Przemoc domowa jest śmiertelnym wirusem
W połowie kwietnia na tysiącach libańskich balkonów zawisły symboliczne białe prześcieradła z przesłaniem. „Nie musicie cierpieć same”, „Przemoc domowa jest śmiertelnym wirusem”, „Odważcie się mówić” – to tylko niektóre z nich. 16 kwietnia o 18:00 na balkonach poszły też w ruch patelnie i garnki. Głośno zrobiło się również w mediach społecznościowych pod hasztagiem „Lockdown, not lock up”.
– Chcieliśmy posłać w świat nadzieję. Chcieliśmy powiedzieć wszystkim kobietom, które cierpią za zamkniętymi drzwiami, że nie są same, że nie muszą cierpieć w samotności i mogą do nas zadzwonić, a my im pomożemy [dlatego na wielu banerach był też numer do stowarzyszenia Abaad – przyp. red.]. Szacujemy, że kampania mogła dotrzeć nawet do 3,5 miliona ludzi – mówi Narod Haroutunian ze stowarzyszenia Abaad, które zainicjowało akcję.
Nieprzypadkowo działo się to na balkonach. Nie tylko dlatego, że w Libanie, podobnie, jak w wielu miejscach na świecie, trwał lockdown ze względu na pandemię koronawirusa, ale też dlatego, że to pewien symbol. Na początku kwietnia dwie młode Libanki wyskoczyły z drugiego piętra, aby „uciec” przed przemocą ze strony ojca.
Przemoc w czasach pandemii
Ta symboliczna kampania Abaad zbiegła się z informacją, że Ghassan Aweidat, prokurator generalny Sądu Kasacyjnego, w związku ze wzrastającą liczbą przestępstw przemocy domowej wydał specjalny dekret. Domaga się w nim natychmiastowego wszczynania postępowań wobec oprawców, także w czasach pandemii. Według nowych procedur policja ma rejestrować wszystkie przypadki przemocy domowej, nawet bez świadków, a ofiara może zeznawać przez wideorozmowę.
To szczególnie ważne teraz, bo jak szacują libańskie organizacje pozarządowe, liczba telefonów od ofiar przemocy domowej od początku obowiązywania restrykcji wzrosła nawet dwukrotnie. Trudno jednak o wiarygodne statystyki, ponieważ brakuje ich na poziomie ogólnokrajowym. Skalę problemu można więc oszacować po liczbie zgłoszeń na tak zwane hotline, które w Libanie prowadzi sześć instytucji, wśród nich policja, Justice without Frontiers, Abaad czy Kafa. Według statystyk Abaad liczba osób szukających pomocy w lutym, marcu i kwietniu wzrosła o 58 procent w porównaniu z rokiem ubiegłym. Według Ryan Majed z organizacji pozarządowej Kafa (z arabskiego ‘dość’), walczącej o prawa kobiet, obecnie problem się nasila, „bo wyjście z domu nie jest już dłużej opcją i możliwością ucieczki”. Z kolei w ostatnim miesiącu wyraźnie zmieniła się strategia informowania o przemocy, co wynika nie tylko z wysokich kosztów komunikacyjnych w Libanie, lecz może przede wszystkim ze strachu. Majed wskazuje, że trudno podnieść słuchawkę telefonu, szczególnie w mniejszych mieszkaniach, gdy oprawca jest za ścianą. Stąd coraz więcej wiadomości wysyłanych jest za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Coraz więcej też osób zgłaszających przypadki przemocy decyduje się na to po raz pierwszy. Wpływ na wzrost liczby telefonów może mieć fakt, że w ostatnim miesiącu libańskie media donosiły o sześciu kobietach zabitych przez oprawców. Być może kobiety, które na co dzień doświadczają przemocy, teraz decydują się prosić o pomoc, by nie podzielić ich losu.
„Linie zaufania”
Przed pandemią średnio 45 procent ze wszystkich telefonów z „linii zaufania” Kafa pochodziło od uchodźczyń z obozów. Teraz pracownicy Kafa obserwują diametralny spadek zgłoszeń, co jednak ich zdaniem nie oznacza wcale końca przemocy. Skoro w dobie pandemii niemożliwe jest wyjście z obozu do apteki albo żeby wypłacić pieniądze, to ofiary nie mają też możliwości mówienia o krzywdzie, która je spotyka. Ponadto do zgłaszania aktów przemocy, podobnie jak w czasach przed pandemią, migrantki zniechęcać może brak pozwolenia na pobyt.
Dzwoniące na linie zaufania kobiety proszą najczęściej o schronienie, poradę psychologiczną albo jedzenie. Z raportu National Commission for Lebanese Women „Gender Alert on COVID-19” wynika, że w tych kilku istniejących schroniskach dla kobiet od dawna brakuje miejsc. Ponadto schroniska niechętnie przyjmują nowe osoby z obawy przez zakażeniem i wymagają przeprowadzenia testów potwierdzających, że nie jest się nosicielem koronawirusa. Tych jednak szpitale nie wykonują „prewencyjnie”, a wyłącznie w przypadkach, gdy są ku temu podstawy.
W czterech ścianach
Libańskie organizacje pozarządowe pod zmienionymi imionami publikują relacje kobiet, którym pomagają.
Sabrina: Mąż bije mnie z błahych powodów. Czasem za to, że zbyt długo rozmawiam przez telefon, a czasem, bo dom nie jest wystarczająco czysty. Robił to także przed pandemią, ale teraz robi to częściej, bo nie pracuje. Nie mam dokąd pójść. A jak mówi moja mama, lepszy taki mąż, niż gdyby miał pić czy mnie zdradzać.
Amal: Nie mogłam wytrzymać już pod jednym dachem z mężem, który się nade mną znęca. Uciekłam z domu, zostawiając dwójkę dzieci. Droga pieszo do rodziców zajęła mi kilka godzin, bo nie zatrzymał się żaden samochód, pewnie z obawy przed koronawirusem. Już następnego dnia mąż na komisariacie policji przysięgał, że to ostatni raz i już nigdy więcej się nie powtórzy. Nie pierwszy raz tej obietnicy nie dotrzymał.
Z raportu ONZ z 2018 roku wynika, że to właśnie dom uznawany jest za „najniebezpieczniejsze miejsce dla kobiet”. Szacuje się bowiem, że w roku 2017 nawet 58 procent kobiet straciło życie przez partnera czy członka rodziny. Oznacza to, że sześć kobiet co godzinę ginęło z rąk osób, które znały.
Globalny trend
Przemoc domowa w czasach lockdownu nazywana jest „globalnym trendem”, a Bliski Wschód nie stanowi wyjątku. Sytuacja w wielu państwach regionu była daleka od politycznej i społecznej stabilności jeszcze przed wirusem. Obecna pandemia może to spotęgować.
W dodatku restrykcje, które znamy z europejskiego podwórka, często są znacznie ostrzejsze na Bliskim Wschodzie. Na przykład w Jordanii władze mogą nakładać przymusową kwarantannę do 24 dni czy też konfiskować samochód za jazdę w czasie godziny policyjnej. Podobnie jest w Libanie, gdzie nie tylko wprowadzono godzinę policyjną, lecz także zabroniono uprawiania sportów na zewnątrz podczas pandemii. Teraz, wraz z poprawą sytuacji epidemiologicznej, obostrzenia mają być stopniowo łagodzone.
Niesprzyjające prawo
Liban wciąż należy do najbardziej patriarchalnych państw na świecie. Według indeksu równości płci Światowego Forum Ekonomicznego, Global Gender Index (2019), kraj zajmuje 145. miejsce na 153 państwa. Przykładem obrazującym ten stan rzeczy może być chociażby fakt, że teka ministra w powstałym w 2016 roku ministerstwie do spraw kobiet przypadła… mężczyźnie. Silna pozycja mężczyzn w społeczeństwie sprawia, że w przypadku przemocy domowej kobiety często boją się odejść od swojego oprawcy, zwłaszcza jeśli w grę wchodzą dzieci. Ponadto zgodnie z libańskim prawem lekarze nie mogą zgłaszać policji własnych podejrzeń dotyczących przemocy domowej.
Z danych libańskich organizacji pozarządowych wynika, że od 2017 roku coraz częściej dochodzi w kraju do przemocy na tle seksualnym. Dzięki kampaniom społecznym udało się wyeliminować z libańskiego kodeksu karnego kontrowersyjny artykuł 522, który umożliwiał gwałcicielowi poślubienie ofiary w celu uniknięcia odpowiedzialności. Z kolei ustawa o ochronie kobiet i członków rodziny przed przemocą domową (w skrócie prawo numer 293), przyjęta przez parlament w 2014 roku, miała promować prawa kobiet. Jak jednak ocenia ją Human Right Watch, „jest dobrą, ale niekompletna”. Brakuje w niej między innymi pełnej definicji „przemocy domowej”, a także rozwiązań zmierzających do penalizacji gwałtu małżeńskiego, do którego – zdaniem Narod Haroutunian z Abaad – wciąż dochodzi w wielu libańskich małżeństwach.
Kryzys gospodarczy
Według Euro-Mediterranean Women’s Foundation w Libanie jeszcze przed pandemią, z uwagi na sytuację ekonomiczną, istniało wysokie ryzyko przemocy ze względu na płeć. Teraz dodatkowo wzrosło przez samoizolację, spotęgowanie napięcia, niepewność finansową i zakłócenia w dostępie do usług publicznych.
Po potwierdzeniu pierwszych 99 przypadków zakażenia koronawirusem, wzorem wielu innych państw, władze w Libanie ogłosiły restrykcje. Zamknięta została większość branż gospodarki z wyjątkiem szpitali, aptek i sklepów sprzedających jedzenie. Libańska gospodarka przeżywała jednak głęboki kryzys jeszcze na długo przed początkiem pandemii COVID-19.
W październiku zeszłego roku wybuchły ogólnokrajowe protesty. Demonstrujący domagali się między innymi wymiany skorumpowanej klasy politycznej i poprawy sytuacji gospodarczej. Kraj zadłużony jest bowiem na 151 proc. PKB, brakuje pracy i pieniędzy na kupno produktów pierwszej potrzeby. Jeszcze przed pandemią Bank Światowy szacował, że 40 proc. Libańczyków przekroczy linię ubóstwa. Teraz może dotyczyć to nawet połowy populacji.
*
Przemoc domowa także w Libanie dotyka ludzi bez względu na wiek, wykształcenie czy status materialny. Oprócz kobiet ofiarami bardzo często zostają też dzieci. Jak wskazuje w rozmowie z „Arab News Weekly” Ghida Anani, adiunkt na Wydziale Zdrowia Publicznego na Uniwersytecie w Libanie: „Wzrost przemocy domowej jest uderzający i pokazuje, że to poważny problem, który wymaga szybkiej interwencji. Przemoc domowa jest dla zdrowia publicznego równie istotna jak pandemia, której obecnie doświadczamy”.