fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Towar z różowej strefy

Do pomysłu wprowadzenia płacy rodzinnej różnymi drogami dochodzą przedstawiciele różnych stron światopoglądowej barykady. Idea ta jest żywa zarówno dla ludzi lewicy, jak i dla osób inspirujących się katolicką nauką społeczną.

Ilustr.: Martyna Wójcik-Śmierska


Tekst pochodzi z najnowszego numeru „Cześć pracy!” („Kontakt” 22/2013), który już niedługo zagości do salonów EMPiK i Państwa skrzynek pocztowych.
Do pomysłu wprowadzenia płacy rodzinnej różnymi drogami dochodzą przedstawiciele różnych stron światopoglądowej barykady. Idea ta jest żywa zarówno dla ludzi lewicy, jak i dla osób inspirujących się katolicką nauką społeczną.
 
Gotowanie. Sprzątanie. Zakupy. A przede wszystkim opieka – nad dzieckiem, niepełnosprawnym, starszym. Wartość nieodpłatnej pracy, wykonywanej w domu i dla domu, szacowana jest na około 55% przeciętnej płacy brutto w gospodarce lub, patrząc w skali makro, na około 30% PKB.
Prace domowe wykonywano od zawsze, dopiero jednak od niedawna podnoszona i dyskutowana jest potrzeba uznania ich za pracę równą pracy zarobkowej, a co za tym idzie – oddzielnego wynagradzania. Na lewicy podkreśla się też „kobiecy” wymiar problemu. W miejsce neutralnej „pracy domowej” pojawiają się określenia w rodzaju „nieodpłatna praca kobiet”, a cała ta sfera została barwnie nazwana „różową strefą gospodarki”. Wydaje się, że oprócz argumentów przemawiających za opłacaniem takiej pracy, które nabudowane są na przekonaniach ideologicznych, pod uwagę wziąć należy trzy czynniki obecne we współczesnej kulturze i gospodarce.
 
Co boli kobiety
Po pierwsze, kwestia prestiżu i pozycji społecznej. Według sondażu CBOS z 2003 roku, przywoływanego w raporcie Instytutu Spraw Obywatelskich, praca gospodyni domowej jest oceniana jako bardziej szanowana niż praca zarobkowa jedynie przez 4% kobiet, a na równi z nią przez kolejne 33%. Jednocześnie, według tego samego badania, „40% [kobiet] uważa pracę zarobkową matek za szkodliwą dla kondycji rodziny”. Wprowadzenie wynagrodzenia za opiekę nad dzieckiem, związaną często z wycofywaniem się z tradycyjnie rozumianego rynku pracy, miałoby stanowić narzędzie umożliwiające kobietom realizację ich celów, przy jednoczesnej odbudowie prestiżu i wzmocnieniu poczucia własnej wartości, jak również wartości w oczach ich mężów.
Po drugie, w czasach, w których dominuje ekonomiczny język opisu świata i konieczność oceny działań politycznych pod kątem efektywności, to, co nie jest zmierzone, skwantyfikowane i przeliczone na pieniądze, nie staje się celem polityki. Nieodpłatna praca domowa przyczynia się do generowania PKB, którego powiększanie jest głównym celem polityki gospodarczej. Nie jest ona jednak w żaden sposób do tegoż PKB wliczana, wynagradzana ani nie figuruje na liście celów gospodarczych. Celem polityki gospodarczej, szczególnie w warunkach kryzysu, jest pobudzanie wzrostu, co ma być najbardziej skutecznym remedium na rosnące zadłużenie i bezrobocie. Jednak dopóki „nieodpłatna praca” nie znajdzie czytelnego odzwierciedlenia we „wzroście”, dopóty jej odpowiednie wspieranie będzie jedynie pobocznym celem rządzących. Pozytywną zmianę w tym kontekście zwiastują podejmowane w ostatnich latach próby wprowadzenia do polityki gospodarczej syntetycznych miar innych niż PKB. Tak czy inaczej, osiągnięcie konsensusu w tej sprawie wydaje się raczej odległe.
Wreszcie, trzecim czynnikiem, który sprawia, że uznanie pracy domowej za „prawdziwą” pracę stanowi potrzebę coraz bardziej palącą, jest zyskująca w wielu krajach popularność idea workfare society. Workfare society to koncepcja systemu świadczeń społecznych opartego o partycypację w rynku pracy. Na jej gruncie niepracująca osoba, która chce uzyskać dane świadczenie społeczne – ubezpieczenie zdrowotne, zasiłek czy emeryturę – musi spełnić pewne kryteria: wykazać się aktywnym poszukiwaniem pracy, brać udział w szkoleniach bądź udowodnić, że jest niezdolna do pracy. To właśnie odróżnia koncepcję workfare society od welfare state, w którym świadczenia społeczne należą się wszystkim, a ich finansowanie jest możliwe dzięki prawnemu usankcjonowaniu solidarności społecznej. Nieuznanie pracy domowej za pracę sprawia, że osoby ją wykonujące nie otrzymują świadczeń należnych innym pracującym, np. nie obejmuje ich z tego tytułu ubezpieczenie zdrowotne, nie mają prawa do odszkodowania za wypadki przy pracy, nie odprowadza się za nie składek emerytalnych. W Polsce trwają obecnie prace nad przyznaniem praw do urlopu wychowawczego kobietom pracującym na umowach cywilnoprawnych, studentkom i bezrobotnym. Dotychczas jednak takie świadczenia uzależnione były od tego, czy przed urodzeniem dziecka kobieta zatrudniona była na etacie.
 
Kościół, lewica, rodzina
Argumenty za wyceną pracy wykonywanej w domu oraz za jej wynagradzaniem pojawiają się w różnych rejonach światopoglądowej sceny. Z jednej (lewej) strony, podkreśla się kwestię uznania i dowartościowania pracy wykonywanej przez kobiety. Najważniejszym celem jest tu równouprawnienie partnerów prowadzących gospodarstwo domowe, polegające na „sprawiedliwym” podziale obowiązków, a także zmniejszenie zależności kobiet od mężczyzn poprzez umożliwienie im powrotu na rynek pracy. Wynagradzanie pracy wykonywanej w domu mogłoby również przyczynić się do zmniejszenie uzależnienia ekonomicznego kobiet i ograniczenia skali zjawiska „feminizacji biedy”. To jednak wydaje się tematem wtórnym w stosunku do kwestii równouprawnienia, a nawet może tworzyć pewne bariery dla jego osiągnięcia. Jak piszą autorzy wspomnianego już raportu Instytutu Spraw Obywatelskich, na wypłacaną przez państwo pensję za „zajmowanie się domem” kobiety mogłyby zareagować „wycofaniem z życia publicznego […] do domu, w konsekwencji nastąpiłby powrót do tradycyjnego, patriarchalnego podziału obszarów życia społecznego. […] Być może zatem nie idea płacenia kobietom za prace domowe, lecz idea redystrybucji pracy domowej pomiędzy kobietami i mężczyznami jest – jak dotąd – jedyną strategią, która zdaje się zapewniać większy stopień równości pomiędzy płciami. Nie ma jednak pomysłu, jak tę strategię w praktyce zrealizować”.
Analogiczna argumentacja rozwijana jest w toku trwającej obecnie dyskusji na temat wydłużenia urlopów macierzyńskich w Polsce. Podnosi się, że nowe rozwiązanie – możliwość wydłużenia urlopu do roku oraz wykorzystania jego części przez ojca dziecka – przyczyni się do pogorszenia pozycji kobiet na rynku pracy oraz utrwalenia dotychczasowego, nierównego podziału obowiązków. Proponowane jest zatem wprowadzenie obowiązku wzięcia części urlopu przez ojca dziecka. Gdyby mężczyzna z tego przywileju nie skorzystał, całkowita długość urlopu uległaby skróceniu.
 
Podobne argumenty stoją za rozwiązaniami przyjętymi w krajach skandynawskich, o silnej tradycji socjaldemokratycznej, gdzie znacznie silniej akcentowany jest podział obowiązków (np. poprzez bodźce dla wykorzystania przez ojców urlopów wychowawczych) oraz zapewnienie niezależności kobiet (np. poprzez ułatwienia w powrocie na rynek pracy, umożliwienie pracy w niepełnym wymiarze lub zapewnienie sprawnego systemu żłobków i przedszkoli). Kraje skandynawskie mają bardzo wysoki odsetek pracujących kobiet, a także wysoki odsetek pracujących matek małych dzieci, przy jednoczesnym relatywnie wysokim współczynniku dzietności. Filozofia stojąca za wprowadzanymi tam rozwiązaniami jest jednak również silnie nastawiona na jednostkę i jej wyrwanie z wszelkich zależności – w tym również rodzinnych. Jak podkreślono w broszurze reklamującej skandynawski model społeczno-ekonomiczny, wydanej na Światowe Forum Ekonomiczne w Davos w 2011 roku, „idealna rodzina jest złożona z dorosłych, którzy pracują i nie są od siebie zależni finansowo, i dzieci, które zachęca się do bycia niezależnymi tak wcześnie, jak to możliwe”.
Poparcie dla wynagradzania osób zajmujących się dziećmi i z tego tytułu rezygnujących z innej pracy zarobkowej wyprowadzane bywa również, w ślad za katolicką nauką społeczną, z pojęcia sprawiedliwej płacy. Sprawiedliwej, to znaczy takiej, która pozwala na utrzymanie rodziny, nawet wówczas, gdy pracuje tylko jedno spośród rodziców, a drugie zajmuje się domem i wychowaniem dzieci. W domyśle zakłada się, że tę drugą funkcję lepiej spełni kobieta, gdyż jest niezastąpiona w opiece nad potomstwem, szczególnie we wczesnym etapie jego życia. Przez wiele lat idea „płacy rodzinnej” oznaczała zapewnienie osobie pozostającej na rynku pracy (czytaj: ojcu) takiego wynagrodzenia, które wystarczy do utrzymania całej rodziny. Obecnie, w sytuacji nie dość wysokiej pensji „głowy rodziny”, pojawia się postulat materialnego wynagrodzenia pracy kobiety – czy to w formie dopłaty do pensji pracującego męża, czy też zasiłku rodzinnego.
 
W odróżnieniu od motywacji lewicowych, katolicka nauka społeczna wskazuje na konieczność zapewnienia dostępu do dóbr (a nie wynagrodzenia pracy według wysiłku i trudu), przy jednoczesnym podkreśleniu zagrożeń, jakie mogą się wiązać z koniecznością podejmowania pracy przez matki małych dzieci. Nie wspomina się tu też o zapewnieniu równouprawnienia płci (por. np. „Laborem Excercens” 19). Praca wykonywana przez matki w domu musi zostać „uszanowana zgodnie z wartością, jaką przynosi ona rodzinie i społeczeństwu” („Karta praw rodziny”, art. 10) – nie ma tu jednak mowy o wynagrodzeniu finansowym, jest to raczej nawoływanie do zmiany postaw społecznych względem kobiet niepodejmujących zatrudnienia poza domem.
 
Gdzie praca popłaca
Szukając przykładów z innych krajów i ograniczając się do świadczeń związanych z opieką nad dziećmi (a zatem pozostawiając na uboczu problemy opieki nad ludźmi niepełnosprawnymi lub starszymi), wskazać można kraje oferujące rozwiązania odpowiadające płacy rodzinnej np. w formie płatnego urlopu wychowawczego. Tego typu świadczenia istotnie różnią się od często stosowanych zasiłków „na dziecko”, których istnienie można raczej interpretować jako udział w korzyściach społecznych uzyskanych dzięki narodzinom nowego obywatela. W każdym jednak przypadku trudno z całą pewnością wyrokować o intencjach prawodawców, którzy w swoich deklaracjach częściej zachęcają do posiadania większej liczby dzieci przez złagodzenie spadku stopy życiowej związanej z ich posiadaniem i wychowaniem, niż wprost przedstawiają płatny urlop jako wynagrodzenie za wykonywaną pracę. Takie podejście może być jednak zgodne zarówno z KNS, jak i z systemami socjaldemokratycznymi.
Częściowo płatne urlopy wychowawcze obowiązują np. we Francji, w której w dodatku zasiłki są progresywne – w znaczeniu większego (oraz dłuższego) wsparcia przy większej liczbie dzieci. W Finlandii rodzicom przysługuje tzw. „urlop opieki domowej”, możliwy do wykorzystania do trzecich urodzin dziecka, również wraz z przysługującym zasiłkiem. W późniejszym okresie (do ukończenia przez dziecko drugiej klasy szkoły podstawowej) przysługuje tzw. częściowy urlop na opiekę nad dzieckiem, połączony z niskim zasiłkiem. Ciekawe rozwiązanie wprowadziła Estonia. Polega ono na możliwości skorzystania z płatnego „urlopu rodzicielskiego” również przez osoby, które wcześniej nie pracowały – w takim wypadku wypłacana kwota równa jest pensji minimalnej. W Niemczech płatne urlopy wychowawcze (wraz z przysługującym zasiłkiem – Elterngeld) zostały wprowadzone za rządów wielkiej koalicji CDU-SPD, a więc przy współpracy chadeków i socjaldemokratów. Z kolei we wrześniu 2013, wraz z wejściem w życie prawa gwarantującego zapewnienie państwowej opieki nad dziećmi do lat trzech, ma pojawić się możliwość otrzymania zasiłku finansowego w sytuacji, gdy któreś z rodziców postanawia zrezygnować z pracy w celu podjęcia opieki nad dzieckiem. Rządząca obecnie chadecja uzasadnia otworzenie tej furtki daniem rodzicom pełnej możliwości wyboru między opieką instytucjonalną a osobistą – bez finansowego dyskryminowania żadnej spośród opcji.
W Polsce trwają obecnie prace nad wydłużeniem urlopów macierzyńskich (do jednego roku, objętych zasiłkiem w wysokości 80% pensji), jak również nad opłacaniem składek emerytalnych kobietom, które urodzą dzieci, a wcześniej nie pracowały (jest to element tzw. pakietu osłonowego dla podwyższenia wieku emerytalnego).
 
Społeczeństwo sieci
Można pozostawić na boku kwestię polityki prorodzinnej i wskazać na inne dziedziny, w których wykonywana praca nie jest wynagradzana finansowo, choć bez wątpienia przyczynia się do rozwoju gospodarki. Sztandarowym przykładem jest tu rozwój Wikipedii: tysiące ludzi poświęcają swój wolny czas, tworząc encyklopedię dokładniejszą niż Britannica. Jeśli wierzyć głosom piewców gospodarki opartej na wiedzy, tudzież kapitalizmu kognitywnego, kluczowego znaczenia dla podtrzymania rozwoju nabrało odpowiednie wykorzystania różnorakich sieci oraz rozwijanie kreatywności, nieodłącznie związanej z bezpośrednimi interakcjami międzyludzkimi. Oba te czynniki wymykają się tradycyjnemu rynkowi, a podejmowane działania nie zostają wynagrodzone.
W to miejsce wkracza nienowa idea „dochodu powszechnego” – kwoty pieniędzy gwarantowanej każdemu obywatelowi, bez żadnych warunków wstępnych. Niezależnie od współczesnych teorii socjologiczno-ekonomicznych, można, podobnie jak miało to miejsce w przypadku płacy rodzinnej, uzupełnić taki postulat argumentacją zaczerpniętą z różnych stron ideologicznej barykady. Z jednej strony, ludzie lewicy wskazują na „demokratyzację gospodarki” oraz prawo do godnego życia dla każdego. Z drugiej – guru liberałów Milton Friedman formułuje pomysł na dochód powszechny w postaci negatywnego podatku dochodowego, który mógłby zastąpić istniejące systemy wsparcia dla ubogich rodzin. W praktyce należałoby uzgodnić wysokość progu dochodowego, powyżej której podatek byłby obliczany tradycyjnie (tj. jako pewna kwota płacona państwu). Poniżej zaś oprocentowanie byłoby ujemne – czyli na koniec dnia państwo musiałoby tak naliczony negatywny podatek podatnikowi zwrócić. Według Friedmana uprościłoby to biurokrację, zlikwidowało błędne bodźce (np. wkładanie wysiłku w uzyskiwanie określonej formy świadczenia), a jednocześnie podtrzymało zachętę do poszukiwania i podejmowania pracy. Należy wreszcie przywołać również związane z katolicką nauką społeczną pojęcie „logiki daru”, opisane w encyklice „Caritas in veritate” uzupełnienie relacji rynkowych i interwencji państwa działaniami bezinteresownymi, kierowanymi miłością bliźniego.
 
Show me the money
Niezależnie od sposobu argumentowania, nie można uciec od pytania: kto za to wszystko zapłaci? Można przerzucać się obliczeniami i argumentami o ogromnych kosztach i zagrożeniu długiem publicznym; o katastrofalnych skutkach zniechęcania do podejmowania pracy i o twórczych efektach każdej aktywności we wspólnocie; o naturalnej roli kobiety i powszechnej równości czy niezależności.
Czy jest zatem możliwy sojusz między dwiema stronami ideologicznego sporu? Ewentualne porozumienie, przynajmniej na krótki okres, wydaje się możliwe (casus Niemiec), jednak długofalowe cele są zdecydowanie odmienne. Dla lewej strony takim celem jest zerwanie z tradycyjnymi rolami społecznymi, a szczególnie rodzinnymi. Strona inspirująca się nauką Kościoła ma zaś na celu osadzenie pracy w szerokim kontekście celów ludzkiego życia i podkreślanie jej znaczenia dla jednostki i wspólnoty. Idzie za tym również przeciwstawienie się postępującej ekonomizacji wszystkich sfer życia i przemienianie w tym kierunku paradygmatu gospodarczego. Być może sposobem na pogodzenie zwaśnionych stron jest rozszerzenie podejścia do wynagrodzenia za pracę na wszystkie sfery życia – a zatem skierowanie się w stronę dochodu powszechnego – rozwiązania doceniającego zarówno pranie, prasowanie, opiekę nad dziećmi, jak i przysługujące bez względu na płeć czy tradycyjną rolę społeczną.
 
Koniec końców, niezbędne będzie zaangażowanie państwa – trudno bowiem wyobrazić sobie, żeby koszty związane np. z utrzymaniem niepracujących żon pracowników ponosić mieli pracodawcy. Dodatkowe elementy polityki redystrybucyjnej, szczególnie w kwestii dotykającej tak znaczną część społeczeństwa, wymagają też silnego poparcia społecznego. W każdym przypadku nowe rozwiązania problemu nieodpłatnej pracy będą zatem musiały zostać poprzedzone kolektywną zmianą sposobu rozumienia samej pracy. Droga do tego jeszcze daleka, jednak zarówno trendy społeczno-ekonomiczne, jak i bieżące przemiany polityczne wydają się wskazywać na to, że włączenie problemu nieodpłatnej pracy do głównego nurtu debaty publicznej może być bliżej, niż nam się wydaje.
 
Przeczytaj inne teksty Autora.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×