fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Rakowski: Umysły skolonizowane

Sformułowanie „wieśniak” oddaje przede wszystkim doświadczenie ludzi miast, którzy stykają się z napływająca do miasta ludnością wiejską. Można wręcz powiedzieć, że mieszkaniec wsi staje się stereotypowym „wieśniakiem” dopiero w momencie zetknięcia z kulturą miejską.
Rakowski: Umysły skolonizowane
projekt okładki: Kuba Mazurkiewicz

Określenie „wieśniak” to w dzisiejszym języku powszechnie używany, stygmatyzujący epitet. Skąd wzięły się negatywne stereotypy o wsi, które za nim stoją?

Stereotyp to nie tylko proste narzędzie służące do poniżenia odmienności kulturowych czy społecznych. Ma on w sobie także potencjał oddawania pewnej prawdy o spotkaniu ludzi z różnych środowisk. Czyje doświadczenie oddaje tak naprawdę sformułowanie „wieśniak”? Moim zdaniem przede wszystkim doświadczenie ludzi miast, którzy stykają się z napływająca do miasta ludnością wiejską. Można wręcz powiedzieć, że mieszkaniec wsi staje się stereotypowym „wieśniakiem” dopiero w momencie zetknięcia z kulturą miejską. Jest to bardzo silnie związane z powojenną historią migracji do miast, do zakładów pracy, z rewolucją społeczną, która się wtedy dokonała.

Na czym polegała ta rewolucja?

Po II wojnie światowej ludzie ze wsi nie tylko stają się sąsiadami rdzennych mieszkańców miast, ale także zaczynają dominować w przestrzeni publicznej. Szybko uczą się nowych zawodów, nowych kompetencji, także tych, które wcześniej były domeną innych grup społecznych, choćby inteligencji. Ale przynoszą także swoją odmienność. Można powiedzieć, że żywioł życia wiejskiego z całym swoim bogactwem kulturowym trafił wówczas do miasta.

Świnie hodowane w wannach, kury na balkonach w mieszkaniach przybyszy ze wsi – sceny znane ze wspomnień mieszkańców powojennej Warszawy – są symbolem narodzin stereotypowego „wieśniaka”?

Zderzenie różnych światów społecznych sprawia, że negatywne stereotypy stają się niezwykle silne. Ale negatywny obraz „wieśniaka” nie powstaje od razu – to dzieje się na przestrzeni wielu lat. Mieszkańcy wsi stopniowo zaczynają być postrzegani jako osoby w jakiś sposób niepełne, nieadekwatne. To bardzo dobrze widać w komediach z okresu PRL. W bardzo popularnym filmie „Nie lubię poniedziałku” absurd rzeczywistości jest zbudowany na figurze migranta, który przybywa ze wsi do miasta w poszukiwaniu części do traktora. Bohater jest zupełnie zdezorientowany, nie do końca wie, czego chce. To postać, której brak podstawowych kompetencji cywilizacyjnych.

Kto tworzy ten negatywny obraz „wieśniaka”?

Obraz ten tworzą ludzie, którzy żyją w miastach, przede wszystkim elity – inteligencja, świat nauk społecznych. Konstruowany przez nich obraz osób pochodzenia wiejskiego jest pewnym instrumentem, który służy do myślenia, do tworzenia wizji życia społecznego, a nie do prawdziwego rozpoznania realiów kultury wiejskiej. Elity czują się powołane do tego, aby pewne standardy życia wyznaczać, myśleć o nich, pisać, tworzyć.

Tyle tylko, że „Nie lubię poniedziałku” czy filmy Barei to przecież nie niszowe „kino inteligenckie”, ale filmy oglądane przez całe masy. Jeszcze innym przykładem może być trylogia filmowa „Sami swoi” Sylwestra Chęcińskiego – reżysera, który sam jest pochodzenia wiejskiego. To prowadzi nas do pytania o to, jak przybysze ze wsi przyjmują negatywne stereotypy pojawiające się na ich temat?

To jest bardzo trudno uchwytny, ale niezwykle ważny moment, w którym sposób myślenia ludzi z miast o przybyszach ze wsi zaczyna być bardzo silnie przejmowany przez tych, którzy do tych miast migrują. To ten sam proces, który opisywany jest przez teoretyków z dziedziny studiów postkolonialnych. Grupa postrzegana jako stojąca niżej w hierarchii społecznej zaczyna posługiwać się tym sposobem myślenia i tym językiem, który przed nią samą zakrywa wszystkie pozytywne elementy jej wyposażenia kulturowego. Czyni je czymś wstydliwym, „wieśniackim” właśnie – a więc przybysze ze wsi sami zaczynają swoje pochodzenie i pewne swoje cechy ukrywać.

Jakie to są cechy?

To charakterystyczne dla kultury wiejskiej koncentrowanie się na gospodarowaniu, na gromadzeniu różnych dóbr, korzystaniu z wszystkiego, co się może przydać, co jest pod ręką. Również korzystanie z bardzo silnych więzi rodzinnych, nieformalnych, popieranie swoich krewnych, tworzenie mini-instytucji społecznych o bardzo silnych związkach wzajemnego poparcia. Te i inne cechy kultury wiejskiej funkcjonują na wsi do dziś, ale z perspektywy ludzi żyjących w miastach zostały zakwestionowane jako niewłaściwe, a nawet – stanowiące bolączkę całego społeczeństwa polskiego.

Mówimy ciągle o okresie powojennym, ale ten wątek, o którym pan teraz wspomniał, dotyka już nie tylko stereotypu „wieśniaka” jako przybysza do miasta, któremu „słoma z butów wystaje”, ale również stereotypów o wsi jako obszarze, który jest „balastem modernizacji”. Ten sposób myślenia stał się powszechny wśród elit po 1989 roku. Jak przyjęło się wtedy uważać, mieszkańcy wsi „mentalnie” wciąż tkwią w poprzednim systemie. Pojawiły się wszystkie negatywne stereotypy o obszarach byłych PGR-ów, wątek homo sovieticusa, który jest uważany za wielki problem społeczeństwa.

Po 1989 roku rzeczywiście powstaje kolejne wcielenie stereotypu wiejskości i „wieśniactwa”. Nowa klasa średnia, jako wyobrażony trzon nowoczesnego społeczeństwa, wydaje się grupą nie do końca przygotowaną, kompetentną – właśnie dlatego, że zwraca się uwagę na jej chłopską genealogię. Stygmatyzowanie wiejskości po transformacji wywodzi się z przekonania, że to, co pochodzi ze środowisk wiejskich, uniemożliwia zafunkcjonowanie klasy średniej i społeczeństwa mieszczańskiego, czy w ogóle społeczeństwa obywatelskiego. Mam jednak wrażenie, że ten proces nie mógłby się dokonać bez tej pierwszej, powojennej fali stereotypizacji wiejskości.

Inną ciekawą kwestią jest to, jak kreuje się pamięć o PRL-u. Komu przypisywana jest największa rola w tworzeniu aktywności obywatelskiej, która doprowadziła do obalenia systemu?

Z pewnością nie mieszkańcom wsi…

Właśnie. Cała pamięć o niezwykłej mobilizacji społecznej, która miała miejsce wraz z narodzinami „Solidarności”, sprowadza się do pamięci o wydarzeniach w wielkich miastach. Nie czuję się uprawniony do tego, by oceniać, do kogo ta historia oporu w okresie PRL-u należy, ale na pewno warto uważnie się przyglądać temu, kto historię obalenia PRL-u obecnie wytwarza i jaki jest jej obraz. Nie ma tam miejsca na historię oddolnego nurtu obecnego na wsi, łączącego się z historią wiejskiej niezależności i oporu. Przecież grupą, która w największym stopniu przeciwstawiła się gospodarce centralnie sterowanej, są właśnie mieszkańcy wsi. Wieś była w stanie projekty socjalistyczne sprytnie wykorzystać i przerobić do tego stopnia, że tak naprawdę wiele wsi funkcjonowało w bardzo autonomiczny sposób.

To nie zgadza się raczej z powszechnym wyobrażeniem o wsi „za komuny”… Czy może pan podać jakieś przykłady?

To np. fenomen „czynów społecznych”, które były wykorzystywane przez wspólnoty wiejskie dla osiągnięcia własnych celów – zbudowania remizy, kaplicy czy ośrodka zdrowia. Inny przykład to samorządność i samoorganizacja mieszkańców wsi. Do rady gromadzkiej zwykle trafiały osoby nie z klucza partyjnego, tylko takie, które były promowane przez lokalne, wiejskie środowiska. W latach 70. to jest w ogóle rodzaj alternatywnej historii, w której cała przemiana obecna w Polsce Ludowej wygląda zupełnie inaczej. To, co my rozpoznajemy jako absurdalną, niepotrzebną edukację techniczną, zawodową, przygotowanie do pracy w fabrykach, hutach, stalowniach, nie jest traktowane jako element rozwoju społecznego, z którego można być dumnym. Za to jak się posłucha opowieści ludzi ze wsi, którzy przeżyli powojenną przemianę, to dla nich czymś zupełnie niezwykłym była możliwość uczenia się w internatach, poza kontrolą rodziny, to niesamowite otwarcie się na świat, doświadczenie indywidualnej wolności. To są opowieści, które przypominają trochę dzisiejsze doświadczenie „pokolenia Erasmusa”. A zatem wieś potrafiła przekuć to, co może być traktowane jako zniewolenie, na działania, które są zaczątkiem wolności czy podmiotowości na szczeblu lokalnym.

Cały wywiad z Tomaszem Rakowskim przeczytasz w numerze „Chamofobia”.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×