
Od 2025 roku 24 grudnia będzie dniem ustawowo wolnym od pracy. Podobne rozwiązanie poparło 403 posłów i posłanek. Podpisał się pod nim prezydent. W sondażach opowiadało się za nim około 65% Polek i Polaków, co przekracza podziały partyjne i polityczne.
Opór był w gruncie rzeczy nieduży. Część środowisk biznesowych rozdzierała szaty nad rzekomo potężnymi stratami, jakie przyniesie gospodarce uczynienie wolnym od zawodowego kieratu jednego z najbardziej rodzinnych dni w roku. Wspierali je pojedynczy politycy. Najbardziej aktywnie i jednocześnie memicznie – Ryszard Petru z Polski2050, który robił wszystko, by przeciwdziałać pomysłowi, a przy okazji także ośmieszyć siebie i to, co głosi.
To pierwsze, na szczęście, mu nie wyszło, drugie – głównie za sprawą absurdalnej, a w istocie też obraźliwej dla osób pracujących w handlu oraz rozumu i godności człowieka akcji siedzenia przez parę godzin na kasie w Biedronce – poszło znakomicie. Mimo to – na wypadek, gdyby ktoś jeszcze nabierał się na jego zaklęcia o rzekomym szacunku dla ciężkiej pracy oraz polskim dobrobycie, który niechybnie ostatecznie sczeźnie, jeśli ludzie będą mieli wolne w Wigilię – przypomnijmy, dlaczego pomysł to przynajmniej godny, sprawiedliwy i słuszny.
Czas na bycie razem
To jasne, że istotna część polskiego społeczeństwa nie przejmuje się religijnym wymiarem świąt Bożego Narodzenia. Z punktu widzenia ich rodzinnego charakteru nie ma to jednak znaczenia. To również prawda, że dla wielu osób święta – nie tylko te – są czasem trudnym, związanym z rozmaicie przeżywaną presją, stresem, trudnymi relacjami. Warto o tych ludziach myśleć podczas organizowanych przez siebie wydarzeń, być może zawiązywać przyjacielskie kolektywy świąteczne dla osób, które nie chcą lub nie mogą spędzać świąt z rodziną, odpuszczać wszystko, co się da, a co w świętach ma potencjał toksyczności. Tak czy owak jednak: Wigilia to w polskim roku kalendarzowym najważniejsze rodzinne święto. Nie pierwszy dzień świąt, nie drugi, tylko właśnie Wigilia.
Wszyscy znamy przecież te frazy. To dzień, w którym od pokoleń „gromadzimy się przy wspólnym stole”. Dzielimy się opłatkiem, kolędujemy, napychamy brzuchy jedzeniem (nie zawsze i nie przez wszystkich lubianym, ale co robić!), a torby prezentami. „Budujemy więzi rodzinne”.
Na reklamowo-sloganową papkę można się zżymać, ale przecież w wielu domach tak po prostu jest. Gdy obok sprzątania, pakowania, nakrywania i gotowania, trzeba jeszcze udać się do pracy – harować czy uśmiechać się na firmowym śledziku, to akurat bez znaczenia – trudniej zadbać i o siebie, i o innych. Jasne: zdejmujmy presję z przygotowań. Skoro Jezus przychodził mimo drzwi zamkniętych, to przybędzie także mimo nieumytych okien. Ale nie rzucajmy też pod nogi systemowych kłód.
Innymi słowy: czynimy Wigilię dniem wolnym od pracy nie w imię abstrakcyjnej tradycji, lecz realnego przywiązania do niej wielu ludzi. Nie dla konwenansu, ale z troski o spokój, czas, uczucia i kondycję milionów osób. By stworzyć trochę więcej przestrzeni na relacje i wspólnotę, by zwiększyć nieco szanse na po prostu dobry czas razem. Mandarynki pan Ryszard Petru zdąży kupić dzień wcześniej. A jeśli o nich zapomni, to może się obędzie bez nich?
Polacy harują jak mało kto
Ktoś mógłby zżymać się na podpieranie decyzji o ogłoszeniu Wigilii dniem wolnym od pracy wynikami sondaży (choć chyba na tym z grubsza polega demokracja, że z szacunkiem dla praw mniejszości wprowadzamy to, za czym opowiada się większość, prawda?). Nikogo przecież nie może dziwić, że ludzie chcą mieć więcej wolnego! Jeszcze krok i zarzucimy Polkom i Polakom lenistwo. Nie chce się, nierobom, pracować, więc wymuszają kolejne wolne, a politycy i polityczki zamiast robić, co należy, a więc dbać o święty Produkt Krajowy Brutto, łechcą te próżniacze instynkty.
Przypomnijmy więc, że według danych OECD Polacy są jednym z najbardziej zapracowanych narodów w Europie. Rocznie pracują średnio ponad 1803 godzin (dane za 2023 rok). Dla porównania, Węgrzy – 1679 (15,5 ośmiogodzinnego dnia pracy mniej), Łotysze – 1548 (prawie 32 dni mniej), Szwedzi – 1437 (45,75 dnia mniej), a Niemcy – 1343 (57,5 dnia mniej!). Statystycznie więc spędzamy w pracy prawie dwa miesiące więcej niż Niemcy. Mimo to wciąż nasze wynagrodzenia nie pozwalają większości z nas na osiągnięcie takiego standardu życia, by móc z tej harówki zrezygnować. Jeśli więc polska gospodarka miałaby niebywale ucierpieć z powodu dodatkowego jednego dnia wolnego od pracy, to znaczy, że toczą ją potężne problemy strukturalne niezwiązane z brakiem gotowości Polek i Polaków do harówki, bo ten zwyczajnie nie znajduje potwierdzenia w danych.
Skoro więc Polki i Polacy zapieprzają jak małe parowoziki i niewystarczająco odczuwają tego efekty w swoim standardzie życia, to oczywiście najbardziej potrzebujemy poważnych reform prawa pracy, polskiej gospodarki, usług publicznych czy mieszkalnictwa. Póki co jednak dobry choćby i ten symboliczny gest pokazujący, że dobrostan społeczny jest ważniejszy niż znikoma różnica w wydajności ekonomicznej.
Wolna Wigilia to większa równość
Niektórzy już zresztą tego dobrodziejstwa doświadczają. I to kolejny poważny argument za wprowadzeniem wolnej Wigilii. Bo dziś – mimo ogromnej wagi tego dnia, mimo potrzeby odpoczynku u milionów ludzi – szanse na rodzinne, przyjacielskie, wspólnotowe świętowanie Wigilii są zwyczajnie reglamentowane. Pracownicy i pracownice urzędów czy szkół od lat mogą wszak liczyć na wcześniejsze zakończenie pracy. Ale już osoby pracujące w żłobkach muszą zbierać od rodziców dzieci deklaracje, że nie przyprowadzą swoich pociech do placówki. Tworzy to absurdalną sytuację, w której panie opiekunki (i nieliczni panowie opiekunowie) proszą rodziców, by podpisali taką deklarację, korząc się w prośbie o wolne w Wigilię, które należy im się za ich ciężką i odpowiedzialną pracę bez żadnego gadania. Rodzice znajdują się zaś pod dwojaką presją: nie chcą wszak być tymi, którzy odbiorą paniom wolne w Wigilię, ale jednocześnie sami niekiedy muszą jeszcze tego dnia pójść do roboty. To upokarzające dla wszystkich.
Dotyczy to także osób pracujących w handlu, które, owszem, pracują w Wigilię krócej, ale wciąż do wystarczająco późna, by odebrać im szansę na spokojne przygotowania do świąt. Brak wolnej Wigilii dla wszystkich sprzyja więc nierównościom społecznym i to wzmacnianym w szczególnie wrażliwym obszarze. Ogłoszenie Wigilii dniem wolnym od pracy jest więc symbolicznym aktem sprawiedliwości społecznej: podkreśleniem, że państwo ceni równość i wspólnotę bardziej niż ekonomiczne zyski z jednego dnia pracy. Jest też sposobem na oddanie sprawiedliwości tym, którzy i tak będą w Wigilię pracować, jak służby mundurowe, ratunkowe, medyczne, pracownicy elektrowni i tak dalej. Odtąd jednak będzie przynajmniej należała im się świąteczna stawka. Udawanie, że Wigilia to dzień powszedni i że niegratyfikowane wzięcie lub otrzymanie tego dnia dyżuru na komendzie, w szpitalu czy wodociągach nie wiąże się z wyrzeczeniami, to przykład wyjątkowo bałamutnego zakłamywania rzeczywistości.
Dyskutować z symbolami?
Obawiam się, że Ryszarda Petru i tak nie przekonałem. Cóż jednak zrobić, gdy ktoś – jak się zdaje – wybrał dla siebie karierę symbolu. Petru stał się bowiem w debacie publicznej właśnie symbolem technokratycznego spojrzenia na rzeczywistość, przedkładania wydajności i wąsko rozumianego dobrostanu gospodarki nad ludzką wolność, równość i godność, zielonych tabelek w Excelu nad realne ludzkie potrzeby. Z symbolami już jest zaś tak, że z nimi samymi nie ma co dyskutować. Po co mam przekonywać Orła Białego, że jego skrzydła według wszelkich prawideł fizyki i ptasiej fizjologii nadają się do latania gorzej niż kurze? Nie śmiem więc także przekonywać Petru, że jego poglądy nadają się do pomnażania szczęśliwości podobnie jak te przeciwników wolnych sobót czy ośmiogodzinnego dnia pracy. W wypadku dyskusji o symbolach lepiej rozmawiać wszak z tymi, którzy na symbole się orientują.
Szczęśliwie Ryszard Petru tak dalece nic nie pojął w sprawie wolnej Wigilii, że sam ośmieszył sprawę walki o zablokowanie tego projektu lub (w wersji minimum) połączenie go z powrotem do pracy 6 stycznia. Także tak bywa z symbolami. A my? My zaś cieszmy się, że od przyszłego roku będziemy mogli 24 grudnia powiedzieć: ktoś pracuje, żeby nie pracować mógł ktoś, ale pracują wreszcie tylko ci, którzy naprawdę muszą. Należą im się za to chwała, wdzięczność i zapłata. A reszcie pozwólmy lepić uszka w spokoju.