fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

S. Gramick: Kościół nie należy wyłącznie do białych, heteroseksualnych Polaków

Bycie trans jest normalne dla osób, które są trans. Bycie lesbijką jest normalne dla lesbijek. Bycie Polakiem jest normalne dla Polaków. Bycie czarnoskórym jest normalne dla osób, które mają czarny kolor skóry. Moją definicją normalności jest bycie akceptowanym, przyjętym.
S. Gramick: Kościół nie należy wyłącznie do białych, heteroseksualnych Polaków
fot.: Tomasz Kaczor

Z siostrą Jeannine Gramick rozmawiają Wanda Kaczor i Jakub Niewiadomski.

Jest siostra zaangażowana w duszpasterstwo osób LGBT od początku lat 70. Czy widzi siostra podobieństwa między obecną sytuacją w Polsce a sytuacją z początków działalności siostry w USA?

Wydaje mi się, że jako katolicy w Stanach Zjednoczonych byliśmy wtedy w miejscu, w którym są obecnie polscy biskupi. Rozumiem przez to przyjmowanie postawy negatywnej, pełnej strachu, szufladkowanie ludzi i patrzenie na nich wyłącznie przez pryzmat ich seksualności. Dorośliśmy jednak, co widać po wiernych. Obecnie akceptacja osób LGBT jest wśród amerykańskich katolików coraz bardziej powszechna.

Kiedy w Polsce więcej osób LGBT zacznie mówić o sobie otwarcie, może stać się podobnie. Amerykańscy katolicy dorośli w swoim chrześcijaństwie, bo zaczęli dostrzegać, że ich bliscy są osobami LGBT. Powinniśmy podchodzić do innych ewangeliczną drogą Jezusa. On kochał wszystkich. Nawet jeśli uznasz, że czyjś styl życia jest zły, jeśli się z nim nie zgadzasz – pamiętaj, że Jezus stale kocha i akceptuje. Dlatego wzywam biskupów, ale też wszystkich chrześcijan w Polsce: zachowujmy się po chrześcijańsku.

Na te słowa biskupi odpowiedzieliby, że przecież kochają osoby LGBT, ale nienawidzą ich grzechu.

Ich wypowiedzi temu przeczą! Mówią o „ideologii gender” albo „tęczowej zarazie” zamiast spojrzeć na każdą z tych osób LGBT jako na jednostkę. To są ludzie, nie ideologia!

Czy osoby LGBT, które dziś do siostry przychodzą, zmagają się z tymi samymi pytaniami i problemami, co ludzie przychodzący w latach 70.? Czy jednak coś się od tamtego czasu zmieniło?

Dla mnie to są już inne rozmowy. Wtedy spotykałam wiele osób, które zwierzały mi się, że myślą o samobójstwie, lub – po przeczytaniu mojej książki – dziękowały mi, że je przed nim uchroniłam.

Większość katolików LGBT, których znam, funkcjonuje obecnie, kierując się własnym sumieniem – wierzą, że ich życie jako geja, lesbijki czy osoby trans jest dobre i błogosławione przez Boga. Chociaż Kościół oficjalnie nie jest wobec nich przyjazny, wierzą, że Bóg jest. Nie potrzebują już takiego wsparcia jak kiedyś. Inną sprawą jest zmiana dotycząca nie tyle osób LGBT, co ich rodziców. Organizujemy dla nich rekolekcje. Dwadzieścia lat temu rodziców przeważnie martwiło to, że ich dzieci nie chodzą do kościoła. Ci sami rodzice, po latach, przychodzą do mnie i pytają, dlaczego Kościół nie ma problemu z małżeństwem ich heteroseksualnej córki, a odmawia pobłogosławienia małżeństwa homoseksualnego syna.

Wtedy, w latach 70., była już siostra katolicką zakonnicą. Jak to się stało, że została siostra aktywistką na rzecz osób LGBT?

Kiedy kończyłam studia, poznałam na uniwersytecie kilka osób LGBT. Z jednym gejem staliśmy się bliskimi przyjaciółmi. Zapytał mnie, co Kościół katolicki ma do zaproponowania jego homoseksualnym braciom i siostrom. Był wychowany w katolickiej rodzinie, ale ostatecznie uczęszczał do Kościoła episkopalnego – uważał, że Kościół katolicki go nie chce. Został wyrzucony z konfesjonału, kiedy podczas spowiedzi przyznał, że jest gejem. Już tam nie wrócił. A w tym czasie w Kościele episkopalnym powstało duszpasterstwo dla osób LGBT. Miał wielu znajomych katolików LGBT, którzy – tak jak on – nie byli w kościele od lat, bo czuli się odrzuceni.

Zaczęliśmy organizować dla jego znajomych cotygodniowe msze święte w jego mieszkaniu. Takie były początki. Potem zaczęłam uczyć matematyki na uniwersytecie. Kiedy inna zakonnica z doktoratem mogła mnie zastąpić na wydziale matematyki, zostałam oddelegowana do duszpasterstwa dla gejów i lesbijek. Warto dodać, że nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze o osobach trans.

Czyli musiała siostra znaleźć księdza, który zgodził się celebrować z wami Eucharystię. W Polsce wspólnota Wiara i Tęcza ma często problemy ze znalezieniem katolickiego duchownego, który zgodziłby się zrobić to choćby niepublicznie. Wielu księży boi się i odmawia.

We wczesnych latach 70. byliśmy nadal pod wpływem Soboru Watykańskiego II. To był czas wielu zmian w Kościele, wiele osób zaczęło wtedy żyć Ewangelią. Znalezienie księdza nie było niczym trudnym.

A zanim siostra spotkała tego mężczyznę i grupę jego znajomych, jakie było siostry nastawienie do osób LGBT?

Och, było we mnie wiele stereotypów! Myślałam, że są… dziwni. Że mają problemy psychologiczne. Było mi ich szkoda. Sądziłam jednak, że powinniśmy być wobec nich życzliwi. Dopiero poznanie Dominika i jego przyjaciół doprowadziło do zmiany mojego podejścia. Dostrzegłam, że są takimi samymi ludźmi jak osoby heteroseksualne. Musiałam zmienić swoje poglądy. Jeśli jako „normalne” rozumiemy coś akceptowalnego, czego nie trzeba się wstydzić ani bać, czym ludzie nie powinni się martwić, co nie jest złe z psychologicznego punktu widzenia, to bycie gejem, lesbijką, osobą trans jest zupełnie normalne. Bycie trans jest normalne dla osób, które są trans. Bycie lesbijką jest normalne dla lesbijek. Bycie Polakiem jest normalne dla Polaków. Bycie czarnoskórym jest normalne dla osób, które mają czarny kolor skóry. Moją definicją normalności jest bycie akceptowanym, przyjętym. Nie ma w tym niczego złego.

Jeśli przyjrzycie się badaniom opinii publicznej, nawet wśród amerykańskich katolików, odkryjecie, że od 75 do 80 procent z nich akceptuje osoby LGBT. Uważają, że nie powinna istnieć dyskryminacja w społeczeństwie, w prawie, Kościele. A mogą tak uważać, bo spotkali na własnej drodze osoby LGBT, które nie ukrywają swojej orientacji.

To wszystko, co siostra nazwała normalnym, wielu katolików określiłoby jako niezgodne z nauczaniem Kościoła. Na przykład w Katechizmie Kościoła Katolickiego zapisane jest, że „akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane” oraz że „w żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane”.

Katechizm mówi o akceptacji dla osób homoseksualnych, a my wcale nie skupiamy się na osobach. Ograniczamy się do ich aktywności seksualnej. Istnieje cała szkoła teologiczna, której przedstawiciele uważają, że kościelna etyka seksualna powinna zostać zrewidowana, bo jej podstawą jest nauka z XIV wieku, która nigdy nie została zaktualizowana. Ja należę do tej szkoły. Ale niezależnie od tego, czy do niej należysz, czy nie, musisz wiedzieć, że obecne nauczanie Kościoła nie potępia gejów, lesbijek ani osób trans, nie głosi, że są nienormalne. Wszystko, czego naucza, to przekonanie, że aktywność seksualna dwóch osób tej samej płci jest nieakceptowalna. To dobrze obrazuje tendencję, którą chcę ukazać – gdy biskupi mówią o osobach LGBT, automatycznie poruszają temat seksu, pomijając pozostałe aspekty życia.

Dlaczego nie zajmujemy się w równym stopniu nauką społeczną Kościoła? Kładąc nacisk na nauczanie dotyczące seksualności, zupełnie zaburzamy proporcje. Z pewnością widzą to także osoby konserwatywne, które uważają, że nauczanie Kościoła w tej kwestii nie powinno być modyfikowane. Etyka seksualna podlega jednak zmianom. Święty Augustyn nauczał, że jeśli w wyniku aktu seksualnego między mężem i żoną nie doszło do zapłodnienia, to miał miejsce grzech. Kwestia prokreacji była oczywista, była rdzeniem. To podejście się zmieniło. Po czasie, stopniowo, Kościół zaczął uznawać, że poza prokreacją ważna jest także miłość między mężem i żoną oraz jedność budowana przez małżonków.

Wiemy, że Katechizm wzywa do traktowania osób homoseksualnych z szacunkiem. Wiemy też, że w Polsce jeszcze w tej kwestii długa droga przed nami. Jednak kiedy już osiągniemy większą akceptację dla osób homoseksualnych w społeczeństwie i w Kościele, będziemy musieli zmierzyć się z kwestią nauczania o małżeństwach jednopłciowych. Czy w Kościele rzymskokatolickim widać pod tym względem szansę na zmiany?

Pewne oznaki zmian widoczne są już w niemieckim Kościele. Zgodnie z zaleceniami Franciszka organizowane są tam we wszystkich diecezjach synody. Biskupi zbierają się ze świeckimi i każdy ma prawo głosu. A że świeckich zawsze jest więcej niż biskupów, to ci drudzy mogą zostać przegłosowani. W Niemczech są biskupi, którzy nawołują do zmiany kościelnej etyki seksualnej, w tym nauczania o homoseksualizmie. Istnieją Kościoły katolickie, które błogosławią już pary jednopłciowe, na przykład w Szwajcarii. Robimy to też w Stanach.

Wszystko to wskazuje na nieuchronność zmian w nauczaniu Kościoła na temat seksualności. Mam na myśli nie tylko naukę o osobach LGBT. Nauczanie Kościoła musi się zmienić także dla par heteroseksualnych, na przykład w kwestii antykoncepcji. Większość katolików, przynajmniej w USA, nie przestrzega zaleceń Kościoła, ponad 90 procent z nich nie zgadza się z twierdzeniem, że wszystkie formy antykoncepcji są niemoralne.

Etyka seksualna Kościoła zawiera pewien fundamentalny błąd…

Jaki?

Kościół naucza, że każdy akt seksualny powinien być otwarty na prokreację. Ale jak dotąd żaden katolicki teolog nie był w stanie wytłumaczyć, dlaczego Kościół zezwala parze mężczyzny i kobiety na małżeństwo i utrzymywanie kontaktów seksualnych, nawet gdy oboje, lub jedno z nich, cierpią na niepłodność. Kościół nie oczekuje od nich, że będą żyli jak brat z siostrą, mimo że w ich związku nie ma możliwości prokreacji. Jest w tym wewnętrzna sprzeczność. Pary heteroseksualne mają prawo do wyrażania swojej miłości i seksualności, nawet jeśli nie mogą mieć dzieci, a homoseksualnym parom to prawo jest odebrane. To wielka niesprawiedliwość.

Zatem nauczanie Kościoła i Katechizm nie powinny blokować nas w dyskusji o zmianach?

Nie, nie powinny. Potrzebujemy Katechizmu, potrzebujemy prawa kanonicznego i kierunkowskazów dla naszego postępowania, ale nie możemy bezkrytycznie się ich trzymać. Pamiętam, jak w 1983 roku został zmieniony Kodeks Prawa Kanonicznego, który powstał w 1917 roku. Trafiłam wtedy na bardzo ciekawy wykład – specjalista od tej tematyki powiedział: „prawo kanoniczne jest zdezaktualizowane już w momencie jego publikacji”.

Prawa podlegają zmianom. Prawo bazuje na kulturze – na tym, co ludzie robią, w co wierzą, jak się zachowują, jak traktują siebie nawzajem. Cały czas się uczymy, zdobywamy doświadczenie i zauważamy, że to, co robiliśmy pierwotnie, nie było w porządku. I musimy to poprawić.

Prawdopodobnie najbardziej powszechnym argumentem przeciwko małżeństwom jednopłciowym jest podkreślenie, że są one sprzeczne z Katechizmem.

Musimy więc pamiętać o potrzebie zmiany. Posiadanie prawa jest w porządku, jednak musi być ono bezustannie rewidowane i korygowane. Nie możemy przyjąć, że jest wyryte w kamieniu.

Sądzi siostra, że nauczanie Kościoła z czasem ewoluuje. Porozmawiajmy zatem o innych jego wątkach. Co siostra myśli na temat celibatu albo kapłaństwa kobiet?

Uważam, że celibat jest dobry, jest darem. Bóg nie daje jednak tego daru każdemu. Może być tak, że Bóg powoła kogoś do kapłaństwa, ale nie do celibatu. Skąd pomysł, że Bóg obdarowuje nimi jednocześnie? Dlaczego nie uznajemy czyjegoś powołania do kapłaństwa, jeśli ta osoba nie otrzymała powołania do celibatu? Korzystnym rozwiązaniem byłby dobrowolny celibat dla księży.

Co do kobiet – dlaczego sądzimy, że Bóg powołuje do kapłaństwa wyłącznie mężczyzn? Bo było dwunastu apostołów? Wszyscy byli też Żydami. Może Bóg powołuje do kapłaństwa wyłącznie Żydów? Naprawdę, kim jesteśmy, żeby pozbawiać ludzi Bożych darów?

W Polsce takie słowa wypowiadane przez rzymskokatolicką zakonnicę brzmią… zaskakująco.

Nie jestem z takimi przekonaniami sama wśród zakonnic w USA. Oczywiście, nie każda, ale jednak większość zakonnic opowiada się za dobrowolnym celibatem dla księży, równymi prawami dla osób LGBT, za równością małżeńską i za możliwością wyświęcania kobiet na duchownych. Jako katolickie zakonnice domagamy się zmian w Kościele. Nie chcemy ograniczać Bożych darów.

fot.: Tomek Kaczor

Za aktywizm i różne wypowiedzi spotkały siostrę nieprzyjemności ze strony instytucji Kościoła. W 1999 roku Kongregacja Nauki Wiary wydała w siostry sprawie oficjalne stanowisko. W 2011 roku Konferencja Amerykańskich Biskupów oświadczyła, że New Ways Ministry, duszpasterstwo, w którym siostra ówcześnie działała, nie może już dłużej nazywać się katolicką organizacją. Jaka była reakcja siostry na to odrzucenie? W końcu poświęciła siostra swoje życie zarówno Kościołowi jako wspólnocie, jak i Kościołowi jako instytucji.

Przez pierwsze lata czułam się z tym bardzo źle. Wspólnota, która skierowała mnie do tego duszpasterstwa na ponad dwadzieścia lat, przestraszyła się interwencji Watykanu. Nie chciano, abym kontynuowała swoją działalność. Przełożona generalna błagała, żebym chwilowo zajęła się czymś innym. Wiedziałam, że nie byłoby to dobrym rozwiązaniem, dlatego przeniosłam się do innego zgromadzenia. Czułam wielki smutek, musiałam opuścić wspólnotę, w której spędziłam czterdzieści lat, którą kochałam i która kochała mnie. Odejście było bardzo bolesne. Ale było też wielkim błogosławieństwem, bo moje nowe zgromadzenie, Siostry Loretto, z otwartością przyjęło mnie i moją działalność. Jestem członkinią tej wspólnoty od prawie dwudziestu lat i prawdziwie kocham moje siostry.

Ta cała historia jest dla mnie przykładem tego, jak dobre rzeczy mogą wyniknąć z bolesnych sytuacji. Założycielka mojej pierwszej wspólnoty, Maria Teresa od Jezusa, powiedziała: „Wszystkie dzieła Boże rozwijają się powoli i w bólu, ale ich korzenie są mocniejsze, a ich rozkwit piękniejszy”. Kiedy zostałam odrzucona, czułam wielki ból, ale moje korzenie stały się silniejsze. Myślę też, że kwiaty są o wiele piękniejsze.

Czy interwencje Watykanu zakończyły się w momencie, w którym zmieniła siostra zgromadzenia?

Nie, trwały nadal. Siostry Loretto otrzymały z Watykanu list nawołujący do zaprzestania przeze mnie służby duszpasterskiej. Ale siostry uprzejmie odpisały, że wspólnota działa na rzecz sprawiedliwości i moja praca jest tych działań częścią.

W 2012 roku – przy czym nie jestem pewna, czy te sprawy są ze sobą powiązane – Watykan postanowił przeprowadzić dochodzenie wśród amerykańskich zakonnic. Uważam, że w przypadku zażaleń powinno się przeprowadzać takie postępowania, jednak muszą być one prowadzone rzetelnie. Konserwatywni katolicy w Stanach Zjednoczonych napisali do Watykanu, że są zaniepokojeni działalnością zakonnic, które – w ich opinii – nie przestrzegają nauczania Kościoła. Dotyczyło to, jak zawsze, szczególnie kwestii związanych z seksualnością. Watykan zbadał około siedmiuset różnych zgromadzeń w Stanach Zjednoczonych. Proces ten zakończył się dopiero za papieża Franciszka.

Z jakim skutkiem?

Zgodnie z wynikami postępowania amerykańskie zakonnice nie robiły niczego złego. Co więcej, za swoją działalność powinny zostać pochwalone. Od początku pontyfikatu Franciszka nie pojawił się już żaden list z Watykanu. W 2015 roku zorganizowałam pielgrzymkę pięćdziesięciu osób LGBT i ich rodzin do Rzymu. Napisałam do papieża, że bardzo chcielibyśmy się z nim spotkać. Wprawdzie nie zostaliśmy zaproszeni na prywatne spotkanie, ale otrzymaliśmy specjalne bilety na audiencję generalną. Gwardia szwajcarska poprowadziła nas schodami Bazyliki Świętego Piotra i zostaliśmy posadzeni tuż obok platformy, na której chwilę później Franciszek miał wygłosić swoje przemówienie.

Czy sądzi siostra, że w trakcie pontyfikatu Franciszka zostaną wprowadzone zmiany w Kościele, na przykład w kwestii równości małżeńskiej?

Zmiany nadejdą, ale nie sądzę, żeby Franciszek sam je zainicjował. Nie uważam też, że powinien. Papież Franciszek robi fantastyczną rzecz – kieruje nas w stronę takich działań, do których wzywa nas Sobór Watykański II. Kościół należy do ludzi, nie do hierarchów. Zamiast mówić ludziom, w co mają wierzyć, biskupi powinni odzwierciedlać ich wiarę. I tak właśnie Franciszek zaprasza całą katolicką wspólnotę, ponad miliard ludzi, do wzięcia Kościoła w posiadanie. Na tym polega model synodalny, o którym mówi papież – jesteśmy jednością jako Kościół. Rozmawiamy, dyskutujemy, spieramy się ze sobą. Może to wyglądać chaotycznie, powodować dezorientację. Konserwatywni amerykańscy biskupi krytykują Franciszka za to, że wprowadza zamęt. Ale na tym właśnie polega wspólnota! Jeśli faktycznie mamy wiarę w Ducha Świętego, to powinniśmy ufać, że po chwili zamieszania On wskaże nam drogę. Najpierw jednak musimy przejść przez ten spór. Papież Franciszek kładzie fundament, na którym powinniśmy dojrzewać jako Kościół. Myślę, że z dojrzewaniem będzie wiązała się także coraz większa akceptacja dla małżeństw jednopłciowych. Biskup Jacques Gaillot, obecnie już emeryt, został odwołany przez Jana Pawła II ze swojej diecezji, bo sam udzielał błogosławieństw takim parom. Kiedy po latach biskup Gaillot spotkał się z Franciszkiem, ten powiedział, że to, co robił, było czymś dobrym. [Ostatnie dwa zdania uzupełnione po publikacji – przyp. red.].

Wielu konserwatywnych Polaków jest bardzo krytycznych wobec Franciszka. Zdaje się, że istnieje poczucie, jakoby był tylko wyjątkiem, błędem systemu. Sądzi siostra, że kolejny papież będzie raczej kontynuatorem linii Jana Pawła II czy Franciszka?

Papieża wybierają kardynałowie. Obecnie praktycznie połowa z ponad 120 kardynałów elektorów została powołana przez Franciszka. Mają za zadanie kontynuować jego dzieło powrotu do Soboru Watykańskiego II. Po 35 latach prób wymazywania Soboru Franciszek stara się ponownie sprowadzić Kościół na wyznaczone wtedy tory. I nie jest w tym tak polityczny jak ja. Kryterium doboru nowych kardynałów nie są ich poglądy na kwestie etyki seksualnej. Papież szuka kardynałów, którzy poświęcają się pracy dla ubogich, kieruje uwagę Kościoła w stronę marginalizowanych. Dla mnie jest przykładem tego, co robiłby Jezus, gdyby teraz żył na ziemi. Dlatego właśnie zaprosił naszą grupę. W ubiegłym roku spotkał się też z inną grupą osób LGBT z Anglii. Ten papież daje mi nadzieję.

Bez wątpienia Franciszek zmienia Kościół. Jego gesty wobec wykluczonych, wobec społeczności LGBT to jedno. Kilkukrotnie podkreślał jednak także między innymi, że naturalne jest wyłącznie małżeństwo między mężczyzną i kobietą. Można by powiedzieć, że jego słowa nie zawsze współgrają z gestami.

Nie jest to prawdą. Po pierwsze, papież jest otwarty na zmiany. Potrafi przyznać się do błędu. To jedna z rzeczy, której papieże naprawdę nie lubią robić. Potrafi słuchać i rewidować swoje dotychczasowe myślenie. Spotkał się z homoseksualnym mężczyzną z Chile, który był ofiarą wykorzystywania seksualnego. Powiedział mu: „Bóg kocha cię takiego, jakim jesteś”. Może obecnie nie zgadzać się na małżeństwa jednopłciowe, często mówił za to o związkach partnerskich, kiedy był jeszcze biskupem w Argentynie. Franciszek nie mówi sprzecznych rzeczy. Może nie zgadza się na równość małżeńską, ale zawsze staje po stronie człowieka. Wiem, że popiera błogosławieństwa dla par jednopłciowych.

Jednocześnie nie sądzę, że powinniśmy czekać, aż papież wprowadzi zmiany. Powinniśmy sami to robić.

Powiedziała nam już siostra o swoich przeżyciach po odrzuceniu przez hierarchów kościelnych. Jak jednak siostra sama siebie definiuje: bardziej jako katolicką zakonnicę czy może jednak bojowniczkę o sprawiedliwość społeczną?

Jestem katolicką zakonnicą. Zawsze nią będę. Nie dostrzegam w tym sprzeczności.

Wiele osób uważa, że osoby duchowne nie powinny angażować się w kwestie polityczne.

Oczywiście, że powinny! Nie sądzę, żeby można było być dobrą zakonnicą albo księdzem i nie angażować się w kwestie polityczne. Polityka to sposób funkcjonowania w świecie. Wiara nie powinna być odizolowana, musi wpływać na wspólnotę. Jeśli w coś głęboko wierzysz, to chcesz o tym powiedzieć innym, chcesz użyć wszelkich dostępnych środków, żeby tę wiarę urzeczywistnić. Jestem zaangażowana w ruch odnowy Kościoła, bo Kościół może i powinien się odnawiać. Lubię słowa kardynała Johna Henry’ego Newmana: „Żyć to znaczy zmieniać się. Być idealnym to znaczy zmieniać się często”. Za życia nikt z nas nie będzie idealny. Musimy jednak dążyć do zmiany, musimy przeć naprzód, w kierunku perfekcji. I dlatego musimy angażować się w aktywizm społeczny.

Kilka miesięcy temu przez Polskę przetoczył się skandal dotyczący wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej z tęczową aureolą. Według wielu katolików obraża on ich uczucia religijne. Co by siostra im na to powiedziała?

W moim odczuciu Madonna należy do każdego. W zachodnich wizerunkach Maria ma jasną skórę, ale może być też przecież przedstawiona jako Czarna Madonna. Taki wizerunek przemawia zapewne do osób o ciemnym kolorze skóry. Może być też przedstawiana z bardziej latynoskimi rysami, tak jak w Guadelupe. I to przemawia do Latynosów. Dzięki umieszczeniu tęczy wokół wizerunku Czarnej Madonny przemawia on bardziej do osób LGBT. Co w tym złego? Ikony i obrazy mają nam pomagać we wzniesieniu naszych serc do Boga. Jeśli Matka Boska w tęczy pomaga osobom LGBT w zbliżeniu się do Boga, to jest to piękne i godne naśladowania. Musimy sprawiać, żeby nasze symbole religijne zyskiwały znaczenie dla różnych grup. Maria nie należy wyłącznie do białych, heteroseksualnych Polaków.

Przez wielu ludzi zostało to jednak uznane za prowokację, nie zaś za próbę dotarcia z tym wizerunkiem do innych grup w społeczeństwie.

Moim marzeniem jest, żebyśmy potrafili wejść w buty innej osoby. Jak owi ludzie by się czuli, gdyby byli gejami, lesbijkami, osobami biseksualnymi lub transseksualnymi? Patrząc na ten wizerunek, poczuliby ukojenie. To ważna nauka – nie myśl wyłącznie o sobie. Powinniśmy umieć spojrzeć na ten obraz oczami innej osoby.

Tłumaczenie: Jakub Niewiadomski

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×