fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Popiół rewolucji. Z ciekawością o odangażowanych

Jest kolektywną porażką, jeśli osoby działające wstydzą się potrzeby wycofania się z ognia walki. Społeczność powinna pilnować ognia pod ich nieobecność, one zaś potrzebują wsparcia i zasobów, żeby zmierzyć się z wielkimi pytaniami i wrócić jako wizjonerki, budowniczki i liderki.
Popiół rewolucji. Z ciekawością o odangażowanych
ilustr.: Marta Jóźwiak

„Wpadaczka-wypadaczka”, „Pogrążona w mroku”, „Wuj «kiedyś to było»”, „Self-care’ówa” i „Gburek-marksista”. Takie figury, krążące po środowisku ex-działaczek i działaczy, opisały uczestniczki „warsztatów post-aktywistycznych”, które równolegle z badaniami jakościowymi prowadziłam wśród tych osób w ostatnich miesiącach*. Jeszcze niedawno wbiegały w podnoszącym się kurzu do kopalni odkrywkowych, organizowały się, by wzmacniać mniejszościowe narracje czy alarmowały na ulicach o karygodnych nadużyciach polityków. Dziś… Ciągle jeszcze poszukują swojego stylu działania społecznego czy raczej tymczasowo zawiesiły aktywność? A może jednak wycofały się na stałe?

Osoby nieproduktywne łatwo jest, w duchu logiki kapitalizmu, odsuwać na margines – nawet ruchom i organizacjom z etosem społecznym. Jednak post-aktywistki zwykle mierzą się z głębokim zagubieniem i wymagają solidarnej troski. Stanowią również możliwy do odzyskania potencjał. Leży on zarówno w perspektywie powrotu do działania – z nową dojrzałością i starymi changemakerskimi umiejętnościami, jak i w przegapianych, cennych mądrościach, które niesie ich głos.

Tymczasem: ile wiemy o kondycji odangażowanych (ang. disengaged)? Zarówno w szeroko pojętym ruchu progresywnym, jak i w naukach społecznych – niepokojąco mało. Do kilku lat temu nie interesowały one socjologów. Skupiali się na analizie mobilizacji, uznając – bez empirycznego podparcia – że odangażowanie to jedynie druga strona tej samej monety, a nie proces o oddzielnej dynamice. Sam termin disengagement do dziś czeka na polski odpowiednik. U nas osoby, które nie odnalazły miejsca w zmianie społecznej, wrzuca się po prostu do szufladki: „wypalone”.

Zakładanie wypalenia u wszystkich osób, które wycofały się z zaangażowania, to jednak paradoksalny, podwójny standard. Bierność polityczna, do której powrót miałby sugerować taką diagnozę, jest przecież społeczną normą, podczas gdy wypalenie w wielu krajach uznaje się za jednostkę chorobową. Nawet jeśli to tylko językowe uproszczenie, jego konsekwencją jest maskowanie złożoności i różnorodności doświadczeń, na które najwyraźniej potrzeba nam jeszcze wypracować słownik.

Szept pytań i szukanie wyjaśnień

„Burnout” jest jednak – prawdopodobnie z braku alternatywy – podstawową kategorią samoopisu post-aktywistów. Co więcej, często wiąże się to z poczuciem winy, izolacją i wstydem. Pomimo systemowego i społecznego wymiaru, wypalenie wśród byłych działaczek wciąż jest przez nie same indywidualizowane, a nawet medykalizowane. Osierocone z jakichkolwiek innych ram pomagających zrozumieć, co się im dzieje, potrafią w nieskończoność leczyć się odpoczynkiem. Zagubienie i zwątpienie uznają za bezwartościowe i nie umieją nadać im znaczenia. Wiele z nich próbuje walczyć z „chorobą”, chcąc odnaleźć z powrotem motywację i przydać się w zmianie społecznej.

Jak wyglądają te próby? Część osób wpada i wypada z kolejnych inicjatyw. Co chwilę wątpią, czy ich czas lub indywidualne talenty nie byłyby pożyteczniejsze gdzieś indziej. Inne zaczytują się w trudnych książkach, wkurwiając z kanapy na brak strategii odpowiadających diagnozom systemowych problemów. Niektóre samotnie uginają się pod ciężarem beznadziei – krążąc między zagłuszaniem przytłaczających wieści politycznych a łamiącym się sercem.

Życzliwe ucho usłyszy w ich opowieściach pytania piękne, ważne i zupełnie adekwatne. „Którym kawałkiem rozpadającego się, pełnego wyzwań świata powinnam zająć się ja?” – pyta pierwsza postać. „Czy możliwa jest praktyka, która sama nie będzie reprodukować problemów, z którymi musimy dziś walczyć?” – rozważa sfrustrowany teoretyk. Wreszcie „Pogrążona w mroku” zastanawia się: „Jak działać, nie wypierając, a mierząc się z faktem, że świat według wszelkich danych zmierza ku katastrofie?”. Natomiast ja, zupełnie nieretorycznie, zostawiam nam wszystkim do rozważenia to pytanie: „Czy zadawanie sobie tych pytań jest objawem wypalenia?”.

Dwoistość interpretacji

Termin „wypalenie” wielokrotnie krytykowano za mglistość. Toczą się dyskusje, czy jest przydatną diagnozą, czy tylko psychobełkotem. Niektórzy wątpią, czy wiedza odwołująca się do burnoutu mówi w istocie o jednym zjawisku. W świecie, w którym olbrzymia kasa przeznaczana jest na zwiększanie produktywności pracowników, nie dziwi, że istnieje rażąca dysproporcja między liczbą badań nastawionych utylitarnie oraz tych kierujących się chęcią zrozumienia zjawiska i wyklarowania jego treściwej definicji.

W międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-11 wypalenie opisano trzema objawami:

1) uczuciem wyczerpania,
2) zwiększonym dystansem psychicznym do wykonywanej pracy lub poczuciem cynizmu związanym z wykonywaną pracą, oraz
3) zmniejszonym poczuciem skuteczności zawodowej.

Zatem, z jednej strony, niskie poczucie sprawstwa czy dystans do sensu działania rozumie się jako symptomy wypalenia. W głosach odangażowanych często wybrzmiewają sceptycyzm co do przeszłych strategii czy krytyczne ewaluacje podejmowanych narracji. Przyjmując, że są to oceny wtórne wobec wypalenia, umniejszamy je jako nieadekwatne, zakrzywione przez przewlekły stres i psychofizyczne zmęczenie. Łatwo wtedy kontynuować działania w dotychczasowej logice. Z takim paternalistycznym podejściem wśród aktywnych działaczek i działaczy spotykam się bardzo często.

Kiedy Herbert Freudenberger w 1973 roku ukuł pojęcie „wypalenia”, podkreślał, że dotyczy ono przede wszystkim jednostek wysoko zmotywowanych, kierujących się moralnymi ideałami. Jest konsekwencją faktycznego nieosiągania założonych celów. W efekcie pojawia się poczucie porażki, które jest tym bardziej bolesne i sprzyjające wypaleniu, im więcej poczucia znaczenia osoby czerpią ze swojego zaangażowania – pisze Joanna Grzymała-Moszczyńska, psycholożka i aktywistka związana z RegenerAkcją.

Z drugiej więc strony, odkrywanie limitów własnego wpływu i obniżone poczucie sprawczości zdają się być przyczyną wypalenia. Pojawia się ono dopiero w odpowiedzi na doświadczanie przeszkód, wobec których nie starczyło odporności, aby je zintegrować jako lekcje i pozwolić, aby nas wzmocniły. Zamiast korygować kurs w odpowiedzi na sygnały z ciała czy z odpowiadającego na działania świata, osoba wypalona parła do przodu, wyczerpując zasoby. Pierwotny względem wypalenia byłby więc disillusionment – rozczarowanie, brutalne zderzenie oczekiwań z rzeczywistością. Wymaga ono nacisku nie tylko na przerwę i regenerację, ale także na narracyjne przepracowanie – zrewidowanie podejścia do ambitnych celów i taktyk, a czasem nawet do wartości i tożsamości.

Punkt zwrotny

To dzięki badaniom byłych działaczy prawicowych – białych suprematystów czy członków ugrupowań terrorystycznych – opisy disillusionment-u trafiły do socjologii ruchów społecznych. Czy podstawowa struktura procesu jest analogiczna dla lewaków i lewaczek? Oczywiście! Choć opór może budzić, że i w naszych nadziejach i ideologiach są elementy iluzoryczne.

Wizja rzeczywistości prawicowego aktywisty – przed rozczarowaniem – budowała się wokół czarno-białych kategorii. Istniała słuszna postawa moralna, a pozostałe były złe; byli szlachetni my i zdeprawowani, represjonujący oni. Narracje budowane na trójkącie dramatycznym ofiara, opresor, wybawca pozwalały łatwiej osiągać cele polityczne i mobilizacyjne. Zdawało się, że były wykorzystywane z dystansem, instrumentalnie – ale jednak, oferując spójność przekonań, zostały zinternalizowane.

Brzmi znajomo? O bardzo podobnych założeniach z przeszłości opowiadały mi w wywiadach byłe aktywistki klimatyczne czy queerowe. Rozczarowanie aktywistyczne można podzielić na trzy kategorie: dotyczyć może podstawowych założeń ideologicznych organizacji, niemożności realizowania przez siebie lub swoją grupę własnych standardów, wreszcie: skali i jakości osiąganych efektów działań. Choć czasem poprzedza je wydarzenie zapalne, innym razem to właśnie to, co się nie dzieje, rozpoczyna ten transformacyjny proces. Tu wspomnieć warto o siostrach, które po złamaniu obietnic proaborcyjnych przez nowy rząd konfrontowały się z chorobami demokracji. To przykład trudnego otrzeźwienia, które w najgorszym scenariuszu prowadzić może do zupełnej rozpaczy i utraty wiary w sens zaangażowania.

Wśród osób post-aktywistycznych, z którymi pracowałam, jak na dłoni było widać, że disillusionment to proces, nie moment. Charakterystyczne jest stopniowe re-ewaluowanie przeszłych założeń w obliczu teraźniejszej wiedzy. Większość post-aktywistek latami poszukiwała nowej wykładni czy nowej tożsamości, kiedy stare okazywały się już dla nich niewystarczające. U części, wśród której utrata iluzji naruszała fundamentalne przekonania, przeradzało się to nawet w głęboki kryzys egzystencjalny.

Spotkania z cieniem i oślepienia możliwościami

Jakie czary prysły w ostatnich latach wśród osób odangażowanych między 18 a 40 rokiem życia? Z wywiadów wynika, że rozczarowania dotyczyły między innymi: możliwości własnej czystości moralnej, trwałości i jedności grup walczących o zmianę, skuteczności konkretnych teorii zmiany jako „warunku wystarczającego” dla osiągnięcia politycznych celów czy nadziei na uniknięcie społecznego załamania i katastrofy ekologicznej. W obliczu deidealizacji osoby nie czuły, że mogą już wzniecić w sobie tak silny, wewnętrzny ogień, jak kiedyś.

Uświadomienie szczególnie powszechne i trudne do przepracowania? Że nie ma jednej jedynej adekwatnej do współczesnych kryzysów postawy etycznej. Wcześniej osoby kierowały się przekonaniem co do moralnego obowiązku. W pustym miejscu po tej dawnej pewności rodziły się dwa alternatywne typy idealne osób post-aktywistycznych. Pierwszy typ dostrzega teraz sens we wszystkich rodzajach działań. Edukacja, samorząd lokalny, sztuka, rasa, klasa, gender – w co włożyć ręce? Wcześniej kierowany robieniem tego, co należy, zupełnie tracił nawigację. Podobna postawa wymaga wzięcia radykalnej odpowiedzialności za swoją ścieżkę w obliczu jej niepewnej słuszności.

Drugi typ z kolei nie widzi żadnej postawy, która byłaby odpowiednia wobec okropności tego świata, a także wobec faktu, że jakkolwiek by się nie starał, pozostaje częścią systemu i kultury, które odrzuca. Teraz zostaje mu więc dbać o to, by nie wpaść w pułapkę moralnego poczucia wyższości. Zrównując się z tymi stawianymi wcześniej przez niego w roli oprawców lub wrogów, próbuje wyjść z idealizmu i uznać mroczne aspekty rzeczywistości. Odpuszcza kierowanie się szczytnymi ideami, przez co łatwo mu popadać w hedonizm, nihilizm lub marazm i apatię.

Pierwszy typ zdaje się mieć do wykonania pracę poszukiwania wewnętrznego kompasu, który pozwoli – przy zawieszeniu intelektualnej pewności i zaufania w proste rozwiązania – odnaleźć własny sposób służenia światu. Drugiego zdaje się wołać praca świadomej żałoby oraz budowania relacji, z tym, co trudne do przyjęcia, co wcześniej wypierane. To raczej nie dwie równoległe, wykluczające się ścieżki. Oba procesy zdają się nieuniknione na drodze do aktywistycznej dojrzałości. Świadome, nienaiwne liderki i liderzy zmiany społecznej mają do wykonania pracę wewnętrzną zarówno odnalezienia swojego miejsca w ekosystemie zmiany, jak i znalezienia oparcia w nadziei, o jakiej opowiadał Václav Havel. Takiej, która „nie jest przekonaniem, że coś się dobrze zakończy, lecz pewnością, że coś ma sens, bez względu na to, jaki będzie tego ostateczny rezultat”.

Faza liminalna i przegapiona inicjacja

Kiedy sama po latach w aktywizmie migracyjnym i klimatycznym nazywałam się wypaloną, nie czułam wcale, że to określenie opisuje mój stan adekwatnie. Potrzebowałam uzasadnienia dla ewidentnej potrzeby przerwy, które byłoby zrozumiałe w środowisku. Tak naprawdę wzywało mnie coś innego. Z czasem zaczęłam określać to zejściem do podziemia.

W opisie tego doświadczenia pomaga mi antropologiczny termin fazy liminalnej. To okres bycia pomiędzy. Po zakończeniu pewnego etapu życia dotychczasowe przekonania, tożsamości i obrazy świata tracą ciągłość, ale kolejne są jeszcze nieokreślone, niepewne. To czas świętego zagubienia i w wielu tradycjach kluczowa część rytuałów wejścia w dorosłość, niezbędna do odnalezienia swojego dojrzałego miejsca w wiosce. Z łacińskiego limen oznacza próg – a faza liminalna wymaga skoku zaufania, opuszczenia tego, co bezpieczne i znane, by w mrocznym lesie odnaleźć dar dla wspólnoty, która czeka na nasz powrót.

Moim marzeniem jest dowartościowanie tego etapu i stworzenie wsparcia, które pozwala go przejść w sposób inicjacyjny. Bo nie potrzebujemy masowej produkcji aktywistów w duchu monokultury, siejącej te same moralne przekonania i postawy. Zamiast tysięcy posłusznych protestujących, w dobie polikryzysu potrzebujemy raczej bioróżnorodnego ekosystemu zmiany – oraz osób i organizacji umiejących nawigować w niepewności, dojrzale skupiających się na swoich niszach. Sytuacja, w której działaczki i działacze wstydzą się potrzeby wycofania się z ognia walki, jest kolektywną porażką. Społeczność powinna pilnować tego ognia pod ich nieobecność i wspierać ich proces – poznawczo, emocjonalnie, moralnie i duchowo. Potrzebują bowiem budujących odporność zasobów, żeby zmierzyć się z przerażająco wielkimi pytaniami i nie zbłądzić w mainstreamowym business-as-usual, tylko wrócić do dziejącej się transformacji jako wizjonerki, wytrwałe budowniczki i liderki.

Zaproszenie

Choć temat potrzeb i potencjałów osób post-aktywistycznych jest powszechnie niedoważony, istnieje jedno miejsce na mapie Polski, które podejmuje się oferować im wsparcie i przewodnictwo. To Osada.earth – intencjonalna wspólnota i regeneratywne centrum edukacyjno-kulturalne na skraju Drawskiego Parku Krajobrazowego. Między 15 a 22 września organizujemy tam obóz dla osób z doświadczeniem aktywizmu poszukujących swojej ścieżki. Obóz odbywa się przy wsparciu finansowym Funduszu Obywatelskiego im. Ludwiki i Henryka Wujców. Jeśli jesteś osobą, która może z niego skorzystać, lub znasz inne takie osoby – ten artykuł to nasze głębokie zaproszenie w Waszą stronę.

 

*Cykl pięciu otwartych spotkań „Odnaleźć się we wszechkryzysie. Warsztaty dla zagubionych post-aktywistów_ek” prowadziłyśmy z Heleną Smoczyńską między listopadem 2023 a majem 2024. Natomiast badanie posługujące się Biograficzno-Narracyjną Metodą Interpretacyjną obejmujące 9 wywiadów z byłymi osobami członkowskimi ruchów i organizacji ekologiczno-klimatycznych, odbywało się między październikiem a marcem tego roku.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×