Zachłanność, zadyszka, skrawek – takie skojarzenia przychodzą na myśl, gdy próbuje się podsumować ten dziennik. Susan Sontag po trzydziestce zapisuje swoje dni jakby w ciągłym poczuciu umykającego czasu. Toteż z kartek drugiego tomu dziennika autorki Miłośnika wulkanów wyłania się obraz osoby, która cierpi na chroniczne pospieszne łaknienie – wiedzy, przeżyć, wyjaśnień i wrażeń.
Sontag traktuje swój dziennik jak swoistą pamięć podręczną: hybrydę notatnika, psychoanalityka i pamiętnika. Zamiast wspomnień dań z poprzedniej kolacji dostajemy zatem spisy najlepszych książek i filmów, które autorka Przeciw interpretacji obejrzała lub przeczytała (a które doskonale obrazują skalę jej łapczywości), błyskotliwe i mniej błyskotliwe uwagi oraz przemyślenia na temat kultury szeroko pojętej, a także fragmenty rozmów zapisane „by nie zapomnieć”, czy też notatki o lekturach i do lektur. Wiele z tych przemyśleń i uwag autorki zaskakuje swoją aktualnością. Jak chociażby te, dotyczące pojęcia „literatury kobiecej”, statusu kobiety w społeczeństwie, kondycji kultury, tudzież związków piękna i moralności.
W dzienniku Sontag nie ma zbyt wielu zdań złożonych – może poza passusami, w których rozważa swoje związki emocjonalne z matką. Na tle pozostałych zapisków są to zaskakująco jednolite i obfite fragmenty. Być może za bardzo psychoanalizujące i szczegółowe, ale również dosyć bezkompromisowe w samoocenie ich autorki, momentami wręcz bezwzględne.
Czytając wpisy z lat sześćdziesiątych można odnieść wrażenie, że trzydziestoletnia Sontag miała bardziej wysublimowany intelekt, aniżeli rozwiniętą emocjonalną dojrzałość. Jej rozważania o szeroko pojętej kulturze są daleko ciekawsze niż dywagacje na temat jej relacji romantycznych. Przy czym jednak wydaje się, że w tym momencie życia ucieka Sontag w pisanie przede wszystkim wtedy, gdy “serce boli”. Kiedy jednak połowie lat siedemdziesiątych dowiaduje się, że ma raka piersi, jej zapiski stają się bardziej skąpe – oczyszczone z lekko egotycznych rozważań, skupione na tworzeniu, kulturze i ludziach, którzy ją otaczają. Nawet jeżeli wprost nie jest to wypowiedziane (zapisane), choroba znacząco przewartościowała świat autorki Zestawu do śmierci. Zapiski w połowie lat siedemdziesiątych stają się esencją pracowitego dnia. Najbardziej intrygujące w dzienniku Sontag są momenty, w których czytelnik ma szansę przyjrzeć się niemal kompletnemu procesowi powstawania jej najbardziej znanych tekstów, od momentu krystalizacji pomysłu do wydania książki czy eseju. Interesujące są także jej zapiski fragmentów rozmów z Brodskim, uwagi na temat warsztatu pracy Grotowskiego, czy też analizy zjawisk bądź wydarzeń pochłaniających ją intelektualnie w danym momencie, jak podróże do Chin czy Wietnamu.
David Rieff, redaktor dzienników swojej matki, okroił nieco ich zawartość, pozbawiając nas głównie licznych enumeracji w stylu „najważniejsze filmy francuskie” etc, ale także z pewnych fragmentów opiniujących znane postaci epoki. W efekcie Czytelnik może momentami wątpić, czy obcuje z „całą Sontag”, czy jej zapiski nie zostały w pewnie sposób ocenzurowane. (Rekompensatą są natomiast dopowiedzenia „cenzora” – nieocenione, gdyż czasami trudno zorientować się w czasie i przestrzeni tych notatek). Jednak dokładnie w tych momentach kiedy pisze, gdy odwzorowuje swoje myśli na papierze, w danym stanie ciała, ducha i umysłu, Susan Sontag wymyka się wszelkim regulacyjnym zamysłom. Jednak , przewrotnie , każdy dziennik zawsze ma cenzora. Znaczy… autora.
Susan Sontag. Jak świadomość związana jest z ciałem. Dzienniki tom 2. 1964 – 1980. Karakter 2013. przeł. Dariusz Żukowski. 592 strony.
magazyn lewicy katolickiej
Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!