fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Są miasta renegaci, są miasta bękarty – „Lwów. Szkice miejskie” Kuby Blokesza

Z – wydawałoby się – niepowiązanych ze sobą specjalnie wierszy i wycinków poetyckiej prozy różnych autorów Blokesz skomponował spójny bricolage spostrzeżeń, wyznań, impresji (właśnie szkiców) mający swoje wprowadzenie, rozwinięcie i finał. Zaś wspólnym mianownikiem wszystkich jego elementów jest Lwów.

ilustr.: materiały prasowe

ilustr.: materiały prasowe


Na festiwalach z kręgu piosenki autorskiej, aktorskiej i poetyckiej wygrał już wszystko, co da się wygrać. Kilka miesięcy temu jurorzy jednego z takich konkursów uznali przewagę jego propozycji artystycznej nad występami innych wykonawców, ale nie przyznali mu żadnej nagrody, uzasadniając decyzję tym, że jest… za dobry i powinien występować wyłącznie w warunkach profesjonalnych. Ci, którzy nie śledzą wydarzeń w hermetycznym światku poezji śpiewanej, mogli usłyszeć go na przykład w Programie Trzecim Polskiego Radia, gdy swoim wykonaniem „Kiedyś byłem stary” i „A jeśli ja szewcem jestem” wywalczył drugie miejsce ostatniego festiwalu „Pamiętajmy o Osieckiej”.
Mowa o Kubie Blokeszu, młodym wokaliście i gitarzyście z Pszowa pod Rybnikiem, który, sprawdziwszy się w repertuarze Osieckiej, Kleyffa, Kaczmarskiego czy Nohavicy, wydaje właśnie swoją pierwszą płytę zatytułowaną „Lwów. Szkice miejskie”. Mimo że na swoich koncertach zarówno wykonywał utwory w pełni autorskie, jak i interpretował dzieła znanych twórców „piosenki z tekstem”, na krążku, którego premiera odbyła się w ostatni piątek w Piwnicy Pod Baranami, nie sposób znaleźć ani jednych, ani drugich. „Szkice miejskie” to piosenki, które Jakub Blokesz napisał do tekstów ukraińskich poetów: Hryhorija Czubaja, Wasyla Symonenki, Serhija Żadana, Mariany Sawki, a zwłaszcza Jurija Andruchowycza. Wszystkie zostały przetłumaczone na język polski przez pomysłodawcę całego przedsięwzięcia, Macieja Piotrowskiego.
Spektakl
Gdybym fonograficzny debiut Kuby Blokesza miał opisać za pomocą jednego słowa, to prawdopodobnie nazwałbym go „spektaklem”. Z – wydawałoby się – niepowiązanych ze sobą specjalnie wierszy i wycinków poetyckiej prozy różnych autorów Blokesz skomponował spójny bricolage spostrzeżeń, wyznań, impresji (właśnie szkiców) mający swoje wprowadzenie, rozwinięcie i finał. Zaś wspólnym mianownikiem wszystkich jego elementów jest Lwów. Szkice miejskie nie przypominają jednak rzewnych, sielankowych i nieraz przerysowanych wspomnień Polaków o „kresach”, nie mają w sobie chyba nic z przedwojennych lwowskich piosenek – w spektaklu „Lwów. Szkice miejskie” samo miasto jest równocześnie: tłem opowieści, jednym z aktorów (czy może raczej suflerem), ale przede wszystkim stanowi pretekst do opowiadania o codziennym trwaniu, miłościach, zbrodniach, ludzkich mocach i słabostkach. Dlatego być może podobny program dałoby się napisać z liryków wrocławskich, paryskich, warszawskich, rzymskich, skazując się jednak na utratę szczypty „galicyjskości”, która towarzyszy piwnicom, mansardom, historii siedzącej w oknie pani Żukowskiej, Doktora Dutki i  szalonego Niemirycza. Opisywany album przypomina nagranie przedstawienia teatralnego tym bardziej, że między dwanaście piosenek Jakuba Blokesza zostały wplecione fragmenty prozy luźno powiązane z następującymi po nich utworami. Miłym zaskoczeniem było usłyszeć te urywki nastrojowo odegrane aksamitnym głosem Piotra Machalicy.
Hurkot tramwaju
Przypuszczam, że „Szkice miejskie” są kolejnym (po „Albo Inaczej” i „1976: Space Oddyssey”) recenzowanym przeze mnie albumem, na którego ostateczny kształt wpłynął – na równi z autorem słów piosenek i kompozytorem muzyki – aranżer. Na „lwowskiej” płycie ta rola przypadła Jaśkowi Kuskowi, pianiście, który obok innych projektów od kilku lat nieprzerwanie współpracuje z Kubą Blokeszem. Dzięki jego pracy w części utworów czuć jazzowy posmak – rozłożyste, dodające piosenkom przestrzeni fortepianowe pasaże, niepokojące dysonanse, niekiedy odstające synkopy sekcji rytmicznej – podczas gdy innym bliżej do folkowych ballad – tak brzmią „Lato” z efektowną gitarową solówką w wykonaniu pianisty i „Elegia sąsiedzkich oblicz” wykonana w duecie z Joanną Lewandowską-Zbudwieniek. Ku mojemu zaskoczeniu w tym ostatnim utworze Blokesz nie tylko nie wypada blado przy znacznie bardziej doświadczonej wokalistce, ale interpretuje swoje partie tekstu dojrzalej, w sposób bardziej wyważony, bez nadmiaru emfazy i bez zachwytu nad własnym głosem.
Zespół pod przewodnictwem Kuska (Monika Krasicka – wiolonczela, Kuba Gudz – perkusja, Krzysztof Augustyn – bas, Jakub Blokesz – gitary) płynnie przechodzi od spokojnego, niemal nokturnowego pulsu „Hurkotu tramwaju” według wiersza Mariany Sawki, po kołyszące tytułowe „Szkice miejskie”. Po partiach lirycznych i minimalistycznych przychodzą kawałki, w których głosy instrumentów przenikają się nawzajem i odpowiadają sobie z różnych kierunków akustycznej przestrzeni. Niestety przyjęcie takiej strategii aranżacji (zapewne wynikającej z konstrukcji poszczególnych tekstów, braku refrenów, długości wersów etc.) sprawia, że tylko niektóre utwory składają się z wystarczająco prostych melodii i harmonii, powtarzających się motywów, by miały szansę zostać zapamiętane przez szeroką publiczność – stać się „przebojami”. Poza finałowym „Gdy do Twoich ust” – singlem, do którego nakręcony został teledysk, moim osobistym typem na „przebój” jest ballada do wiersza Andruchowycza pod tytułem „Samijło Niemirycz. Awanturnik posadzony do wieży za gwałt, samemu sobie”. Fikcyjny zapis wewnętrznego monologu skazanego siedemnastowiecznego szlachcica sam w sobie jest dynamiczny, ale dynamikę wzmagają jeszcze szybkie tempo, nieskomplikowane na tle innych utworów akordy (przywodzące na myśl piosenki Wysockiego), brzmienie klawiszy i rytm gitary przenoszące słuchacza jeśli nie do więziennej celi, to do knajackiej speluny.
Instrumentalna warstwa „Lwowa. Szkiców miejskich” ma w sobie coś z muzyki ilustracyjnej: radosny rytm „Pochwały tramwaju numer siedem” brzmi jak stukot kół szynołazu miedzy podkładami, a minorowa aura, gęste gitarowe arpeggio i spadające „krople” piana rhodesa doskonale malują „Deszcz” do słów Andruchowycza – i to także czyni program podobnym do spektaklu czy słuchowiska.
***
Płyta kryje w sobie jeszcze wiele drobnych niespodzianek i smaczków, jak na przykład cytat muzyczny z Griega w jednym z utworów czy szaleńcze solo na syntezatorze moog w innym, lecz pozostawię je do znalezienia zainteresowanemu czytelnikowi. „Lwów. Szkice miejskie” to wyczekany i dopracowany wydawniczy debiut wykonawcy, na którego nie należy patrzeć tylko przez kalkę młodego-zdolnego-gniewnego (choć w takiej roli zdarzało mu się stać na scenie obok Poniedzielskiego, Czyżykiewicza, Kleyffa czy Turnaua), ale także doceniając zdolności koncepcyjne wschodzącego twórcy – widoczne w nieprzypadkowej kompozycji i nastroju stworzonego przezeń programu. Nie wiem jeszcze, czy do „Szkiców miejskich” będę wracał po raz czwarty, szósty, dziesiąty, ale jestem przekonany, że warto zadać sobie odrobinę trudu, przesłuchując je uważnie za pierwszym razem, bowiem Kuba Blokesz nagrał album nietuzinkowy: trochę poetycki, trochę galicyjski, trochę rozrywkowy – swój.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×