Zacznijmy od wyznania: myślę, że ciężko byłoby znaleźć większego fana Roberta De Niro ode mnie. Dlatego bardzo ucieszyły mnie doniesienia zza oceanu mówiące, że ten wybitny aktor po długiej przerwie znów stworzył świetną rolę. A ponieważ podobał mi się też poprzedni film Davida O. Russella („Fighter”), a także cenię innych aktorów występujących w jego najnowszym dziele, tym bardziej nie mogłem doczekać się premiery „Poradnika pozytywnego myślenia”.
Pat Solitano Jr. (Bradley Cooper) zostaje zabrany do domu z ośrodka, w którym przebywał, choć wyraźnie widać, że wciąż ma problemy psychiczne. Od tej pory musi mieszkać z również niestabilnym psychicznie ojcem (Robert De Niro), co z pewnością nie pomaga mu w powrocie do zdrowia. Wciąż tęskniąc za żoną, do której nie może się zbliżać, korzysta z pomocy Tiffany (Jenifer Lawrence), dopiero co owdowiałej dziewczyny przygotowującej się do turnieju tanecznego, mającej możliwość dotarcia do ukochanej Pata.
Oczywiście, nawet na podstawie tak krótkiego streszczenia każdy bez problemu domyśli się, jak to wszystko się potoczy i skończy. Tyle tylko, że przewidywalność filmu (niewiele jest zresztą nieschematycznych komedii romantycznych) niczego mu nie ujmuje. Można by pewnie wydobyć z tego materiału nieco więcej, wyeksponować poważne tematy i skupić się na wątkach zaburzeń psychicznych, na które cierpią tu niemal wszyscy. Mi osobiście, podejście Russella nie przeszkadzało. Wyszedłem wręcz z kina bardzo zadowolony.
Istnieje zresztą kilka elementów, które rzucają się w oczy w obu ostatnich filmach tego reżysera. Oba nie opowiadają wielkich historii, oba są schematyczne, a jednocześnie pierwszorzędnie zrobione. Jakby twórca mówił – nie oczekujcie ode mnie arcydzieł, tylko rozrywki na wysokim poziomie. Russell bardzo lubi też przedmieścia – zarówno „Fighter”, jak i „Poradnik pozytywnego myślenia” rozgrywały się na obrzeżach miast, zajmowały się zwykłymi, prostymi ludźmi z ich problemami.
Russell ma z pewnością jeden, ogromny talent – potrafi wydobyć z aktorów raczej przeciętnych ogromne możliwości. Tak było w przypadku Christiana Bale’a, tak jest i z Bradley’em Cooperem, którego rola jest idealna. Do tej pory aktor ten kojarzył mi się raczej z kilkoma minami na krzyż, typem niegrzecznego, acz przystojnego faceta. W tym wypadku pokazuje jednak, że ma umiejętności, dzięki którym jest w stanie pokazać bardzo wiele stanów swojego bohatera. Partnerująca mu Jennifer Lawrence (bardzo zdolna aktorka) też wywiązuje się ze swojego zadania świetnie, razem z Cooperem tworząc parę osób, między którymi czuć chemię. O roli De Niro nie będę pisać, bo recenzja ta rozrosłaby się do monstrualnych rozmiarów. Powiem tylko, że oglądanie go na ekranie w tak dobrym wydaniu po raz kolejny sprawiło mi gigantyczną przyjemność.
Tak więc pomimo wspomnianej już schematyczności, kilku scen, które zdają się zbędne, czy nudne i niepotrzebnie przeciągające projekcję, film ogląda się znakomicie. Wynika to także z humoru, wielu rewelacyjnych dialogów oraz świetnych wątków, w których proporcje dramatu i komedii są idealnie wyważone. A poza wszystkim, mimo że to niezbyt oryginalna komedia romantyczna, ja jestem w stanie uwierzyć w tę historię. A to już bardzo dużo.
„Poradnik pozytywnego myślenia” nie jest wielkim filmem. Jednak, w kontekście zbliżających się Walentynek, wydaje się, że ten bardzo pozytywny i sympatyczny obraz cieszyć się będzie dużym powodzeniem. Całkiem zasłużenie.