fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Strajki na uniwersytecie – a komu to potrzebne?

Czym jest strajk akademicki? Narzędziem walki o prawa pracownicze. Przykłady płynące z Uniwersytetu Kalifornijskiego czy protesty osób zatrudnianych przez firmy zewnętrzne pokazują, że strajk może być bardzo skuteczny.
Strajki na uniwersytecie – a komu to potrzebne?
Strajk na Uniwersytecie Kalifornijskim, listopad 2022 r., zdj. Natecation, lic. CC BY-SA 4.0

Praca uniwersytecka

Uniwersytet jest miejscem pracy. Instytucja ta pełni też inne funkcje społeczne, ale nie zmienia to faktu, że jest także pracodawczynią. Praca wykonywana w akademii przyjmuje różne formy: studentki pracują poprzez studiowanie, pracownicy administracyjni i gospodarczy zapewniają funkcjonowanie uniwersytetu na co dzień, podczas gdy praca pracowniczek naukowych polega na dydaktyce czy prowadzeniu badań. Przykłady można by mnożyć, kluczowa jest natomiast współzależność poszczególnych grup. To ich współpraca umożliwia sprawne działanie uniwersytetu jako całości.

Wykluczanie poszczególnych grup pracowników (chociażby przez outsourcing, skutkujący często bezprawnym zastępowaniem umów o pracę umowami śmieciowymi czy koniecznością zakładania jednoosobowej działalności gospodarczej) rozmywa odpowiedzialność władz uniwersytetu za osoby, które go tworzą. Władze mogą umyć ręce, stwierdzając, że pod względem prawnym te osoby nie są przecież częścią uczelni. Takie podejście – chociaż bywa ekonomicznie opłacalne na krótszą metę – prowadzi do stopniowego przekształcenia uniwersytetu w korporację, na czele której stoi dyrektor zarządzający w postaci rektora, mający na celu optymalizację wyników finansowych czy punktowych (co bywa jednym i tym samym, gdy jednostki uczelni rozlicza się z liczby zdobytych grantów). Przykładem takiej sytuacji był w 2014 roku protest osób sprzątających na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Powodem był brak wypłat. Uczelnia na początku broniła się argumentem, że nie zatrudnia tych osób. Ostatecznie udało się im wywalczyć zmianę w przetargach na usługi sprzątające – wprowadzono wymóg zatrudnienia na podstawie umowy o pracę.

Podobną formą prekaryzacji jest zastępowanie etatów dydaktycznych lub badawczych krótkimi kontraktami dla młodych naukowców, które zwykle finansowane są z grantów. Gdy tylko finansowanie projektu się zakończy, uniwersytet może odciąć się od osób, które przez kilkanaście miesięcy lub kilka lat prowadziły badania pod jego afiliacją. Bezmyślne opieranie budżetu uczelni w coraz większym stopniu na grantach i dotacjach stanowi istotny problem. Tak zorganizowana instytucja być może będzie się szybko pięła w rankingach uniwersytetów, niemniej będzie równocześnie – może nawet jeszcze szybciej – marginalizowała mniej lukratywne czy niszowe badania. A także te bardziej kontrowersyjne. Takie zjawisko można zaobserwować chociażby w Wielkiej Brytanii, gdzie Uniwersytet Birkbeck – stanowiący część Uniwersytetu Londyńskiego – tnie koszty, redukując etaty związane z humanistyką.

Marginalizację tego rodzaju badań uzupełnia rosnący wpływ firm na wybór i rozwój tych dziedzin, które uznawane są za potrzebne czy istotne. Na Uniwersytecie Stanforda nowo powstałą Szkołę Zrównoważonego Rozwoju (School of Sustainability) w części finansują koncerny paliwowe. Uniwersytet z miejsca autonomicznego przekształca się w arenę walk lobbystów, a także w instytucję de facto zależną od korporacji i ich potrzeb. Te kwestie prowadzą do szerszego pytania o odpowiedzialność społeczną uniwersytetu. Zarówno tę globalną, jak i lokalną. Jakie jest miejsce akademii w społeczeństwie? Jaką rolę uniwersytet powinien pełnić wobec lokalnej społeczności i przestrzeni, w której się znajduje? Jakim powinien być pracodawcą?

Te dwie tendencje – z jednej strony cięcie kosztów pracy, outsourcowanie, a z drugiej przemiana uniwersytetu w maszynę do zdobywania lukratywnych grantów z dziedzin potrzebnych przede wszystkim biznesowi – są zjawiskiem globalnym, ponadnarodowym i ponadregionalnym. Widać je co roku chociażby w Polsce podczas dyskusji o rankingu szanghajskim. Przykład Szkoły Zrównoważonego Rozwoju na Uniwersytecie Stanforda jest jedynie czubkiem góry lodowej, jeśli chodzi o finansowanie badań naukowych z datków darczyńców. Natomiast we Francji stworzono Uniwersytet Paris-Saclay przede wszystkim dlatego, by ten kraj posiadał uczelnię w czołówce rankingów.

Strajk jako forma oporu

Czy akademia jest skazana na taką formę „postępu”? Jakie są możliwe formy oporu? Jedną z nich jest bez wątpienia strajk. I bynajmniej nie chodzi tu wyłącznie o strajki studenckie analogiczne do tych z 1968 roku, które były reakcją na wydarzenia krajowe czy światowe i których postulaty znacznie przekraczały ramy życia uniwersyteckiego. Skoro uczelnie są przede wszystkim miejscami pracy, warto odzyskać instytucję strajku, którego celem jest poprawa warunków zatrudnienia, ochrona praw już istniejących oraz walka o kolejne. Strajk wymusza konfrontację między władzą a strajkującymi, kwestionuje stan zastany.

Za przykład takiego oporu może posłużyć strajk na Uniwersytecie Kalifornijskim, który miał miejsce na przełomie 2022 oraz 2023 roku. 48 tysięcy pracownic i pracowników akademickich domagało się wyższych płac, praw dotyczących dojazdu do pracy czy mieszkalnictwa, a także pewniejszych form zatrudnienia. To wydarzenie – uznawane za największy strajk akademicki w historii Stanów Zjednoczonych – wynikało ze zmian zachodzących w Kalifornii, w której koszty życia rosną nieproporcjonalnie szybciej niż zarobki. Szczególnie w miejscowościach nad zatoką San Francisco, gdzie doktoranci konkurują o wynajem mieszkań z pracownicami wielkich platform cyfrowych czy start-upów z Doliny Krzemowej.

W Kalifornii strajkowali przede wszystkim doktoranci oraz młode badaczki. Dzięki tej współpracy byli w stanie wstrzymać pracę dydaktyczną, która na amerykańskich uniwersytetach prowadzona jest głównie przez młodszych pracowników, zatrudnionych na prekarnych umowach i obciążonych znacznymi obowiązkami dydaktycznymi i administracyjnymi. Osoby profesorskie nie były w stanie samodzielnie prowadzić zajęć dla ponad 230 tysięcy osób studenckich. I chociaż w strajku tym nie uczestniczyli pracownicy administracyjno-gospodarczy (protest związany był z nieudanymi negocjacjami nad nową umową dla doktorantów i młodych badaczy), to solidarność między tymi grupami była widoczna. Młodzi badacze w rozmowach z władzami uczelni walczyli także o bardziej stabilne warunki pracy dla osób sprzątających, wyrażali sprzeciw wobec outsourcingu, a związki zawodowe pracowników technicznych wspierały strajkujących na bieżąco, ich członkowie i członkinie przychodzili na kolejne dni protestu.

Strajk okazał się sukcesem. Chociaż ostatecznie niektóre grupy otrzymały więcej niż inne (osoby na stażach podoktorskich – postdocach – osiągnęły większość swoich celów, u doktorantek zwycięstwo było bardziej ograniczone), to zakwestionowano status quo. Doświadczenie to pokazało, że zorganizowanie strajku, który zablokuje funkcjonowanie uczelni, jest możliwe. Osoby strajkujące często podkreślały w rozmowach, że była to jedyna droga do zmienienia warunków ich zatrudnienia. Strajk zadziałał i może służyć za przykład dla społeczności uniwersyteckich spoza amerykańskiej akademii.

„Dziady” i dziadostwo

W roku akademickim 2021/2022 stypendium doktoranckie na Uniwersytecie Warszawskim wynosiło 2371,70 zł brutto. Nie jest to kwota wystarczająca na wynajęcie pokoju i przeżycie miesiąca w Warszawie. Pensje adiunktów czy asystentów także pozostawiają wiele do życzenia, są często powodem rezygnacji z dalszej kariery akademickiej. Równocześnie powstała alternatywna forma finansowania pracy badawczej, którą są granty (na przykład Narodowego Centrum Nauki). Doprowadziło to do sytuacji, w której osoba na postdocu w ramach grantu może zarabiać więcej niż wynosi profesorskie wynagrodzenie zasadnicze. Niemniej liczba osób otrzymujących granty jest bardzo ograniczona, NCN – z powodu zamrożenia środków przez Ministerstwo, któremu jest podległy – ograniczył ostatnio możliwość aplikowania o granty, a współczynnik sukcesu w konkursach jest bardzo niski. Z tego powodu mówienie o tych kwotach zasłania rzeczywistość płac przeważającej większości pracownic uniwersytetu.

Próby rozmów samorządów doktoranckich z władzami uczelni czy ministerstwem spełzają na niczym. Chociaż ostatnie podwyżki pensji profesorskiej doprowadziły w końcu do zwiększenia stypendium doktoranckiego (stanowi ono 37 procent wynagrodzenia profesorskiego) i wynosi ono obecnie 2667,70 zł brutto, nie rozwiązuje to systemowego problemu niskich płac. Pisanie doktoratu jest drogim hobby. Osoby, które nie mogą liczyć na wsparcie finansowe z domu, muszą podejmować się innych prac. Doktorat staje się dla nich pobocznym projektem, co negatywnie wpływa zarówno na naukowy poziom prac, jak i na udział najmłodszych pracowniczek w akademickiej wspólnocie.

Brak skuteczności dotychczasowych działań powinien być katalizatorem do rozmów o strajku. Podobnie jak w przypadku Kalifornii, znacząca część pracy dydaktycznej jest w Polsce wykonywana przez doktorantki i młode badaczki. Młodzi pracownicy po doktoracie często zatrudniani są na krótkich, słabo płatnych kontraktach, z nieproporcjonalnie dużym obciążeniem dydaktycznym. Tak samo mierzymy się z problemem outsourcingu czy niskiego opłacania pracownic administracji. Zmiany na tych polach nie zajdą same z siebie. Zwłaszcza gdy od kilkunastu lat niemal wszystkie reformy akademickie mają na celu coraz silniejsze wpisanie polskiej akademii w model oparty na pięciu się w międzynarodowych rankingach, konieczności zdobywania grantów i przerzucaniu kosztów tych reform na najsłabszych pracowników.

W momencie gdy dialog, dobre chęci i pozytywna energia nie wystarczają do zmiany warunków pracy, należy korzystać z narzędzia strajku. Niech strajki uniwersyteckie przestaną kojarzyć się z „Dziadami” w reżyserii Dejmka, a staną się znormalizowaną formą walki o prawa pracownicze. Oczywiście lokalnym obciążeniem jest częsta niechęć do strajków czy kojarzenie ich przez klasę średnią i wyższą bardziej z wydarzeniami historycznymi niż walką o prawa pracownicze. Nie są to jednak przeszkody nie do pokonania. Początkiem zmian może być szersze uzwiązkowienie osób na doktoracie czy bliższa współpraca z pracownikami administracji. Te działania zresztą mają już miejsce. Teraz pozostaje podjąć kolejne kroki.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×