Temat kobiecości i męskości wywołuje w dyskusjach wewnątrzkościelnych emocje jak mało które zagadnienie teologiczne czy nawet społeczne. Wydawałoby się, że pięćdziesiąt lat po rewolucji seksualnej i trzech falach feminizmu nie da się mówić o odrębnych naturach: kobiecej i męskiej, bez uwzględnienia wiedzy, którą wnoszą do tematu płciowości socjologia i nauki społeczne. Obraz kobiety jako istoty pasywnej, czekającej na męskiego wybawiciela dawno włożyliśmy między bajki – i to takie, które niechętnie czytalibyśmy dzieciom. A jednak na rynku wydawniczym pojawiają się kolejne książki w wielonakładowych wydaniach, które próbują opisywać płeć „z perspektywy chrześcijańskiej”, promując wzorce nie tyle nawet archaiczne, co – w moim przekonaniu – niezgodne z chrześcijańską antropologią.
„Włącz telewizor. Spójrz na billboardy. Poczytaj «Cosmopolitan». Weź do ręki romansidło. Pooglądaj MTV. (OK, nie oglądaj MTV). Telewizja, muzyka, reklamy i filmy zupełnie ignorują duchowy wymiar kobiety. Popkultura – zamiast pokazywać kobiety z bogatym życiem duchowym i otwarte na nowe życie w przymierzu małżeńskim – skupia się na cielesności. Kobiety są redukowane do roli przedmiotu, którego się używa dla satysfakcji seksualnej i przyjemności wbrew Bożemu planowi”. [Katrina J. Zeno, „Podróż kobiety”, Wydawnictwo „W drodze”]
Tak sytuację zagrożonej kobiecej tożsamości opisuje w książce „Podróż kobiety. Kim jestem? – pytanie kobiecego serca” Katarina J. Zeno, amerykańska publicystka katolicka, działaczka nowego feminizmu. W tym charakterystycznym zderzeniu tego, jak świat widzi kobietę, z tym, jak postrzega ją Kościół, nie jest odosobniona. Wystarczy spojrzeć na kilka tytułów podobnych publikacji katolickich autorów: „Przywilej bycia kobietą” (Alice von Hildebrand), „Urzekająca. Odkrywanie tajemnicy kobiecej duszy” (John i Stasi Eldredge), „Kobieta od a do z” (Jacek Pulikowski). Liczba tego typu pozycji i stale ukazujących się nowości na polskim rynku świadczy o wyraźnym zapotrzebowaniu na literaturę, która stanowi specyficzne połączenie teologii pastoralnej dotyczącej płciowości z poradnikową formą.
Główną inspiracją autorów książek tego gatunku jest dorobek Jana Pawła II, a szczególnie wypracowana przez niego teologia ciała, w której papież wprowadza wyraźne rozgraniczenie sfery kobiecej i męskiej i, co za tym idzie, rozróżnia męską i znacznie inną, bo kobiecą, drogę do zbawienia. Autorów inicjujących „podróże do źródeł kobiecości” i „wyprawy w głąb męskiej natury” łączy z papieżem przeświadczenie o esencjalizmie płci. Kiedy opisują ludzką tożsamość, skupiają się na pytaniu, kim są jako mężczyzna lub jako kobieta, a nie – jako człowiek. Co ciekawe podobnie jak w tekstach Jana Pawła II zagadnienie płciowości zazwyczaj sprowadzone jest do refleksji nad istotą kobiecości, tak wśród katolickich poradników znacznie przeważają pozycje skierowane do kobiet.
Kobiecość i męskość bosko usankcjonowana
„Ewa została stworzona w granicach bujnego pięknego rajskiego ogrodu. Adam jednak, jak pamiętacie, został stworzony poza Rajem, w dzikiej przestrzeni. Zapis naszych początków w drugim rozdziale Księgi Rodzaju przedstawia to wyraźnie. Mężczyzna został powołany do życia na zewnątrz, w nieoswojonej części stworzenia. Dopiero potem zostaje zaprowadzony do Edenu. I odtąd chłopcy nigdy nie czują się dobrze w domu, a mężczyźni cierpią na nieuleczalną tęsknotę odkrywania”. [John Eldredge, „Dzikie serce: tęsknoty męskiej duszy”, tłum. Justyna Grzegorczyk, Wydawnictwo „W drodze”]
Uwypuklanie różnicy płci prowadzi do upraszczających refleksji, których przykład stanowi zacytowany powyżej fragment kultowej książki Johna Eldredge „Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy” wydanej w Polsce przez dominikańskie wydawnictwo „W drodze”. Fragmenty Pisma Świętego w interpretacji autora stają się podporą chwiejnych konstrukcji psychologicznych, tłumaczących zasadność stereotypowych ról płciowych. Poradnikowa forma nie tylko nie sprzyja pogłębionym analizom teologicznym, ale instrumentalnie wykorzystuje historie biblijne jako dowód na boskie usankcjonowania różnicy ról kobiet i mężczyzn. Książki takie jak „Dzikie serce” nie ograniczają się do popularnej analizy Biblii, ale proponują daleko idące wnioski dotyczące wyborów życia codziennego. Jak kobieta i mężczyzna powinni się realizować, aby być w pełni zgodni ze swoją tożsamością? Co zagraża doskonaleniu się w ich kobiecych i męskich rolach? Na te pytania odpowiedź udzielana przez katolickie poradniki jest zaskakująco spójna, ale też nie da się jej sprowadzić do tego, co na temat zadań kobiet i mężczyzn zawarł Jan Paweł II w „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich” (1986) czy w „Liście do kobiet” (1995).
Poradniki jako „doradcy codzienności” proponują też konkretne rytuały czy zachowania w życiu rodzinnym, na przykład John Eldredge poleca zorganizowanie synom symbolicznego przejścia spod opieki matki pod opiekę ojca, które ma być równocześnie znakiem osiągniętej dojrzałości. Dojrzałości, którą chłopiec może osiągnąć tylko przez odcięcie się od tego, co kobiece.
Geniusz kobiety
„Widzę to w następujący sposób: pierwotna obecność kobiety w świecie była obdarowaniem. Bóg stworzył niewiastę i postawił ją przed mężczyzną jako dar. Obdarowując mężczyznę sobą, kobieta uczy go, w jaki sposób może on uczynić dar z samego siebie. Objawia mu oblubieńczy sens jego ciała, to, że został stworzony do zjednoczenia i komunii poprzez bezinteresowny dar z własnej osoby”. [Katrina J. Zeno, „Podróż kobiety”, tłum. Elżbieta Baraniecka, Wydawnictwo „W drodze”]
W katolickich poradnikach kobiecość definiowana jest w odniesieniu do męskości, ale z wyraźnym zaznaczeniem, że jest do niej nieporównywalna. Mimo to podlega wartościowaniu: oceniana pod kątem predyspozycji fizycznych czy intelektualnych jest gorsza od męskości, a kiedy mowa jest o aspektach duchowych, okazuje się w swej istocie genialna. Geniusz kobiety polega na nastawieniu na kreację i prokreację – pisze za Janem Pawłem II Katrina J. Zeno. Istotą kobiecości jest więc macierzyństwo, które może mieć także charakter duchowy – nie wszystkie kobiety muszą fizycznie być matkami. Nie ulega jednak wątpliwości, że sama koncepcja macierzyństwa duchowego jest wywiedziona z kobiecych predyspozycji biologicznych.
W tym kontekście sprzeciw autorów książek takich jak „Podróż kobiety” przeciwko kulturze uprzedmiotowiającej kobietę staje się paradoksalny. Z jednej strony, proponują postrzeganie kobiety przez pryzmat wartości duchowych, w oderwaniu od umasowionej cielesności. Z drugiej, koncepcję geniuszu kobiecości wyprowadzają właśnie z prokreacyjnego potencjału ciała.
Idąc tropem nowego feminizmu Jana Pawła II, poradniki podejmują na swój sposób próbę emancypacji kobiety. Trudno jednak docenić efekt tych wysiłków, skoro wątpliwości nasuwają się już od samego początku – tytułu wypisanego na okładce. Książka Johna i Stasi Eldredge’ów „Urzekająca. Odkrywanie tajemnicy kobiecej duszy” jest tego najlepszym przykładem. Okładka zapowiada i syntetyzuje to, co zawarte w dalszej części książki: kobieta istnieje – jest urzekająca – tylko w relacji. Z tego wyprowadzone są dalsze wnioski dotyczące natury kobiety nastawionej na obdarowywanie, cechującej się wrażliwością i łagodnością. Dodatkowo przymiotnik „urzekająca” utrwala obraz kobiety jako istoty nie do końca zrozumiałej, a relację ze światem przenosi w domenę flirtu, dziwnego przyciągania.
Kobiecy geniusz w intencji autorów poradników ma być radykalną alternatywą dla cech, które proponuje kobietom „współczesny świat” jako ideał ich dążeń, a które tradycyjnie przynależą do sfery męskiej. Siła, zdecydowanie, niezależność, władczość. Geniusz kobiecy jest czymś znacznie innym. Kobiecość, pomimo swojej słabości, jest postrzegana przez autorów jako lekarstwo na wiele problemów współczesnego świata. W końcu, i temu nikt nie zaprzecza, większość cywilizacji zbudowana jest na wartościach „męskich”, dlatego tak bardzo potrzebują tej kobiecej przeciwwagi.
„Powyższe oznaki uznania pokazują wyraźnie, że słabość płci żeńskiej, jeśli chodzi o jej osiągnięcia i kreatywność, może być w dużej mierze zrekompensowana przez jej moralną siłę, o ile żyje ona zgodnie ze swoim powołaniem, a więc o ile żyje miłością”. [Alice von Hildebrand, „Przywilej bycia kobietą”, Wydawnictwo św. Wojciecha]
Stąd już niedaleko do uznania, że sfera miłości, a także moralności, to domena kobiet, których zadaniem jest obdarowanie nimi mężczyzn tak, aby – jak pisze autorka „Podróży kobiety” – nauczyli się żyć dla innych. Jak jednak rozumieć relacyjność miłości czy powszechność moralności, skoro są one wyraźnie bliższe jednej z płci?
Naturalność mężczyzny
„Ta sama siła, tak istotna dla mężczyzn, jest także tym, co czyni z nich bohaterów. Jeśli okolica jest bezpieczna, to właśnie dzięki męskiej sile. Niewolnictwo zostało zniesione dzięki sile mężczyzn, za straszliwą cenę, jaką musieli zapłacić oni i ich rodziny. Naziści zostali pokonani siłą mężczyzn. Apartheidu nie zniesiono dzięki kobietom. A kto oddał swe miejsca w łodziach ratunkowych na Titanicu, żeby można było uratować kobiety i dzieci? I czy zapomnieliśmy o tym, że to Mężczyzna pozwolił przybić się do krzyża Kalwarii?”. [John Eldredge, „Dzikie serce: tęsknota męskiej duszy”, Wydawnictwo „W Drodze”]
W książce „Dzikie serce…” z niezwykłą łatwością autor łączy wybrane wątki Nowego i Starego Testamentu, refleksje psychologiczne i społeczne. Splot ten służy udowodnieniu autorskiej tezy wyrażonej we wstępie – każdego mężczyznę cechuje dzikość, porywczość, siła, którym należy dać upust, aby żyć „pełnią życia”. I, co ważne, chodzi nie tylko o realizowanie się na polu osobistym czy zawodowym, ale przede wszystkim duchowym. Zaskakujące jest to szczególnie w kontekście powtarzającej się gloryfikacji użycia siły. Najjaskrawszym dowodem na to, jak wizja męskości prezentowana przez autora zgrzyta w połączeniu z ewangelijnym przesłaniem, jest fragment, w którym narrator przytacza swoją rozmowę z synem:
„«Chciałbym, żebyś uważnie wysłuchał tego, co ci powiem. Kiedy następnym razem ten chuligan cię popchnie, oto co masz zrobić – słuchasz mnie, Blaine? […] Chcę, żebyś wstał i… go uderzył… najmocniej jak potrafisz». Na twarzy Blaine’a pojawił się wyraz zawstydzonego zadowolenia. […] Tak, wiem, że Jezus kazał nam nadstawiać drugi policzek. Ale tak naprawdę źle zrozumieliśmy ten werset. Nie można nauczyć chłopca, jak ma wykorzystywać swoją siłę, odzierając go z niej. Jezus potrafił się odwzajemnić, wierzcie mi”.
Ten skrajny przykład obrazuje wspomniane wcześniej wypaczenie – przyjmowanie postawy związanej z realizacją własnej tożsamości płciowej staje się nadrzędne w stosunku do, wydawałoby się, jednoznacznych wartości chrześcijańskich. Fragmenty książek Johna Eldredge pokazują, że esencjalistyczne podejście do płci w swojej radykalnej formie może stać w sprzeczności z samą moralnością chrześcijańską. Nie bez znaczenia jest również to, że autor „Dzikiego serca…” niejednokrotnie podkreśla, że nie zgadza się z modelem męskości promowanym zazwyczaj przez Kościół. Dla prawdziwego mężczyzny, jego zdaniem, postawa Chrystusowej pokory i uniżenia jest niezgodna z tym, „co podpowiada męskie serce”. Jak więc się to stało, że jego książki robią taką karierę wśród dorastających katolików i protestantów, a w Polsce wydawane są przez wydawnictwo dominikańskie?
Poradnikowa prostota
Za sukcesem katolickich poradników stoi zapotrzebowanie na lektury, które doradzą w gąszczu problemów codzienności. Tematyka „okołozwiązkowa”, związana z rozumieniem drugiej płci i zakładaniem rodziny, to niewyczerpane źródło pytań i wątpliwości. Katolickie poradniki wychodzą naprzeciw także tym, którzy próbują nadać rzeczywistości głębszy duchowy wymiar.
Nie ulega jednak wątpliwości, że nie jest to propozycja dla wszystkich. Stereotypowe i generalizujące rozumienie płciowości wyklucza czytelników, którzy choć trochę wystają poza ramy kobiecości i męskości zarysowane przez autorów książek. Nie trzeba tu powoływać się na złożone przykłady osób transpłciowych i homoseksualnych. W stworzonych przez autorów modelach nie zmieści się pewnie większość z nas. Jesteś kobietą, ale chciałabyś stoczyć walkę? To raczej niemożliwe. Czujesz się męsko, będąc równocześnie łagodnym? Zapewne źle rozpoznałeś to, co „leży na dnie twojego serca”. Katolickie poradniki nie opisują rzeczywistości, przeciwnie – starają się ją kształtować, udzielając porad absolutnych w stworzonym przez siebie świecie o wyraźnie zarysowanych granicach – w tym przypadku granicach między tym, co męskie, a tym, co kobiece.
Płeć a odpowiedzialność
Przyjęcie założenia o zdeterminowaniu osobowości i roli człowieka przez płeć osłabia poczucie sprawczości i odpowiedzialności za własne postępowanie. Zbyt łatwym wytłumaczeniem dla wybuchu agresji jest stwierdzenie: „W końcu to mężczyzna”, a dla kobiety popadającej często w histerie – „Wszystkie kobiety takie są”.
Paradoksalnie znaczenie odpowiedzialności jako fundamentu podmiotowości człowieka zawarte jest w nauczaniu Jana Pawła II. W „Redemptor hominis” (1979) pisał:
„Należy przyjąć, ustalić i pogłębić poczucie odpowiedzialności moralnej, którą musi podejmować człowiek. Zawsze – człowiek. Dla nas, chrześcijan, odpowiedzialność ta staje się szczególnie wyrazista, gdy przypomnimy sobie – a stale trzeba to sobie przypominać – obraz Sądu Ostatecznego”.
Wydają się więc nie do pogodzenia personalistyczna koncepcja tożsamości człowieka oparta na wolności i wynikającej z niej odpowiedzialności z upraszczającym modelem sztywno określonej płciowości. Poradniki katolickie, które próbują połączyć te dwa sprzeczne porządki, stanowią lekturę nie tyle rozczarowującą, co wręcz szkodliwą. Wolność i odpowiedzialność konstytuują osobę jako taką i ze względu na nią samą, a nie na jej płeć. Personalizm ma stanowić filozofię osoby zdeterminowanej przez jej naturę i relację z Bogiem. Schematyczny obraz człowieka ograniczonego w swojej płciowości zostaje niesłusznie „uświęcony” i zuniwersalizowany. A przez to niestety nierzadko można o nim usłyszeć z kościelnej ambony lub podczas dyskusji w środowiskach katolickich.