fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Siostry płyną na ratunek

Ludzie z zachodu przyjeżdżają do Polski, stają nad dzikim brzegiem Wisły i pytają: „Kiedy wyście to zrenaturalizowali?” albo „Ile to kosztowało?”. W zachodniej Europie Wisła jest ewenementem.
Siostry płyną na ratunek
Ciechocinek, Siostry Rzeki, protest przeciwko budowie tamy na Wiśle, fot. Tomasz Wiech

Z Cecylią Malik rozmawiają Ada Tymińska i Ida Nowak.

Po raz pierwszy zobaczyłaś ją w Muzeum Etnograficznym w Toruniu.

I od razu się nią zachwyciłam! To było w czasie nagrywania programu o Wiśle dla TVP – „Vistuliada”. Chodziłyśmy po tym muzeum już dłuższą chwilę – ja, moja przyjaciółka Gocha Nieciecka i nasze dzieci. One robiły straszny raban, wszyscy dookoła patrzyli na nas krzywo, a ja nie miałam już na nic siły. I nagle widzę drewnianą figurkę przedstawiającą Wisłę jako kobietę na łodzi, otoczoną innymi kobietami – dopływami. Soła, Skawa, Raba, Dunajec, Przemsza, Czarna Nida, Biała Nida, Narew, Bug, Pilica, Wda, Osa – to były ich imiona. Wzięłam tę figurkę do ręki i pomyślałam – mam to! Siostry Rzeki!

Natura jest bardzo ważna w twojej twórczości. Wspinałaś się na drzewa w ramach projektu 365 drzew. Współtworzyłaś Modraszek Kolektyw, który zawiązał się, by bronić krakowski Zakrzówek przed zabudową. Skrzyknęłaś dziesiątki karmiących matek, z którymi fotografowałaś się na pniach wyciętych drzew. Matki Polki na Wyrębie odbiły się głośnym echem.

A jeszcze wcześniej, w 2012 roku robiłam swój pierwszy rzeczny projekt – Sześć rzek. To był cykl filmów dokumentalnych o krakowskich rzekach, o małych dopływach Wisły. Spływałam nimi ręcznie robioną łódką. Moim przewodnikiem był ornitolog Kazimierz Walasz. To on pokazał mi dziki Kraków. Powiedział mi: „Jeśli interesuje cię dzikie życie miasta, to musisz iść nad rzeki”. Są one korytarzami ekologicznymi miasta, kraju. Bo nawet jak są zaśmiecone, to zwierzęta i tak nad nimi są, zakładają gniazda, mają swoje siedliska. Dzięki niemu poznałam wiele osób, z którymi dziś jesteśmy w Koalicji Ratujmy Rzeki.

Koalicja już w nazwie bardzo wprost komunikuje swoją misję. Dlaczego właściwie rzeki trzeba ratować?

Żeby to dobrze wytłumaczyć, muszę cofnąć się w czasie, i to sporo, do początku powstawania miast. Budowano je nad rzekami. One służyły do transportu, do obrony, pozyskiwano z nich ryby i wodę pitną. Potem zaczęto te rzeki coraz bardziej uprzemysławiać. Już w XVIII wieku rozpoczęły się regulacje – krętą rzeką trudniej transportować towary. Ingerencję człowieka widać bardzo dobrze na przykładzie Wisły – na terenie zaboru austriackiego trochę ją przekopano, Prusacy regulowali co nieco na północnym odcinku, ale pod zaborem rosyjskim – pozbawionym takich środków finansowych – pozostawiono Wisłę nietkniętą. Cały ten odcinek to była wielka, rozlana, nieuregulowana rzeka.

Teraz znów przenieśmy się trochę w czasie – Edward Gierek marzył, by Wisła stała się drogą do transportu polskiego złota, czyli węgla. To historia wielkiej porażki. W latach 70. zrobiono kaskadyzację górnej Wisły, powstało kilka zapór w Krakowie i wyżej – węgiel miał być transportowany ze Śląska. Gierek zbudował elektrownię wodną we Włocławku i postawił tam wielką zaporę, która miała być początkiem budowy szeregu kolejnych zapór na dolnej Wiśle. W zamierzeniu największa polska rzeka – aż do Bałtyku – miała stać się ciągiem takich wielkich jezior. Nic z tego nie wyszło, za to przemysłowy boom w latach 60. i 70. w Polsce, a następnie brak norm środowiskowych w kolejnym 20-leciu totalnie wyniszczyły środowisko. Mało kto wie, że podczas obrad Okrągłego Stołu, kiedy pracowano w podzespołach, jeden z nich był poświęcony wyłącznie ekologii. Ludzie w Polsce chorowali od zanieczyszczeń. W Warszawie, Krakowie i innych miastach nie było już rzek, jakie znali jeszcze nasi rodzice.

W archiwach można znaleźć mnóstwo zdjęć ludzi kąpiących się w Wiśle. Tak było jeszcze w pierwszych latach po wojnie.

Nad Wisłą w Krakowie był czysty piaseczek, w upalny dzień szło się z kąpielówkami nad rzekę. Mój tato spędził tak dzieciństwo. A potem przyszły lata 60. i przemysł zamienił rzeki w synonim kwasu siarkowego. Nam mówiono w dzieciństwie, że jak pies wpadnie do Wisły, to wyjdzie kościotrup, że nie można włożyć do niej nogi, bo wyjmiemy kość. Z kolei małe rzeczki na wsiach zaczęły służyć jako ścieki, ludzie nie potrzebowali już ich do pozyskiwania wody, bo budowali studnie. Rzeki stały się nielegalnymi wysypiskami.

Stan polskich wód znacząco poprawił się dopiero po wejściu Polski do Unii Europejskiej, kiedy musieliśmy zacząć przestrzegać norm środowiskowych i wybudować oczyszczalnie ścieków. Czy Unia uratowała nam rzeki?

Niezupełnie. Z jednej strony pobudowano oczyszczalnie, ale równocześnie zaczęto wykorzystywać fundusze unijne na anachroniczne działania przeciwpowodziowe, jakimi są regulacje rzek. Firmy zaczęły dostawać zlecenia na betonowanie tysięcy kilometrów rzek. Efekt? Zaczęto je regulować na niespotykaną dotąd skalę. Małe rzeczki, potoki – kompletny obłęd. Hydrobiolog profesor Roman Żurek powiedział mi, że za pieniądze unijne w dziesięć lat wybetonowaliśmy dziesięć tysięcy kilometrów rzek. To jest dziesięć Wiseł! Ta rozmowa miała miejsce w 2013 roku – dziś trzeba by doliczyć kolejne kilometry. I o te rzeki i rzeczki nikt się nie upominał.

Za unijne pieniądze w dziesięć lat wybetonowaliśmy dziesięć tysięcy kilometrów rzek. To jest dziesięć Wiseł!

Jak się wycina stary dąb, to ludzie już potrafią zaprotestować…

Z rzekami niestety wciąż tak nie jest. Ludzie myślą, że skoro betonują to dobrze, będzie porządek. A przecież taki wybetonowany kanał traci cechy żywej rzeki. Przede wszystkim zdolność samooczyszczania się. Poza tym małe uregulowane rzeki bardzo się nagrzewają w lecie. Zdychają w nich ryby, zwierzę wpadające do takiego kanału nie ma szans na wypłynięcie i topi się. Rzeka traci swój skomplikowany ekosystem i zamienia się w śmierdzący kanał. Wszystkim się wydawało, że jak uregulujemy rzeki, to będzie można bezpiecznie budować się na terenach zalewowych, które od wieków należały do rzek. Guzik prawda! Doskonałym przykładem na znajomość natury rzeki i umiejętność harmonijnego współistnienia z nią są olędrzy – oni też budowali się na terenach zalewowych, ale stawiali domy na kopcach, tak zwanych terpach, tworzyli infrastrukturę z kanałami. Wylewająca rzeka użyźniała i nawoziła im pola. A my, zachwyceni potęgą człowieka, weszliśmy brutalnie w przestrzeń rzek i zniszczyliśmy je.

Fotografia: Piotrek Dziurdzia

fot.: Piotrek Dziurdzia

Dzika, nienaruszona przestrzeń, szczególnie w mieście, kojarzy się wciąż z zaniedbaniem, niegospodarnością włodarzy.

Tymczasem jest zupełnie odwrotnie! Nie musimy urządzać każdego skrawka zieleni. Dzisiaj coraz głośniej mówi się o tym, że natura świadczy nam jako społeczeństwu czyste dobro. Nazywa się to korzyściami ekosystemowymi i można konkretnie wyliczyć ich wartość. I tak na przykład 350 kilometrów nieuregulowanej Wisły zarabia rocznie 126 milionów złotych. Tyle warta jest praca rzeki w procesie samooczyszczania z materii organicznej.

Dalej: Wisła od Baraniej Góry po Bałtyk to jedenaście parków krajobrazowych, dwadzieścia cztery rezerwaty przyrody, dwadzieścia jeden obszarów Natura 2000. Żyje w niej pięćdziesiąt osiem gatunków ryb, połowa z nich jest zagrożona. Trzy czwarte gatunków ptaków występujących w Polsce gniazduje nad Wisłą. Niszczenie rzek oznacza niszczenie bardzo bogatych ekosystemów, których ludzie są częścią.

Do niedawna temat regulacji rzek nie był szerzej znany. To się zmienia, między innymi dzięki Koalicji Ratujmy Rzeki. Wszystko po to, żeby uświadamiać na lewo i prawo, że rzeki to cenne ekosystemy, a sprowadzanie ich do roli dróg wodnych będzie katastrofą ekologiczną.

Rzeki to cenne ekosystemy, sprowadzanie ich do roli dróg wodnych będzie katastrofą ekologiczną.

Koalicja Ratujmy Rzeki zawiązała się w 2017 roku. W tym samym roku w Puszczy Białowieskiej powstał Obóz dla Puszczy. Skąd taka wzmożona społeczna aktywność?

Wcześniej, w latach 2010–2015 rzeki też betonowano, poszło na to dziewięćset milionów złotych. Tylko że to były małe rzeki. A w 2017 roku polski rząd, aby udowodnić swoją potęgę, jednogłośnie przegłosował przystąpienie do projektów i budowy dróg wodnych IV klasy żeglowności oraz nowych zapór na Wiśle i Odrze. Wtedy Polskie organizacje ekologiczne postanowiły połączyć siły i działać razem. Ja dołączyłam razem z Wodną Masą Krytyczną i z Matkami Polkami na Wyrębie.

Matki Polki to była akcja, od której zaczęło się moje działanie z matkami i w ogóle kobietami w obronie przyrody. Była to też pierwsza akcja ogólnopolska, bo do tej pory działałam lokalnie. Ale w 2017 roku, po wprowadzeniu „lex Szyszko”, już się tak nie dało. Byłam właśnie świeżo upieczoną mamą z nowo narodzonym Ignacym przy piersi, po operacji po porodzie, chciało mi się krzyczeć. Czułam, że muszę zrobić ogólnopolski protest. Gdy podzieliłam się tą myślą z moim kolegą, artystą Mateuszem Okońskim, powiedział mi: „Cecylia, nie rób protestu, bądź artystką!”. Na drugi dzień zaczęłam robić sobie zdjęcia, jak karmię syna na wyrębach, codziennie na innym. Wymyśliłam, że w ten sposób udokumentuję wszystkie wyręby w Krakowie. W pewnym momencie zaczęły do mnie dołączać koleżanki. Z indywidualnego happeningu zrobił się obywatelski ruch karmiących mam w obronie przyrody. A na koniec dzięki pomysłowi Anny Grajewskiej poleciałyśmy poskarżyć się do papieża Franciszka, że polski rząd z Bogiem na ustach dewastuje polską przyrodę. Przekazałyśmy mu nasze sławne zdjęcie, manifest i raport napisany przez największe polskie organizacje ekologiczne. W tym dokumencie były różne rozdziały, nie tylko o „lex Szyszko” i Puszczy Białowieskiej. Również o smogu i niszczeniu rzek. Wtedy też zapadła decyzja, że Matki Polki na Wyrębie powinny zrobić coś dla rzek.

I narodziły się Siostry Rzeki w działaniu.

Pierwszy nasz happening odbył się 24 czerwca 2018 roku przed Wodną Masą Krytyczną w Krakowie, pod Wawelem. Zebrałyśmy się na naszej jedynej, malutkiej dzikiej plaży. Było nas 104 rzeki. Ubrane na niebiesko trzymałyśmy tabliczki – każda ze swoim imieniem, czyli nazwą konkretnej rzeki, którą reprezentowała. Bezpośrednią przyczyną tego happeningu był plan zbudowania zapory w Sierzawie. Agata Bargiel była Wisłą, a my, jej siostry, przybywałyśmy na ratunek. Agata pięknie śpiewa, więc wymyśliłyśmy, że Wisła pieśnią będzie przyzywała swoje Siostry Rzeki. Ta pieśń to manifest: na początku przywoływane są imiona rzek, a potem mowa jest o tym, że łączymy się wszystkie, bo „władze chcą nas zdominować, suszyć, mącić i marnować”. Po tym happeningu był kolejny – w Ciechocinku. Fundacja Greenmind zaprosiła nas, żebyśmy pojechały razem z nimi na miejsce planowanej zapory. Dwadzieścia lasek z Krakowa pojechało z dziećmi do Ciechocinka. Tam byli: Jacek Engel, Przemek Chylarecki, Majka Wiśniewska z fundacji Greenmind. Poprosiłam: „To teraz powiedzcie dziewczynom dokładnie, o co chodzi w tym wszystkim”.

Obecność ekspertów i ludzi nauki od początku jest dla ciebie ważna?

Widzę Siostry Rzeki jako projekt edukacyjny. Od początku staram się być łączniczką pomiędzy wiedzą ekspertów z Koalicji Ratujmy Rzeki a energią Sióstr Rzek – dziewczyn, które nie zgadzają się na niszczenie rzek i chcą dać temu głośno wyraz. Mam szczęście współpracować z wybitnymi ekspertami. Jacek Engel i Marta Maja Wiśniewska – chyba najmądrzejsi ludzie od zapór, prof. Wiktor Kotowski i prof. Roman Żurek – hydrobiolodzy, Paweł Augustynek Halny z klubu przyjaciół Raby i inicjatywy STOP Przegradzaniu Rzek, Monika Kotulak – moja koleżanka, która zajmowała się wdrażaniem programu Natura 2000 w Polsce, ludzie z fundacji Greenmind… Po prostu są pod telefonem i mi wszystko tłumaczą! Ja jestem artystką, nie mam tej naukowej wiedzy. Ale Siostry Rzeki to dla mnie też spotkanie z niezwykłymi dziewczynami.

Spotykasz się z zarzutami, że wykluczacie mężczyzn?

Tak, ale nie robimy tego z premedytacją. To są moje artystyczne czy estetyczne wybory – tak jak w przypadku Matki Polki na Wyrębie zależało mi, żeby to były właśnie karmiące matki, tak przy Siostrach Rzekach miałam silne poczucie, że to też muszą być kobiety. Zresztą powstał „braterski” projekt Bracia Potoki, i to jest super. Ja czuję, że tymi kobiecymi projektami budujemy też prosty, mocny komunikat wizualny.

A ty jaką jesteś rzeką?

Białką! To moja ukochana.

W 2013 roku wymyśliłaś nawet akcję, którą zrealizowałaś w Bunkrze Sztuki w Krakowie. Zaprosiłaś ludzi do wspólnego plecenia warkoczy Białki – miały mieć czterdzieści kilometrów długości, czyli tyle, ile ma sama rzeka. Potem pojechaliście nad Białkę, by je rozwinąć.

Do Krakowa przyjechała wtedy moja koleżanka Monika Kotula, ta, która zajmowała się wdrażaniem w Polsce programu Natura 2000. I to ona powiedziała mi, że są plany regulacji rzeki Białki. Oburzyłam się: „Co? Regulować? Zniszczyć najpiękniejszą rzekę, jaką widziałam w życiu? Moje ulubione miejsce na ziemi?”. To jest ta rzeka, która wypływa z Morskiego Oka i płynie do Dunajca. W Przełomie Białki otoczona jest cudownymi skałami, z wody wystają piękne białe otoczaki. Wciąż jest dzika, naturalna i piękna, ale cały czas podejmowane są próby jej dewastacji. Wtedy, przy tej akcji z warkoczami, poznałam całą rzeszę ekologów rzecznych i coraz głębiej wchodziłam w ten temat. Ostatnio niestety znów mówimy o Białce. Oczyszczalnia ścieków w Czarnej Górze jest nieefektywna, wpuszczała nieczystości do rzeki. Po drugiej stronie, we wsi Białka Tatrzańska, oczyszczalni nie ma w ogóle. Gminy wydają miliony na budowę kolejnych wyciągów narciarskich i basenów termalnych, a nie mają rozwiązanego problemu ścieków.

Brzmi, jakby Siostry Rzeki znów musiały ruszyć na pomoc.

O problemie regulacji i betonowania rzek wciąż za mało się mówi. A nieuregulowana rzeka to nie tylko ratunek dla ekosystemu. To też ogromny potencjał turystyczny. Wisła to 1047 kilometrów cudownego krajobrazu, 400 kilometrów piaszczystych plaż, liczne parki krajobrazowe i rezerwaty. Przez to – a może dzięki temu – że za komuny byliśmy biedni, nie wybetonowaliśmy wszystkiego, co się dało. Jedna czwarta naszych rzek jest nieuregulowana. Ludzie z zachodu przyjeżdżają do Polski, stają nad dzikim brzegiem Wisły i pytają: „Kiedy wyście to zrenaturalizowali?” albo „Ile to kosztowało?”. W zachodniej Europie Wisła jest ewenementem. W innych krajach wydaje się teraz wielkie pieniądze, by przywrócić rzekom naturalność. W Europie i w Stanach Zjednoczonych na potęgę skuwa się zapory. Arnold Schwarzenegger jeździ po swoim stanie i uwalnia rzeki. W Estonii jest wielki program skuwania zapór, nazywa się „Let it Flow” – „Niech płynie”. Na Litwie bardzo wiele rzek jest traktowanych jako parki narodowe. W Monachium niedawno zrobili renaturyzację rzeki: utworzyli meandry, skuli beton, wysypali kamyczki, zasadzili wierzby. W Polsce pionierski projekt renaturyzacji rzeki ma miejsce w Beskidzie Niskim – skuwają zaporę na Wisłoce i zamiast niej robią tam naturalne bystrze z kamieni.

Nieuregulowana rzeka to nie tylko ratunek dla ekosystemu. To też ogromny potencjał turystyczny.

Co nie przeszkadza, by w Beskidzie Niskim równolegle planować budowę wielkiej zapory.

Walczy tam dzielnie fundacja Greenmind. Ona, Siostry Rzeki i cała Koalicja Ratujmy Rzeki powstały po to, byśmy razem byli słyszalni: Zostawcie wodę w krajobrazie, pozwólcie rzekom wylewać i wracać do swoich koryt. Budujcie i projektujcie w taki sposób, by wpasować się w krajobraz, a nie naginać naturę do naszych potrzeb. Na tym drugim nigdy nie wygramy. Rzeki to największy zasób słodkiej wody, bezcenny skarb! Szczególnie w obliczu kryzysu klimatycznego, którego konsekwencją są coraz częstsze powodzie i długie okresy suszy.

Zdjęcia: dzięki uprzejmości Cecylii Malik (autorzy podpisani pod fotografiami)

Współpraca: Dorota Borodaj i Tomek Kaczor

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×