Po „Zabawie w chowanego” episkopat wystawia sobie kolejne antyświadectwo [List do redakcji]
List powstał w niedzielę 30 maja.
Od premiery „Zabawy w chowanego” Tomasza i Marka Sekielskich minęły dwa tygodnie. Od otwarcia porażającego tryptyku (planowana jest premiera jeszcze jednego filmu) – rok. Co działo się z nami w tym czasie? Kim byliśmy wtedy, a kim staliśmy się dzisiaj?
Rozliczanie Kościoła nie leży w mojej gestii, bo z jego szeregów odeszłam.
Zresztą wielu już pokusiło się o swoisty rachunek sumienia Kościoła – bolesna weryfikacja zeszłorocznych deklaracji i obietnic rzuconych przez garstkę polskich hierarchów już się dokonała. Kościołowi, podobnie jak przed rokiem, towarzyszy rozdrażnienie i popłoch, trudno oprzeć się wrażeniu, że biskupi są zniecierpliwieni – jakby uważali, że ustalony od wieków święty porządek jest teraz przez bezbożnych, za nic mających kościelne sacrum, co rusz kwestionowany.
Święta instytucja stała się przecież w ich oczach przedmiotem obrzydliwej nagonki. Uczyniono z niej adresata niesprawiedliwych zarzutów, przed którymi próbuje się nieudolnie bronić.
Przyjęta taktyka – chowanie głowy w piasek, nabieranie wody w usta, barykadowanie się we wnętrzu rezydencji – zdaje się tylko pogarszać sprawę. Świeccy się uwzięli, atakują bez opamiętania. Chciałoby się rzec – patowa sytuacja.
Adresatem wszystkich zarzutów stała się, co warte podkreślenia, jedna z najbardziej uprzywilejowanych, prominentnych i wpływowych grup w naszym kraju. Są nią polscy biskupi. Z dużą łatwością przypisują sobie prawo do potępiania grzeszników i wyrzucania ich poza kościelne ramy, ustanawiając siebie – nie Ewangelię – strażnikami i punktem odniesienia moralnego ładu i porządku.
Teraz, kiedy poznajemy skalę ich przewinień, obłudy i kłamstw, warto sobie szczerze odpowiedzieć na kilka pytań.
Kto w orientacji homoseksualnej upatruje największe zło? Kto potępia środowiska LGBTQ, wyzywając ich przedstawicieli od zboczeńców i dewiantów? Kto wreszcie stoi na straży etyki seksualnej, odmawiając Komunii Świętej współżyjącym przed ślubem zakochanym oraz rozwodnikom w nowych związkach? Kto pierwszy w tym kraju rzuca kamieniem? Kto stawia za moralny wzór siebie, zabiegając przede wszystkim o zachowanie pozycji autorytetu wyznaczającego etyczne standardy, ale tylko z pozoru pozostając nieskazitelnym?
Kiedy przejeżdżałam wczoraj przez deszczowy Kraków, mój wzrok przykuł wielki billboard. Na nim świątobliwe oblicze Jana Pawła II i krótka sentencja: „Krzyż znaczy: miłość nie zna granic”.
Czym dzisiaj miałyby się dla nas stać te słowa? We mnie budzą rozgoryczenie – wobec arogancji polskiego kleru to tylko nic nieznaczące, powtarzane do znudzenia komunały, które mają nas utwierdzać w przekonaniu, że Kościół trwa nadal na swojej pozycji i z pewnością na niej niewzruszenie pozostanie. W obliczu ludzkiego dramatu cierpienia i lekceważenia celebrowanie urodzin papieża Polaka (skądinąd zupełnie dla mnie niezrozumiałe) staje się pretekstem do manifestowania przez Kościół w przestrzeni publicznej swojej obecności, a w moim przekonaniu – jednocześnie władzy.
Polski episkopat wystawia sobie dzisiaj kolejne antyświadectwo. Trwając w swojej aroganckiej postawie, nie kocha ani siebie, ani wiernych, a już na pewno nie kocha Chrystusa.
Doświadczany przez lata poznawczy dysonans wyewoluował do klinicznej schizofrenii. Odeszłam, by wyzdrowieć.
Teresa Poniewierska
*
Autorka listu należy do krakowskiej wspólnoty Hanna zajmującej się osobami bezdomnymi i wykluczonymi. Córka katolików zaangażowanych w życie Kościoła.