fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Trudne wybory, trudna ocena

Mój stosunek do pierwszego Premiera III RP jest ambiwalentny. Daleki jestem od wyidealizowanego spojrzenia na jego postać. Nie przekonuje mnie jednak zbyt łatwe i surowe osądzanie go za wszystkie grzechy doby transformacji.

ilustr.: Rafał Bakalarczyk


 
Zacznijmy od dłuższego cytatu: Jestem skłonny sądzić, że Mazowiecki, nigdy nieinteresujący się gospodarką i nierozumiejący jej, popełnił „kolumbowy błąd”: szukał wzoru w Bonn, a podsunięto mu recepty z Chicago i Waszyngtonu, które po krótkim wahaniu zaakceptował, następnie starał się zracjonalizować. Pomagały mu w tym tłumy apologetów planu Balcerowicza i tych krytyków, którzy „odsądzali go od czci i wiary”. Błąd ten popełnił nieświadomy konsekwencji swojego wyboru, a gdy opowiedział się za społeczną gospodarką rynkową, nie uzyskał poparcia ekonomistów ze swego najbliższego otoczenia. L. Balcerowicz wielokrotnie ironizował na temat przymiotnika „społeczny”, a Kuczyński traktował to określenie jako ustępstwo czysto werbalne. (…) Inna sprawa, że i z ujawnionych dokumentów można wyczytać rozbieżności poglądów między premierem i jego ekonomistami – tak pisał o niedawno zmarłym Tadeuszu Mazowieckim, od początku krytyczny wobec modelu polskiej transformacji, profesor Tadeusz Kowalik (T. Kowalik, Polska Transformacja, 2009, s.81).
 
Mój stosunek do pierwszego Premiera III RP pozostaje dość ambiwalentny. Z jednej strony daleki jestem od właściwego mainstreamowi, zwłaszcza jego liberalnej części, wyidealizowanego spojrzenia na jego postać, a przede wszystkim dokonanywania oceny w oderwaniu od diagnozy społeczno-ekonomicznych skutków jej działalności publicznej. Z drugiej strony, nie przekonuje mnie zbyt łatwe i surowe osądzanie go za wszystkie grzechy doby transformacji, choć ją samą oceniam bardzo krytycznie, a to, co się działo na odcinku, na którym sam działam – czyli w sferze ubóstwa i wykluczenia – szczególnie do owego krytycyzmu skłania. Swoją ocenę uzasadniam przy pomocy czterech zasadniczych punktów.
 
Nie tylko w roli premiera
 
Oceny Tadeusza Mazowieckiego i żadnej innej postaci nie warto sprowadzać do jednego momentu, nawet jeśli był on przełomowy, zarówno w jej życiu, jak i w dziejach wspólnoty. Zwłaszcza w przypadku osób, których aktywność publiczna była rozłożona na kilkadziesiąt lat. Nawet jeśli uznamy, że czas, w którym pełnił on funkcję premiera, obfitował w błędy mające dalekosiężne, negatywne konsekwencje, nie powinniśmy, według mnie, tracić z pola widzenia innych części jego długiego politycznego życiorysu. A te wydają mi się zasadniczo pozytywne. Mówię zarówno o jego postawie podczas konfliktu bałkańskiego w latach 90., wsparciu „Solidarności”, a także jeszcze wcześniejszą aktywność jako katolickiego intelektualisty, który próbował w ramach systemu tworzyć warunki uczestnictwa dla tych, którzy byli w nim z przyczyn ideologicznych marginalizowani. Co więcej, na płaszczyźnie intelektualno-ideowej kultywował tradycje katolickie (personalizmu Mouniera i Maritaina), które szczególnie akcentowały solidarność ze słabszymi i dawały podkład pod dialog także z nurtami lewicowymi. Owa praca nad kształtowaniem dyskursu walnie przyczyniła się do późniejszych sojuszów lat 70. i 80. między lewicą laicką a chadecją i tym samym znacznie wzmocniła ruch na rzecz demokratycznych przemian.
 
Mogło być jeszcze gorzej
 
Ważnym aspektem oceny postaci jest nie tylko jej przynależność do danej formacji, ale także to, jak postępuje w jej ramach, który nurt myślenia reprezentuje. Tadeusz Mazowiecki nigdy nie był neoliberalnym jastrzębiem, który parł do jak najszybszej prywatyzacji i niszczenia wszystkiego, co kojarzyło się z państwem opiekuńczym. A pamiętajmy, że w drugiej połowie lat 80., co na bieżąco zauważał Walicki, a przypominał w swej książce profesor Kowalik, wahadło ideowe w znaczący sposób przesunęło w stronę konserwatywno-liberalną. Mazowiecki nie był jednak entuzjastą ideologii środowiska gdańskich liberałów czy pism Dzielskiego, łączących skrajny liberalizm z katolicyzmem. Gdy był premierem, nadal bliska mu była koncepcja społecznej gospodarski rynkowej, choć z perspektywy czasu widać, że nie bardzo potrafił znaleźć praktyczne przełożenie owej koncepcji na poziom ekonomicznej doktryny i konkretnych politycznych posunięć. Możemy jednak domniemywać, że gdyby doszedł do władzy któryś z bardziej antyspołecznie nastawionych nurtów, przemiany mogłyby się okazać jeszcze bardziej brutalne, pozbawione choćby tej cienkiej osłonowej otoczki. Transformacja zachowywała mimo wszystko pewne mechanizmy amortyzujące, a w polityce socjalnej i w zakresie usług publicznych przyniosła znacznie mniejsze zniszczenia niż reformy lat późniejszych. Mówiąc o mechanizmach osłonowych nie mam nawet na myśl słynnej zupki wydawanej ubogim przez Jacka Kuronia, chodzi mi raczej o systemowe instrumenty, takie jak przydzielane szerokim grupom zasiłki z tytułu bezrobocia, renty i świadczenia przedemerytalne. Oczywiście trudno bronić owych działań w dłuższej perspektywie. Z jednej strony dlatego, że owa siatka bezpieczeństwa była mało szczelna i krucha. Z drugiej strony dlatego, że działała dezaktywizująco. W zdrowej gospodarce ludzie powinni mieć pracę pozwalającą na w miarę godziwe życie, a nie musieć liczyć na cienką kuroniówkę.
 
Za żelazną kurtyną niewiedzy
 
Pewną okolicznością łagodzącą ocenę pierwszego Premiera III RP jest konieczność działania za swoistą kurtyną niewiedzy. W każdy wybór polityczny wpisany jest element niepewności, gdyż nie da się przewidzieć wszystkich jego skutków i pojawiających się ad hoc nowych, zewnętrznych uwarunkowań. Jednak w okresie transformacji skala niepewności była szczególnie wysoka. I ze względu na pionierstwo ustrojowych przemian w tej części świata, i ze względu na wieloletni brak dostępu do wiedzy o tym, co dzieje się w krajach zachodniego kapitalizmu. Pewną rolę odegrało też swoiste zaskoczeniem zwycięstwem. Wreszcie, w momencie, w którym przejmował stery rządów, Mazowiecki nie zdawał sobie sprawy, że zawali się blok sowiecki, co z kolei doprowadzi do zachwiania i skurczenia wschodniego rynku wymiany ekonomicznej i pogłębi problem likwidowanych miejsc pracy, a przecież to właśnie było źródłem największych dramatów tego okresu. Oczywiście, w zastanych warunkach niewiedzy można było podjąć zupełnie inne wybory, które okazyłyby się mniej bolesne społecznie i może bardziej skuteczne ekonomicznie. W tym sensie Mazowiecki ponosi odpowiedzialność za ów błąd wynikający z niewiedzy i zawierzenia fałszywym prorokom. Ale według mnie pozostaje to wciąż głównie odpowiedzialnością za błąd, nie zaś za świadome realizowanie terapii szokowej. Sądzę, że jest to zasadnicza różnica w kontekście oceny Mazowieckiego jako historycznej postaci.
 

ilustr.: Rafał Bakalarczyk


 
Duży błąd pionierów, większy – kontynuatorów
 
Powinniśmy wreszcie pamiętać, że dziedzictwo rządów Tadeusza Mazowieckiego, łącznie z katastrofalnym planem Balcerowicza, odpowiada tylko za część patologii doby transformacji. Weźmy przykład PGR-ów. Ustawa weszła w życie 1 stycznia 1992 roku, dokładnie wtedy, gdy na czele rządu stanął Jan Olszewski. Jeśli chciałby być wierny swoim poglądom, to powinien wstrzymać wykonanie tej ustawy – intelektualnego tworu Balcerowicza i Bieleckiego, dwóch najzagorzalszych chyba entuzjastów prywatyzacji za wszelką cenę. Była to bowiem najmniej odpowiednia chwila do zafundowania dużej grupie społecznej kolejnej terapii szokowej. Przede wszystkim jednak stanowiła dowód, że przekonane do swojej koncepcji przemian ustrojowych władze pozostały ślepe na własne doświadczenie. Społeczeństwo przeżywało właśnie skutki drastycznego rozminięcia się założeń planu Balcerowicza z jego wykonaniem, różniącym się w podstawowych wskaźnikach o kilkaset procent. I mimo tych rezultatów, z taką samą neoficką gorliwością zaaplikowano kolejny nierealistyczny program (Kowalik 2009, s.167-168.). Z perspektywy czasu nie pamiętamy, kto, kiedy i za jakie decyzje odpowiadał. Tymczasem za późniejsze decyzje, jak choćby ta dotycząca PGR-ów, Mazowiecki ponosi już odpowiedzialność co najwyżej pośrednią, jako jeden z liderów formacji, która miała wówczas wiodący wpływ na rzeczywistość, ale nie jako bezpośredni sprawca.
 
Ponadto nasz ponury ogląd tamtych czasów ze społecznego punktu widzenia jest potęgowany przez to, że wiele błędów wówczas popełnionych nie zostało naprawionych, a wręcz były podtrzymywane i niekiedy nasilono w latach kolejnych.
 
Źle jednak by było – nie tylko dla sprawiedliwego osądu historii, ale także dla dobrobytu obecnych i przyszłych pokoleń – gdybyśmy przyjęli optykę, w której to właśnie wybory pierwszego premiera w pełni zdeterminowały późniejsze i dzisiejsze realia i byśmy główną winę za to, że części współczesnych Polaków jest źle, zrzucali tylko na architektów transformacji. To, że Mazowiecki czy Bielecki podejmowali niekorzystne decyzje, nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla utrzymanych w podobnym, neoliberalnym duchu decyzji premierów od Buzka po Tuska. Cały czas aktualny jest imperatyw poszukiwania alternatyw rozwojowych dla obranego wówczas toru. Nawet przyjmując stanowisko (którego osobiście nie podzielam i które budzi kontrowersje także w środowiskach ekonomicznych, na przykład ze strony profesora Kieżuna), że kształt ówczesnej transformacji był, jeśli nie konieczny, to najbardziej pożądany, nie ma powodu, by wciąż kurczowo trzymać się pewnych schematów myślowych, które obowiązywały w pierwszym momencie przejścia od realnego socjalizmu do gospodarki rynkowej.
 
W każdym momencie były i nadal są możliwe inne drogi. Na dobrą sprawę, główną winą III RP nie jest sam grzech pierworodny terapii szokowej, ale to, że kolejne ekipy, widząc drastyczne społeczne jej skutki, nie wycofały się z ogólnego kierunku polityki neoliberalnej. Charakteryzują ją coraz bardziej selektywna polityka socjalna i rodzinna, neoficka wiara w efektywność mechanizmów rynkowych i ich wyższość nad interwencją publiczną, zachowawcza polityka podatkowa i wycofanie z polityki na rzecz zwiększania zatrudnienia przy pomocy publicznych inwestycji. Akurat Tadeusz Mazowiecki był tym, który dość szybko przeszedł na stanowisko ostrzegające przed polityką niewrażliwą na kwestie spójności społecznej, czego nie widać do dziś choćby w wypowiedziach Adama Michnika, a tym bardziej Leszka Balcerowicza i Waldemara Kuczyńskiego (warto przejrzeć choćby najnowszy wywiad w „Dzienniku Gazecie Prawnej” pod znamiennym tytułem Terapia szokowa? Jestem z niej dumny), którzy najbardziej bezpośrednio odpowiadali za transformacyjne błędy i jako gruntownie przygotowani ekonomiści, podejmowali wówczas decyzje znacznie świadomiej niż sam Premier.
 
***
 
Ten ostatni, nie znając się na rzeczy, musiał komuś zawierzyć i zawierzył niewłaściwym osobom oraz projektom, mimo że były dostępne alternatywy. Ten błąd czyni go w moich oczach postacią tragiczną. W dyskursie publicznym głównego nurtu pokazywano częściej Mazowieckiego jako postać pomnikową, wzorzec dla potomnych, a nie jednostkę uwikłaną w dramatyczne dylematy wobec rzeczywistości, którą nawet z pozycji premiera trudno kierować i przewidzieć skutki swych czynów. Spuścizna polityczna tej postaci i uczciwy bilans jej dokonań – bez popadania w manierę hagiograficzną ani w w upraszczającą demonizację – może przydać się współczesnym do wyciągania nauki z osiągnięć i błędów pokolenia pionierów III RP, którego Tadeusz Mazowiecki pozostanie ikoną.
 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×