Jak to możliwe, że stojąc na Wale Wiślanym na wysokości Wilanowa, jednocześnie widzę czerwone tablice oznaczające Rezerwat Wyspy Zawadowskie i krajobraz jak z księżyca – postapokaliptyczną pustynię, skrajnie zdegradowaną przez człowieka? Rezerwat to najbardziej restrykcyjna forma ochrony przyrody – nie wolno wejść tutaj z psem, nie wolno palić ognisk ani biwakować. Prywatna firma dostała jednak pozwolenie, by od dekad dewastować ten teren, wywożąc dziesiątki tysięcy ton piasku.
A przecież znajduje się on dodatkowo w Obszarze Specjalnej Ochrony Ptaków „Dolina Środkowej Wisły” w ramach programu „Natura 2000”.




Ekosystem w rurze
Piasek jest siedliskiem mięczaków, skorupiaków, ryb i owadów, roślin, glonów i bakterii. Cały ten ekosystem dna rzeki jest mechanicznie zasysany przez ogromne rurociągi razem z wodą i pompowany na brzeg. Woda naturalnie wraca do koryta, a piasek osiada. Co dzieje się z całą resztą? Tego nikt nie analizuje. Istotny jest piasek, który natychmiast staje się produktem, surowcem, a przede wszystkim towarem – materiałem budowlanym. Gigantyczne spycharki zgarniają go na hałdy, częściowo przesiewany trafia wprost do sprzedaży.
Stojąca na skraju piaskarni tabliczka próbuje przekonać nas, że jednak wcale nie mamy do czynienia z rabunkową gospodarką na jednej z ostatnich względnie dzikich rzek Europy. Według niej jest to zakład usuwania przemiałów z Wisły, który prowadzi prace zabezpieczające i przeciwpowodziowe.
To uspokaja pewnie wielu spacerowiczów. Warto przyjrzeć się jednak temu głębiej. Zasysanie w rurę dna rzeki i przerwanie naturalnych łańcuchów pokarmowych to niestety nie jedyny problem. Innym skutkiem wydobycia piasku jest niekontrolowane przyspieszenie naturalnie występującej erozji wgłębnej. Woda w tym miejscu przyspiesza, a jej przepływ się zwiększa. Rzeka otoczona wałami przeciwpowodziowymi, uwięziona w swoim korycie, zamienia się w kanał, który służyć ma jak najszybszemu odprowadzeniu wody do morza. Paradoksalnie deklarowane na tabliczce działania przeciwpowodziowe w dłuższej perspektywie mają odwrotny skutek. Zwiększanie przepływu rzeki może prowadzić do kumulacji wody w jej dolnym biegu. Pobieranie piasku z rzeki zmniejsza naturalne zdolności retencyjne. Rzeka nie wylewa na swoje naturalne tereny zalewowe i zagrożenie powodziowe przenosi się na niżej położone obszary.
Wraz z obniżeniem się dna rzeki spada zwykle poziom okolicznych wód gruntowych. Prowadzi to do wysychania łąk, bagien i lasów łęgowych, a przy okazji i studni.
Dokładnie to samo odbywa się po drugiej stronie Wisły. Wąską betonową drogą prowadzącą przez wspaniałe, dzikie tereny zalewowe ciągnie sznur wywrotek wyładowanych piaskiem. To kolejny oddział tej samej firmy. Z jej strony internetowej wynika, że ciężarówki z piaskiem zaopatrują największe cementownie, producentów kostki brukowej i okolicznych deweloperów. Wszak zarówno Wawer, jak i Wilanów należą do najszybciej rozbudowywanych dzielnic Warszawy, a na przeciętny dom jednorodzinny potrzeba aż około 280 ton piasku. Kolejne osiedla o typowym dla okolicy łanowym układzie wyrastają jak grzyby po deszczu i zastępują uprawiane jeszcze niedawno pola kapusty.
Na północy Warszawy, na wysokości Bielan spychacze gąsienicowe i wywrotki z tym samym logo na burtach zamieniły inny kawałek cennego, dzikiego brzegu Wisły w sztuczną pustynię. Eksploatacja na całego.




Unia chroni rzeki, my w nich kopiemy
Jak to możliwe, że w Polsce, która od dwudziestu lat jest krajem członkowskim Unii Europejskiej, wciąż dopuszcza się wydobycie piasku z dużych rzek? Ramowa Dyrektywa Wodna – kluczowy element polityki ekologicznej Unii Europejskiej – nie reguluje wprawdzie wprost eksploatacji kruszywa, ale jasno zakłada, że państwa członkowskie mają obowiązek niepogarszania stanu wód powierzchniowych.
W Polsce dyrektywa została wdrożona przede wszystkim poprzez ustawę Prawo wodne, która przekazuje zarządzanie zasobami wodnymi w ręce Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie. To właśnie ta instytucja wydaje decyzje wodnoprawne umożliwiające wydobycie piasku z Wisły. A przecież Raport Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska z 2020 jasno wskazuje, że regulacja rzek (a więc także wydobycie z niej piasku) prowadzić może do pogorszenia stanu hydromorfologicznego.
Dlaczego, skoro kraje Europy Zachodniej – działając w oparciu o te same unijne przepisy – porzuciły tę praktykę, w Polsce nadal się ją nie tylko toleruje, ale często systemowo wspiera?
Warto zauważyć, że zgodnie z Prawem Wodnym pozwolenie nie jest potrzebne, gdy prowadzone prace mają charakter przeciwpowodziowy. W takim przypadku możliwe jest prowadzenie eksploatacji bez faktycznej oceny oddziaływania na środowisko.




Koszt ukryty
Pozyskiwanie piasku z rzeki to zdecydowanie najbardziej szkodliwa dla środowiska metoda. A przecież nie jedyna. Wydobywa się go równolegle w kopalniach odkrywkowych, możliwe jest także kruszenie skał lub odzyskiwanie go z użytych wcześniej materiałów budowlanych. W obliczu groźby kończącego się piasku pojawiają się ponadto propozycje zastępowania go innymi materiałami.
Wiele wskazuje jednak na to, że czynnik ekonomiczny jest ważniejszy od Wisły.
Inaczej nie da się tego wyjaśnić. Wydobycie piasku z rzeki jest najtańszym sposobem jego pozyskania – szczególnie, gdy robi się to pod płaszczykiem ochrony przedpowodziowej.
Jan Mencwel w „Hydrozagadce” trafnie zauważa, że piasek jest obecnie prawdopodobnie najtańszym istniejącym na rynku produktem. Nic tańszego nie ma. Czy naprawdę do jego pozyskania musimy stosować także najtańsze, najbardziej prymitywne metody? Czy stać nas na to, by zupełnie pomijać ukryte koszta środowiskowe?

