Na tle UE Polska jest uważana za kraj bardzo przychylny Izraelowi, a po wejściu do UE nasze znaczenie dla Izraela wydatnie wzrosło. To dobrze, bo utrzymując dobre stosunki z Izraelem, mamy na niego większy wpływ.
Z Patrycją Sasnal, doktorem nauk politycznych, związaną z Polskim Instytutem Spraw Międzynarodowych, rozmawia Paweł Cywiński.
Parę dni temu odbyła się w Oświęcimiu sesja plenarna Knesetu. Czy można tę precedensową wizytę izraelskich parlamentarzystów traktować jako probierz relacji polsko-izraelskich?
I tak i nie. Jest to oczywiście wielkie wydarzenie – odwiedziła nas ponad połowa członków Knesetu. Rzecz jednak w tym, że we własnym mniemaniu przyjechali oni raczej do ziemi Zagłady, niż do Rzeczpospolitej Polskiej. Dlatego też w pewnym sensie ta wizyta pokazuje główny problem relacji między naszymi państwami. Dla wielu Izraelczyków Polska nie jest państwem możliwości gospodarczych, nie jest zieloną wyspą na mapie Europy, nie jest nawet potencjalnym odbiorcą sprzętu wojskowego, a jest ziemią Zagłady. I takie spojrzenie na Polskę przekazywane jest im w rodzinnych historiach, przez prababki, babki, w niektórych wypadkach jeszcze matki, a zatem przez osoby, które doznały w naszym kraju zła najgorszego z możliwych.
Czyli nie powinniśmy traktować wizyty Knesetu jako działanie dyplomatyczne, ale raczej jako sposób realizowania izraelskiej polityki historycznej?
Działaniem dyplomatycznym to ona nie była na pewno. Wydaje mi się, że była ona raczej elementem polityki skierowanej na swoje własne podwórko. Nie od dziś wiadomo, że Izraelczycy poważnie obawiają się, że pamięć o Zagładzie może wyblaknąć, a jest ona jednym z centralnych elementów tożsamościowych dla Żydów w Izraelu. Zresztą ten strach nie jest bez podstaw, pamięć historyczna wśród młodszych pokoleń rzeczywiście słabnie. Dlatego też tak podkreśla się znaczenie obozu w Auschwitz i tego, co się w nim wydarzyło.
W ostatnich czasach w mediach obu krajów pojawiają się od czasu do czasu radykalne materiały: w Polsce można było się spotkać z dość głośną krytyką wizyty Knesetu, w Izraelu dosyć ostro komentowano ustawę o uboju rytualnym, nazywając ją niemalże antysemicką. Czy to pokazuje, że w naszych relacjach nadal jest dużo punktów zapalnych?
Wydaje mi się, że nie. Reakcja izraelskiego MSZ na głosowanie w Sejmie i decyzję polskiego Trybunału Konstytucyjnego jest raczej częścią szerszego problemu Izraela – problemu bojkotu i pogarszającego się wizerunku tego państwa na arenie międzynarodowej. Izrael od zawsze reaguje niezwykle gorączkowo na wszystkie działania, które przez kogokolwiek na świecie mogą zostać odebrane jako antyżydowskie, antyizraelskie czy antysemickie.
A jak Izrael postrzega wymierzoną weń akcję bojkotu?
Izrael obawia się, że na świecie rodzi się nowy rodzaj antysemityzmu i sprytnie łączy to z krytyką swojej polityki. Tę krytykę wyraża najdobitniej kampania BDS – boycott, divestment, sanctions, czyli bojkot, dywestycje (przyp. red.: przeciwieństwo inwestycji), sankcje. Kampania BDS spędza izraelskim politykom sen z powiek.
Czy to jest masowy ruch?
Coraz liczniejszy. Brytyjskie środowiska akademickie na dużą skalę bojkotują Izrael. Bojkot podjęło w ubiegłym roku także potężne American Studies Association, a naukowiec tej sławy co Stephen Hawking odmówił przyjazdu na doroczną konferencję prezydencką w Jerozolimie. To wysyła w świat wyjątkowo zły dla Izraela sygnał. Między innymi stąd biorą się ostentacyjne kroki czy podejmowane ze zdwojoną siłą działania w ramach polityki historycznej.
Wspomniała Pani o gorączkowych reakcjach na działania antyizraelskie. Co jeszcze w Izraelu rozumie się za na przykład takiego działania?
W lipcu zeszłego roku Unia Europejska wprowadziła wytyczne dotyczące pomocy i finansowania izraelskich firm i instytucji, które prowadzą jakiekolwiek działania na palestyńskich Terytoriach Okupowanych. Według tych wytycznych każde porozumienie, jakie dowolne europejskie państwo, prywatna firma czy organizacja pozarządowa podpisuje z Izraelem, musi expressis verbis wykluczać działanie na terenie żydowskich osiedli na Terytoriach Okupowanych na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie. Izrael nazwał ten dokument trzęsieniem ziemi.
Innym przykładem jest negatywny sposób, w jaki izraelskie przedstawicielstwa na całym świecie odbierają i komentują użycie słowa „Palestyna”. Komunikaty polskiego MSZ posługują się nim dość często, co wynika z tego, że już w 1988 roku uznaliśmy państwowość palestyńską i w jakimś sensie od tej decyzji się nie odżegnujemy. Izrael za każdym razem reaguje na to bardzo gorączkowo. I właśnie w takim kontekście rozumiałabym również odpowiedź na ustawę o uboju rytualnym. Niemniej jednak ta sprawa w moim odczuciu nie jest zarzewiem żadnego poważnego konfliktu między naszymi państwami.
Czyli relacje Polski i Izraela są dobre?
Nawet bardzo dobre, biorąc pod uwagę trudną historię oraz to, jak niedawno, bo dopiero w 1990 roku, odnowiliśmy współpracę dyplomatyczną po tym, jak została zerwana w 1967. Wydaje mi się wręcz, że nasze stosunki z Izraelem mają charakter wyjątkowy – i to nie tylko dlatego, że dzielimy wspólną historię, ale także dlatego, że rządy są do siebie przyjaźnie nastawione. Na tle UE Polska jest uważana za kraj bardzo przychylny Izraelowi, a po wejściu do UE nasze znaczenie dla Izraela też wydatnie wzrosło. I dobrze, że tak jest, bo miejmy nadzieję, że utrzymując dobre stosunki z Izraelem mamy na niego większy wpływ.
W jakich sferach dyplomacja między oboma krajami odnosi największe sukcesy?
Bardzo dobrze kształtują się nasze stosunki społeczne, kulturalne, edukacyjne, ale też wojskowe. Kontakty społeczne Polski i Izraela są szczególnie istotne ze względu na wspólną przeszłość. Dużą rolę odgrywa też fakt, że tyle tysięcy młodych Izraelczyków przyjeżdża co roku do Polski, choć te wizyty bywają oceniane różnie. Młodzi Izraelczycy są od polskiego społeczeństwa odgrodzeni i rzadko wchodzą z nim w interakcje.
A porażki?
Polska dyplomacja chciałaby oczywiście ożywić stosunki gospodarcze, tym bardziej, że Izrael jako państwo high-tech ma ogromnie dużo do zaoferowania. Tu żadnego postępu nie ma. Od 2008 roku wymiana handlowa ani nie drgnie, utrzymuje się na poziomie około 750 milionów dolarów. Choć mamy pojedyncze historie sukcesu, jak na przykład firmy Asseco, która w Izraelu zatrudnia ponad 6000 ludzi. Jednak są to jednostkowe przypadki.
Czy kwestia restytucji mienia, często podnoszona przez amerykańskie organizacje żydowskie, odgrywa jakąkolwiek rolę w naszych relacjach z Izraelem?
Jest to jeden z wielu tematów w naszych relacjach, ale rzeczywiście dość problematyczny. Po pierwsze restytucja mienia gmin żydowskich już nastąpiła. Po drugie Polski po prostu nie stać na usatysfakcjonowanie wszystkich roszczeń. Dodatkowo nie można uchwalić ustawy o restytucji mienia w stosunku do wybranych osób takiego czy innego wyznania, dotyczyć musi wszystkich. Ustawa o restytucji zresztą już powstała, ale nie została podpisana przez prezydenta.
Zdrowy rozsądek sugerowałby, że podnoszenie tej kwestii oficjalnie w stosunkach z Polską oznaczać będzie szczególny nacisk i dodatkowe problemy. A na zaognieniu stosunków nikomu poza specyficznymi środowiskami specjalnie nie zależy. Rozmowy dwustronne odbywają się na bardzo wysokim szczeblu w formie dorocznych konsultacji międzyrządowych, czyli spotkań premierów razem z całym entourage. W ubiegłym roku odbyły się one w Polsce, w tym roku będą w Izraelu. Podobne relacje Izrael ma z zaledwie kilkoma naprawdę bliskimi państwami europejskimi – Niemcami czy Włochami. To jest wyraźny sygnał, że traktujemy się nawzajem dość szczególnie.
Skoro mamy tak dobre relacje, czy Polska ma jakiekolwiek ambicje dyplomatyczne, jeśli chodzi o konflikt bliskowschodni i trwające właśnie rozmowy między Izraelem i Palestyną?
Trzeba powiedzieć wprost – mamy bardzo ograniczony wpływ na to, co dzieje się między zwaśnionymi stronami i wydaje mi się, że polska dyplomacja nie ma wielkich ambicji w tym zakresie. Zresztą nasze stanowisko jest takie samo, co całej Unii Europejskiej – strony powinny dojść do porozumienia w toku negocjacji dwustronnych. USA i, w mniejszym stopniu, Unia Europejska, mają tutaj szczególną rolę do odegrania, ale pojedyncze państwa mogą temu procesowi co najwyżej asystować.
Nic więc zrobić nie możemy?
Polska może reagować na sytuacje, gdy strony podejmują działania unilateralne. Jednostronnym działaniem izraelskim w stosunku do Palestyńczyków była wojna w Gazie – operacja Płynny Ołów na przełomie 2008 i 2009 roku. Polska ostro skrytykowała tę operację, co zresztą było pewnym zaskoczeniem dla strony izraelskiej.
Działaniem jednostronnym po stronie palestyńskiej był z kolei planowany na 2011 rok wniosek o przyjęcie do ONZ w statusie państwa-członka. Choć to się ostatecznie nie stało, Palestyna w końcu starała się jedynie o członkostwo w UNESCO. Głosowanie nad tym wnioskiem miało miejsce w czasie naszej prezydencji w UE i działaliśmy wtedy na rzecz jednogłośnego wstrzymania się od głosu państw europejskich. Jednomyślności ostatecznie nie było, bo Izrael i USA prowadziły kampanię na rzecz głosowania przeciw, której to ulegli Czesi, Niemcy, Litwa czy Szwedzi, ale Polska od głosu się wstrzymywała. Takim działaniem daliśmy sygnał, że Polska stara się utrzymać jednomyślność w Unii Europejskiej i to wbrew presji każdej ze stron.
A w takim razie jak – jeśli w ogóle – postrzegana jest Polska przez Palestyńczyków?
Polacy są na pewno jedną z najliczniejszych grup narodowych, które jeżdżą do miejsc świętych, przez co mają bezpośredni kontakt z Palestyńczykami: Betlejem leży przecież na Zachodnim Brzegu. Ale siłą rzeczy stosunki z silnym państwem takim, jakim jest Izrael, muszą być znacznie lepsze i głębsze, niż stosunki z narodem, który o status formalnego państwa dopiero się stara.
Niemniej jednak w stosunkach polsko-palestyńskich trwa kilka bardzo pozytywnych procesów. Choćby narada ambasadorów palestyńskich w Warszawie w 2012 roku – to był wyraźny sygnał wyróżnienia Polski w Unii Europejskiej – i powołanie polsko-palestyńskiego komitetu ministerialnego w 2013 r. Wydaje się więc, że udaje nam się utrzymywać dobre stosunki i z jedną i z drugą stroną.
Patrycja Sasnal – doktor nauk politycznych, stypendystka Fulbrighta w Paul H. Nitze School of Advanced International Studies (SAIS) na Johns Hopkins University w Waszyngtonie (USA), badacz stowarzyszony na Amerykańskim Uniwersytecie w Bejrucie (Liban). Publikowała na temat polityki USA i Unii Europejskiej na Bliskim Wschodzie, wyzwaniach transformacji państw arabskich, konflikcie arabsko-izraelskim, m.in. w „Al-Ahram”, „LeMonde.fr”, „EUobserver”, „Polityce” i „Gazecie Wyborczej”.
Wywiad
Tutaj zamieszczamy wszystkie rozmowy przeprowadzone na potrzeby strony "Kontaktu".
Paweł Cywiński
Orientalista, kulturoznawca, geograf. Współtwórca Fundacji Polska Gościnność, która zajmuje się pomocą bezpośrednią uchodźcom w ramach inicjatywy Chlebem i Solą oraz prowadzi największy polskojęzyczny portal na temat uchodźców Uchodźcy.info. Współtwórca projektu post-turysta.pl, redaktor Magazynu Kontakt. Na co dzień pracuje na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych UW.