrytów kontrastuje tam z drastyczną treścią:
Ktoś upadł!
Ktoś upadł na ziemię z łoskotem,
na górze wśród trybów łopotał się potem
strzęp krwawy, jak sztandar zwieszony na wietrze,
i przeciął krzyk wielki na nowo powietrze.
Troskliwą matczyną ręką skreślono na odwrocie maszynopisu: Pierwszy wiersz Krzycha – 1936 r. 15 lat.
Był poza tym wierzącym katolikiem. Wszystkie te w nieoczywisty sposób powiązane wartości wyniósł z rodzinnego domu. Ojciec poety, Stanisław, był także socjalistą (a wcześniej anarchistą), krytykiem literackim oraz działaczem niepodległościowym na tyle znanym, że już we wrześniu 1939 roku chciało go zaaresztować gestapo. Chciało, bo okupacji nie dożył. Matka, Stefania, była nauczycielką, tłumaczką, autorką podręczników i książek dla dzieci. To ona najprawdopodobniej przekazała synowi głęboką chrześcijańską wiarę. Z pochodzenia była Żydówką. Krzysztof Kamil Baczyński miał też żonę, Barbarę, dla której powstały jego najpiękniejsze erotyki.
W kwietniu 1943 roku, podczas powstania w getcie warszawskim, Baczyński napisał wiersz z incipitem ***[Byłeś jak wielkie, stare drzewo…], skierowany być może zarówno do narodu polskiego, jak i żydowskiego. Bez dodatkowego kontekstu interpretacyjnego, którym jest w pochodzenie matki autora z tekstu wyszłoby – mimo walorów formalnych – coś w rodzaju klasycznej martyrologicznej-mesjańskiej papki. W ten sposób staje się znacznie żywszy.
I otoś stanął sam, odarty,
jak martwa chmura za kratami,
na pół cierpiący, a pół martwy,
poryty ogniem, batem, łzami.
W wielości swojej — rozegnany,
w miłości swojej — jak pień twardy,
haki pazurów wbiłeś w rany
swej ziemi. I śnisz sen pogardy.
To nie jest prosta tożsamość. Jednak wszystkie te fakty (i wiele innych) składają się na to, kim Baczyński był i jak tworzył. Potrzebne są nie tylko po to, by dobrze zinterpretować jego wiersze, ale też by zobaczyć go jako człowieka z krwi i kości, a nie tylko spiżowe popiersie, czego – zdaje się – chcieliby rządzący. Jest to wreszcie tożsamość bardzo polska, zrodzona z tradycji niepodległościowej ojca i dziadka – powstańca styczniowego, z etosu pracy i etosu odpowiedzialnych intelektualistów-działaczy, z poszanowania dla odmienności i wielokulturowości, wreszcie z moralnej niezgody na zło i z duchowej pracy nad sobą. W świetle całości życia i poglądów poety łatwiej zrozumieć, dlaczego tak palącą koniecznością była dla niego walka zbrojna, nawet skazana na niepowodzenie. Z jednej strony antyfaszysta i socjalista, z drugiej przedstawiciel pokolenia Kolumbów, czyli pierwszego wychowanego w wolnej Polsce z całą pamięcią trudów, które wreszcie do tej wolności doprowadziły. Te dwie części osobowości pchały go do walki z równą mocą. Krzysztof Kamil Baczyński z nieokrojonym życiorysem mógłby być figurą łączącą różnych Polaków i wzorem dla wielu.
Niestety, obóz rządzący woli zabić Słowackiego po raz trzeci i mieć dla siebie wydmuszkę. Istnienia takich pomnikotwórczych mechanizmów zresztą sam Baczyński był świadom, czego przykład daje w krótkiej prozie „Pomnik”:
Przywykłeś już do obcej powłoki, w którą boleśnie wtłoczyła cię fantazja młodego artysty. Stoisz w niej jak w za ciasnym ubraniu, a patetyczny gest ręki przyklejonej do zimowego nieba nawet już nie męczy.
Już i najstarsi mówią, że wyglądałeś tak zawsze. Nikt cię nie pamięta – wszyscy uwierzyli w pomnik. […] Pod pomnikiem przeszły pokolenia śmiejąc się z jego patetycznego gestu. Nie odwróciłeś nawet spojrzenia od ciężkiego wyroku.
Powiem wam rzecz przeraźliwą i śmieszną: Dziś w nocy pomnik zakochał się.
Notabene, miłość do ojczyzny, ziemi grozy, wymagałaby pewnie wyjaśnienia w przekazie kierowanym do dzisiejszej lewicy. Obu stronom sceny politycznej podczas ideologicznych przepychanek zdarza się zapominać, że ludzie urodzeni sto lat temu żyli w innych realiach niż my. O Baczyńskiego bijemy się ostatnio jak dzieci o ulubioną zabawkę. Z perspektywy czasu łatwo oceniać, ale może lepiej próbować zrozumieć?
Bo wystarczy nam jedna ziemia
Co zabawne, w uchwale ustanawiającej ten rok rokiem Baczyńskiego padają także nazwiska poetów, których profil światopoglądowy powinien bardziej odpowiadać prawicowemu rządowi. Chodzi mianowicie o Tadeusza Gajcego i Andrzeja Trzebińskiego, redaktorów nacjonalistycznego pisma „Sztuka i Naród”, twórców być może równie wybitnych, aczkolwiek o wiele mniej znanych.
Może właśnie dlatego uhonorowano ich tylko jednym zdaniem. W świetle ogółu działań propagandowych obozu władzy trudno spodziewać się, że wybierze on działania inne niż pójście po linii najmniejszego uporu. Nietrudno zbić trochę kapitału politycznego na poecie znanym już powszechnie i popularyzowanym właściwie od końca II wojny światowej, w dodatku stosunkowo niekontrowersyjnym (chociaż do jego socjalizmu i antyfaszyzmu niektórzy wyborcy Zjednoczonej Prawicy mogliby mieć pewne uwagi). Realnej pracy natomiast wymagałoby promowanie twórców mniej rozpoznawalnych. W przypadku Trzebińskiego trzeba byłoby też coś zrobić z jego łatwymi do wychwycenia faszystowskimi sympatiami. Ale i on znajdował w świecie miejsce dla sporów ideologicznych, czego przedmiotem jest świetny groteskowy dramat „Aby podnieść różę…”. Poruszał ten wątek także w jednej z młodzieńczych fraszek, w której uwięzienie bohatera kwitowane jest następująco:
Dlatego cierpisz, że inaczej
Myślisz mój mędrcu niźli my.
Wydaje się, że obóz władzy dąży obecnie do uproszczonej wizji kultury, historii i świata w ogóle. Jego politycy nastawieni są w tej dziedzinie na doraźne cele. Uczciwa postawa wobec obywateli wymagałaby traktowania ich jak partnerów do rozmowy, nie słuchaczy wykładu, a także szacunku i przedstawienia motywacji własnych działań na gruncie pamięci zbiorowej – w dzisiejszych warunkach czysta utopia. Prawica, jako parlamentarny hegemon, ma tu nieledwie monopol na prawdę historyczną. Może przekazać za pomocą swoich organów, co tylko jej odpowiada, nie ma więc potrzeby podejmowania działań na rzecz włączania innych punktów widzenia. Ta strategia jednak długofalowo może się okazać co najwyżej strzałem w stopę. Pogłębianie podziałów sprawia, że nikt już nie ma woli pójścia na kompromis, a trudno utrzymać stabilną pozycję władzy bez choćby niewiele znaczących gestów.
Stanisław Pigoń, kolejny krytyk literacki, stwierdził, że należymy do narodu, którego losem jest strzelać do wrogów brylantami. Cóż, tego wydaje się chcieć obóz Zjednoczonej Prawicy, prezentujący taką postawę obywatelom jako jedyny moralnie właściwy wybór. Ten właśnie cytat zresztą występuje w sejmowej uchwale. Sam Baczyński pisał w swoim dramacie:
Heroizm nie znaczy w mundurze przechodzić
wśród trąb i wśród nieba trzasku,
heroizm to czasem pisanie na piasku
palcem – krzyżyka w rocznicę urodzin.
A jednak postawił na klasycznie heroiczną walkę zbrojną. Z narracji rządzących nie dowiemy się dlaczego. Chyba że wystarczy nam odpowiedź: „Bo tak”.
*
Cytaty z utworów według wydań:
K.K. Baczyński, „Utwory zebrane”, oprac. A. Kmita-Piorunowa i K. Wyka, t. 1–2, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1979.
J. Trzebiński, „Aby podnieść różę… Poezje i dramat”, oprac. Z. Jastrzębski, Instytut Wydawniczy „Pax”, Warszawa 1970.
T. Gajcy, „Kto ja”, Muzeum Powstania Warszawskiego, Warszawa 2010.
Cz. Miłosz, „Wiersze wszystkie”, Społeczny Instytut Wydawniczy „Znak”, Kraków 2015.