fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Terapeuci w ogniu kapitalizmu

Mariaż psychologii z neoliberalną ideologią wydaje owoce w postaci obwiniania – nawet jeśli nie wprost – jednostki za jej niepowodzenia, bez uwzględniania problemów systemowych i poziomów wykluczenia.
Terapeuci w ogniu kapitalizmu
Ilustracja: Zofia Rogula

Prawo do zdrowia w naszym kraju zabezpieczają najważniejsze akty prawne, w tym Konstytucja RP. Jednak zdrowie – szczególnie psychiczne – jest w Polsce przywilejem. Pułapki i ograniczenia neoliberalnego systemu nie tylko utrudniają dostęp do pomocy psychologicznej potencjalnym pacjentom, ale także stanowią zagrożenie dla samych psychoterapeutów.

Płać, płacz i spłacaj 

Pozwolę sobie na wyznanie z dziedziny prywatnej ekonomii: za swoje szkolenie psychoterapeutyczne (trwające cztery lata) zapłaciłam około pięćdziesięciu tysięcy złotych. Jest to koszt szacunkowy, obejmujący cenę zarówno samego szkolenia, jak i dojazdy do Krakowa (w którym siedzibę ma wybrana przeze mnie szkoła) i podstawowe wydatki umożliwiające weekendowe przetrwanie w mieście nienależącym do najtańszych. Dla osoby będącej świeżo po studiach – bo w takim momencie rozpoczęłam swoje szkolenie – był to ogromny wydatek, „ustawiający” domowy budżet zwłaszcza przez pierwsze lata.

Już w tym miejscu warto więc zwrócić uwagę na element – jak sądzę, istotny – rodzimego psychoterapeutycznego dyskursu: otóż możliwość wykonywania zawodu psychoterapeuty jest w naszym kraju sporym przywilejem. Kształcenie jest kosztowne (nawet jeśli, tak jak ja, nie wybieramy najdroższej ze szkół), za obowiązkowy staż nie otrzymuje się wynagrodzenia, a osoby żyjące w małych miastach czy na wsiach mają utrudniony dostęp do szkoleń. Aby zostać terapeutą, nie wystarczą tylko przymioty umysłu oraz empatia i chęć niesienia pomocy potrzebującym: konieczne są także zasoby finansowo-logistyczne. Taka rzeczywistość kształcenia przyszłych terapeutów wiąże się z kolei z bardzo konkretnymi konsekwencjami dla pacjentów: terapeuta po szkoleniu często chce – lub musi! – jak najszybciej „odkuć” się po obciążającym portfel wydatku. Stąd też większość absolwentów szkół terapeutycznych swoje zawodowe kroki kieruje nie do poradni zdrowia psychicznego działających w ramach NFZ, lecz do placówek prywatnych. Nawet niedoświadczony psychoterapeuta w prywatnej poradni jest w stanie zarobić kilka razy więcej, niż w państwowym ośrodku. Fakt ten jest istotny nie tylko dla zatwardziałych materialistów, ale także dla osób, które na swoje szkolenia zaciągały kredyty lub zapożyczały się u członków rodziny.

Nie jestem wrogiem prywatnych poradni zdrowia psychicznego i komercyjnych gabinetów terapeutycznych. Wiele z nich to miejsca, w których pacjenci otrzymują adekwatną, profesjonalną pomoc – jeśli oczywiście pracują tam specjaliści z prawdziwego zdarzenia. Problemem jest to, że państwo nie płaci terapeutom (a także na przykład psychiatrom czy osobom zajmującym się resocjalizacją) na tyle godnie, by chcieli pracować w państwowych poradniach – zwłaszcza, jeśli państwo nie pomogło im w zdobyciu odpowiednich uprawnień. Niedobór specjalistów i miejsc, do których można udać się po darmową pomoc, może (i powinien!) oburzać, ale nie dziwić.

Alternatywa dla kosztownego i wieloetapowego szkolenia? Oczywiście, istnieje. Wiele podejrzanych instytucji oferuje tygodniowe lub miesięczne szkolenia z „psychoterapii” opartej na fantazji prowadzących. „Szkoły” tego rodzaju zarabiają, absolwenci płacą mniej niż w renomowanych szkołach terapii, a chwilę później – już jako absolwenci – pracują z klientami za pomocą seansów hipnotycznych, hybryd psychologii z bioenergoterapią czy otwierania czakr systemów rodzinnych. Na wszelkie zarzuty o niemerytoryczność odpowiadają, że ich działania mogą przecież być „uzupełnieniem” konwencjonalnej terapii. Ma to oczywiście tyle sensu, ile tłumaczenie, że teoria o płaskiej ziemi uzupełnia wiedzę o jej kulistości. A poza tym – każdy ma wybór. Czyż nie jesteśmy wolnymi ludźmi…?

Pseudopsychologiczna magnateria

Nie tylko zostanie psychoterapeutą, ale i korzystanie  z psychoterapii stanowi w Polsce przywilej. Tak, wśród nas obecne są elementy kultury terapeutycznej – psychologów często zaprasza się do telewizji śniadaniowej, a poradniki dotyczące samorealizacji czy przepracowywania ran z przeszłości coraz częściej stają się bestsellerami. Opowieść o świecie snuta za pomocą psychologicznego języka doskonale się monetyzuje – i samo w sobie nie stanowi to problemu, bo autor książki ma prawo do zarobku tak samo jak spawacz czy kurier. Jednak tam, gdzie jest ogromny popyt, podaż nierzadko traci na jakości. Nie ma powodów, by na rynku mediów psychologicznych było inaczej – na półkach księgarń znajdziemy nie tylko doskonale zredagowane pozycje pisane przez psychologów i terapeutów z ogromną wiedzą i doświadczeniem, ale także pięknie wydane, pisane w emocjonalny sposób pseudopsychologiczne „dzieła”. Na rynku wydawnictw psychologicznych najlepszych wyników nie osiągają wcale najlepsze książki, które rzeczywiście mogą być wsparciem dla osób w trudnym położeniu, ale często publikacje celebryckie, zawierające niesprawdzone i często sprzeczne  z konsensusem naukowym informacje.

W psychologii nie ma imprimatur, a papier (i część wydawnictw) przyjmie każdą bzdurę, która ma szansę przynieść dochód. Książki „psychologiczne” piszą zatem osoby niebędące formalnie psychologami, ale chętnie opowiadające o rodowych traumach prenatalnych. Te same osoby udzielają wywiadów i goszczą w „poważanych” mediach,  a ich gabinety zapełniają się spragnionymi szybkiej i efektywnej pomocy pacjentami. Giganci branży poppsychologicznej – jak na przykład pewien znany mówca i autor książek, który akurat posiada wykształcenie kierunkowe – bardzo „szanują” swój czas. W szkoleniach i kursach organizowanych przez tego psychocelebrytę uczestniczą w jednym czasie setki osób – a przecież każdy, kto prowadzi warsztaty, wie, że tak duża liczba uczestników uniemożliwia głębokie interakcje w grupie. Zamiast tego, ze sceny (tak, tak – mówimy o prawdziwym psychologicznym show!) padają korporacyjno-neoliberalne frazesy o konieczności bycia kowalem swojego losu, wychodzenia ze swojej strefy komfortu i możliwości osiągnięcia  finansowego eldorado dzięki odpowiednio zaplanowanej pracy. Mariaż psychologii z neoliberalną ideologią wydaje zgniłe owoce w postaci obwiniania (choć nie wprost) jednostki za jej niepowodzenia, bez uwzględniania problemów systemowych i poziomów wykluczenia. Chęć szybkiego zarobku połączona z dużym zapotrzebowaniem na usługi i brakiem odpowiedniej kontroli ze strony państwa zawsze kończy się tak samo: w przypadku rynku mieszkaniowego: patodeweloperką, a w przypadku usług psychologicznych i pokrewnych: tryumfem poppsychologii i altermedu.

Wolny rynek weryfikuje 

Konsumenckie wybory mogą skutecznie weryfikować, jaki smak dżemu najbardziej odpowiada Polakom i jakie kolory lakierów hybrydowych warto wprowadzać do salonów kosmetycznych w określonych porach roku. Jednak nigdy nie powinniśmy pozwolić na to, by „niewidzialna ręka rynku” decydowała o sposobach leczenia ludzi – a to, niestety, zaczyna się w Polsce dziać. Zza oceanu zaimportowaliśmy przekonanie, że każdy człowiek wie najlepiej i może decydować o tym, jakie postępowanie terapeutyczne będzie dla niego najlepsze. Na  bazie tej ideologii coraz więcej osób rezygnuje ze szczepienia swoich dzieci, wybiera „naturalne” metody leczenia nowotworów (patrz: historia przedstawiona w „Occie jabłkowym” Netfliksa), a także chce decydować o tym, w jaki sposób będzie leczona jego psychika. Wzrastającą świadomość pacjentów na temat działania i skuteczności różnych nurtów terapeutycznych należy uznać za jak najbardziej pozytywną. Problem – i to poważny – zaczyna się wtedy, gdy potencjalny pacjent w imię decydowania o sobie chce zamiast klasycznej psycho– i farmakoterapii być leczony przy użyciu metod totalnej biologii (będącej w istocie totalną bzdurą), ustawieniami Hellingera lub koktajlami witaminowymi.

W sytuacji, w której na konsultację zgłasza się pacjent, który wspomina coś o „alernatywnych” formach leczenia  moim obowiązkiem jest odmówić stosowania takich zabiegów i wyjaśnić, dlaczego nie podejmę się takiej formy „terapii”. Osobiście nigdy tego obowiązku nie zaniechałam – i chciałabym wierzyć, że inni „pomagacze” postępują tak samo. Jednak nie mam do takiej wiary solidnych podstaw. W czasach późnego kapitalizmu niektórzy terapeuci, coache i studenci psychologii uczęszczają na kursy prowadzone przez pseudospecjalistów, płacą za antynaukowe webinary i próbują łączyć naukę opartą na dowodach z „nauką” opartą na teoriach spiskowych. Niejednokrotnie byłam świadkinią sytuacji, w których na forach internetowych poświęconych zdrowiu psychicznemu rzekomi specjaliści zapraszali osoby w kryzysie na sesje hipnozy lub zachęcali do „głębszego” zrozumienia problemu, na przykład. przez pryzmat założeń totalnej biologii.

W epoce późnego kapitalizmu jesteśmy niemal zupełnie bezradni wobec takich działań: zwrócenie uwagi komuś, kto promuje pseudonaukę, kończy się użyciem kończącego dyskusję argumentu „każdy ma prawo sam decydować jak będzie leczony, skoro robi to za swoje pieniądze”. Zgłaszanie takich osób do towarzystw psychoterapeutycznych na ogół nie jest możliwe, gdyż zwyczajnie do nich nie należą. Często dopóki nie wydarzy się coś naprawdę złego, możemy tylko przyglądać się, jak w imię „wolności” i rozwoju gospodarczego narażane jest zdrowie i życie cierpiących osób. Nasza tradycyjna polska nieufność wobec państwa i jego instytucji powoduje, że niezwykle łatwo jest nam dostrzec próby ograniczania naszej wolności – trudnej zaś zauważyć, że brak konkretnych regulacji wyrządza szkodę nam wszystkim. Rzecz jasna, świadomy pacjent podczas zapisywania się do specjalisty czy pierwszej konsultacji może – i osobiście bardzo do tego zachęcam – zapytać o wykształcenie terapeuty i o to, czy korzysta z superwizji. Życzyłabym sobie jednak, aby ciężar tego typu weryfikacji nie leżał po stronie osoby w kryzysie, lecz państwa, które istnieje po to, by chronić swoich obywateli.

Do uzdrowienia psychoterapii konieczna jest nie tylko odpowiednia ustawa i powołanie instytucji nadzorującej pracę psychologów i terapeutów – choć stanowią one absolutnie konieczne minimum. Terapia psychologiczna opiera się na więzi, zatem w kontaktach z terapeutami obecne są także elementy tego, jakie relacje tworzymy w społeczeństwie. Aby zatem psychoterapia była dostępna, bezpieczna i skuteczna, potrzebujemy przemeblowania własnego systemu wartości: przede wszystkim zrozumienia, że szalony indywidualizm i wolność rozumiana w sposób neoliberalny nie są ideami, w imię których warto poświęcać życie i zdrowie innych.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×