fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Polska wierzy

Zanim zaczniemy krytykować czyjąś „fasadową” religijność, warto zadać sobie pytanie, czy kieruje nami troska o duchową przyszłość tej osoby, czy może raczej religijny klasizm i poczucie moralnej wyższości.
Polska wierzy
ilustr.: Urszula Woźniak

Prześmiewcze traktowanie niezbyt głębokiej religijności Polaków (oraz niektórych innych nacji) jest jedną z nielicznych rzeczy, które łączą ateistów i agnostyków z ludźmi bardzo zaangażowanymi w wiarę. Dla osób nieutożsamiających się z Kościołem sporadyczne praktyki religijne są na ogół przejawem dulszczyzny bądź dowodem na niedojrzałość i brak asertywności – bo często oznak religijności, przynajmniej okazjonalnych, wymaga od ludzi rodzina. „Gorliwi” katolicy natomiast zrównują sporadyczną religijność z krytykowanym przez siebie „katolicyzmem bezobjawowym” i traktują w kategoriach zdrady doktryny, przywołując fragment Ewangelii o konieczności bycia „zimnym lub gorącym”. Tymczasem tak zwana fasadowa religijność może pełnić w życiu człowieka – także duchowym – rozmaite funkcje.

Polski synkretyzm religijny

Część biskupów, księży i świeckich uważa Polskę za zieloną wyspę religijności, w której ortodoksyjny katolicyzm wysysa się wraz z mlekiem matki. Jednak badania socjologiczne i obserwacje reporterskie na ten temat podważają przekonanie, jakoby rzeczywiście Polacy byli „zawsze wierni” Matce Kościołowi. Owszem, znacząca część Polaków chrzci, wysyła do komunii i zachęca do bierzmowania (nazywanego też „sakramentem pożegnania z Kościołem”) swoje dzieci. Wciąż niemal 90 procent uczniów uczęszcza na zajęcia z religii. Prawdą jest także to, że media katolickie cieszą się w Polsce dużą popularnością – dotyczy to zarówno tradycyjnej prasy, jak i portali katolickich. A zarazem choć bez wątpienia w duchowości wielu Polaków występują elementy doktryny katolickiej, to zdajemy sobie raczej sprawę z tego, że bardzo często system przekonań właściwych Polakom jest bliski swoistemu synkretyzmowi religijnemu. W naszej duchowości obecne są elementy katolickie – ale mieszają się one z wiarą w moc wróżek, numerologię czy niezwykłe uzdolnienia szeptuch i szeptunów.

I tak, według danych GUS z 2018 roku, wprawdzie 61 procent Polaków jest bardziej lub mniej zaangażowanych religijnie, jednak osoby bardzo zaangażowane stanowią jedynie 5,5 procent. Sondaż TNS dostarcza informacji, że w zmartwychwstanie Jezusa wierzy 47 procent Polaków. CBOS natomiast zgromadził dane, które wskazują, że nawet regularne uczestnictwo w praktykach religijnych może nie oznaczać akceptacji wielu katolickich prawd wiary. Nierzadko wiąże się z uznawaniem przekonań niezgodnych z nauczaniem Kościoła katolickiego – na przykład w istnienie piekła (o którym mówi katolicka doktryna) wierzy 56 procent badanych, a wiarę w przeznaczenie (niezgodną z nauką katolicką) deklaruje 66 procent respondentów. Tym, co pozwala zrozumieć, jaka właściwie jest wiara Polaków, są również opowieści reporterskie (na przykład książka „W co wierzą Polacy?” Tomasza Kwaśniewskiego czy czeski reportaż filmowy „Jak Bóg szukał Karela”). Na nasz religijny synkretyzm czy fasadową religijność (choć określenie to jest często nieadekwatne, bo nawet wiara niemająca wielu punktów wspólnych z doktryną może być bardzo głęboka) warto spojrzeć z perspektywy systemowej – zastanowić się, co taki rodzaj przeżywania wiary może ludziom dawać i z czego wynika.

„Warto mieć cierpliwość do tych w ostatnich ławkach”

„Byłam swego czasu katoliczką niedzielną” – rozpoczyna swoją opowieść Martyna, która zgodziła się opowiedzieć mi o tym, jak od bycia osobą „letnią” religijnie przeszła do głębokiego zaangażowania w sprawy wiary i Kościoła. „Chodziłam do kościoła w niedzielę, bo tak wypadało. Babcia przy obiedzie pytała, niby żartem, co mówił ksiądz na kazaniu, a mnie głupio było powiedzieć, że przecież nie byłam w kościele, kłamać nie chciałam, więc chodziłam na te msze. Kościół w niedzielę był stałym elementem – nawet wtedy, gdy żyłam z chłopakiem bez ślubu. Czy widziałam w tym niespójność? Tak – ale tłumaczyłam sobie, że przecież mnóstwo ludzi uważa, że seks przed ślubem wcale grzechem nie jest. Nie, nie przystępowałam do komunii, tak na wszelki wypadek. Potem wyszłam za mąż i bardzo szybko okazało się, że w moim małżeństwie są trzy osoby: ja, mąż i teściowa, która miała na niego ogromny wpływ. Ciągle się kłóciliśmy, na parę tygodni mąż wyniósł się z domu – oczywiście do niej”.

„Wtedy pierwszy raz zaczęłam modlić się naprawdę gorąco – machnęłam pompejankę w intencji mojego małżeństwa. Zapisałam się też do grupy na Facebooku, w której ludzie się za siebie modlili, «omadlali» swoje intencje. Wiele osób wierzyło w to, że moc sakramentu małżeństwa nas połączy. I wiesz co? Moje małżeństwo zostało uratowane. Teraz mąż uczy się samodzielności – próbuje «opuścić ojca i matkę» w sensie psychicznym. Uświadomiłam sobie, że na każdym etapie mojego życia potrzebowałam religijności, ocierałam się o Kościół, czułam, że w nim jest moje miejsce. Warto mieć cierpliwość do tych, co siedzą w ostatnich ławkach. Dzięki temu, że zawsze kręciłam się wokół Kościoła, wiedziałam, gdzie szukać pomocy, jak zaczęło się dziać źle”.

Historia rozwoju duchowości Dawida, mojego drugiego rozmówcy, jest odmienna. Nie ma w niej pogłębienia katolickości, jest za to opowieść o bliskości z rodziną i poczuciu bezpieczeństwa. „Nie wiem, czy powinienem nazywać się katolikiem – nie do końca wierzę w to, że papież jest nieomylny [w nauczaniu katolickim obecny jest dogmat o nieomylności papieża, ale nieomylność ta odnosi się do nauczania ex cathedra, a nie spraw codziennych. Rozumiana jest jako bezbłędność w sprawach wiary i obyczajów – przyp. autorki]. I w to, że akurat w piątki mam nie jeść mięsa. Wyrosłem jednak w dość religijnej rodzinie – była to prosta, silna religijność. Kiedy mam jakiś ważny dylemat, zwracam się do Boga, proszę Go o pomoc, radę. W kościele jestem z okazji świąt i na mszach za moich zmarłych dziadków. Modlę się wtedy po swojemu. Mój znajomy, zagorzały ateista, stwierdził kiedyś, że nie powinienem w ogóle wchodzić do kościoła, skoro nie wierzę w Boga po katolicku. Powiedziałem mu, że może i nie powinienem, ale i tak będę, przynajmniej czasem. W kościele mogę skupić się na Bogu – takim, jak go sobie wyobrażam. Poza tym święta i celebrowanie ich w tym wymiarze są czymś, co łączy mnie z rodziną. Jakie mam prawo, by niszczyć rodzinne tradycje? Szczególnie takie, które lubię? Boże Narodzenie zawsze mnie porusza, a myśl o tym, że kiedyś jeszcze spotkam bliskich w niebie (albo gdziekolwiek indziej poza tym światem), sprawia, że czuję się bezpiecznie. Nawet noszę na szyi medalik – on mi przypomina, że Ktoś zawsze nade mną czuwa”.

Widać zatem, że duchowość Martyny oraz Dawida, mimo że nie jest (lub przez jakiś czas nie była) zgodna ze wszystkim, co „Kościół do wierzenia podaje”, odegrała w ich życiu ważną rolę. W przypadku Martyny duchowe poszukiwania doprowadziły do silnej identyfikacji z Kościołem – wiara była dla niej ważnym zasobem w procesie radzenia sobie z życiowym kryzysem. U Dawida natomiast elementy katolicyzmu są tym, co łączy go z rodziną i daje poczucie bezpieczeństwa. Religijność, która z ortodoksyjnego punktu widzenia zasługuje na krytykę, jest dla tych dwojga ważna i stanowi część ich tożsamości.

Prawdy wiary i do komunii

Współczesna psychologia – w odróżnieniu od niechętnej religii freudowskiej psychoanalizy – podkreśla, że religijność może być zasobem człowieka. Jeśli ktoś przeżywa swoją wiarę w sposób inny niż przesycony lękiem, to potencjalne zrezygnowanie z niej – nawet jeśli nie jest się ortodoksyjnym wyznawcą – może być utratą czegoś ważnego, budującego tożsamość. Nie tylko osoby głęboko uduchowione czerpią z tego, że religia daje poczucie sensu, więzi ze współwyznawcami, wzmacnia relacje rodzinne oraz pozwala wierzyć, że Bóg prowadzi człowieka podczas życiowych zawirowań. Oczywiście, z perspektywy religijnej odstępstwo od doktryny, wybiórcze podchodzenie do nauczania Kościoła i przeplatanie elementów katolicyzmu z przesądami jest zjawiskiem niepożądanym. Bywa to jednak również wyrazem intensywnego i zaangażowanego poszukiwania Boga i własnej drogi do Niego. Sądzę ponadto, że zanim zaczniemy krytykować czyjąś „fasadową” religijność, warto, żebyśmy zadali sobie pytanie, czy rzeczywiście kieruje nami chęć „pouczania nieumiejętnych”, wynikająca z troski o ich duchową przyszłość, czy może raczej kierujemy się religijnym klasizmem i zależy nam na potwierdzeniu własnej moralnej wyższości.

Osoby, które miały przywilej spotkać w swoim życiu otwartych katechetów i oczytanych duszpasterzy, nierzadko z politowaniem patrzą na tych, którzy dysponują mniejszą wiedzą teologiczną. Zapominają jednak, że ci mniej wyedukowani często nie mieli takich możliwości jak oni, by poszerzać swoje religijne perspektywy. Tak samo jak nie mamy przecież wpływu na to, czy rodzimy się w zamożniejszej, czy uboższej rodzinie, tak przez wiele lat nie mamy wpływu na to, jaka formacja religijna stanie się naszym udziałem. To, że czyjaś wiara opiera się na myśleniu magicznym, wydaje nam się infantylna czy stanowi swoisty miks elementów katechizmowych oraz zaczerpniętych z innych systemów religijnych, jest przecież zwykle wypadkową różnych elementów: wiary przekazanej właśnie w ten sposób przez rodziców, a także szkolnej katechezy, która – wbrew słowom części hierarchów – raczej nie spełniła pokładanych w niej nadziei i nie dostarcza zbyt wiele wiedzy teologicznej. Nie każde kościelne środowisko zachęca również swoich członków do pogłębiania wiedzy na temat własnej wiary, a przecież kształt religijności w znacznej mierze zależy od tego, jakich głoszących spotkamy na swojej drodze. Jeśli przyjmujemy, że wiara jest łaską, a jednocześnie uważamy, że sami prezentujemy głęboką religijność, to rozsądnie byłoby mieć na uwadze, że najprawdopodobniej – poza osobistym wyborem – zawdzięczamy ją wielu osobom, które zadbały o nasz duchowy rozwój. Również w życiu religijnym mało kto może powiedzieć, że jest stuprocentowym self-made manem!

Poza tym – jak wynika ze słów Martyny – nawet religijność „letnia” może w pewnym momencie przerodzić się w dojrzałą, pogłębioną wiarę. Nierzadko punktem wyjścia do takiej zmiany jest zresztą duchowy kryzys i zmierzch religijności „dziecięcej”, względnie spotkanie z kimś, kto swoją wiarę przeżywa rozsądnie i świadomie. Kto chętnie o niej mówi, ale nie uśmiecha się szyderczo, słuchając tych, którzy są „letni”. Zbyt często ludzie zaangażowani religijnie i oczytani teologicznie z pogardą odnoszą się do religijności, która jest może mniej racjonalna, ale ważna dla danej osoby wierzącej. Ponadto nie zastanawiają się nad tym, że sami są w pewnym sensie uprzywilejowani w Kościele. Powtórzmy: nie każdy miał szczęście spotkać na swojej drodze inspirującego księdza czy refleksyjnego katechetę. Jeśli zatem chcemy komentować to, że duchowość wielu Polaków stanowi mozaikę różnych wierzeń, to najpierw warto zastanowić się, dlaczego tak jest. Zdecydowanie bardziej potrzebujemy katechetycznej pracy u podstaw niż szydzenia z ludzi, którzy różaniec traktują jak amulet i wieszają go przy lusterku w aucie – co zresztą też jest formą szukania kontaktu z Absolutem. Skrajnym duchowym klasizmem jest także przewidywanie, że za kilka dekad w Polsce liczba katolików zmniejszy się, ale w Kościele pozostaną katolicy „prawdziwi”. Nikt z nas nie powinien rościć sobie prawa do tego, by oceniać, jakiej „jakości” są poszczególni katolicy.

Jeżeli natomiast życiu Kościoła przyglądamy się raczej z zewnątrz – i być może jesteśmy dumni, że nie stwarzamy pozorów bycia wierzącymi – to również warto zachować powściągliwość i odpuścić sobie chociażby agresywne namawianie innych do apostazji lub przepełnione poczuciem wyższości komentarze względem tych, którzy w kościele bywają jedynie na pasterce i podczas mszy w intencji zmarłego przed laty dziadka. Nigdy nie wiemy, jakie zasoby straciłby człowiek, gdyby pozbawić go jego religijności. A historie Martyny i Dawida potwierdzają, że zasobów tych może być naprawdę niemało.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×