fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Rachunek sumienia z homofobii

Przepraszam, że Ewangelią uzasadnialiśmy przemoc, a w jej imię wypowiadaliśmy haniebne słowa o Was – moich Przyjaciołach, Siostrach i Braciach Lesbijkach, Gejach, Osobach Biseksualnych i Traspłciowych – i rzucaliśmy kamienie w Waszą stronę.
Rachunek sumienia z homofobii
ilustr.: Jan Stanisławski

Jednym z pierwszych obrazów dzieciństwa zachowanych głęboko w mojej pamięci jest Boże Narodzenie. Początek lat dwutysięcznych, miałem może wtedy pięć lub sześć lat, nie rozumiejąc do końca dziwnego świata wokół mnie, jego bohaterów, elementów, codzienności pracy czy obowiązków. Boże Narodzenie intrygowało moją dziecięcą wrażliwość swoją tradycyjnością, zapachem wigilijnej kuchni, choinką niemieszczącą się w domu, spotkaniem wokół stołu – tak jedynym i wyjątkowym w ciągu roku.

Drugiego dnia świąt razem ze starszą siostrą i rodzicami odwiedzaliśmy różne okoliczne kościoły w naszym mieście. Stare, masywne budynki świątyń w okresie Bożego Narodzenia wypełnione były jakimś nieopisywalnym chaosem, tłumem ludzi, gwarem szeptów, patosem uroczystości, które – dla mnie, małego wówczas chłopca ubranego w zimowy kombinezon – były czymś niepokojącym. Obserwowałem elegancko ubranych starców, wielkie choinki i przepych dekoracji, pośród których jedni klękali, inni, jakby w zastygnięciu wpatrzeni w ołtarz lub z zamkniętymi oczyma, powtarzali litanie słów pod nosem.

W każdym z tych odwiedzanych kościołów w to grudniowe, świąteczne popołudnie zatrzymywaliśmy się na chwilę, żeby oglądnąć szopkę. Podążaliśmy tym bożonarodzeniowym szlakiem, oglądając małe i duże, skromniejsze i nieco bardziej bogate, pełne kolorów, ale też szarości, inne i różne od siebie ewangeliczne opowieści o narodzinach malca.

Pamiętam dobrze, jak moja mama chwytała mnie za rękę i prowadziła do bocznej kaplicy w każdym z odwiedzanych kościołów. Na chwilę zatrzymywaliśmy się przed umieszczoną tam szopką, a moja mama wskazywała mi poszczególne postaci. Te figurki, anioły, żłóbki, melodie tak inne i oryginalne zachwycały mnie i moją dziecięcą kruchość. A przy mojej mamie w tej wielkiej, patetycznej i pełnej bożonarodzeniowego chaosu świątyni czułem się bezpiecznie.

Być może ta opowieść jest tylko pewną fotografią z dzieciństwa, jedną z tych kilku szczególnych, które zostały ze mną na długo. Być może jest tylko osobistym wspomnieniem dziecka, kilkuletniego chłopca. Jest jednak dla mnie w niej coś nieustannie poruszającego, coś nadającego sens temu sześcioletniemu dziecku, a dzisiaj dorosłemu już mężczyźnie.

Wracam od czasu do czasu do tej migawki z dzieciństwa, szczególnie kiedy myślę o jednym ze swoich pierwszych, dziecięcych doświadczeń Kościoła. To gdzieś tam w niedużym śląskim mieście, trzymany za rękę przez mamę, wpatrując się w bożonarodzeniowe szopki, zaczynałem rozumieć to, co wciąż pozostaje dla mnie niezrozumiałe – opowieść o narodzinach w żłobie, tak nieoczywistą biografię Jezusa z Nazaretu. To również tam, w bocznej kaplicy, pośród chaosu i gwaru świątyni, paradoksalnie doświadczałem spokoju i bezpieczeństwa skrytego w uścisku dłoni mojej mamy. To chyba właśnie tam ja, malec, u boku swojej kochającej mamy czułem się bezpiecznie w dużej świątyni, w jednym z tak wielu odwiedzanych miejsc. Czułem, tak jak dziś, że mimo gwaru, hałasu i pompatyczności – każdy, nawet najmniejszy, jest bezpieczny w Kościele.

To krótkie wspomnienie trzymania mojej dłoni przez mamę w bocznej kaplicy świątyni wraca do mnie, kiedy dzisiaj w moim rzymskokatolickim Kościele, we wspólnocie, w której zostałem wychowany i którą kocham, do której zaprowadziła mnie moja mama, czuję brak tej delikatnej dłoni, brak tego poczucia bezpieczeństwa i bliskości, tej czułości jak w uścisku dłoni mojej kochającej mamy.

Nie raz słyszę we własnym Kościele słowa trudne, słowa, które ranią, które zadają ból i cierpienie Wam – moim Przyjaciołom, moim Braciom i Siostrom, Gejom, Lesbijkom, Osobom Biseksualnym i Transpłciowym. Nie raz widzę i doświadczam, jak bardzo brakuje nam, rzymskim katolikom, miłości, solidarności, zrozumienia i ewangelicznej akceptacji. Tak wiele razy zraniliśmy, wykluczyliśmy, osądziliśmy, oceniliśmy, zdradziliśmy, nie przebaczyliśmy, nie słyszeliśmy, byliśmy bierni wobec przemocy, która Was – moich Braci i moje Siostry – spotykała i spotyka. Sami tę przemoc zadawaliśmy.

I będąc przed Wami – moimi Przyjaciółmi, moimi Braćmi i Siostrami, Gejami, Lesbijkami, Osobami Biseksualnymi i Transpłciowymi – jako katolik i jako Wasz brat i przyjaciel przepraszam za wszelkie niezrozumienie, wszelką gorycz, cierpienie, każde słowo i czyn, który za sprawą moich rzymskokatolickich braci czy sióstr, który za sprawą mojego Kościoła tak głęboko ranił i zadawał Wam ból.

Przepraszam za wszelką homofobię mojego rzymskokatolickiego Kościoła, jego pasterzy i wiernych. Przepraszam za kamienie rzucane w Białymstoku z rąk rzymskich katolików, za nawoływanie do przemocy wobec Was w rzymskokatolickich świątyniach, za przyrównanie Was – moich Przyjaciół i moich Braci i Sióstr – do zarazy. Przepraszam za pełne nienawiści inicjatywy „stref wolnych od LGBT” czy haniebnych „dezynfekcji ulic” podejmowane przez moich rzymskokatolickich braci i siostry. Przepraszam za każdą godzinę, każdy dzień milczenia, każdą bierność i obojętność mojego Kościoła, jego pasterzy i wiernych – kiedy Wam, moim Przyjaciołom i moim Braciom i Siostrom, działa się krzywda. Przepraszam, że Ewangelią uzasadnialiśmy przemoc, a w jej imię wypowiadaliśmy haniebne słowa o Was – moich Przyjaciołach, Braciach i Siostrach, Lesbijkach, Gejach, Osobach Biseksualnych i Traspłciowych – i rzucaliśmy kamienie w Waszą stronę. Przepraszam, że z naszego powodu, za naszą przyczyną – niejeden Człowiek, niejeden z moich Przyjaciół, Braci i Sióstr, Lesbijek, Gejów, Osób Biseksualnych i Transpłciowych – odebrał sobie życie lub myślał o jego odebraniu. Przepraszam.

Wierzę, że Chrześcijaństwo bez prawdy i miłości pozbawione byłoby sensu. Dlatego z prawdą o wszelkich grzechach homofobii mojej wspólnoty – mojego rzymskokatolickiego Kościoła – których byliście ofiarami, i z miłością wobec każdego z Was – mojego Brata i mojej Siostry, Lesbijki, Geja, Osoby Biseksualnej i Transpłciowej – proszę Was o przebaczenie mi, przebaczenie nam, przebaczenie mojemu rzymskokatolickiemu Kościołowi, jego wiernym i pasterzom.

Choć wiem, że ta prośba jest dużym ciężarem, to pozostaje ona wołaniem mojego serca.

Wierzę, że wiele jest wciąż przed nami. Tego uczy mnie Ewangelia, pełna dynamiki opowieść o Chrystusie z Nazaretu. Czasem pytam Boga: „Czego jeszcze będziemy świadkami? Jakich tajemnic, znaków czasu doświadczymy w Kościele i w świecie?”. Być może to pytania, których zadawanie jest wyrazem pragnienia lepszej codzienności. W ich głębi jest też ukryte pragnienie świata i Kościoła będącego wyrazem ewangelicznej prawdy, miłości, jedności, przebaczenia, a przede wszystkim akceptacji każdego, bez wyjątku. Tego wszystkiego, co choć teraz, tu, w murach niewielkiego kościoła w centrum miasta – a właściwie w naszych domach – staje się już przedsmakiem upragnionego, lepszego jutra. Takiego, które odkrywałem, kiedy będąc jeszcze malcem trzymanym za rękę przez moją kochającą mamę w dużej, bożonarodzeniowej świątyni, zawsze czułem się bezpiecznie.

Tekst wypowiedzi z Tęczowego Nabożeństwa – ekumenicznej modlitwy, która odbyła się 16 maja 2020 roku, w przeddzień Międzynarodowego Dnia przeciw Homofobii, Bifobii i Transfobii, w Parafii Ewangelicko-Augsburskiej św. Marcina w Krakowie.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×