fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Trzy kraje, jedna rzeka. Jaka będzie przyszłość Bugu?

Meandry Bugu przepływają przez wschodnią Polskę, zachodnią Ukrainę i Białoruś jak arterie. Czy dalej będą funkcjonować, kiedy na ich drodze ciągle będziemy stawiać bariery?
Trzy kraje, jedna rzeka. Jaka będzie przyszłość Bugu?
Bug w Drohiczynie, fot. Maria Dybcio

We wrześniu 2023 roku w Drohiczynie oglądam Bug bez granic. Ze Wzgórza Zamkowego patrzę na meandrującą wstęgę rzeki, głęboką zieleń roślinności, piaszczyste wyspy i budki obserwacyjne. Ze wzgórza nie widać granicy województwa mazowieckiego i podlaskiego, choć ta przebiega tuż obok. Położony w województwie lubelskim trójstyk granic Polski, Ukrainy i Białorusi oddalony jest o dwie godziny jazdy samochodem. W ciepłym, jesiennym słońcu łatwo zapomnieć, że Bug jednocześnie dzieli i łączy. Wystarczy jednak zbliżyć się do granicy, by zobaczyć mundury, ciężkie wozy oraz drut żyletkowy i wyrwać się ze snu o pokojowym współistnieniu natury i człowieka.

Rana zadana żyletką

– Trzeba było przyjechać wieczorem. Wczoraj prawie do północy słuchałem, jak ryczą jelenie – mówi Mieczysław Omelczuk, właściciel lokalnej firmy kajakarskiej „Kajakiem po Bugu”. – August Adam Zamoyski by się rozpłakał ze szczęścia – komentuje Tomasz Stańczuk, historyk okolicy. Dodaje później, że u progu XX wieku większa zwierzyna była rzadkością w tych okolicach. Dziś sytuacja znacznie się zmieniła, w okolicy żyją jelenie, łosie i wiele innych gatunków zwierząt. Gdy spotykamy się nad Bugiem jest koniec września, czas rykowiska.

Jesteśmy w Różance, dawnym majątku rodziny Zamoyskich, kilka minut od Organistówki – Domu Historii i Tradycji Ludowej, w którym pracuje Tomasz. Już w XVI wieku Bug był wykorzystywany do spławiania stąd produktów rolnych i darów lasu – mógł dzięki temu przynosić znaczne zyski. Tomasz opowiada, że znaczenie Bugu jako szlaku transportowego zmalało pod koniec XIX wieku, wraz z pojawieniem się kolei. Życie okolicznych wsi dalej koncentrowało się jednak wokół niego. Do kolejnej przełomowej zmiany doszło w 1945 roku: – Wtedy zaczyna się odwrót od rzeki, brzegi zarastają krzakami, przerzedza się zabudowa. W 1945 roku zmieniło się wszystko – Bug stał się rzeką graniczną.

Dziś granica jest nawet bardziej widoczna niż dawniej, w okolicy pojawiają się patrole straży granicznej, a zza wysokiej trawy na brzegu Bugu widzimy wyłaniające się żyletki. To concertina – drut żyletkowy zamontowany na granicy po wybuchu kryzysu migracyjnego i humanitarnego w 2021 roku. Według danych Grupy Granica, która zrzesza organizacje pomocowe, w marcu tego roku znaleziono ciało 59 ofiary kryzysu na granicy. Aktywiści, którzy pomagają osobom w drodze, mówią o ranach, które zadaje concertina, o wycieńczeniu i braku pomocy od władz i przemocy, którą stosuje wojsko i straż graniczna. Grupa Granica informuje, że od początku roku aktywiści otrzymali ponad 2800 próśb o pomoc i wsparcie od osób znajdujących się na granicy. Pogranicze polsko-białoruskie stało się symbolem cierpienia ludzi, ale też zwierząt, które zaplątane w drut żyletkowy umierają w męczarniach.

– Najgorsze jest to, że w niektórych gazetach piszą, że problemu już nie ma. Szkoda, że wczoraj prezydent był na styku granic, ale nie przyjechał już tu. Bo tutaj concertina cały czas jest – mówi Mieczysław, który nad brzegiem rzeki nie raz widział martwe zwierzęta. Rozmawiamy 27 września 2023 roku. – Jak w to wejdziesz, nie ma możliwości wyjścia. Zobaczyliśmy dzika, który wpadł w concertinę, zrobiliśmy zdjęcie, wysłaliśmy do gazety. Szybko go sprzątnęli, a w gazecie napisali, że concertina została zdjęta. Widzieliśmy łosie, jelenie, co po drugiej stronie tak ryczą, one przechodziły z jednej strony na drugą. A teraz jak przejdą? Za to ktoś powinien siedzieć.

fot.: Roman Bondaruk

Izabela Kadłucka, psycholożka zwierząt i prezeska Fundacji Niech Żyją! opisuje cierpienie zwierząt i apeluje do polityków, żeby zaczęli debatę na temat innych form ochrony granicy, nie takich, które ranią i zabijają zwierzęta. – W wielu miejscach drut concertiny leży w wodzie albo jest obrośnięty roślinnością. Zwierzęta wpadają w niego podczas ucieczki w przypadku spłoszenia, podczas prób dostania się do wodopoju albo zwykłej migracji. Dostajemy informacje od osób, które od kilkunastu lat prowadzą monitoring przez fotopułapki, opowiadają nam, jak migracja zwierząt całkowicie zamarła z powodu drutu – mówi.

Z raportu „Concertina zabija” przygotowanego przez Fundację Niech Żyją! we współpracy z Siecią Obywatelską Watchdog Polska, Fundacją Lex Nova, Stowarzyszeniem Dzika Inicjatywa, Fundacją Albatros i Stowarzyszeniem Nasz Bóbr wynika, że w miejscach, w których zapora graniczna jest widoczna z daleka, jak obok drogi czy na obszarze polnym, nie jest ona aż tak niebezpieczna dla zwierząt, jak w przypadku concertiny, która znajduje się nad brzegami rzek. Zanurzona w wodzie stanowi niebezpieczeństwo dla bobrów, które nie mogą bezpiecznie przedostać się do podwodnych tuneli, które prowadzą do ich nor i żeremi. Śmiertelnie niebezpieczny jest też drut, który wrasta w skarpy i przez to staje się niewidoczny. Tak jest w przypadku Różanki, ale też położonego na północ Niemirowa. Izabela objaśnia, że zaplątanie się w concertinę prowadzi do ogromnego cierpienia, zwierzęta umierają przez odniesione rany i pocięte wnętrzności. – To jest śmierć długa i powolna. I bardzo bolesna. Trudno wyobrazić sobie gorsze cierpienie, a wiemy, że dzieje się to każdego dnia. Problemem jest również dotychczasowy brak odpowiedzialności jakiegokolwiek konkretnego podmiotu za pomoc zwierzętom. Do tej pory ratowali je strażnicy graniczni, myśliwi i osoby prowadzące ośrodki rehabilitacji dzikich zwierząt.

Rządząca od października koalicja nie zmieniła polityki w sprawie ochrony granicy. W ciągu roku na rzekach granicznych powstanie 172-kilometrowa bariera elektroniczna złożona z kamer dzienno-nocnych i termowizyjnych oraz czujników do wykrywania różnych cech fizycznych obiektów. Jak deklaruje Ministerstwo Klimatu i Środowiska, drut żyletkowy nie zostanie rozebrany. Instytucja zapowiada jedynie stały monitoring zranień zwierząt spowodowanych przez concertinę, który mają prowadzić zarządcy terenu, czyli nadleśnictwa i Białowieski Park Narodowy. Jak zaznacza Izabela, szansą dla zwierząt jest zabezpieczenie całego drutu żyletkowego siatką leśną, co jest możliwe tylko od strony Polski. Samo monitorowanie nie sprawi, że zwierzęta nie będą wpadać w concertinę, ich dramat niestety szybko się nie skończy.

Sytuację zwierząt pogarsza uchwała w sprawie sytuacji na wschodniej granicy RP, która weszła w życie 13 czerwca 2024 roku i wprowadziła czasowy zakaz przebywania w strefie nadgranicznej w zasięgu terytorialnym Placówek Straży Granicznej w Białowieży, Narewce, Dubiczach Cerkiewnych i Czeremsze.

Izabela mówi, że zakaz odbije się rykoszetem na środowisku i dzikich zwierzętach. – Do tej pory wiele zgłoszeń zwierząt zaplątanych w concertinę pochodziło między innymi od fotografów przyrody. Zwierzęta takie trafiały do ośrodków rehabilitacji dzikich zwierząt, a potem były wypuszczane na wolność. Wiemy, że drut jest rozciągnięty na długości setek kilometrów na granicy z Rosją i Białorusią, dlatego im więcej osób monitorujących concertinę, tym lepiej dla dzikich zwierząt. Skierowane do tego służby same mogą nie poradzić sobie z tym zadaniem na długości setek kilometrów drutu, stąd każda aktywność obywatelska jest cenna – komentuje.

Przez Bug do sąsiada

Concertina wpłynęła na życie w Różance i innych miejscowościach położonych nad Bugiem, w tym na biznes, który Mieczysław prowadzi z synem. On jednak łatwo się nie poddaje – zanim zajął się kajakami, był bokserem.

W 2021 roku Różanka znalazła się w strefie nadgranicznej, nie mogli przyjeżdżać tam turyści. Wtedy rozpoczęto też montaż concertiny. – Znaleźliśmy jeden bezpieczny punkt bez drutu, tu wchodzimy z kajakami. Ale w wielu miejscach dalej nie można wyjść na brzeg – mówi Mieczysław. Wiele osób do dziś boi się pływać kajakiem w okolicach granicy ze względu na trudne relacje z Białorusią, wojnę w Ukrainie i samą concertinę. Dzwonią czasem do Mieczysława i pytają: Czy u was nie strzelają?

Na szczęście turystyka nie umarła całkowicie. We wrześniu 2023 roku Mieczysław przygotowuje się do zakończenia sezonu – imprezy, w której weźmie udział 80 kajakarzy. Z dumą pokazuje mi zdjęcia na ścianach swojego domku letniskowego, on jako młody bokser, pamiątkowe zdjęcia ze spływów, na każdym kilkadziesiąt osób. – Ale nie wieszam wszystkich, jakbym wieszał z każdego spływu, musiałbym zapełnić wszystkie ściany.

Zmiany widać też w relacjach z sąsiadami zza Bugu. Od lat trwała lokalna wymiana między Białorusią, Polską i Ukrainą, która dziś już nie istnieje. – My z Białorusią dobrze żyliśmy. Jak jeszcze był spokój i ktoś przyjeżdżał do mnie na kajaki, jechaliśmy na wycieczkę do Brześcia, do Tomaszówki. Spotykaliśmy Białorusinów, którzy oglądają naszą telewizję i rozmawiają po polsku. Mieczysław pamięta też o corocznej imprezie, Dniach Dobrosąsiedztwa, kiedy na Bugu otwierano most, aby sąsiedzi z Polski i Ukrainy mogli się spotkać. – Nasi rodzice chodzili do nich, oni do nas.

W wydarzeniu brali też udział Adrian i Kasia, którzy prowadzą agroturystykę Wiedźminowo w położonych dwa kilometry od Różanki Stawkach. Aby do nich trafić, trzeba głęboko wjechać w las, skręcić w prawo za dziękczynną kapliczką, która powstała po drugiej wojnie światowej podobno z ruin zamku w Różance.

Wiedźminowo mogłoby być symbolem życia na granicy. Gospodarstwo należało dawniej do dziadka Adriana – twórcy ludowego, pisarza i poety, Stefana Sidoruka, który w swojej twórczości posługiwał się gwarą chachłacką. Pod tą nazwą kryje się cały kompleks podlaskich i północno-ukraińskich gwar, które łączą język polski z białoruskim i rosyjskim (rusińskim). Jak podkreśla Adrian, jego dziadek był jedną z niewielu osób, które opisały lokalne życie tej okolicy. Siadamy na ganku drewnianego domu, którego ściany pokryte są obrazami przedstawiającymi lasy, zwierzęta i rzekę. – W tym miejscu domu była biblioteka. Mój dziadek bardzo lubił czytać i próbował zarazić młodzież tym czytaniem. A że najbliższa szkoła była w Różance, postanowił, że będzie miał u siebie niektóre podstawowe książki, które będą wypożyczane, a dzieci będą miały o połowę bliżej niż do szkoły – mówi wnuk Stefana i po chwili wstaje, żeby pokazać mi zgromadzone na półkach książki. I choć latem dwa kilometry to przyjemny spacer, zimą Stawki zamieniały się w śnieżną twierdzę, odgrodzoną od świata zaspami i wyziębioną ponad dwudziestostopniowym mrozem. Adrian przez te wspomnienia do dziś nie lubi zimy. Dziś nowi właściciele gospodarstwa marzą o stworzeniu izby pamięci, w której znajdowałyby się książki dziadka. W Adrianie i Kasi dalej żyje wspomnienie ponadgranicznych relacji, które istniały tu od lat.

– Do niedawna wszyscy żyli w zgodzie. Polacy jeździli do Ukrainy, Białorusi i kupowali taniej różne rzeczy. Białorusini przyjeżdżali tutaj, tak samo Ukraińcy. Znamy takiego pana z Ukrainy, który już dłuższe lata mieszka w Polsce. Urodził się jeszcze na terenach polskich, ale teraz to już Ukraina. On czuje więź właśnie z tym miejscem, mimo że ciężko powiedzieć, czy jest tak naprawdę Ukraińcem, czy Polakiem. Widać, że dla niego to nie ma znaczenia, czy tu jest Polska, czy tam jest Ukraina.

Adrian i Kasia wspominają kontrole, gdy Stawki znalazły się w strefie przygranicznej. Na drogach stawiano wtedy bramki, zatrzymywano i kontrolowano przejeżdżające samochody. Obecnie jest już spokojnie, relacje między sąsiadami dalej są jednak zawieszone.

W latach 2014-2020 w ramach projektu Bug Unites-Us powstała inwestycja łącząca wszystkie kraje – ponad 800 kilometrów wspólnych tras kajakowych, lokalne centra kultury, cykl wspólnych wydarzeń. W centrum kajakowym w Drohiczynie, które powstało w ramach projektu, obserwuję interaktywną mapę inwestycji – podświetlone są cztery szlaki kajakowe, dwa z nich położone są w Polsce i Ukrainie, jeden łączy oba kraje, inny prowadzi z białoruskiego Bielina do Brześcia. Niestety na tym połączenie się kończy. Niełatwo podtrzymać relacje, gdy spotkanie się na granicy jest tak trudne.

W trójkącie zanieczyszczeń

Zły stan relacji między krajami wpływa też na inne sfery życia rzeki – jak jej czystość. I choć potrójna kontrola mogłaby oznaczać potrójną troskę, jest inaczej – każdy z trzech krajów w inny sposób monitoruje stan rzeki, a trudne relacje z Białorusią uniemożliwiają dokładną kontrolę. Co prawda porozumienie o współpracy w dziedzinie ochrony i racjonalnego wykorzystania wód transgranicznych zostało podpisane przez rządy Polski i Białorusi niedawno, bo w 2020 roku. Od 2023 roku współpraca i monitoring nie są jednak wspólnie prowadzone z powodu pogorszenia stosunków dwustronnych. Trudno jest też uzyskać informacje dotyczące stanu rzek w Białorusi – tamtejszy rząd w 2021 roku nakazał zamknięcie wszystkich organizacji pozarządowych zajmujących się ochroną środowiska, co było związane z represjami po ogólnokrajowych protestach po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 roku. Aktywiści zarówno w kraju, jak i za granicą, twierdzą, że prześladowania działaczy na rzecz ochrony środowiska nadal trwają. Niektóre organizacje mimo to działają dalej, robią to jednak niejawnie. Oprócz zastraszania działaczy, rząd ogranicza również dostęp do informacji. W przeszłości dane dotyczące monitoringu środowiska były dostępne online, dziś najczęściej można zdobyć je dopiero po złożeniu wniosku o dostęp do informacji.

Raporty są za to sporządzane między Polską i Ukrainą, które już w 1996 roku podpisały umowę w dziedzinie gospodarki wodnej na wodach granicznych. Polsko-Ukraińska Komisja ds. Wód Granicznych, a dokładnie grupa robocza ds. ochrony wód przed zanieczyszczeniem, co miesiąc prowadzi badania po polskiej i ukraińskiej stronie. W obu krajach istnieją różne dopuszczalne limity występowania substancji w rzece, co utrudnia tworzenie wspólnych raportów. Istnieje jednak perspektywa ułatwienia tej współpracy. Jak zauważa rzecznik Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, Maciej Karczyński, Ukraina wprowadza obecnie monitoring wód zgodnie z wymaganiami unijnej Ramowej Dyrektywy Wodnej.

Od lat Bug nie jest czystą rzeką, podobnie jak większość rzek w Polsce. Na podstawie pomiarów wykonanych przez GIOŚ w cyklu wodnym 2016-2021 ustalono, że ponad 99 procent rzek w Polsce ma zły stan wód. W tych samych latach w zlewni Bugu znajdowało się 205 jednolitych części wód powierzchniowych, gdzie kontrolowano stan wody. Stan ten w 196 odcinkach oceniany był jako zły, co oznacza, że występowały w nich odchylenia od stanu naturalnego, pod kątem parametrów biologicznych, fizykochemicznych i hydromorfologicznych. Badanie jest restrykcyjne – gdy jeden z klasyfikowanych elementów nie spełnia warunków dobrej jakości, odcinek trafia do najgorszej kategorii. Rzecznik prasowy GIOŚ wskazuje, że z analizy klasyfikacji poszczególnych elementów jakości wód wynika, że 80% wszystkich monitorowanych wskaźników zostało sklasyfikowanych w najlepszych 1 lub 2 klasie stanu ekologicznego oraz w 1 klasie stanu chemicznego. Jednocześnie wśród kluczowych elementów biologicznych, blisko 55% wskaźników osiągnęło klasę poniżej stanu dobrego. Dodaje też, że klasyfikacja została obniżona w głównej mierze ze względu na złą kondycję ichtiofauny, czyli ryb żyjących w Bugu. I choć częściowe badania rzeczywiście wskazują na mniej czarny scenariusz dla rzeki, należy pamiętać, że zaledwie dziewięć z badanych odcinków uzyskało pozytywne wyniki pod kątem wszystkich parametrów.

Okolice Słopska, fot. Maria Dybcio

W wielu odcinkach rzeki podwyższone są wskaźniki występowania substancji szkodliwych dla środowiska pochodzących z transportu, przemysłu czy rolnictwa. Zły stan chemiczny rzeki powodowało głównie przekroczenie środowiskowych norm jakości difenyloeterów bromowanych w biocie i benzo(a)pirenu w wodzie. Związki te trafiają do wody w wyniku osadzania się zanieczyszczeń atmosferycznych i mogą być niebezpieczne dla zdrowia, znane są ich właściwości kancerogenne. W 2017 roku Bug został poważnie zanieczyszczony w obwodzie lwowskim, z powodu nieefektywnego działania oczyszczalni do zlewni Bugu wpłynęły 64 miliony metrów sześciennych ścieków. Działanie oczyszczalni wróciło do normy, ale w odcinkach granicznych przez dłuższy czas występowały podwyższone ilości związków azotu i fosforu, które mogą powodować zakwit glonów i sinic, a przez to niszczenie życia na dnie rzek. Do innej awarii doszło też po stronie polskiej w 2022 roku, kiedy to rzeka Kamianka, która jest dopływem Bugu, została zanieczyszczona przez emisję ścieków z Miejskiej Oczyszczalni Ścieków w Siemiatyczach. Wpłynęło to na wyniki pomiarów zarówno pod względem elementów biologicznych, fizykochemicznych i chemicznych. Monitoring badawczy dalej trwa, głównie pod kątem występowania wspomnianego już azotu i fosforu. Na przestrzeni lat powstało wiele nowych oczyszczalni, konieczne są jednak dalsze inwestycje w modernizację tych już istniejących po polskiej i ukraińskiej stronie.

Jakość wody jest kluczowa, a na jej stan może wpływać też otoczenie. O ochronę czystości Bugu, a dokładnie jego brzegów, dba Operacja Czysta Rzeka, czyli inicjatywa magazynu „Kraina Bugu”, wydawanego od ponad dziesięciu lat i nazywanego czasem wschodnim „National Geographic”. „Kraina Bugu” skupia społeczność osób, którzy obserwują życie nad Bugiem, łowią ryby, robią zdjęcia i doceniają wartość rzeki i przyrody.

Izabela Sałamacha z Operacji Czysta Rzeka mówi, że to właśnie w tej społeczności w 2019 roku narodził się pomysł akcji lokalnego sprzątania nad Bugiem. – Zarówno turyści, jak i miejscowi przyjeżdżają i zamiast zostawić odciśnięty but czy stopę nad rzeką, zostawiają śmieci. Widzimy też odpady powędkarskie, choć przedstawiciele tego środowiska także z nami porządkują te tereny – opowiada. Początkowo miała to być jednorazowa akcja, która szybko przerodziła się w operację na skalę całego kraju. W sprzątaniu uczestniczą mieszkańcy już nie tylko okolic rzek, ale także innych terenów zielonych, w różnym wieku, a akcję może zorganizować każdy – wystarczy, że zbierze kilka osób i zarejestruje sztab oraz porozumie się z lokalnymi władzami lub operatorami w sprawie odbioru śmieci, wszyscy otrzymają wtedy rękawice i worki na śmieci. – W pierwszym roku mieliśmy około 2 tysięcy uczestników i zabraliśmy 55 ton śmieci. Dla porównania, w ubiegłym 2023 roku było to 375 ton śmieci i ponad 20 tysięcy uczestników. Nad Bugiem jest jakoś łatwiej zachęcić do takiej inicjatywy. Społeczność w mniejszych miejscowościach jest bardziej zmobilizowana i zintegrowana – opowiada Izabela i dodaje, że w okolicach rzeki miało już miejsce kilkadziesiąt akcji. I choć każdego roku sytuacja wydaje się lepsza, uczestnicy dalej znajdują w lasach i nad rzekami dzikie wysypiska. – Niestety w rozwoju cywilizacji zapomnieliśmy o tym, że jesteśmy też elementem natury, tylko po prostu zaczęliśmy ją ujarzmiać. Bug jest wyjątkowy, bo nie jest tak uregulowany jak inne rzeki. My wierzymy, że możemy bardziej regulować nasze zachowania niż naturę – podsumowuje Izabela.

Gdzie jest woda?

Kiedy we wrześniu stoimy nad Bugiem z Mieczysławem i Tomaszem, termometry wskazują ponad 20 stopni. Ten ciepły wrzesień ma też swoje konsekwencje dla rzeki, której poziom jest niski. Nie jest to wyjątek – raczej trend, który trwa już od lat. Niski stan wody jest dużym zagrożeniem dla Bugu. Mniej wody oznacza mniejsze rozrzedzenie zanieczyszczeń, wpływa też na różnorodność biologiczną w rzece i jej okolicy.

Dlatego też informacja o projekcie drogi wodnej E40 wstrząsnęła wszystkimi zainteresowanymi losami Bugu. E40 miała być jedną z najdłuższych śródlądowych żeglownych dróg wodnych w Europie i łączyć Gdańsk z ukraińskim Chersoniem. Aby kanał powstał, konieczne byłoby uregulowanie rzek. W jednym z możliwych wariantów obok Bugu miał powstać kanał, na którym odbywałaby się żegluga. Problem tkwi w tym, że pobierałby on wodę między innymi z Bugu i przez to mógłby doprowadzić do obniżania poziomu rzeki. Kanał przecinałby Polesie – jeden z największych obszarów podmokłych w Europie. W raporcie sporządzonym przez Save Polesia, koalicję czterech organizacji społecznych z Polski, Ukrainy, Białorusi i Niemiec, wynika, że powstanie drogi wodnej E40 wpłynęłoby na prawie dwieście międzynarodowych obszarów chronionych w Polsce, Białorusi i Ukrainie, w tym obszarów Natura 2000. Czy droga wodna powstanie? Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie wstrzymuje się od komentarza. W tym momencie projekt nie wydaje się realny, przede wszystkim ze względu na trudne relacje z Białorusią. Trwają jednak prace przygotowawcze, w tym zbieranie dokumentacji środowiskowej do powstania odcinka drogi i budowy stopnia wodnego na Wiśle w Siarzewie, któremu również sprzeciwiają się ekolodzy, przekonując, że inwestycja ta może prowadzić do zniszczenia ekosystemów.

Maciej Cmoch, autor książki „Bug. Opowieści o rzece, łęgach, piachach, łąkach, starorzeczach i mokradłach, a także o życiu zwierząt i ludzi w meandry dzikiej rzeki zaplątanych”, sądzi, że powstanie odcinka od Morza Bałtyckiego do Czarnego jest mało prawdopodobne: – Dla mnie to tak utopijna wizja, że w to nie wierzę. Po pierwsze, to się nie opłaca. Lepiej zainwestować w kolej. No i byłoby to też wbrew prawu, bo dolina Bugu należy do kilku obszarów Natura 2000. Starorzecza może nie wyschłyby od razu, ale miałyby znacznie mniej wody. Zaczęłyby zarastać i się degradować, ostatecznie po latach w końcu by zanikły – mówi. Trudno nie odnieść wrażenia, że sam projekt wydaje się krótkowzroczny – czy w przyszłości będziemy mieć wystarczająco dużo wody, aby umożliwić żeglugę na dużą skalę?

Maciej Cmoch, starorzecze niedaleko Drohiczyna, fot. Maria Dybcio

Niski poziom wód wpływa również na ryby. Wspomina o tym Piotr Rybicki, rzecznik prasowy Okręgu Mazowieckiego Polskiego Związku Wędkarskiego. – Jeżeli są lata, w których wędkarze mówią, że mniej łowią, na pewno ma na to wpływ sytuacja hydrobiologiczna, przede wszystkim właśnie wysokość wody. Gdy stan wody jest niski, występuje niżówka, to wtedy stężenie wszystkich związków się zwiększa, zwiększa się zanieczyszczenie. Druga kwestia dotyczy ciepłego lata i wysokiej temperatury wody. Bardzo dużo ryb migruje wtedy w dolnym odcinku Bugu do Zbiornika Zegrzyńskiego. Właśnie w poszukiwaniu warunków, w których mogą przetrwać – objaśnia.

Wysoka temperatura wody przyczyniła się do katastrofy ekologicznej, do której doszło na Bugu w 2009 roku. Miała wtedy miejsce przyducha – masowe śnięcie ryb ze względu na zbyt małą ilość tlenu w wodzie. Była ona spowodowana intensywnymi opadami, a przez to spłukaniem do rzeki zalegającej trawy i siana z terenów rolnych i użytkowych. Doprowadziło to do powstania procesów beztlenowych wzmocnionych przez wysoką temperaturę. Gdy w 2022 roku doszło do katastrofy na Odrze, ówczesny rząd próbował porównać obie sytuacje i przysłonić własną winę w kwestii Odry. Badania wykonane jednak po przydusze wskazują na jedynie naturalne przyczyny katastrofy.

Rzecznik OMPZW mówi, że ze statystyk prowadzonych przez organizację na przestrzeni kilku ostatnich lat wynika, że wielkość populacji ryb w Bugu odrodziła się po przydusze i w ostatnich latach raczej się nie zmienia. Piotr Rybicki zaznacza, że presja wędkarska jest większa niż kilka lat temu, zaś coraz więcej wędkarzy łowi sportowo – nie zabiera ryb do domu. W ubiegłym roku na odcinku od rzeki Nurzec do rzeki Liwiec łowiło 6 tysięcy wędkarzy – 10% procent wędkarzy w całym województwie mazowieckim. Prawdopodobnie te liczby są jeszcze większe i dalej mogą rosnąć. Tylko, czy w przyszłości wędkarze dalej będą mieli, co łowić?

Dzikość i jej ujarzmienie

Susze i gwałtowne powodzie należą do efektów zmian klimatu, które zaczynają być już widoczne w Polsce. Pod koniec stycznia razem Arturem Kacprzykiem, który regularnie obserwuje ptaki w okolicy, jadę zobaczyć Bug. Kilka dni temu w miejscowościach położonych niedaleko Wyszkowa doszło do powodzi spowodowanej zatorem lodowym, który wytworzył się w niedalekiej odległości od zapory w Dębem i zalewu Zegrzyńskiego. Symbolem powodzi stała się położona na terenach zalewowych wieś Młynarze. Polskę obiegły zdjęcia zalanych domów, ewakuujących się mieszkańców i dzieci dojeżdżających do szkoły wozami strażackimi. Mapa zagrożenia powodziowego udostępniona przez hydroportal ISOK wskazuje 10% zagrożenie powodzią w Młynarzach, co oznacza, że do powodzi może dojść średnio co dziesięć lat.

Artur przez większość swojego życia amatorsko obserwował i fotografował ptaki, ale trudno nazwać go amatorem, wystarczy kilka sekund śpiewu ptaka, żeby odgadł, co to za gatunek. – Kiedyś myślałem, że wszystko trwa wiecznie. Taki ptak jak czajka, myślałem, że zdążę zrobić mu zdjęcie. Później już nie zdążyłem i nie zdążę zrobić wielu innych rzeczy – opowiada. Razem z nami w samochodzie siedzi Norbert Paciorek, student pierwszego roku teologii, który dodaje: – Artur zaraził mnie swoją pasją. Jak zobaczę nowego ptaka, to czuję się, jakbym odkrył nowy świat, który był koło mnie, a na który w ogóle nie zwracałem uwagi. Artur potrafi siedzieć w lesie godzinami i czekać na to jedno zdjęcie – mówi Norbert. Nie udaje nam się dojechać do Młynarzy, które od drogi oddziela wysoka woda. Widzimy jednak wezbrane rzeki Fiszor i Liwiec, a niedaleko Kamieńczyka spiętrzony lód na Bugu. Przed sobą mamy zalane pola, słyszymy głośny śpiew ptaków. Artur po kolei wymienia gatunki kaczek, łabędzi, w oddali widzimy orła bielika. Natura odżywa. Oglądamy też ogródki działkowe, a nierzadko domy, które w okolicy Słopska stoją tuż nad rzeką. Artur opowiada o sobie jako o wrogu wszelkiego grodzenia brzegów rzek, które jak uważa – powinny być dostępne dla wszystkich.

Rozlewisko Bugu niedaleko Kamieńczyka, fot. Maria Dybcio

W historii Bugu powódź nie powinna zaskakiwać – rzeka regularnie wylewa od lat. Maciej Cmoch analizował historię powodzi spowodowanych przez Bug – Bug wylewał regularnie co roku, teraz wylewa od czasu do czasu. Wody było dużo, zostawała w zagłębieniach w dolinie rzeki, w tak zwanych smugach i starorzeczach, teraz, kiedy nie ma wody albo jest jej mało, ptaki nie mają warunków, więc lecą gdzieś dalej – mówi. I dodaje: – Myślę, że jest to związane ze zmianami klimatu, ewentualnie z siecią rowów, bo są tu niestety nie tylko moczary, ale są też rowy melioracyjne, którymi woda ucieka z łąk. Na szczęście nie na taką skalę jak w innych miejscach – dodaje. I podkreśla, że rozlewiska są korzystne dla natury, w tym dla ptaków. – Gatunki przelotne zatrzymują się na rozlewiskach wczesną wiosną. Potem korzystają z nich gatunki lęgowe, ptaki siewkowe – jak rycyki i krwawodzioby. Ptaki dzięki wodzie mają większy obszar do odbycia lęgów i więcej siedlisk. Maciej zauważa też, że wały przeciwpowodziowe wpływają na siedliska ptaków: – Badania wskazują, że na łąkach, gdzie wały były poprowadzone, zmniejszyła się liczebność ptaków, bo te wały powstrzymują rzekę przed wylaniem się na łąki. Woda nie zasila tych łąk, więc liczebność ptaków wodnych spada. Im dalej od rzeki są wały, tym lepiej, bo wtedy rzeka ma większą możliwość wylania się na łąki. Myślę, że da się znaleźć jakiś kompromis między postawieniem wałów, a ptakami.

Każdy rodzaj regulacji rzek wpływa na naturę. Mówi o tym hydrobiolog, profesor Maciej Karpowicz. – Największym problemem polskich rzek jest ich regulacja, a największym wyzwaniem przywracanie naturalności ekosystemów rzecznych. Natomiast Bug ma nieznacznie przekształconą dolinę rzeczną (pomimo regulacji większości dopływów i mniejszych cieków), którą wyróżnia się na tle innych rzek Europy. Taka jest specyfika nizinnych rzek, że na początku wiosny woda rozlewa się na, coraz częściej zabudowane, tereny zalewowe. Rzeka to nie tylko koryto. To cała zlewnia, torfowiska w zlewni działają jak gigantyczna gąbka, która magazynuje wodę. Meliorując i przesuszając takie tereny, przyczyniamy się do występowania długotrwałych okresów susz. Obecnie na świecie raczej prowadzone są badania pod kątem likwidacji zbiorników zaporowych na terenach nizinnych.

Mieszkańcy Młynarzy mówią, że od stycznia niewiele się zmieniło, dalej są niepewni przyszłości. Anna Truszczyńska, rzeczniczka prasowa Wód Polskich, zapewnia jednak, że planowane są już rozwiązania dla okolicznych miejscowości, w tym prace bagrownicze, polegające na oczyszczaniu i pogłębianiu koryta rzeki. Planowane jest ograniczenie wydawania zgód zwalniających z zakazu gromadzenia ścieków na terenach szczególnego zagrożenia powodzią. Dojdzie też do zabezpieczenia erodowanego brzegu Bugu w miejscowości Kuligów – podpieranie brzegu, ustabilizowanie koryta i ostatecznie ochronę terenów.

Jak ochronić mieszkańców, a jednocześnie w najmniejszy sposób ingerować w naturę? Prezes Podkarpackiego Towarzystwa Przyrodników Wolne Rzeki, Piotr Bednarek, w filmie umieszczonym na swoim kanale Youtube mówi, że pozwalanie na wylewanie rzeki jest bardziej efektywne z perspektywy zarządzania wodą niż chronienie przed nią wsi. Tym bardziej ze względu na to, że wahania stanu wody w tym miejscu na przestrzeni lat są niewielkie. Aby ochronić Młynarze, trzeba byłoby otoczyć je wałami, wtedy część doliny Bugu zostałaby zawężona, a woda piętrzyłaby się w innych miejscach. Ostatecznie zagrożenie w dolinie Bugu by wzrosło, ponieważ woda nie mogłaby rozlać się na tak dużym obszarze, jak teraz. – Ta wieś zlokalizowana jest w większości na terenie zalewowym. Z perspektywy zarządzania takim problemem mądrzejsze wydaje się w wypłacanie odszkodowań. A w dłuższej perspektywie na pewno niewydawanie też pozwoleń na budowę w tej okolicy – podsumowuje. Sytuacja nie jest jednak łatwa – część mieszkańców Młynarzy może w przyszłości stracić swój dom. Oczekują więc rozmowy z władzami i wypracowania wspólnych rozwiązań.

Walka o ekosystem

Maciej Cmoch od prawie piętnastu lat obserwuje rzekę i ptaki, które gniazdują w jej okolicy. Regularnie jeździ nad Bug, nierzadko rozstawia namiot i spędza noce nad brzegiem rzeki. Co roku prowadzi badania, monitoringi i inwentaryzacje. Dobrze zna tę okolicę i jej mieszkańców. Zatrzymujemy się na dłużej nad starorzeczem Bugu w okolicach Drohiczyna: – Kiedyś płynął tu Bug, ale zmienił przebieg. Rzeka odcięła to zakole i teraz płynie dalej. Nawet nie widzimy jej z oddali, jest daleko za drzewami. Są miejsca nad rzeką, w których Bug do dziś robi takie duże zmiany. Może nie w takiej skali jak kiedyś, człowiek w końcu pilnuje, żeby nie działo się nic nieprzewidywalnego. Ale cały czas jakieś zmiany są. To miejsce, gdzie nie ma wałów przeciwpowodziowych, więc rzeka może swobodnie wylewać – mówi Maciej.

– Dzięki temu, że ta rzeka jest taka naturalna, jest w miarę dużo lęgowych ptaków, są starorzecza, pastwiska, łąki. Ale niestety liczebność gatunków związanych z łąkami i pastwiskami – tak zwanych ptaków siewkowych, czyli rycyków, czajek, krwawodziobów – drastycznie spada. Maciej wymienia przyczyny tego stanu. Przede wszystkim chodzi o intensyfikację rolnictwa – łąki koszone są szybko, kiedyś sprzęt pojawiał się na nich później. Robienie pokosu jest też łatwiejsze, bo łąki są zmeliorowane, przez co nie stoi na nich woda. A ze względu na nawozy wszystko rośnie szybciej. Tak szybko, że ptaki nie mają czasu wyprowadzać lęgu, nierzadko giną na łąkach pod ciężkim sprzętem. Maciej zwraca jednak uwagę, że zaniechanie użytkowania ziemi też przyczynia się do spadku liczebności ptaków. Gdy pastwiska i łąki zarastają, ptaki siewkowe muszą zmienić miejsce lęgu. – Tu chodzi o balans. Ciężko to uchwycić, użytkowanie jest potrzebne, ale nie może być zbyt intensywne – zaznacza. Nad starorzeczem na szczęście rolnictwo nie jest intensywne. Sołtys wypasa tam krowy, które zgryzając tę przestrzeń, powstrzymują ją przed zarastaniem. Zachowanie bioróżnorodności zakłada, że dalej będą tam żyły różne gatunki ptaków, te związane z terenami otwartymi, te żyjące w zagajnikach i lasach oraz ptaki wodne.

Chwilę później jedziemy w kierunku Wydmy Mołożewskiej. Przerywamy czasem rozmowę, by wypatrywać ptaków, w tym przelatujących nad drogą myszołowów. Gdy w latach 90. Maciej był dzieckiem, w tych okolicach odwiedzał babcię, tuż obok były organizowane obozy obrączkarskie. Przed sobą widzimy rozlewisko Bugu. Dawniej, gdy zimy były mroźniejsze, w zagłębieniach zostawało więcej wody, korzystały z tego ptaki. Teren Wydmy Mołożewskiej to olbrzymie pastwisko, które należy do wsi. – Każdy może wypasać tu zwierzęta, ale dziś nie ma już zbyt wielu gospodarzy. I przez to takie wygony zarastają – opisuje Maciej. Zaznacza też, że dla dobra natury, w tym ptaków, powinniśmy rozwijać ekstensywne, zrównoważone rolnictwo. – Ale to trudne jest, bo często się nie opłaca. Niektórzy korzystają z unijnych i rządowych dopłat, ale to kropla w morzu potrzeb.

Wydma Mołożewska, fot. Maria Dybcio

Bug zapewnia schronienie wielu gatunkom ptaków. Niektóre, jak zimorodki i jaskółki, żyją w stromych skarpach, które podmywa rzeka. Z drugiej strony są też piaszczyste wyspy i odsypiska, a na piachu lęgną się sieweczki i rybitwy. Są jeszcze pastwiska, gdzie swoje lęgowiska mają ptaki siewkowe, jak krwawodzioby, czajki i rycyki. – Z tym, że tych ptaków jest tu znacznie mniej niż kiedyś. Wydma Mołożewska to jest właśnie jedno z takich miejsc, gdzie widać, jak na przestrzeni lat wiele gatunków ptaków zmniejszyło swoją liczebność. Jeszcze trzydzieści lat temu ptaków było tu znacznie więcej – mówi Maciej. Poza zmianami klimatu wpływa na to też zwiększenie populacji lisów dzięki powszechnemu szczepieniu ich na wściekliznę.

Na występowanie ptaków może wpływać też turystyka, szczególnie w dolnym odcinku Bugu w okolicach Warszawy. – Duże zagrożenie to niestety kajakarze. Kajaki same w sobie są w porządku, chodzi o umiejętne z nich korzystanie. Kajakarze czasem wychodzą na wyspy, na których gniazdują ptaki. Często nie wiedzą nawet, że są tam ptaki – opowiada Maciej. I dodaje: – Na piasku lęgi odbywają sieweczki i rybitwy, które ludzie płoszą. Ptaki uciekają z gniazd i zostawiają jaja na piasku, w upalny dzień w lato. Te się nagrzewają i obumierają. Albo wychładzają się, gdy pada. Zostawione jaja też mogą być zabrane przez wrony. Albo ktoś wypuści psa, który też może zaszkodzić gniazdom.

W maju 2024 roku dochodzi do ważnej zmiany – tabliczki dotyczące zakazu wstępu ze względu na gniazdowanie ptaków stają na wyspach na Bugu w województwie mazowieckim.

Stałość w zmianie

Najważniejsze wspomnienie Artura to moment, w którym połączył się z Bugiem. Zamiast płynąć kajakiem, założył kapok i popłynął z nurtem rzeki. – Rozumiesz, ona mnie niosła. Pięć kilometrów, sześć, wszystko w nocy. Później mówię: Boże, jaki ja byłem głupi. Ile życia zmarnowałem. Jestem stary, zaraz nie będę miał sił, a powinienem cały ten Bug tak przepłynąć. – Jak wrócicie do domu, sprawdźcie na mapie, jak Bug meandruje. Zobaczcie, ile jeszcze musicie zobaczyć – mówi na zakończenie Artur do mnie i Norberta, kiedy wracamy do samochodu.

Meandry, zmiany, przygoda, odkrywanie nowych światów. To wszystko, co pojawia się w rozmowach o Bugu. Maciej zaznacza, że jest to wyjątkowa rzeka. – Jest bardzo mało przekształcona, praktycznie nieuregulowana, a co za tym idzie, tworzy rozlewiska. Każdego roku jest inny układ wysp. Inny układ płycizn. Są starorzecza, są skarpy, cały czas tworzą się nowe. Bug ma możliwość tworzenia siedlisk cały czas. Też niszczy, ale przez to niszczenie jednocześnie tworzy siedliska dla ptaków, dla brzegówek, zimorodków. Bug się zmienia. Bioróżnorodność wynika właśnie z tych zmian – mówi. – Im mniejsza ingerencja, tym lepiej. Im większa swoboda tej rzeki, tym lepiej. Większa naturalność daje rzece możliwość tworzenia krajobrazu i kształtowania go – dodaje.

Jak najmniejsza ingerencja i czujna troska – tego potrzebuje Bug. Projekt drogi wodnej czy zbytnia ingerencja w zabezpieczenia przeciwpowodziowe mogą przyczyniać się do zmniejszenia bioróżnorodności. Jak jednak lepiej dbać o Bug? Utworzenie rezerwatów przyrody i większa ochrona lęgów, mniej grodzenia i regulacji – o tym mówią eksperci i obrońcy rzeki.

Meandry Bugu przepływają przez wschodnią Polskę, zachodnią Ukrainę i Białoruś jak arterie. Czy dalej będą funkcjonować, kiedy na ich drodze ciągle będziemy stawiać bariery?

***

Ten artykuł został opracowany przy wsparciu Journalismfund Europe.

W ramach cyklu artykułów przygotowano również materiały dotyczące ukraińskiego i białoruskiego odcinka rzeki Bug. Linki do tych tekstów zostaną podane, gdy tylko zostaną opublikowane.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×