fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Radzik: Państwo nie wszystkich traktuje podmiotowo

Wśród urzędników bardzo częste jest niestety przeświadczenie, że osoba niepełnoletnia nie może występować sama w żadnej sprawie. Nie wynika to z litery ani ducha prawa.

ilustr.: Zuzia Wojda

ilustr.: Zuzia Wojda


Z Tymonem Radzikiem rozmawia Jan Jęcz.
JAN JĘCZ: W mediach społecznościowych przedstawiasz się jako pasjonat prawa i programowania. Które z tych zainteresowań było wcześniejsze?
TYMON RADZIK: Zdecydowanie programowanie – już w czwartej klasie szkoły podstawowej zaciekawiło mnie, jak działają komputery i jaki ja mogę mieć na nie wpływ. Natomiast pasja do prawa przyszła dużo później i na swój sposób wymusiły ją okoliczności. Chciałem uzyskać pewne informacje genealogiczne, co wymagało kontaktu z urzędem stanu cywilnego. Często odmawiano mi wydawania kserokopii aktów stanu cywilnego i jako jedyną przyczynę przytaczano fakt, że jestem osobą niepełnoletnią. Wtedy zacząłem się dokształcać w zakresie prawa i zorientowałem się, że te decyzje nie miały podstaw prawnych. Następnie zauważyłem, że tego typu problemy występują także w innych dziedzinach prawa, nie tylko w zagadnieniach dotyczących genealogii. W ten sposób zaczęło się moje nowe zainteresowanie, a z czasem i pasja.
Czy można powiedzieć, że narodziła się ona z poczucia niesprawiedliwości?
Z poczucia niesprawiedliwości i przeświadczenia, że pewne rzeczy nie działają tak, jak powinny działać w państwie, które ma obowiązek traktować podmiotowo wszystkich. Administracja powinna być otwarta na ludzi, gotowa na pomoc każdemu. W moim przypadku taka nie była.
Zacząłem dostrzegać, że problem ma charakter systemowy, a nie jednostkowy: moje doświadczenie nie było odosobnionym przypadkiem, a raczej stanowiło efekt wadliwego podejścia administracji do osób niepełnoletnich. Oczywiście istnieją dobre przykłady tego, jak aparat państwowy powinien funkcjonować w kontaktach z małoletnimi, jednak w większości przypadków praktyka jest problematyczna.
Nie lubię zostawiać rzeczy, które nie działają, i nie chciałem, aby inni przechodzili przez te same kłopoty, przez które ja musiałem przejść. Dlatego postanowiłem zaangażować się w działalność na rzecz praw osób niepełnoletnich do czynnej partycypacji publicznej.
Historie twoich spraw pokazują, jak wiele barier napotkać może młoda osoba w kontaktach z państwem. Brak szacunku władzy do małoletnich przejawia się zarówno w barierach systemowych, jak i języku dyskursu publicznego. Jakiś czas temu na Twitterze poprawiałeś Kancelarię Sejmu, która we wpisie nieodpowiednio użyła określenia „nieletni”. Jakie jeszcze mógłbyś podać przykłady niewłaściwego traktowania osób niepełnoletnich przez aparat państwowy?
Zacznę od słowa „nieletni”, bo to, jakim językiem budujemy relacje, także relacje urzędowe, jest bardzo istotne. Określenie „nieletni” nacechowane jest w prawie ewidentnie negatywnie. Związane jest z postępowaniem quasi-karnym, stosuje się je wobec osób, które dopuszczają się czynów karalnych, ewentualnie są zdemoralizowane. Jeśli tak określa się osobę, która przychodzi do urzędu z jakąś sprawą, to jest to oczywiste ustawienie jej w gorszej pozycji w relacjach urzędnik–obywatel.
Wśród urzędników bardzo częste jest niestety przeświadczenie, że osoba niepełnoletnia nie może występować sama w żadnej sprawie. Nie wynika to z litery ani ducha prawa, które wskazuje wprost, w jakich sprawach osoba niepełnoletnia może działać samodzielnie. Ich katalog jest zresztą dość szeroki. Powodem tego przeświadczenia jest raczej brak styczności i obycia ze sprawami, w jakich petentem byłby niepełnoletni.
Z tego powodu osoba, która nie osiągnęła jeszcze prawnie dorosłości, może spotkać się w urzędzie z licznymi barierami. W moim przypadku problemem było przede wszystkim automatyczne pozbawianie mnie podmiotowości w postępowaniach i wciąganie do nich – bez mojej zgody czy nawet wiedzy – opiekunów prawnych. Inną przeszkodę stanowiło ignorowanie moich działań: nieodpowiadanie na listy, korespondencję, wnioski, czasem w ogóle niewłączanie ich do akt sprawy. Stykałem się też z sytuacjami, w których urzędnicy chcieli mnie zniechęcić i tworzyli sztuczne problemy zamiast wybierać najprostsze rozwiązania. Żądano ode mnie na przykład potwierdzenia tożsamości poprzez wysłanie odpisu aktu urodzenia, chociaż urzędy nie są do tego uprawnione i rodzi to koszty po mojej stronie. Bywa, że takie sytuacje stanowią efekt błędów czy złej woli urzędników, jednak często również tworzone są w sposób systemowy.
Od kogo otrzymywałeś wsparcie w walce z tymi barierami?
Przede wszystkim od organów kontroli państwowej, między innymi Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Praw Dziecka, którzy wsparli moje postępowania, przystępując do nich i składając skargi kasacyjne. Pomoc zaoferowały także inne organizacje zajmujące się przejrzystością działania organów władzy, w tym przede wszystkim stowarzyszenie Sieć Obywatelska – Watchdog Polska, które przedstawiło obszerną argumentację z zakresu prawa międzynarodowego. Myślę też, że samo otwarcie tych spraw uświadomiło części społeczeństwa, choćby środowisku prawniczemu, istnienie problemu. Wiem na przykład o publikacji naukowej dra hab. Michała Bernaczyka powstałej na podstawie jednej z moich spraw i dotyczącej demokratycznej partycypacji dziecka według klauzuli „rozwoju zdolności”.
Czy małoletni mogą odnaleźć pomoc także w najbliższym otoczeniu – w szkole lub wśród organizacji zajmujących się dziećmi i młodzieżą?
Jeśli chodzi o edukację w zakresie prawa czy metod partycypacji publicznej, to sama edukacja szkolna nie jest wystarczająca. Szkoła przekazuje jedynie niewielką wiedzę teoretyczną, nie pokazując jej zastosowania praktycznego, faktycznych sposobów czynnego uczestnictwa w życiu publicznym. Za każdym wsparciem stoją konkretni ludzie i za każdym razem pomoc zależy od ich osobistego entuzjazmu, chęci, wiedzy, aktywności. Podstawą powinien być odzew na inicjatywy niepełnoletnich, wykazywanie zainteresowania tym, co robią. Tymczasem często brakuje woli przekazania informacji na temat możliwości działania, woli pokazania, co jest możliwe.
Według mnie niska aktywność osób niepełnoletnich wynika z przekonania, że nie mogą one być aktywne publicznie. Jest ono dosyć powszechne w społeczeństwie i robi się zbyt mało, aby je przełamywać. Brak wiedzy na temat działania aparatu państwowego i poczucia wsparcia działa demotywująco. Moi rówieśnicy nie angażują się społecznie, ponieważ widzą, że jest to skazane na niepowodzenie lub po prostu zbyt skomplikowane.
Długoterminowym celem musi być zmiana świadomości społecznej na taką, która nie wyklucza nikogo z możliwości czynnego wyrażania poglądów oraz działania, natomiast krótkoterminowo należałoby podjąć odpowiednie kroki prawne. Prawo można zmienić o wiele szybciej niż świadomość. Nowe przepisy zagwarantowałyby choćby pełną realizację postanowień Konwencji o Prawach Dziecka czy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Zmiany prawne mogłyby umożliwić na przykład uznawanie przez państwo zrzeszeń osób niepełnoletnich (w tej chwili nie mają one możliwości założenia choćby namiastki stowarzyszenia). Nie jest to postulat, aby tworzyć dla niepełnoletnich nowe formy osób prawnych, jednak jakakolwiek konstrukcja prawnie uznawanego zrzeszenia młodych ludzi umożliwiałaby lepszą i bezpieczniejszą relację z państwem grupy obywateli mających wspólne zainteresowania i wspólny cel.
Innym przykładem krótkoterminowego działania prawnego jest ostatnia nowelizacja Kodeksu Postępowania Cywilnego i Prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi, która dała małoletnim prawo do udziału w procesach cywilnych i administracyjnych w roli obserwatorów. Byłeś zaangażowany w jej powstawanie – czy mógłbyś o niej opowiedzieć?
Faktycznie jest to jeden mały, ale ważny krok ku temu, aby ułatwić niepełnoletnim uczestnictwo w życiu publicznym. Prawo do obserwacji rozpraw sądowych wiąże się ściśle z prawem do informacji, ono natomiast wpływa na możliwość korzystania z prawa do wyrażania własnej opinii. Trudniej uczestniczyć w debacie publicznej, nie mając pełnej wiedzy na temat spraw, o których chcielibyśmy się wypowiadać. Dopuszczenie małoletnich do obserwacji rozpraw w sądach cywilnych i administracyjnych jest o tyle istotne, że pozwala dowiedzieć się, jak działa państwo w sferze publicznej. Możemy zobaczyć przewód sądowy w rzeczywistych warunkach, nie zaś jedynie przeczytać o nim w podręczniku.
Pozostając przy zmienianiu prawa z myślą o małoletnich: czy mógłbyś opowiedzieć o twojej współpracy doradczej z Ministerstwem Cyfryzacji, która rozpoczęła się w kwietniu tego roku?
Historia nawiązania tej współpracy to piękny przykład tego, że istnieje administracja, która jest otwarta na innego człowieka, także niepełnoletniego. Jestem wdzięczny pani minister Streżyńskiej za zaproponowanie mi funkcji doradcy-wolontariusza. Działalność państwa w sferze elektronicznej niewątpliwie będzie miała coraz większy wpływ na życie codzienne obywateli, na wygodę i szybkość załatwiania ich spraw. Istotne jest, aby państwo, wdrażając takie innowacje, nie pominęło żadnej grupy społecznej.
Dla mnie najistotniejsze są osoby, które nie ukończyły jeszcze osiemnastego roku życia. Wprowadzając nowe regulacje, można o nich łatwo zapomnieć, a wtedy e-usługi mogłyby okazać się niekorzystne albo niedostępne dla tej niezwykle licznej grupy obywateli, którzy również miewają sprawy urzędowe. Moja rola w Ministerstwie Cyfryzacji polega na tym, aby przy wprowadzaniu nowych rozwiązań zwracać uwagę na osoby niepełnoletnie i oceniać, czy proponowane regulacje rzeczywiście będą dla nich korzystne. Oprócz tego pomagam rozwiązywać problemy w już istniejących przepisach, które utrudniają lub uniemożliwiają partycypację publiczną osobom niepełnoletnim.
Powiązań między nowymi technologiami a aktywnością obywatelską dotyczył konkurs Google Code-in, którego zostałeś niedawno laureatem. Na czym dokładnie polegał?
Google Code-in to konkurs organizowany przez firmę Google dla osób w wieku 13–17 lat, pochodzących z całego świata. Przez siedem tygodni młodzi ludzie rozwiązują zadania od różnych organizacji open source (tworzących oprogramowanie z otwartym dostępem do kodu źródłowego). Z jednej strony jest to wsparcie dla organizacji, z drugiej – okazja dla uczestników do zmierzenia się z rzeczywistymi problemami programistycznymi, zdobycia doświadczenia w pracy programisty, a często także nawiązania długoterminowej współpracy.
Dwóch zwycięzców zostaje zaproszonych na pięciodniowy wyjazd do Stanów Zjednoczonych do siedziby Google w Mountain View oraz do San Francisco. To pozwala nie tylko wzbogacić wiedzę na temat aktualnych trendów w świecie IT czy projektów Google, ale też uczy otwartości na inne kultury. Spotkanie się na żywo z osobami, z którymi pracowało się przez te siedem tygodni, porozmawianie, nawiązanie nowych znajomości czy po prostu życie w tak pięknym mieście jak San Francisco to świetne doświadczenie.
Powróćmy na koniec do zagadnienia, od którego zaczęliśmy rozmowę, a więc związków prawa z informatyką i nowymi technologiami. Czy powszechny dostęp do nich, jaki mają w Polsce młodzi ludzie, jest szansą na rozwój społeczeństwa obywatelskiego, czy też może stanowić zagrożenie dla solidarności, zniechęcać do angażowania się w działania na rzecz innych?
Nowoczesne technologie to dla mnie przede wszystkim szybkość komunikacji. Możliwość stałego kontaktu z osobami, które znajdują się nawet na odległym zakątku globu, stwarza możliwości do działania obywatelskiego, do włączania się w różnego rodzaju akcje, jakich nie było nigdy wcześniej.
Internet to też sposób na docieranie do wielu ludzi z informacjami o jakimś konkretnym, istotnym wydarzeniu czy akcji. Mogę tu podać swój przykład: wiadomość o tym, że NASK odmówił mi udostępnienia informacji publicznej, ogłosiłem na początku na prywatnym profilu na Facebooku, dla wąskiego grona znajomych, jednak później została ona podchwycona, rozpowszechniona, aż trafiła w ciągu następnych dni na okładkę „Gazety Prawnej”. Łatwość komunikacji i szybkość przekazywania informacji to wielka szansa i możliwość rozwoju aktywności obywatelskiej na poziomie, jaki jeszcze nigdy wcześniej nie był osiągalny. Internet łączy osoby, które nie znają się osobiście, jednak mają wspólny cel, ideały i chęć do działania.
I obyśmy z tych możliwości wszyscy korzystali jak najczęściej.
***
Tymon Radzik (ur. 2001) – uczeń, działacz społeczny, aktywista w zakresie praw dziecka (w szczególności praw politycznych), równego dostępu do administracji publicznej oraz transparentności działania władzy. Doradca-wolontariusz Minister Cyfryzacji Anny Streżyńskiej z dziedziny e-usług państwa dla osób niepełnoletnich. W 2017 roku nominowany przez Rzecznika Praw Dziecka Marka Michalaka do Międzynarodowej Dziecięcej Nagrody Pokojowej.
Pozostałe teksty z bieżącego numeru dwutygodnika „Kontakt” można znaleźć tutaj.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×