fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Soundtrack dla lewaczki

Nasze redaktorki i redaktorzy stworzyli playlistę ze swoimi ulubionymi lewicowymi piosenkami. Zapraszamy do słuchania i czytania!
Soundtrack dla lewaczki

Gdyby życie miało soundtrack, jakie piosenki grałyby Wam w tle? Postanowiliśmy odpowiedzieć sobie na to trudne pytanie i stworzyliśmy playlistę, której możecie posłuchać na You Tubena Spotify. Redaktorzy i redaktorki Kontaktu wrzucili na nią swoje ukochane piosenki, które towarzyszą ich zaangażowaniu społecznemu, wzruszają, budzą lepiej niż poranna kawa i motywują do walki o lepszy świat, w którym jest miejsce dla każdej i każdego. Polecamy szczególnie teraz, gdybyście zastanawiali się, co puścić w samochodzie podczas blokady, albo potrzebowali motywacji, żeby wyjść na ulice w paskudny jesienny dzień. Enjoy!

Ida

Natalia Przybysz, „Miód”

Otwieram swoją listę głosem Natalii, która wyczynia w tej piosence absolutną magię, wyśpiewując tekst trochę żartobliwy, a jednocześnie śmiertelnie poważny. Ostatecznie dobrze wiemy, „jak to się stało, że zapomniałyśmy o swoich piersiach i że wciąż jest za mało prawdy w naszych pieśniach” (#patriarchat), ale za rzadko chyba śnimy o wierzeniu w boga, który wierzyłby w nas. Dla mnie „Miód” to przebój feminizmu i absolutnie piosenka mocy.

Aurora, „Apple Tree”

Mniej znana siostra antykapitalistycznego przeboju „The Seed”. Lubię w niej wojowniczy rytm i cudowny tekst, w którym Aurora mówi o roli, jaką każda z nas może odegrać w walce o lepszy – albo w ogóle żywy – świat. „Let her save the world she is just a girl / Let him save them all he is just a boy”, bo chociaż każda z nas jest just a girl i sama niewiele może zdziałać, to przecież wszystkie razem możemy wszystko. Nieważne, ilu dziadersów nazwie nas dzieciakami.

My Chemical Romance, „The Only Hope for Me is You”

Nieodzowny punkt rewolucyjnego programu dla dawnych emo nastolatek (to ja). MCR ze swoją apokaliptyczną płytą „Danger Days” w dalszym ciągu trzymają się w moim sercu, zwłaszcza za sprawą tej piosenki, nieco rzewnej, a nieco bojowej, której tematem przewodnim jest poleganie na sobie nawzajem w sytuacjach kryzysowych. Zawsze wzruszają mnie wersy „And if we can’t find where we belong / We’ll have to make it on our own” – ostatecznie to niezłe podsumowanie aktywistycznego stylu życia, który sprowadza się do budowania lepszego świata tu i teraz. Pieśń patetyczna, ale jednak piękna.

SOKO, „Oh, To Be a Rainbow!”

Ta piosenka to jest takie zjawisko, kiedy SOKO ze swoim przesterowanym, szorstkim głosem wyśpiewuje tęczowego jednorożca. Chce się tylko tańczyć, jeść malinowe lody i marzyć o równości. Polecam.

Queen & David Bowie, „Under Pressure” 

Na zakończenie mojego skróconego soundtracku do lewackiego życia perełka, czyli piosenka o miłości w czasach życia pod ciśnieniem. I nie chodzi w niej bynajmniej o porzucenie sporów na rzecz symetrystycznego szacunku dla każdych poglądów (fuj!), a właśnie o miłość do tych, którzy są „na skraju nocy”, i o miłość sprawiającą, że troszczymy się o siebie nawzajem. To jak hymn, do którego można i popłakać, i potańczyć, a potem iść bronić sióstr i obalać kapitalizm.

Kuba

Gil Scott-Heron, „The Revolution Will Not Be Televised”

Prawdziwa rewolucja – jako że dzieje się w naszych głowach – nie jest transmitowana nawet wtedy, gdy TVP Info podpisuje przebitki z uczestnikami protestów określeniem „siewcy śmierci”, tik toki z tagiem #StrajkKobiet osiągają ponad dwieście milionów wyświetleń, a influencerki w postach wspierających protesty promują jesienne kolekcje sieciówek.

Dolly Parton, „9 to 5”

Wikipedia podsumowuje fabułę filmu, któremu towarzyszy utwór Dolly Parton, jako opowieść o „próbie obalenia przez kobiety seksistowskiego, egoistycznego, hipokrytycznego bigota”. Tym samym równie dobrze można podsumować ostatnie tygodnie w Polsce. Trzy drobne różnice: protesty najczęściej odbywają się po godzinach pracy, zamiast przepisów Kodeksu pracy naszego bigota chronią immunitet poselski i Służba Ochrony Państwa, a główny polski antagonista jeszcze nie został porwany i wywieziony do brazylijskiej puszczy.

Woody Guthrie, „This Land Is Your Land”

W emitowanym w HBO serialu „Mrs. America” bohaterki dywagują, czy tekst utworu jest „marksistowski czy patriotyczny”. Nie chcę tego rozstrzygać. Wiem za to, ile wysiłku – w kraju w jednej trzeciej objętym strefami wolnymi od LGBT – wymaga ciągłe przypominanie, że ziemia od Krzesińskiego Parku Krajobrazowego do Białowieży jest też i nasza.

Hanka

Ana Tijoux, „Somos sur”

To chyba jedyna piosenka, która pomimo moich najszczerszych starań wciąż mi się nie znudziła i wszystko wskazuje na to, że już nigdy się nie znudzi. A robię, co mogę: zdarza mi się słuchać jej kilka razy z rzędu na zapętleniu; puszczam ją, kiedy mi smutno, bo nie wiem, co mam robić w życiu; kiedy sprzątam łazienkę; kiedy którąś godzinę prowadzę samochód na autostradzie i potrzebuję energii; kiedy przysypiam rano w komunikacji miejskiej; kiedy późno w nocy na imprezie przychodzi ten sentymentalny moment, gdy puszczamy z przyjaciółmi smutne/wzruszające piosenki. Ana Tijoux stworzyła najpiękniejszy antyimperialny i antykolonialny hymn (w Internecie znajdziecie tłumaczenie na angielski). A choć jak sama nazwa wskazuje, piosenka jest głosem Globalnego Południa, wersy: „Fuera Yanqui de América Latina, franceses ingleses y holandeses” znakomicie tłumaczą się na polski jako „Wypierdalać!”.

Manu Chao Dubioza Kolektiv, „Cross the Line”

W refrenie Manu Chao śpiewa swoim smętnym głosem: „Bloody bloody borders”. Granice są nie tylko „krwawe/cholerne”, ale też iluzoryczne. Ta piosenka grała mi w głowie, kiedy rozmawiałam z chłopakami z Gambii, Gwinei czy Mali, którzy wzięli wszystkie swoje – a często i swojej rodziny – oszczędności, by przez Saharę przedostać się do Libii, gdzie niektórzy z nich padali ofiarą handlu ludźmi czy tortur. Wszystko po to, by dostać się na ponton, który z kilkudziesięcioprocentowym prawdopodobieństwem miał ich dowieźć bezpiecznie do Europy. I nie, nie powstrzymały ich przed tym kreski na mapie ani nawet drony i patrole, które tych kresek pilnują. „Is it so wrong to be born in a danger zone? / I’m just looking for a place I can call my home”. Jesteście za życiem? Przyjmijcie uchodźców, zlikwidujcie granice!

K’naan, „Immigrants (We Get the Job Done)”

W znakomitym musicalu „Hamilton” jednym z moich ulubionych momentów jest scena, w której tytułowy bohater i Marie Joseph de la Fayette stwierdzają: „Immigrants, we get the job done”, po czym zbijają piątkę. O ile sam musical mówi oczywistą prawdę o migranckim pochodzeniu „ojców założycieli”, o tyle ta wypuszczona na musicalowej płycie piosenka pokazuje współczesne oblicze migranckiej Ameryki.

Jest tam wers, który za każdym razem wbija mnie w fotel i który zamierzam wykorzystać w mojej pracy magisterskiej dotyczącej migracji przez Morze Śródziemne: „Man, I was brave, sailing on graves / Don’t think I didn’t notice those tombstones disguised as waves”. Jest też wynikająca z imigranckiej tożsamości duma: „We’re America’s ghost writers, the credit’s only borrowed” i ostrzeżenie: „It’s a matter of time before the checks all come”. A o wszystkim tym śpiewają artyści i artystka, którzy sami mają migrancki background.

Gogol Bordello, „Immigraniada”

Tak jak w poprzedniej piosence emancypującą emocją jest tu wkurw, a migrancka tożsamość stanowi źródło siły i dumy. O wszystkim tym śpiewa, a właściwie wydziera się, wspaniały Eugene Hutz. Prawdę mówiąc, nienawidzę chodzić na koncerty (zwłaszcza takie duże, gdzie jest tłum i trzeba skakać), a wyjątkiem zawsze były występy Gogol Bordello, bo jest tam kolorowo, szaleńczo i pięknie. Krótko mówiąc: gypsy punk. I choć wydawać by się mogło, że temat temu nie sprzyja, dokładnie taki sam klimat ma „Immigraniada”.

Maciek

M.I.A., „Bad Girls”

Mój ukochany utwór, który, gdybym tylko mógł to sprawić, leciałby obowiązkowo w Programie I Polskiego Radia zamiast hejnału mariackiego. Niegrzeczne dziewczynki? Te wulgarne, patrzące białym cis hetero mężczyznom prosto w oczy i grające według własnych zasad? Jeżeli ktoś idzie do nieba, to na pewno one!

Jorja Smith, „By Any Means”

Utwór „By Any Means” powstał jako odautorski komentarz Jorji do protestów Black Lives Matter i jest przypomnieniem, że kiedy chodzi o najbardziej podstawowe prawa do godności, szacunku i życia według własnych zasad, wtedy nie można ukrywać się za „kulturą dyskusji” czy innymi relatywizującymi hasłami. Wolność wiodąca lud na barykady czy raczej słuchająca pouczeń na temat (nie)przyzwoitości skandowania wulgaryzmów w przestrzeni publicznej? Jorja Smith zna odpowiedź na to pytanie.

Bartek

Idles,  „Samaritans”

Te wszystkie komendy: zmężniej, zamknij się, pij do dna, po prostu skłam, trzeba mieć jaja! Znasz to, prawda? To dlatego nie widzieliśmy naszych ojców, jak płaczą. To właśnie „bycie prawdziwym mężczyzną” wielokrotnie mnie i ciebie wyniszczało. Dlatego, chłopaku, poza sprawiedliwością dziejową i krzywdami, jakie to wyrządza wszystkim, którzy nie są cis mężczyznami, to także w imię naszego zdrowia psychicznego – zapraszam do wspólnego obalania patriarchatu!

Run The Jewels, „Walking in the Snow”

Jeśli potrzebujecie przewodnika po tym, czym jest biały przywilej – nie znajdziecie lepszego niż ostatnia płyta Run The Jewels. W listopadzie 2019 RTJ nagrali numer, w którym mówią o brakach perspektyw, o fałszu wyrównywania szans w systemie edukacji, wreszcie – o brutalności policji. „A ty, głupku, oglądasz gliniarzy duszących faceta jak ja // aż mój głos z wrzasku staje się szeptem – Nie mogę oddychać [I can’t breathe]”. Wstrząsający kawałek.

Janelle Monáe//David Byrne,  „Hell You Talmbout”

Każde z wymienionych w piosence imion to oskarżenie – rasizmu, brutalności policji, bierności białych i uprzywilejowanych. Ten protest song jest wezwaniem do walki, by lista tych imion nie ciągnęła się w nieskończoność. Choć niestety od jego powstania w 2015 roku przybyło przynajmniej kilka, o których warto krzyczeć. Wciąż i wciąż. #SayHerName!

Pulp, „Common People”

Wyjątkowo piosenka, która nie zagrzewa do walki – klasycy britpopu śpiewają o różnicach klasowych. Stosować po wysłuchaniu każdego jednego liberała mówiącego, że należy zmienić pracę i wziąć kredyt. Na mnie działa lepiej niż gar bigosu na uspokojenie.

Pete Seeger, „We Shall Overcome”

Nadzieja jest w mojej pesymistycznej głowie prawie nieobecna, choć potrzebna – a ten nieśmiertelny, wielokrotnie coverowany klasyk (na zawsze już chyba kojarzony z amerykańskim ruchem praw obywatelskich) jest nią przepełniony. Bo co innego nam zostało, jeśli nie nadzieja, że zwyciężymy, że będziemy wolni? Co innego śpiewać razem niż to, że się nie boimy?

Ernest

Hańba!, “Narutowicz”

Ta piosenka, jak i każda inna Hańby, osadzona jest w realiach międzywojnia i trafnie łączy diagnozy społeczne z lewicową wrażliwością na krzywdę. Punk rock mógłby powstać w międzywojennej Polsce, jak mówią sami muzycy. Brzmiałby wtedy właśnie tak! Jego twórcy śpiewaliby też Tuwima („Hoży i świeży” czy „Żandarm”). Aż chce się wyskoczyć i krzyczeć razem z nimi: „Mordercą jego nienawiść / jaką go ten naród darzył”. A potem pomyśleć, jak bardzo historia lubi się powtarzać, czym się kończy antagonizowanie różnych grup społecznych, i, kto wie, może nawet jak temu zaradzić.

Les Miserables, “Do You Hear the People Sing?”

Kulminacyjny moment absolutnego musicalowego klasyka, jakim są „Nędznicy”. Ludzie na ulicy kolejno włączają się do wspólnego śpiewu, biorą w ręce strzelby, budują barykady i… zaczynają rewolucję. Tak po prostu, w jednej chwili, bo wierzą w swoje wartości. A kiedy naprawdę w coś wierzysz, to może przyjść ten moment, że nie masz wyboru i musisz wyjść na ulicę, by o to walczyć. Jasne, pełno tu naiwnego patosu, który bywa trudny do zniesienia i którego w rzeczywistości raczej nie uświadczymy (a nawet jeśli, to w reakcji tylko wzdrygniemy się zażenowani). Ale nawet taki patos bywa przydatny i budujący.

Björk, „I’ve Seen It All”

Tu z kolei zupełne przeciwieństwo poprzedniego utworu. Björk w musicalu „Dancer in the Dark” występuje jako pochodząca z Czechosłowacji robotnica w amerykańskiej fabryce, tracąca wzrok i zakochana, o ironio, w filmie. Postawiona w sytuacji bez wyjścia, zapomina o sobie i robi, co tylko może, żeby pomóc ukochanemu synowi. W „I’ve Seen It All” bezpretensjonalnie i jednocześnie niezwykle poetycko zaznacza, że nie zależy jej na konsumpcyjnym pędzie, nie ciągnie jej też, by jak najwięcej w życiu zobaczyć. Trzeba zacząć od rzeczy blisko siebie i dopilnować, żeby były odpowiednio dobre. Jak sama śpiewa w odpowiedzi na pytanie „What about China, have you seen The Great Wall?”: „All walls are great if the roof doesn’t fall”. Kto potrzebuje więcej mówiącego manifestu?

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×