
Miało być sprawiedliwie, wychodzi jak zwykle. Bezprecedensowy triumf demokracji nie przeszkadza wzrostowi nierówności, a światowy podział zasobów nie tylko nie staje się równiejszy, ale dąży do jeszcze większej polaryzacji. Według danych międzynarodowej organizacji humanitarnej Oxfam, majątek dziesięciu biznesmenów z początku listy „Forbesa” w roku 2022 jest już sześciokrotnie większy niż 3,1 miliarda najuboższych mieszkańców Ziemi, a 1 procent najbogatszych kontroluje 38 procent światowego majątku. Zmiany klimatu podkręcą ten proces. Choć powołany z inicjatywy ONZ Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) od lat podkreśla, że katastrofa klimatyczna najdotkliwiej dotyka kraje rozwijające się, akceptujemy porządek, w którym dwudziestu przedsiębiorców emituje osiem tysięcy razy więcej gazów cieplarnianych niż miliard najmniej zamożnych. Stanowisko, że trend prowadzący do „barbarzyńskiej” walki o kurczące się zasoby nagle ulegnie odwróceniu, powoli przestaje być opcją, na którą można liczyć.
Pierwsi będą pierwszymi
„Gdyby ktoś chciał stworzyć inny porządek, też reprodukujący własność i władzę, trudno sobie wyobrazić, że wykonałby lepszą robotę” pisał David Graeber, analizując współczesne zjawisko coraz powszechniejszych białokołnierzykowych prywatnych i publicznych prac – ściem, „bullshit jobs”, których główną funkcją społeczną jest konserwacja systemu. Utrzymanie nie tylko ciągłego odtwarzania, ale i nasilania się polaryzacji jest możliwe, gdy każda uzyskana korzyść istotnie zwiększa szansę na pojawienie się kolejnej. Taką akumulację kapitału znacznie ułatwiają trzy grupy zjawisk: korupcja, nepotyzm i… merytokracja.
O ile walkę z różnymi formami korupcji i nepotyzmu, czyli strukturami ułatwiającymi pozyskiwanie korzyści za kapitał ekonomiczny i społeczny, prowadzi – przynajmniej na papierze – każdy, to merytokracja wydaje się do tego zestawienia nie pasować. Wiedza, bezstronność i przewidywalność mają przecież budować lepszy świat, a nie go uniemożliwiać. I czasami tak się dzieje, ale gdy przychodzi do dystrybucji zasobów, te trzy patologie mogą stać się zaskakująco podobne.
Kapitał, nie tylko ekonomiczny, ma bardzo istotny wpływ na społeczny podział zasobów, prestiżu i wpływów. W przypadku korupcji pieniądz, czyli kapitał ekonomiczny, pomaga uzyskać uprzywilejowaną pozycję w społeczeństwie i obchodzić reguły, które powinny obowiązywać powszechnie. Majątek i związana z nim pozycja oraz znaczenie jednostki dla gospodarki ułatwiają dostęp do decydentów i zwiększają wpływ na reguły gry. Z kolei różne formy kumoterstwa, kolesiostwa i nepotyzmu to kapitał społeczny i polityczny pozwalający towarzyskiej lub rodzinnej bliskości i sieci wzajemnych korzyści ograniczyć bezstronność procesu kształtowania się polityk publicznych. Ostatnią, znacznie trudniejszą do dostrzeżenia patologią demokracji jest merytokracja, gdzie równość zastępuje podział ze względu na kapitał kulturowy: wiedzę, wykształcenie, styl życia, takt, maniery, umiejętność dostrzeżenia niepisanych reguł i regułek, nabyte samodzielnie lub w wyniku urodzenia. Każdy, kto otarł się o szkołę, poczuł na własnej skórze siłę kulturowej reguły świętego Mateusza: temu, kto ma, będzie dodane. Dobry uczeń statystycznie będzie coraz lepszy, podczas gdy słabszego system oświaty pogrąży.
Instytucje społeczne tworzą jawne i ukryte reguły dystrybucji zasobów. Rozpoznawanie i manipulowanie tymi regułami wymaga kapitału kulturowego, dlatego nawet równościowe i bezstronne w założeniach instytucje mają tendencję do jego reprodukcji. Także częste zmienianie instytucji i praw niewiele pomoże, o czym na własnej skórze przekonaliśmy się w Europie Środkowo-Wschodniej. Częste zmiany premiują tych, którzy poczują „skąd wieje wiatr” i mogą sobie pozwolić na budowanie szerokich, nie zawsze praktycznych, uwewnętrznionych kompetencji. Jak słusznie zauważa socjolog Tomasz Zarycki, tak właśnie przez setki lat postępowała w Polsce inteligencja, która była w stanie się reprodukować, a nawet wzmacniać pozycję pomimo wielu społecznych trzęsień ziemi XIX, XX i XXI wieku. Skuteczną metodą przetrwania dominującej grupy społecznej w czasach przemian jest utrwalenie podziałów w niewielkich dystynkcjach, małych różnicach w stylu życia i podejściu do instytucji. Dyletanctwo, eklektyzm i zdystansowana postawa do edukacji – zbadany i opisany przez Passerona i Bourdieu w „Spadkobiercach” (Les héritiers) styl życia charakterystyczny nie tylko dla młodzieży i studentów francuskiej klasy wyższej, to coś więcej niż luksus czy zbytek. To sposób na wykorzystanie systemu do utrwalenia swojej pozycji. Szkoła publiczna, choć z zasady dążąca do równości szans, sprawnie reprodukuje w ten sposób podziały społeczne. W rezultacie, według badań International Adult Literacy Survey, w Polsce szansa na dostanie się na studia państwowe była dziewięciokrotnie wyższa u osób mających rodziców z wyższym wykształceniem niż u dziecka rodziców z wykształceniem średnim niepełnym. Nadzieja, że tworzenie bardziej merytokratycznych systemów w nieuchronny sposób uwolni nas od tych zależności, bardzo rzadko potwierdza się statystycznie.
Tę pętlę może jednak przerwać wprowadzenie do porządku merytokratycznego elementów losowania. Uczciwe losowanie odrywa dystrybucję dóbr od kapitału. Gdy o podziale korzyści decyduje loteria, nasze pozycja, wiedza, umiejętności i pochodzenie nie mają wpływu na jej ostateczny wynik, niezależnie od tego, czy jej przedmiotem będą cenne zasoby, czy prawo do bycia wysłuchanym. Losowanie może być interesujące na co najmniej trzech poziomach: figury retorycznej, modelu relacji międzyludzkich i możliwego do zastosowania mechanizmu, redukującego nierówności i włączającego do publicznej debaty tych, którzy dotychczas pozostawali na jej marginesie.
Trzy twarze losowania
Podejście retoryczne wykorzystuje znane wszystkim reguły losowania jako chwytliwy punkt odniesienia do dalszej argumentacji, której celem jest demaskacja bardziej złożonego systemu. Sprowadza się wtedy sytuację do absurdu, wskazując, że jakieś powszechnie stosowane, złożone i pozornie merytoryczne rozwiązanie przynosi z różnych przyczyn tak niezadowalające efekty, że już lepiej byłoby podejmować decyzje, ciągnąc słomki. „To jest loteria” – może brzmieć ostateczny argument za odrzuceniem jakiegoś rozwiązania. Specjalistów od kryptowalut nie brakuje, jednak lepsze wyniki od wielu z nich wypracował w ciągu swego krótkiego życia Mr Goxx, handlujący kryptowalutami chomik. Takie postawienie sprawy ma zachęcić do ponownego przemyślenia sensu tych rozwiązań – w tym przypadku zdolności analityków, chwiejnej wartości kryptowalut i zmienności współczesnej gospodarki.
Ten chwyt retoryczny miesza zazwyczaj uczciwą loterię, z jasno wytłumaczonymi regułami gry, z loterią skrzywioną i wypaczoną, którą opiera się na naiwności większości uczestników i rozmywaniu reguł. Widać to choćby w „kapitalizmie kasyna” Susan Strange. Wszyscy gramy w gospodarkę, część jednostek zyskuje, przeważająca większość traci, ale na końcu to kasyno – metafora prywatnych instytucji finansowych – zawsze wygrywa. Jeżeli system wytwarza gorsze wyniki niż loteria, to znaczy, że jest naprawdę źle. Loteria jako figura retoryczna to jednak blef – chomik, choć osiągnął twitterową popularność, w rzeczywistości nie handlował walutami, a kapitalizm nie przypomina kasyna, bo szanse wygranej są znacznie niższe niż w ruletce. Loteria jest tu tylko metaforą nieprzewidywalnej zmienności i atrakcyjną konwencją, pozwalającą przyciągnąć uwagę ludzi przywykłych do argumentacji mocno osadzonych w żelaznej racjonalności.
Zwycięzcy i przegrani naturalnej loterii
Czy nam się to podoba, czy nie, wszyscy uczestniczymy w co najmniej jednym losowaniu. Przy urodzeniu przypisywane są nam płeć, kolor skóry, zdrowie, liczba książek w domu, wykształcenie i pochodzenie społeczne rodziców oraz dziadków, i przede wszystkim majątek, który odziedziczymy. Wynik tego losowania, całkowicie od nas niezależny, ma znaczny wpływ na to, czy spędzimy pięćdziesiąt lat życia, spłacając kredyt za mieszkanie, czy odziedziczymy je lub dostaniemy w prezencie od rodziców lub w ogóle nie zauważymy problemu, bo posiadanie kilku apartamentów i rezydencji będzie dla nas od dzieciństwa jedynym nieurągającym godności sposobem funkcjonowania. Znaczenie wyniku tej modelowej, naturalnej loterii, zaproponowanej przez amerykańskiego filozofa Johna Rawlsa, dla Europejczyków urodzonych w drugiej połowie XX wieku istotnie wzrosło. Jak zauważa w „Kapitale” Thomas Piketty, wrócił znany z końca XIX wieku społeczny „dylemat Rastignaca”: strumień kapitału przekazywanego w wyniku dziedziczenia w XXI wieku stał się wyższy od strumienia wypracowywanego w wyniku własnej pracy. Wysokie ceny nieruchomości w europejskich stolicach i łatwość, z jaką przedstawiciele klasy wyższej mogą wykorzystywać raje podatkowe do redukcji i unikania opodatkowania, w tym płacenia podatków spadkowych, sprzyjają dalszej polaryzacji.
Losowanie jako model relacji społecznych, nawet negatywny, oznacza potraktowanie loterii bardziej na serio. Pozycja, wpływ, majątek, sukces w życiu społecznym są wynikiem nałożenia się na siebie wielu różnorodnych czynników, z których nie wszystkie zależą od jednostki. Urodzenie określa zmienne i wykrzywia wyniki kolejnych testów i loterii, czyniąc je niesprawiedliwymi. Tablice ruchliwości społecznej, analizowane w Polsce przede wszystkim przez Henryka Domańskiego, nie pozostawiają złudzeń: zwycięzcy „loterii naturalnej”, czyli dzieci z zamożnych wielopokoleniowych rodzin inteligencji lub kierownictwa z wyższym wykształceniem, mieszkający w dużych miastach, mają wielokrotną przewagę w dostępie do kolejnych dóbr.
Nie oznacza to, że ruchliwości i zmian w hierarchii społecznej nie ma. Po prostu na planszy, na której się ona rozgrywa, poszczególne klasy społeczne grają w różne gry. Klasa wyższa gra w szachy, dobierając stosowne figury, czasem ruchem konika przeskakując i omijając blokujące ją instytucje i reguły, czasem promując pionka na hetmana. Klasa średnia podąża za regułami warcabów, poddając się bezlitosnemu przymusowi bicia i optymalizując swoje ruchy kosztem własnej przyjemności. Klasa niższa (pracująca/ludowa/robotnicza) gra w węże i drabiny, wznosząc się olbrzymim wysiłkiem i łatwo spadając, bez znajomości nieformalnych reguł awansu i degradacji. Loteria sprawia, że w węże i drabiny grają wszyscy.
Świadome losowanie zamiast przypadku
Skoro nie mamy wpływu na wynik tej „loterii naturalnej”, warto zastanowić się, jakie rozwiązania mogłyby łagodzić jej skutki dla tych, którym się mniej poszczęściło. Dobrze zaprojektowane polityki publiczne powinny kompensować niesprawiedliwości wynikające z wyjątkowo złych losów w loterii naturalnej. Niestety, także umiejętność korzystania z wsparcia mającego równoważyć początkowe nierówności, oferowanego przez polityki publiczne, wymaga kompetencji kulturowych, rozdzielanych w znacznej mierze za pomocą loterii naturalnej. Odpowiedzią może być zatem losowanie modelowe – nie zawsze musi być to rzeczywiste losowanie, ale działanie, które ma na celu osiągnięcie podobnych efektów: anonimowości, bezstronności, odporności na zachowania strategiczne. Przykładem takiego „losowania” byłaby rejonizacja szkół, połączona z nieprofilowaniem klas na początkowym etapie nauczania. Może to dawać szansę na częściowe, niestygmatyzujące przezwyciężenie barier związanych z niskim poziomem kapitału kulturowego. Rejonizacja, jak wiele rozwiązań modelowych, ma jednak wadę – takiego systemu można się nauczyć i później nim manipulować, co odtwarza początkowe podziały.
Losowanie często budzi żywiołowy sprzeciw, nad którym warto się zatrzymać. Co nas oburza w losowaniu? Dlaczego loteria jest utożsamiana z polityką głupią i nieprzemyślaną? Na poziomie retorycznym odpowiedź jest prosta: być może zamiast rozbudowanej, nieskutecznej, ale angażującej dziesiątki ekspertów i olbrzymie środki metody działania lepsza byłaby zwykła loteria. Co prawda też raczej nie dostarcza zadowalających wyników, ale jest zrozumiała, tania i szybka w realizacji.
Nieco inny sprzeciw kryje się na poziomie modelu relacji. Dobrym przykładem może być losowe przyznanie nagród za realizację zadania wymagającego ciężkiej wspólnej pracy. Przeciwnicy tego rozwiązania formalnie wskazują na dwie nieracjonalności loterii – jej nieproporcjonalność (można nic nie zrobić i dostać nagrodę) i nieefektywność (można dostać niepotrzebne nam dobro, na którym znacznie bardziej zależałoby komuś innemu). Dystrybucja dóbr ma być proporcjonalna do zasług, a zasługa jest przypisana do jednostek. Brzmi to dobrze jako teoretyczny przykład, ale w życiu społecznym, gdy na sukces składają się kapitały, może to oznaczać, że dobra, prestiż i korzyści zostaną podzielone w dużej mierze w oparciu o nieuczciwą „loterię naturalną”. Fundamentalny sprzeciw wobec bezstronnego losowania pozwala bronić własnego miejsca w hierarchii społecznej jako pochodnej nagromadzonych sprawiedliwych zasług. Jest on tym głębszy, im mocniej zatomizowanym, opartym na konkurencji społeczeństwem jesteśmy; czy bardziej akceptujemy to, że za sukces odpowiedzialni są wybitni przywódcy, czy raczej dziesiątki wspólnie pracujących na niego obywateli.
Uniwersalizm „krótkiej słomki”
Loteria to także znany wszystkim mechanizm podziału dóbr, podejmowania decyzji czy dystrybucji zadań. Ta bezstronna, anonimowa i jednoznaczna technika podejmowania decyzji daje szansę na uzyskanie nieoczekiwanych, czasem nawet systemowo omijanych wyników. Ciągnięciem „słomek” można wyłaniać skład paneli obywatelskich, rekomendowanych od lat i realizowanych obecnie przez Fundację Stocznia. Losowe grupy mieszkańców miast mogą w ten sposób najpierw przekazać, a potem przedyskutować swoje uwagi i pomysły w ramach poszczególnych paneli, od krajowej polityki energetyczno-klimatycznej do miejskiego planowania.
Ta obywatelska forma partycypacji, znana od czasów demokracji ateńskiej, daje szansę udziału w demokratycznym i otwartym procesie, pozwalając na wypowiedzenie swego zdania w bardziej złożony i nieoczywisty sposób, niż pozwala na to krzyżyk na karcie wyborczej. Panel, w odróżnieniu od zwykłych ankiet, nie pozbawia obywatela podmiotowości. Nie tylko pyta go o zdanie, ale daje mu się wypowiedzieć, włączając go w proces decydowania i opiniowania polityk publicznych.
Mechanizm „ciągnięcia słomek” jest stosowany do dóbr niepodzielnych (obok rotacyjnego korzystania, rekompensaty i kolejki), których dystrybucja jest jednorazowa i budzi znaczne kontrowersje – przed oczami staje znana z wielu tekstów kultury sytuacja, w której jeden z bohaterów musi się podjąć ryzykownego zadania, bo wyciągnął najkrótszą słomkę. Towarzyszące niekiedy „ciągnięciu słomek” sytuacje zagrożenia życia, w których ludzie stają się równi w swoim człowieczeństwie i mają w związku z tym takie same prawo żyć lub zginąć, zyskują bolesną aktualność w czasach kolejnych kryzysów: pandemicznego, energetycznego i klimatycznego. Alokacja kurczących się zasobów musi być optymalna i sprawna. Jak pokazywała w swoich badaniach amerykańska ekonomistka Elinor Ostrom, im szybciej kurczą się zasoby dóbr wspólnych, tym trudniej osiągnąć kompromis w ich podziale. W takiej sytuacji politycznie wygodnym rozwiązaniem, pozwalającym uniknąć polaryzującej debaty, będzie delegacja tych decyzji do ośrodków eksperckich, najlepiej legitymizujących się imponującym zapleczem informatyczno-badawczo-technicznym.
Nie potrzeba specjalnie wielkiej wyobraźni, aby w perspektywie potencjalnej katastrofy klimatycznej usłyszeć w głowie kojący, aksamitny głos bota, który rozwiewa wszelkie wątpliwości: „Bez obaw. O dalszych działaniach w obszarze dystrybucji wody zadecyduje bezstronny algorytm”. Co prawda tajny, ale za to opracowany z udziałem największych przedsiębiorstw branży Big Tech. Być może oprócz interesu właścicieli tych firm, twórcy algorytmu wezmą też pod uwagę „użyteczność” i „kompetencje” poszczególnych ludzi. Będzie to jednak oznaczać powrót systemu barbarzyńsko-kastowego, znanego z wielu dystopii. „Człowiek jakoś przeżyje, gorzej z człowieczeństwem” pisał Dmitrij Głuchowski. Być może loteria, symbol ślepego losu, niszczycielskiego chaosu i absurdu, w tej okrutnej sytuacji stanie się dla świadomej społecznie ekonomii ostatnią szansą na akceptowalne wyjście – niezbyt efektywne, ale ludzkie.