Aby zrozumieć sens i wyjątkowość porozumień sierpniowych, nie wystarczy, moim zdaniem, nawet najdokładniejsza analiza ich formy i treści oraz lektura dziesiątek stron historycznych i socjologicznych opracowań, a nawet wspomnień uczestników i uczestniczek. Słowa bywają bezradne w opisie wydarzenia i sytuacji, które tak bardzo umykają wszelkim zastanym kategoriom. Zwłaszcza w przekazie skierowanym do osób, które w wydarzeniach tych nie brały udziału. Obserwowałem to wielokrotnie w czasie zajęć o Polsce Ludowej i Solidarności prowadzonych dla gimnazjalistów czy licealistów.
Dlatego całe szczęście, że dwóch polskich dokumentalistów, Andrzej Chodakowski i Andrzej Zajączkowski, wraz ze znakomitą ekipą filmową, już wkrótce po strajkach przystąpiło do realizacji „Robotników ‘80” – dzieła, które postawiło sobie za zadanie, by najwierniej, jak się da (a nie jest prostym zadaniem przedstawić dwutygodniowy strajk w półtorej godziny…), oddać atmosferę tamtych dni. Czarno-biały obraz od strony formalnej jest niezwykle prosty – brak jakiegokolwiek komentarza z offu, przekazowi nie towarzyszy żadna muzyka, film stara się przekazać odbiorcy rzeczywistość strajkującej Stoczni w wersji sauté, czego najlepszym dowodem jest komentarz rzucony na ekran na samym jego wstępie: „Dla dochowania wierności prawdzie pozostawiliśmy w filmie również te fragmenty nagrań, którym, ze względów technicznych, nie może towarzyszyć obraz – Realizatorzy”.
Okrągła rocznica strajku to dobry moment, by podzielić się kilkoma refleksjami po kolejnej (sam już nie wiem, której) rocznicowej „lekturze” tego obrazu.
„Proszę włączyć mikrofony”
Większa część filmu koncentruje się na procesie negocjacji porozumień pomiędzy Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym a delegacją rządową. Już sam fakt, że możemy je oglądać w całości, jest niezwykły. Były to w końcu negocjacje o najwyższej stawce w polskiej polityce po drugiej wojnie światowej. Dziś podobna sytuacja wydaje się nieprawdopodobna – czy jest do pomyślenia, aby prowadzić jawnie negocjacje koalicyjne? Nikt nawet nie pomyślał o ujawnieniu i transmitowaniu na żywo rozmów z rządzącymi w czasie strajku nauczycieli czy lekarzy rezydentów… Takie postulaty nie pojawiały się, tak jakby nawet propagatorom jawności w życiu publicznym nie śniło się, że mogą jej żądać w tym przypadku.
Tymczasem w sierpniu 1980 roku negocjacje nie tylko nagrywano na taśmę audio i wideo, ale też transmitowano je na żywo na teren całej stoczni! Przed kolejną turą negocjacji z ust Lecha Wałęsy pada znamienne „Proszę włączyć mikrofony!”, a setki zgromadzonych na zewnątrz robotników zamieniają się w słuch, by wkrótce później żywo reagować na kolejne (liczne!) negocjacyjne zwroty akcji. Co i rusz zrywają się – to brawa, to śmiechy, to poruszenie. Przebieg obrad jest na bieżąco, w przerwach, komentowany przez uczestników. Zadają sobie nawzajem pytania o rzeczywiste znaczenie poszczególnych słów i ustaleń. Zresztą – na filmie widać to wyraźnie – tworzą niezwykłą wspólnotę opartą na wspólnej symbolice, martyrologicznej (żywa jest pamięć grudnia ’70) i religijnej, oraz prawdziwie samorządną – załatwiającą niezwykle skutecznie i sprawnie codzienne „sprawy publiczne” strajku, od obsługi biurowej i informacyjnej negocjacji, po przekazywanie przesyłek od rodzin.
Co więcej, bardzo szeroka była sama, jak to określa Anna Machcewicz, „drużyna negocjatorów” ze strony Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. „Wśród negocjatorów znaleźli się ludzie, którzy odzwierciedlali całe spektrum wieku, płci, wiedzy, doświadczenia i wykształcenia strajkujących” – pisze w swojej monografii strajku historyczka. I rzeczywiście, w toku negocjacji głos zabierają nie tylko siedzący przy głównym stole Wałęsa, Andrzej Gwiazda czy Lech Bądkowski (choć ich rola jest fundamentalna i w filmie widać, jak świetnie podejmowana), lecz także zajmujące miejsca za ich plecami Anna Walentynowicz, Henryka Krzywonos, Alina Pieńkowska czy elektryk Wojciech Gruszecki (wątek płci w kontekście strajku gdańskiego poruszała u nas Anna Dobrowolska). Kiedy „główni” negocjatorzy zdają się albo utykać w martwym punkcie, albo zbyt szybko przechodzić do porządku dziennego nad istotnymi sprawami, często głos zabierają członkinie Komitetu, dzieląc się najczęściej bardzo konkretnymi świadectwami bezprawnych działań władzy. Walentynowicz mówi o braku wypłaty pensji za czas zatrzymania na 48 godzin, Pieńkowska – o zatrzymaniu delegatów wysłanych do Gdańska z Wrocławia, Krzywonos – o przywilejach władzy w zakresie zaopatrzenia. Przyszpilają negocjujących przedstawicieli rządu konkretem, przebijając balon ich pełnej pustosłowia partyjnej nowomowy.
Bardzo interesujące jest też, jak odporni na wszelkie próby spoufalania się czy fraternizowania ze strony wicepremiera i jego współpracowników byli stoczniowi negocjatorzy. Charakterystyczny jest moment, gdy delegaci rządowi w efekcie krótkiej, dość nerwowej narady uznają, że muszą wrócić do Warszawy skonsultować się z kierownictwem partii. I wtedy nagle z ust wicepremiera Jagielskiego padają słowa: „Bo rozumiem, że panowie tylko w Stoczni chcą pracować? Możemy zaprosić z raz do nas…”. Wywołuje to konsternację drugiej strony, po czym z „zapraszających” ust pada natychmiast: „Nie, nie, nie, żartujemy…”. Znamienna, jeśli chodzi o, by tak rzec, bardzo limitowane zaufanie między stronami jest także scena, w której Wałęsa oświadcza, że chciałby „przystąpić do rozwiązania tych spraw, które zaproponowaliśmy. Problem polega na tym, że ten punkt pierwszy jest jeszcze na maszynie […] my jesteśmy trochę wolniejsi”. Jagielski oferuje, że chętnie udostępni „naszą” maszynę, gdyż „są identyczne”. Na to lider strajku z rozbrajającą szczerością, w charakterystyczny dla siebie sposób, stwierdza: „Problem polega na tym, że…. Lepiej, jak to będą nasze. Ale to nie problem”.
„Sprawą najważniejszą jest zgodność ustaw z Konstytucją”
Kolejna kwestia jest szczególnie interesująca dla prawnika. Otóż negocjacje ukazane w „Robotnikach ‘80” w zasadzie można oglądać jak fascynujący filozoficzny (i praktyczny) spór o prawo. Daje się zaobserwować sprytny zabieg ze strony członków komisji rządowej: w toku rozmowy na temat kolejnych postulatów odsyłają członków MKS do… Konstytucji PRL. I tak na przykład, gdy mowa o relacjach państwo–Kościół, wicepremier Jagielski stwierdza: „Stańmy na gruncie artykułu 82 Konstytucji” i cytuje: „Polska Rzeczpospolita Ludowa zapewnia obywatelom wolność sumienia i wyznania. Kościół i inne związki wyznaniowe mogą swobodnie wypełniać swoje funkcje religijne. Nie wolno zmuszać obywateli do niebrania udziału w czynnościach lub obrzędach religijnych. Nie wolno też nikogo zmuszać do udziału w czynnościach lub obrzędach religijnych”. Na co odzywa się Lech Bądkowski, gdański literat i rzecznik MKS, stwierdzając: „Sprawą najistotniejszą, praktycznie rzecz biorąc, jest zgodność ustaw z Konstytucją. Jeśli Konstytucja jest tylko deklaracją szlachetnych intencji, a ustawy następnie wprowadzane kłócą się z Konstytucją, to ta Konstytucja stanowi, przepraszam za określenie, świstek papieru. Charakterystycznym przykładem jest właśnie sprawa przez nas omawiana”.
Temat realizacji w praktyce postanowień Konstytucji i, szerzej, praworządności jest leitmotivem całych negocjacji. Słowa „praworządność” i „sprawiedliwość” są w nich odmieniane przez wszystkie przypadki. Zwłaszcza w kontekście nadużywania tymczasowego aresztowania oraz przeprowadzania procesów karnych, „których przebieg trudno by powiązać z praworządnością i zasadami praworządności” (to Gwiazda). Ciekawy jest wątek poruszony przez Annę Walentynowicz, która mówi o milczeniu najwyższych władz państwowych wobec listów dotyczących nadużywania prawa wobec pracowników. Wicepremier Jagielski reaguje nerwowo na kolejne przykłady nadużyć. Mówi, że celem rozmów nie jest przecież omawianie poszczególnych przypadków, a znajdowanie systemowych rozwiązań. Gwiazda odpowiada, że „na szczegółach widać praktyczne działanie prawa. W drobnych szczegółach, w drobnych ludzkich krzywdach”. To swoista polska petition of rights – upomnienie się klasy robotniczej o własne prawa zapisane w aktach, których ich twórcy od samego początku nie zamierzali przestrzegać. Członkowie MKS i, szerzej, wszyscy uczestnicy strajku są wielką wspólnotą świadomych obywateli.
Stąd też w samych porozumieniach pada szereg zobowiązań rządu do podjęcia działań natury legislacyjnej, między innymi w zakresie ustawy o związkach zawodowych czy zmiany przepisów o cenzurze. Tam, gdzie rząd nie zobowiązywał się do konkretnych zmian prawnych, a używał bardziej zawoalowanych stwierdzeń, jak na przykład „Przyjmuje się postulat konsekwentnego stosowania doboru kadr kierowniczych na zasadach kwalifikacji i kompetencji” czy „Przyjęto za konieczność zahamowanie wzrostu cen towarów powszechnego użytku poprzez wzmożoną kontrolę sektora uspołecznionego i prywatnego”, Wałęsa nie pozostawiał złudzeń, deklarując: „Jako związki to sprawdzimy”. Przez całe rozmowy przebija ze wszech miar słuszne przekonanie strajkujących, że najistotniejsze są dwa pierwsze postulaty o charakterze wybitnie proceduralnym (dotyczące wolności związkowej, prawa do strajku i wolności słowa), a realizacja postulatów kolejnych, zawierających żądania „materialne”, jest zależna od wejścia w życie ustaleń wynikających z dwóch pierwszych. Najlepiej wyraził ten pogląd sam Wałęsa w słynnej mowie podsumowującej strajki wygłoszonej ze stoczniowej bramy. Mówił: „Mamy wreszcie niezależne, samorządne związki zawodowe. Mamy prawo do strajku. A następne prawa ustanowimy już niedługo”. Dziś wiemy, że fakty nie nadążały za optymizmem tych słów, ale nie ma wątpliwości, że porozumienia sierpniowe były fascynującym, rewolucyjnym dokumentem „rozsadzającym” właściwie system prawa Polski Ludowej, tworzonego do tej pory przez aparat partyjny we własnym interesie.
***
Wiele innych wątków z dokumentu wymagałoby tu jeszcze opisu i komentarza – choćby rola, jaką w jego przebiegu odgrywała świadomość wspólnej martyrologicznej przeszłości (uczczenie pamięci ofiar Grudnia ‘70 otwiera strajk, a zamyka go zapowiedź powstania ich pomnika wypowiedziana przez Wałęsę). Niezwykle mocno w oczy rzuca się też integrująca rola aktów religijnych – choć w świetle informacji, jakie dziś mamy o księdzu Henryku Jankowskim, na widok unoszonej przez niego hostii wzbiera zgorszenie, to trudno nie docenić faktu, że stoczniowcy obok modlitwy za strajkujących i niosących im pomoc modlą się również za rządzących „naszym krajem”, aby „w rozwiązywaniu naszych problemów kierowali się rzeczywistym dobrem narodu polskiego”. Zresztą to niejedyny akt szeroko rozumianej „lojalności” względem PRL. Godna podziwu jest strategiczna wstrzemięźliwość przed formułowaniem postulatów dotyczących zmiany ustroju czy bloku międzynarodowego – „my nie występujemy przeciwko socjalizmowi i Związkowi Radzieckiemu”, mówi Wałęsa, „chcemy tylko dobrze gospodarzyć i dobrze żyć!”
Co za szczęście, że powstał ten film, dzięki któremu choć na półtorej godziny możemy rzeczywiście zanurzyć się w atmosferze tych dni – trudno oderwać się od wartkiej akcji negocjacji, nadziei i skupienia w oczach zwykłych uczestników strajku. Wydaje się, że można z niego wypreparować przepis na sukces strajku: transparentność, realizm polityczny, umiejętny dobór i gradacja postulatów, nieustępliwość w dążeniu do osiągnięcia najistotniejszych celów, a jeśli dążenie do praworządności lub jej obrona – to tylko w połączeniu z jej konkretnym zastosowaniem. Nie da się oczywiście tego przepisu jeden do jednego zastosować w dzisiejszej rzeczywistości, ale niewątpliwie warto mieć go w pamięci przy podejmowaniu społecznych działań.