fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Superbohater dnia codziennego

Tak rodzi się superbohaterstwo: grupa ludzi, którzy biorą sprawy w swoje ręce i nie godzą się na to, żeby odpowiedzialność za zmienianie ich najbliższego otoczenia zrzucać wyłącznie na nieudolnych polityków.

fot.: Antoni Sturzbecher


Tak rodzi się superbohaterstwo: grupa ludzi, którzy biorą sprawy w swoje ręce i nie godzą się na to, żeby odpowiedzialność za zmienianie ich najbliższego otoczenia zrzucać wyłącznie na nieudolnych polityków.
Z Jakubem Wesołowskim rozmawia Mateusz Luft
 
Czy trzeba być superbohaterem, żeby na dużą skalę animować życie kulturalne?
Pewnie tak, ale to jest ten rodzaj superbohaterstwa, które może odnaleźć w sobie każdy. Wystarczy chcieć.
 
Jak to się stało, że postanowiłeś zostać takim superbohaterem?
Długo rozmawiałem z moimi znajomymi o tym, że chcemy coś wspólnie zrobić. Nie bardzo jeszcze wiedzieliśmy, czym by to „coś” miało być, ale rosła w nas chęć działania w naszym mieście. Bo jedno było pewne od samego początku: to musi być w Bytomiu.
 
Patriotyzm lokalny?
Możesz to tak nazywać, jeśli chcesz. Ja po prostu czuję do tego miasta sentyment. Również dlatego, że miałem szczęście studiować w innej części kraju, dzięki czemu udało mi się nabrać dystansu. Spojrzeć na Bytom świeżym okiem.
 
I co zobaczyłeś?
Ludzi, którzy doceniają to, co robisz, dopiero wtedy, gdy zobaczą, że inni się tym interesują. Którzy uświadamiają sobie swoje sukcesy dopiero wtedy, gdy media ogólnopolskie zwrócą na nie uwagę. Tak było jeszcze kilka lat temu. Z drugiej strony, jest w bytomianach coś takiego, że biorą sprawy w swoje ręce. Każdy w miarę swoich możliwości próbuje odczarowywać kiepski wizerunek naszego miasta.
 
Nie przesadzajmy z tym złym wizerunkiem!
Wyobraź sobie, że ostatnio znana jurorka popularnego talent show zdziwiła się, że uczestnik pochodzący z Bytomia jest czysty…
 
A kogo się spodziewała?
Nie wiem. Górnika, który przyjedzie prosto z kopalni i będzie śpiewał? Niestety, tego typu wypowiedzi wzmacniają krzywdzące stereotypy. W efekcie, gdy media chcą pokazać na Śląsku bezrobocie lub biedę, to od razu jadą do Bytomia. Choć oczywiście takie nieszczęścia zdarzają się wszędzie.
 
Jaki w takim razie jest Bytom?
Na początku lat 90. w Bytomiu mieszkało ponad dwieście tysięcy ludzi. W tej chwili jest ich około stu trzydziestu tysięcy. Spora część uciekła krótko po transformacji, to znaczy po zamknięciu przemysłu wydobywczego i ciężkiego. Zresztą co ja będę opowiadał, Bytom nie jest jedynym miastem, które ma z tym problem. Niestety, przykro to mówić, ale nie bardzo jest tu do czego wracać. Ci, którym udało się wydostać na studia, urządzają się gdzieś indziej.
 
Ty wróciłeś. Mało tego, postanowiłeś zorganizować Międzygalaktyczny Zlot Superbohaterów. Skąd ten pomysł?
Nie zrobiłem tego sam. Razem z Mariuszem Kałamagą doszliśmy do wniosku, że chcemy zrobić coś na przekór rzeczywistości. Organizacja Zlotu to praca i zaangażowanie kilkudziesięciu osób. Sami, we dwóch, niewiele byśmy zdziałali.
 
A jak na to zaklinanie rzeczywistości patrzą wasi sąsiedzi?
Początkowo mieszkańcy Bytomia podchodzili do pomysłu Międzygalaktycznego Zlotu Superbohaterów z dystansem. Do zmiany nastrojów doszło bodajże przy trzeciej edycji. Dziś, nie licząc kilku skrajnych głosów na „nie”, spotykamy się z bardzo pozytywnym odzewem ze strony bytomian. I powoli udaje nam się przełamać stereotyp miasta, w którym rzekomo nic się nie dzieje, powielany czasem przez samych mieszkańców.
 
Ile osób brało udział w pierwszym Zlocie, sześć lat temu?
Trzydziestu znajomych. Może ze dwóch osób nie znałem wcześniej. I tak szliśmy przez miasto z orkiestrą górniczą. Przypuszczam, że to nam bardzo pomogło. Orkiestra górnicza na galowo to znany widok, ale trzydziestu śmiałków w strojach superbohaterów? Czy to aby nie parada równości?
 
Czy coś się po tym przemarszu zmieniło?
Teraz wiem, że zawsze najtrudniejsza jest pierwsza edycja. Z każdą następną było lepiej. Z każdym rokiem bytomianie coraz aktywniej włączają się w Zlot Superbohaterów.
 
Sami tworzą stroje swoich superbohaterów.
To też, ale najważniejsze jest to, że trzeba się takim superbohaterem stać. My nie ograniczamy się do chodzenia w superbohaterskich strojach. Co roku staramy się ulepszać nie zawsze sprzyjającą nam rzeczywistość. Jak powiedział jeden z uczestników tegorocznego Zlotu: „Superbohatera trzeba mieć w głowie, ale przede wszystkim w sercu”.
 
Co ulepszyliście w zeszłym roku?
Postanowiliśmy wyczyścić dworzec w Bytomiu. Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, z jakim odzewem spotka się nasza propozycja. Jeszcze pięć minut przed południem byliśmy tam tylko w trójkę, ale już po kwadransie stawiło się ponad siedemdziesiąt osób. Wyobrażasz sobie? Ludzie poświęcili swój wolny czas, aby posprzątać dworzec kolejowy w swoim mieście. Poprzynosili środki czystości, miotły, mopy, udało się załatwić wodę. Niesamowita sprawa!
 
Jacy to byli ludzie?
W różnym wieku. Także starsi, którzy pamiętali Bytom jeszcze z czasów świetności – gdy miasto było nieformalną stolicą kulturalną Śląska. Wśród nich także pewna pani, która powiedziała, że nie ma już dość sił, by włączyć się w sprzątanie, ale że przyniosła płyn do zmywania, bo chociaż w ten sposób może pomóc. Takich ludzi było więcej. Właśnie tak rodzi się superbohaterstwo: duża grupa ludzi, którzy biorą sprawy w swoje ręce i nie godzą się na to, żeby odpowiedzialność za zmienianie ich najbliższego otoczenia zrzucać wyłącznie na nieudolnych polityków lub radnych.
 
A ilu było was ostatnio?
W tym roku w samym przemarszu superbohaterów przez Bytom uczestniczyło prawie osiemset osób z całej Polski. Ponadto odbywały się spektakle, występy, koncerty, wystawy i warsztaty. Ludzie przychodzili, mówili, że czekają na Zlot przez cały rok. Całe rodziny szyją stroje i uczestniczą w zlotowych wydarzeniach. Licząc wszystkie dni festiwalu, wzięło w nim udział kilka tysięcy osób. Mimo to niektórzy w Bytomiu wciąż uważają nas za odszczepieńców i głupawkę…
 
To słowa przewodniczącej Rady Miejskiej.
Formuła Zlotu jest oczywiście pewną formą żartu. Zlot ma jednak na poważnie zachęcić ludzi do myślenia o tym, jakie zmiany mogą wprowadzić w swoim otoczeniu. I nie chodzi tu o żaden wielki czyn. Za pomocą naszych akcji pokazujemy, co można zrobić, aby choć przez chwilę dać coś z siebie innym. Słyszałem taki dialog małego chłopca z dziennikarką. „Jakim jesteś superbohaterem?” – zapytała. A on na to, że wczoraj pomógł mamie, posprzątał swój pokój, a dzisiaj przyszedł na Zlot. I to jest właśnie to! Małe działania na co dzień, o które coraz trudniej w otaczającej nas, drapieżnej rzeczywistości. Ważne, żeby zacząć od swojego najbliższego otoczenia, a z czasem nasze zaangażowanie zacznie przynosić nadspodziewany efekt. Pozytywne działania przyciągają się wzajemnie.
 
Organizujecie coś, co z zewnątrz może wydawać się niezrozumiałe. Coś kolorowego, co niekoniecznie mieści się w takim lub innym kodzie kulturowym. Ani to wielkie spotkanie o charakterze religijnym, ani parada górnicza…
Negatywne opinie na temat naszej działalności zdarzają się dość rzadko. Ci, którzy nas atakują, to głównie osoby należące do „klasy politycznej”. A przecież nasza działalność jest apolityczna! Walczymy ze stereotypem dotyczącym naszego miasta, promując pozytywne postawy i radosne spędzanie czasu. Zachęcamy do przetwarzania śmieci, namawiamy do oddawania krwi, zbieramy potencjalnych dawców szpiku, szukamy chętnych do adopcji bezdomnych psów. Co roku zapraszamy organizacje pozarządowe do aktywnego włączenia się w Zlot i zaprezentowania na nim swojej działalności.
 
Czy wasze akcje przyniosły jakiś wymierny efekt?
Wspomniany dworzec kolejowy w Bytomiu był w opłakanym stanie. Ale wystarczyło, że mieszkańcy go umyli, a właściciel wreszcie postanowił przeprowadzić chociaż częściowy remont. Wcześniej przez lata opowiadał tylko w gazetach o tym, jak bardzo chce go wyremontować… To była prawdziwa farsa! Nasyłali na nas policję, grozili wynajmującym powierzchnię dworca sklepikarzom karami finansowymi, jeśli ci zdecydują się udostępnić nam wodę i prąd. Nie chcieliśmy ściągać im na głowę kłopotów, więc poradziliśmy sobie sami. Tuż przed naszą akcją PKP sprowadziło profesjonalny sprzęt do mycia podłóg. Szybko jednak okazało się, że jest on przestarzały i kompletnie bezużyteczny. Za to w dniu sprzątania w kasach, w których na co dzień nikt nie pracuje, cały czas ktoś się kręcił i bacznie nas obserwował. A przecież gdyby władze kolei nam pomogły, ich wizerunek bardzo by na tym zyskał!
 
Wróćmy do Międzygalaktycznego Zlotu Superbohaterów. W jego zapowiedziach występują celebryci z Polski i zagranicy. W jednym z filmów pojawia się sam profesor Philip Zimbardo!
W 2013 roku profesor Zimbardo przyjechał do Katowic, aby promować swoją książkę. Znaliśmy go jedynie ze słynnego eksperymentu więziennego. Wybraliśmy się przypadkiem na otwarty wykład, który miał wygłosić. I co się okazało? Profesor opowiadał o swoich dokonaniach z przeszłości, o tym, jak przez lata zajmował się mroczną stroną natury ludzkiej, i o tym, jak postanowił zająć się jej stroną jaśniejszą. Tak zrodził się w jego głowie pomysł na akcję „Bohater dnia codziennego”. Wtedy dotarło do nas, że to samo od pięciu lat próbujemy robić w Bytomiu! Zostaliśmy więc po wykładzie, gdy profesor podpisywał swoje książki, i opowiedzieliśmy mu pokrótce o Zlocie Superbohaterów. Profesor wysłuchał nas i bez wahania zgodził się wystąpić przed kamerą.
 
Na Zlot zapraszają również inne znane twarze. Być może każda z nich chciałaby być twarzą superbohatera?
Coś w tym jest. Gdy Zlot z edycji na edycję rósł w siłę, nie wiedzieliśmy, czy za rok nie przyjedzie na przykład dwudziestu Batmanów, piętnastu Spidermanów i trzydziestu Supermanów. Okazuje się jednak, że filmowi i komiksowi superbohaterowie są na Zlocie w mniejszości. Ludzie bawią się w wymyślanie swoich postaci, sami przygotowują strój, sami kreują swój superbohaterski wizerunek. Przygotowania trwają wiele tygodni. Bardzo nas cieszy to zaangażowanie i ogromna, pozytywna energia uczestników.
 
W ramach zlotu odbywają się również koncerty.
Przez te wszystkie lata udało nam się zorganizować ponad sześćdziesiąt. Poszukujemy inspiracji wśród zespołów znajdujących się poza głównym nurtem muzycznym. Od tego zaczął się nasz Festiwal Dziwnie Fajne. Prezentujemy na nim muzykę i przedsięwzięcia określane czasem jako „dziwne”, nie dla wszystkich zrozumiałe, ale naszym zdaniem interesujące i wartościowe. Działamy w nietypowy sposób, by zwrócić uwagę na coś bardzo ważnego. Organizowane przez nas wydarzenia budują nową tożsamość i dumę mieszkańców Bytomia z ich miasta.
 
Dlatego zależy wam na utrwaleniu swojej działalności poprzez nazwanie jednego z bytomskich rond Międzygalaktycznym Rondem Superbohaterów?
Wszystko dlatego, że coraz częściej słyszymy określenie: „Bytom – miasto superbohaterów”. To efekt naszej sześcioletniej pracy. Nikomu niczego nie narzucamy. Chcesz – przychodzisz, uczestniczysz, zabierasz ze sobą rodzinę i znajomych. Nie chcesz – nie przychodzisz. Proste. Mimo to spotykamy się u naszych krytyków, których we władzach lokalnych nie brakuje, z przekonaniem o własnej nieomylności i uzurpacją prawa do animacji życia w mieście. Pomysł na Międzygalaktyczne Rondo Superbohaterów powstał po to, aby uprzedzić nazewnicze zakusy polityków. Mamy ostatnio w Polsce dziwną modę na podniosłe nazywanie obiektów drogowych, co kończy się dwoma lub trzema nazwiskami patronów obowiązującymi w całym kraju. Przedostatni prezydent Polski ma już tyle rond, placów, skwerów i ulic swojego imienia, że powoli staje się to nudne i przytłaczające. A Międzygalaktyczne Rondo Superbohaterów byłoby jedyne w swoim rodzaju.
 
Superbohater kojarzy się z kimś co najmniej mocno wysportowanym, skaczącym po ścianach, latającym ponad głowami zwykłych ludzi. A ty…
Zgoda, moje warunki fizyczne wydają się przeczyć wyobrażeniom o superbohaterach. Tyle tylko, że naszym zdaniem superbohaterem dnia codziennego może zostać każdy. Wystarczy widzieć coś więcej niż tylko czubek własnego nosa. Na przykład żyć ekologicznie, segregować i przetwarzać śmieci, odkryć w sobie recyklingowe moce. W ramach Kiermaszu Twórczej Reanimacji Odpadów pokazujemy, w jaki sposób przetwarzać odpady, by część z nich w ogóle nie lądowała na śmietniku. Na jednych warsztatach wyprodukowaliśmy dwieście portfeli z kartonów po mleku i sokach. To znaczy, że dwieście kartonów nie trafiło na śmietnik, a dwieście osób używa wykonanych przez siebie portfeli. Jeden z takich portfeli służy mi do dziś.
 
Zapytam jeszcze raz: czy to, co robisz, to jest patriotyzm właśnie?
Myśląc o górnolotnych ideach, często zapominamy o swoim otoczeniu. Dla mnie patriotyzm to dbanie o swój mikroświat, o przestrzeń wspólną – osiedle, dzielnicę, miasto. To działanie na rzecz ich ulepszenia i na rzecz uwrażliwienia na najprostsze potrzeby ich mieszkańców. Podniesienie papierka z ulicy wydaje się głupstwem, jednak jeśli papierek podniesie sto osób, nasze otoczenie będzie wyglądało zupełnie inaczej. Niech każdy zacznie od siebie i przestanie zrzucać winę za zły stan rzeczy na innych. Myślę, że to przekłada się również na postrzeganie problemów społecznych w szerszej perspektywie oraz budowanie świadomego i odpowiedzialnego społeczeństwa.
 
Jakub Wesołowski jest kulturoznawcą i animatorem. Współorganizator Międzygalaktycznego Zlotu Superbohaterów i Kiermaszu Twórczej Reanimacji Odpadów w Bytomiu. Działa w ramach kolektywu BytoMy. W Krakowie współorganizuje Fanaberie Ferformance, Wodną Masę Krytyczną, działania w ramach Kolektywu Modraszek oraz akcję Chciwość Miasta.
 
Jeśli nie chcą Państwo przegapić kolejnych wydań naszego tygodnika, zachęcamy do zapisania się do naszego newslettera.

 
Magazyn „Kontakt” to nie tylko internetowy tygodnik, ale także papierowy kwartalnik. Zachęcamy do lektury. Można go nabyć m.in. w  prenumeracie.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×