Rewolucja bez wielkich zmian. Dziesięć punktów na dziesięć lat Franciszka
Obrodziło ostatnio rewolucyjnymi papieżami. Każdy z nich dokonywał zmian na własną modłę. Jan XXIII zwołał Sobór Watykański II, rozpoczynając proces największych w ostatnich dziesięcioleciach zmian w Kościele rzymskokatolickim. Paweł VI dokończył Sobór, doprowadził do zdjęcia wielowiekowych anatem jeszcze z czasów wielkich schizmy wschodniej i sprzedał papieską tiarę – symbol władzy politycznej biskupa Rzymu. Jan Paweł I, choć urzędował nieco ponad miesiąc, zasłynął zmianą języka papieskiego nauczania, skromnością czy rezygnacją z koronacji i poruszania się w lektyce. Jan Paweł II ruszył w świat, czyniąc papiestwo zjawiskiem globalnym jak nigdy wcześniej – również z wykorzystaniem rozwoju telewizji, jako pierwszy papież od czasów Piotra wszedł do synagogi czy dokonał milenijnego rachunku sumienia Kościoła. Benedykt XVI jako pierwszy od wieków papież zdecydował się abdykować, zdejmując nieco klerykalnego i sakralnego nimbu z papiestwa.
Niewiele trzeba, by w Kościele zostać rewolucjonistą. Nie licząc papieży Soboru Watykańskiego II, żaden z tych przywódców Kościoła nie dokonał naprawdę istotnych zmian w nauczaniu, teologii, liturgii czy choćby praktyce funkcjonowania wspólnoty i instytucji. To, że w trakcie tylu „rewolucyjnych” pontyfikatów zmieniło się ostatecznie tak niewiele, jest najlepszym dowodem na powolność mielenia kościelnych młynów. Jest to tym wyraźniejsze, im szybciej ewoluuje świat.
Franciszek idzie podobną drogą. Zmienia Kościół, naznacza go swoim sposobem funkcjonowania, myślenia i wybranymi priorytetami. Dokonuje realnych zmian, choć ostatecznie nieszczególnie daleko idących. A jednak jest to pontyfikat o istotnym potencjale dalszych reform, bo obecny biskup Rzymu rozpoczął procesy, które – na szczęście – trudno będzie wyhamować. Franciszek rozpędza młyn, chyba będąc świadomym, że chleby z uzyskanej w ten sposób mąki piec będą już jego następcy.
Co to znaczy w praktyce? Przyjrzyjmy się krótko dziesięciu sferom, w których Franciszek podejmuje działania, które mogą przynieść kiedyś zdecydowanie dalej idące reformy. To tylko zasygnalizowanie zagadnień, bez ich dogłębnej analizy. Nie podejmuję też wszystkich wątków tego bogatego pontyfikatu. Wreszcie: tym razem – robiliśmy to już na łamach Kontaktu kilkukrotnie – pomijam kwestię stosunku Franciszka do wojny w Ukrainie: możliwego do zrozumienia na poziomie analizy źródeł jego postawy, ale niemożliwego do zaakceptowania.
Krzyk ziemi i krzyk ubogich
Krótko cieszył się Benedykt XVI przydomkiem „najbardziej zielonego papieża w historii”. Owszem: encyklika „Caritas in veritate” wskazywała – pośród wielu innych ważnych wątków – na potrzebę dbałości o ziemię i środowisko naturalne, ale to Franciszek uczynił ten temat jednym z absolutnych priorytetów pontyfikatu. Encyklika „Laudato Si” – w całości poświęcona ekologii, katastrofie klimatycznej, jej przyczynom oraz skutkom dla przyrody oraz ludzi, zwłaszcza ubogich – jest tego najdobitniejszym, ale przecież nie jedynym dowodem. Franciszek jest realnie i dogłębnie przejęty stanem Ziemi. Jednocześnie wypowiada się nie tylko w obronie jej samej – jako Bożego dzieła będącego wyrazem Jego stwórczej miłości – ale także w obronie tych, którzy na niepohamowanej eksploatacji środowiska cierpią najmocniej: ubogich, ludzi mieszkających w miejscach coraz bardziej niezdatnych do życia, lokalnych społeczności wysiedlanych dla interesów możnych i silnych. Wzywa do przemiany indywidualnych postaw, do pohamowania hiperkonsumpcji, ale także do systemowych zmian na poziomie polityki i globalnej ekonomii.
To nie tylko przesunięcie akcentów. To wyraźne podkreślenie, że katolicka teologia nie może skupiać się tylko na człowieku, lecz musi postrzegać go jako część większej całości. Systemu, w którym liczymy się nie tylko my sami. Systemu, którego jesteśmy współzależną od innych częścią. To zakwestionowanie dominującego w teologii katolickiej antropocentryzmu bez porzucenia szczególnej troski o człowieka – zwłaszcza najbardziej potrzebującego ochrony.
Koniec z europocentryzmem
Nie powinno dziwić, że papież z Ameryki Łacińskiej inaczej patrzy na Europę niż jego europejscy poprzednicy, ale doskonale wiadomo, że dominujące dyskursy mają siłę perswazyjnego oddziaływania również na zdominowanych. Nie w tym wypadku. Franciszek odrzucił zwyczajowe zasady dotyczące choćby awansów do kolegium kardynalskiego: metropolici wielu „tradycyjnie kardynalskich” stolic kardynałami nie zostają, zaś kapelusze dostają hierarchowie z krajów, które nigdy nie miały biskupów w podobnej randze, by wymienić choćby Haiti, Mjanmę, Wyspy Tonga czy Wyspy Zielonego Przylądka. Papież systematycznie odeuropeizowuje kolegium kardynalskie, czyniąc je bardziej reprezentatywnym dla populacji katolików i katoliczek na świecie. Kapelusze kapeluszami – znacznie ważniejsze jest to, że biskupi z regionów traktowanych dotąd w Kościele po macoszemu, będą uczestniczyć w wyborze następcy Franciszka, reprezentując niedoreprezentowane dotąd perspektywy.
Koniec europocentryzmu w Kościele ma też swoje oblicze poza nominacjami kardynalskimi: choćby w rozumieniu zjawiska inkulturacji i wielowymiarowości sposobów głoszenia Ewangelii w różnych miejscach świata, co najwyraźniej było widać w kontekście Synodu dla Amazonii.
Chłosta kapitalizmu
Franciszek w niektórych sprawach kluczy, waha się, waży racje – niekiedy na szczęście, niekiedy ze szkodą dla spraw, o których mówi. Ale w tej przestrzeni nie wstrzymuje pióra i języka: obecny kształt kapitalizmu i funkcjonowanie rynków finansowych bezpardonowo krytykował w programowej adhortacji „Evangelii gaudium”, a także w encyklikach „Laudato Si’” czy „Fratelli tutti” oraz wielu, bardzo wielu wypowiedziach. W sprawie nieludzkiego i groźnego dla przyszłości świata oblicza obecnie funkcjonującego systemu ekonomicznego Franciszek jest bezkompromisowy: uderza w silnych, możnych i wpływowych, by stawać w obronie słabych, biednych i pozbawionych głosu. Krytykuje bijących i czerpiących korzyści z bicia, by bronić bitych, piętnuje morderców i korzystających na śmierci, broniąc zabijanych w imię zysku i wyzysku.
Niby to nic nowego w historii katolickiej nauki społecznej. Jednak forma, w jakiej papież formułuje swoją krytykę, oraz to, że sięga nią samych fundamentów systemu, to realny ślad, jaki w historii kościelnego nauczania zostawi po sobie Franciszek.
Język i gesty w sprawie praw kobiet i osób LGBT+
Tu zmieniło się najmniej. Franciszek nie zmienił nauczania Kościoła dotyczące niedopuszczania kobiet do święceń. Choć zaprasza więcej kobiet do uczestnictwa w obradach synodów, to nie daje im prawa głosu przy podejmowaniu decyzji. Awansuje je w strukturach kurii rzymskiej, ale wciąż pozostają na marginesie realnych układów władzy w Kościele. Dopuszcza do pełnienia rozmaitych posług liturgicznych, ale de facto tylko sankcjonuje w ten sposób to, co i tak w wielu miejscach świata już funkcjonowało.
Podobnie jest w sprawie praw osób homoseksualnych (o sytuacji osób transpłciowych papież mówi znacznie mniej). Nauczanie ani drgnęło. Ale papieska praktyka się zmieniła. Franciszek jeszcze jako hierarcha w Argentynie zgadzał się na prawną regulację związków partnerskich. Regularnie przyjmuje osoby LGBT+ na audiencjach. Wspiera ludzi Kościoła pracujących duszpastersko wśród nich – choćby siostrę Jeannine Gramick czy ojca Jamesa Martina – również tych, którzy mieli poważne problemy za czasów poprzedników Franciszka.
Wydaje się, że osobiście byłby gotowy do przeformułowania kościelnego nauczania o homoseksualizmie czy dopuszczenia kobiet do święceń diakonatu. Wie jednak, z jak wielkim oporem by się to spotkało. Tworzy więc swego rodzaju grunt pod podobne zmiany w przyszłości: rozpoczyna dyskusje, prosi o opinie, dopuszcza różnorodne głosy. Sprawia, że tematy dotąd przez wielu uznawane w Kościele za „nienaruszalne” i „zamknięte”, przestały być dyskutowane tylko w określonych gronach, ale są podejmowane z inicjatywy samej „góry”. To prędzej czy później przyniesie plon.
Buty, samochody, peleryny…
Tu zmiany są najmniej spektakularne, bo są swego rodzaju dopełnieniem działań poprzedników, którzy – jak wskazywałem wcześniej – stopniowo odzierali papiestwo z kolejnych zbędnych atrybutów władzy, pompy i przepychu. Franciszek uczynił po prostu kolejne kroki na tej drodze: zrezygnował z luksusowych butów, z mieszkania w apartamentach, na balkon przy placu świętego Piotra wyszedł w prostej białej sutannie bez płaszcza, jeździ zwyczajnym samochodem, sam nosi swoją walizkę. To wszystko powinno być normalne, ale przez wieki takie nie było. Papiestwo obrosło otoczką, która sprawiała, że papieża można było słuchać i czcić – co wielokrotnie osuwało się w bałwochwalstwo – ale trudno było dostrzec w nim brata i przyjaciela. Dla procesu odzierania instytucji papieża z klerykalizmu i sakralizacji najwięcej zrobił Benedykt, ale Franciszek idzie wytyczoną przez niego – i innych poprzedników – drogą bardzo wyraziście.
Dlaczego ma to znaczenie? Bo poprzez kontrast stanowi wyzwanie dla hierarchów z różnych części świata – w tym w Polsce – którzy podobnego zbytku i celebry wokół siebie pozbyć się nie chcą. Wierni, widząc, że jest to zbędne dla papieża, coraz częściej pytają więc o sens utrzymywania dworskiego życia swoich biskupów czy – niekiedy – proboszczów. Zmiana, którą podobne działania mogą zainspirować, jest więc tym bardziej potrzebna, im głębiej zakorzeniony jest klerykalizm w danym Kościele lokalnym.
Reforma kurii rzymskiej
Nie jest nową tezą podejrzenie, że jednym z głównych powodów, dla których Benedykt XVI zrezygnował z dalszego pełnienia urzędu, był zbyt duży opór wobec rozpoczętych przez niego reform kurii rzymskiej. Intrygi, wycieki dokumentów, podkładane miny – to wszystko sprawiło, że poprzednik Franciszka nie dał rady ogarnąć bałaganu, jaki pozostał zwłaszcza po okresie schyłkowego pontyfikatu ciężko chorego Jana Pawła II. Franciszek został wybrany na papieża między innymi właśnie dlatego, że podczas spotkań kardynałów zapowiadał, że kurię rzymską trzeba bardzo gruntownie zmienić. Miał na to tym większe szanse, że sam nigdy nie był watykańskim urzędnikiem.
Idzie to opornie, ale powoli do przodu. To właśnie ta sfera, w której obecny papież sprawuje rządy najsilniejszej ręki: nie waha się wyrzucać ze stanowisk kurialistów, którzy zaczynają grać przeciwko niemu. Powoli czyści sferę watykańskich finansów. Wpuszcza do urzędów kurii rzymskiej coraz więcej świeckich ekspertów i ekspertek. To proces powolny, bo i dramatyczny stan, w którym znalazła się kuria rzymska po wiekach fatalnego funkcjonowania, nie jest łatwy do poprawy. Ale Franciszek idzie w tej sferze w dobrym kierunku.
Polityka wobec przestępstw seksualnych
Chciałoby się więcej: niezależnych komisji, otwarcia archiwów, przyciśnięcia biskupów w wielu miejscach świata, by do cna wyjaśnić wszystko, strącenia z piedestału jeszcze przynajmniej kilku hierarchów odpowiadających za tuszowanie przestępstw seksualnych w Kościele, z kardynałem Stanisławem Dziwiszem na czele. Ale Franciszek i tak już zrobił w tej sprawie znacznie więcej niż Benedykt XVI, który zrobił wyraźnie więcej niż Jan Paweł II. Najbardziej kluczową zmianą, którą wprowadził, jest uchwalenie przepisów dotyczących personalnej odpowiedzialności przełożonych kościelnych nie tylko za intencjonalne krycie przestępców, ale nawet za niedochowanie wystarczającej staranności w rozpatrywaniu spraw dotyczących przemocy seksualnej w Kościele. Proces wyciągania konsekwencji również idzie powoli – czego najlepszym przykładem w polskim kontekście jest arcybiskup Andrzej Dzięga, który już dawno powinien polecieć z funkcji, a być może także zostać wykluczony ze stanu kapłańskiego – ale za Franciszka ruszył. Gdy słyszę komentarze, że dziś, by ukrywać przestępstwa seksualne księży, trzeba być idiotą, to wiem, że jest to efekt zarówno zmian w polskim prawie karnym, jak i decyzji Franciszka.
Czas na rozliczenie się z przeszłości. Czy na szeroką skalę zrobi to Franciszek, który wprost mówi, że w latach 70. czy 80. „tuszowane było wszystko”, czy jego następca – nie wiem. Ale innego wyjścia nie ma.
Odbetonowanie dyskusji teologicznej
To powtarzające się świadectwo: szereg teologów i teolożek – w tym choćby wspominana siostra Gramick czy zajmujący się dialogiem międzyreligijnym Peter Phan – wprost mówi, że próby ich dyscyplinowania przez Kongregację Nauki Wiary skończyły się w 2013 roku. Franciszek ma silną rękę w sprawach personalnych, ale nie ma zapędów dyktatorskich dotyczących prowadzonych dyskusji doktrynalnych i teologicznych – w obu tych sferach jest jezuitą z krwi i kości.
To niezwykle istotna zmiana po dekadach rządów duetu Wojtyła-Ratzinger, którzy debatę teologiczną dusili, nie pozwalając na stawianie wielu pytań i na poszukiwanie takich odpowiedzi na dotąd postawione, które lepiej odpowiadałyby współczesnej wiedzy naukowej czy sytuacji społecznej. Franciszek pozwala dyskutować. I nie tylko!
Pełzająca rewolucja – różnorodność doktrynalna
No właśnie. Już w pierwszym roku swojego pontyfikatu w adhortacji „Evangelii gaudium” Franciszek pisał: „Nie uważam także, że należy oczekiwać od papieskiego nauczania definitywnego lub wyczerpującego słowa na temat wszystkich spraw dotyczących Kościoła i świata. Nie jest rzeczą stosowną, żeby Papież zastępował lokalne Episkopaty w rozeznaniu wszystkich problemów wyłaniających się na ich terytoriach. W tym sensie dostrzegam potrzebę przyjęcia zbawiennej »decentralizacji«”. Najmocniej znalazło to wyraz w sprawie osób rozwiedzionych żyjących w powtórnych związkach i przyjmowania przez nie komunii. Wbrew temu, co twierdzą czasem polscy biskupi, Franciszek dokonał tu realnej zmiany, uznając, że to episkopaty powinny ustalić szczegółowe interpretacje dotyczące tej sprawy. I rzeczywiście biskupi na świecie uregulowali ją na różne – niekiedy całkowicie przeciwstawne – sposoby. Czy papież na to zareagował? Nie – uznał, że tak właśnie miało być.
Papież więc wyraźnie akceptuje i sankcjonuje – a nie tylko bezradnie przyjmuje do wiadomości – różnorodność stosowania doktryny Kościoła w różnych miejscach. Jeśli odsuwa ze stanowisk ludzi myślących inaczej niż on – jak stało się na przykład z kardynałem Gerhardem Ludwigiem Müllerem – to przede wszystkim dlatego, że nie podzielają jego ogólnej polityki dotyczącej stosowania doktryny, a nie dlatego, że sprzeciwili mu się w konkretnej sprawie.
Czy jednak Franciszek pójdzie krok dalej i zgodzi się na to, że również nauczanie Kościoła będzie różne w zależności od kraju, w którym się znajdziemy? Na przykład na to, by w niektórych Kościołach lokalnych udzielano sakramentalnych ślubów parom jednopłciowym, a w innych nie? By w niektórych miejscach dopuszczano do święceń diakonatu – a może i kolejnych – kobiety, a w innych nie? By lokalne episkopaty same decydowały, czy celibat duchownych powinien być obowiązkowy, czy dobrowolny? Oraz by wierni otrzymali znacznie większą swobodę w indywidualnym rozeznawaniu spraw dotyczących ich życia? Franciszek wydaje się iść w tę stronę. Więcej: papież zdaje się zauważać dobroczynność takiego stanu rzeczy, uznając ją za świadectwo pojemności i szerokości Kościoła rzymskokatolickiego.
Synodalność
Jest to tym bardziej prawdopodobne, że Franciszek dokonuje także jeszcze jednej powolnej rewolucji, jaką jest kierowanie Kościoła w stronę synodalności rozumianej jako współudział w rządzeniu nim nie tylko biskupów, ale wszystkich wiernych. Więcej na ten temat napisali w swoim tekście Rafael Luciani i Serena Noceti, tekst których publikujemy w bieżącej odsłonie naszej strony.
***
Jako chrześcijańska i katolicka lewica nie możemy nie dostrzegać tych wszystkich procesów, które rozpoczął Franciszek. Położenie nacisku na ekologię. Krytyka kapitalizmu. Przeciwstawianie się dziedzictwu kolonializmu. Zgoda na różnorodność i poszukiwanie nowych dróg zamiast konserwowania zastanej rzeczywistości. Obrona ludzi słabych, eksploatowanych i ubogich. Akcentowanie wspólnoty w opozycji do silnej władzy. To wszystko rzeczy, które są nam od zawsze bardzo bliskie.
Jasne, chcielibyśmy więcej. Niekiedy nie zgadzamy się z tym, co mówi i robi Franciszek. Zwracamy uwagę na pomijane przez niego tematy. Krytykujemy jego postawę w różnych sprawach ze szczególnym uwzględnieniem wojny w Ukrainie. Mnogość naszych postaw względem aktualnego papieża widać choćby w wyborze tekstów, które napisaliśmy przez ostatnią dekadę na jego temat.
Mimo to jesteśmy gotowi powtórzyć za siostrą Gramick: „Obyśmy byli prowadzeni przez naszego dobrego i kochającego papieża Franciszka jeszcze przez co najmniej dziesięć lat!”.
To znacząco zwiększy szansę na to, że wprowadzane przez niego zmiany i małe rewolucje utrwalą się na stałe, a może pójdą dalej.