Święty gniew pilnie potrzebny [Komentarz Biblijny 5]
„Ja sam będę walczył przeciw wam wyciągniętą ręką i mocnym ramieniem, z gniewem pełnym zapalczywości i wielką zawziętością” (Jr 21,5)
Jeśli Bóg, spoglądając na niesprawiedliwość w narodzie, który sam sobie wybrał, zapałał „gniewem pełnym zapalczywości i wielką zawziętością”, to dlaczego niektórzy dziwią się, że mnie, słabemu człowiekowi, puszczają nerwy? Wobec nagonki, jaka rozpętała się po filmie Agnieszki Holland „Zielona granica”, musiałem mocno się pilnować, by nie wygarnąć rządzącym, co myślę o ich chrześcijaństwie. Nie da się pogodzić Ewangelii z nacjonalizmem i narcystycznym totalitaryzmem. Płakałem po filmie i zadawałem sobie pytanie o moją bezsilność: Dlaczego mnie tam nie ma?!
Gdy oglądam program, w którym występuje roztrzęsiona osoba skrzywdzona przez niesprawiedliwe struktury, nie mogę pohamować oburzenia. I chyba nie tylko ja tak mam. Co z tym gniewem zrobić? Nieraz wściekam się, rzucając niecenzuralne słowa na okrutnych lub głupich urzędników. Czasem napiszę jakiś tekst, wyrażając moje oburzenie. Rzadziej padam na kolana, modląc się o grom z jasnego nieba, który wstrząsnąłby decydentami. Najtrudniej jednak pospieszyć z pomocą skrzywdzonym, narazić się, pójść do więzienia za zabranie zbłąkanej w lesie rodziny migrantów.
Co zrobić z gniewem, aby nie zgorzknieć? Nie walczyć z nim! Nie siedzieć bezczynnie. Wykorzystać tę moc, która nas nakręca i z „wyciągniętą ręką” zaoferować pomoc niechcianym. Podać butelkę wody dziecku, któremu wytatuowano na czole „nielegalny”. „Mocnym ramieniem” wesprzeć bezsilnych. Nie rezygnować z niesienia ludziom pomocy tylko dlatego, że jest zakazana. Niby o tym wiem, a jednak trudno opuścić strefę komfortu. I znowu zadaję sobie trudne pytanie: Jak wyglądałby dzisiaj świat, gdyby nikt w przeszłości nie odważył się sprzeciwić istniejącym wówczas zakazom?
Prędzej czy później Bóg zapała gniewem, burząc mury i niszcząc nagromadzoną przez lata nienawiść. Czy jeszcze się załapię na wspólne świętowanie, gdy pogranicznik zatańczy z uchodźcą i poczęstuje go domową nalewką? Czy mój gniew na niesprawiedliwość może przyspieszyć upadek murów Jerycha? Uderzenie pięścią w stół nie jest przecież brakiem miłości do błądzących, a sam gniew jest częścią życia. Również natura potrafi się gniewać. Oj, potrafi. Na świecie nie tylko rosną śnieżnobiałe lilie, ale także zrywają się złowrogie huragany. Szalejące kataklizmy szarpią dachy i ogrodzenia. Nie żywią przy tym do nikogo osobistej urazy. Po prostu robią swoje, by ludzie otwierali ramiona na pokrzywdzonych.
Są sytuacje, w których święty gniew jest niezbędny, jest wręcz pilnie potrzebny. Żyjemy w czasach, gdy Boży gniew należy przywoływać i czerpać z niego siły. Nie powinien nam oczywiście przysłaniać Bożej miłości względem grzeszników, ale nie powinien też wpędzać nas w poczucie winy, że brak nam łagodności i wyrozumiałości. „Nie ustanie gniew Pana, dopóki nie wykona On i nie urzeczywistni zamiarów swego serca” – woła prorok Jeremiasz i dodaje – „przy końcu dni zrozumiecie to w pełni” (Jr 23,20).