Kwestionowania człowieczeństwa płodu jest szczególnie niebezpieczne, ponieważ prowadzi do banalizacji aborcji, która staje się „działaniem praktycznym”, coraz mniej kojarzonym z uśmiercaniem istoty ludzkiej.
Przedstawiamy Państwu kolejny głos w debacie o aborcji wywołanej przez niedawny artykuł Piotra Kozaka „Dylemat praktyczny”.
Piotr Kozak podejmuje często powracający w debacie publicznej problem aborcji, przedstawiając argumenty za jej legalizacją, jednocześnie kwestionując zasadność argumentów wysuwanych przeciw niej. Autor pisze: Czasami nieporozumienie w dyskusji wynika nie tyle z faktu, że nie zgadzamy się w kwestiach światopoglądowych, ale stąd, że rozmawiamy na dwa różne tematy. Taki jest problem z debatą o delegalizacji aborcji. Stwierdza dalej: Nie jest to dyskusja światopoglądowa. Dotychczas debata o delegalizacji aborcji koncentrowała się głównie na trzech powiązanych ze sobą kwestiach. Po pierwsze, od kiedy możemy mówić, że mamy do czynienia z istotą ludzką. Po drugie, czy kobieta ma pełną wolność z dysponowaniem swoim ciałem. Wreszcie, czy zabijanie istot ludzkich jest moralne.
W tych sformułowaniach pojawia się sprzeczność, ponieważ kwestia trzecia jest niewątpliwie światopoglądowa, ale możemy ją tu pominąć, ponieważ sam Autor stwierdza, że nie budzi ona kontrowersji.
W tej sytuacji kluczową sprawą w debacie nad legalizacją aborcji staje się odpowiedź na pierwsze pytanie, tj. o status płodu, które Autor zdaje się bagatelizować, pisząc: Słaba wydaje się również argumentacja dotycząca kwestii tego, co jest, a co nie jest istotą ludzką. Pomijając kwestię tego, że argumenty na rzecz jednej lub drugiej strony mają najczęściej charakter estetyczny, możemy łatwo przyjąć, że dyskusja o tym, co to znaczy być człowiekiem i od kiedy zaczyna się człowiek, mimo że trwa od trzech tysiącleci, nie doczekała się rozstrzygnięcia.
Otóż jeśli chodzi o pytanie o to, kiedy zaczyna się człowiek, już dawno nie poruszamy się we mgle. Od dziesięcioleci przestało być ono domeną przekonań, także religijnych, chociaż do nich liczni dyskutanci uporczywie starają się je sprowadzić. Tymczasem kwestia ta stała się przedmiotem intersubiektywnej wiedzy. Nauka już dawno pokazała, że człowiek w swym rozwoju ontogenetycznym przybiera kilka postaci: zarodkową, płodową, noworodkową, niemowlęcą, dziecięcą, młodzieńczą, dojrzałą i starczą. Płód jest człowiekiem w postaci zarodkowej. Kwestią przekonania pozostaje na przykład, czy ma on duszę i od kiedy.
W Raporcie Wyjaśniającym do Konwencji Rady Europy o Prawach Człowieka i Biomedycynie napisano: Konwencja używa wyrażenia „istota ludzka”, by stwierdzić konieczność ochrony godności i identyczności wszystkich istot ludzkich. Uznano za powszechnie akceptowaną zasadę, że ludzka godność i tożsamość istoty ludzkiej ma być respektowana od chwili, gdy zaczyna się życie (as soon as life began). A to dlatego, że jest ona nową, autonomiczną osobą z własnym unikalnym wyposażeniem genetycznym determinującym jej cechy od koloru oczu do ilorazu inteligencji.
Spotkać się często można z poglądem, że prawo płodu do życia w konfrontacji z prawem do autonomii i wolności dorosłych osób nie jest mocniejsze, lecz słabsze, bo dotyczy istoty potencjalnej, nie mającej w istocie praw, istoty, która dopiero, gdy się narodzi (lub będzie żyć samodzielnie poza organizmem matki), takich praw nabierze. Człowiek nabiera niektóre prawa nawet długo po urodzeniu, np. prawa do głosowania. Czy jednak ma dopiero oczekiwać prawa do życia? Poza tym zarodek, czy płód, może być potencjalnym szewcem, profesorem czy policjantem, ale jest człowiekiem, a nie tylko człowiekiem potencjalnym. Zakwestionowanie tego faktu wymaga wprowadzenia opisowej definicji człowieka. To bardzo groźne, bo definicja taka z konieczności musi być arbitralna i stąd pojawiają się różne jej warianty, również oparte na kryteriach niby-naukowych. Jak mogliśmy przekonać się kilkadziesiąt lat temu, na podstawie tego typu kryteriów ze społeczności ludzkiej wykluczono całe grupy etniczne.
P. Kozak jest skłonny przyjąć człowieczeństwo płodu, odwołując się do zasady, że wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść zainteresowanego. Jednak ontyczny status płodu, na którym się skupiam, nie wydaje się dla niego szczególnie istotny w prawnym rozwiązywaniu problemu aborcji. Autor uznaje, że to zagadnienie estetyczne, trudno je więc uwzględniać w debacie. De gustibus non est disputandum. Najważniejszym argumentem P. Kozaka za legalizacją aborcji jest to, że jej zakaz jest nieskuteczny (podziemie aborcyjne, turystyka aborcyjna, aborcja farmakologiczna itd.). Jego zdaniem nie jest prawdą, że delegalizacja przyczynia się do zmniejszenia liczby aborcji w kraju, chociaż przyznaje, że nikt nie wie, jaka jest skala aborcji nielegalnych.
Ponieważ prawo zakazuje zabijania ludzi, dla poparcia swoich propozycji Autor stwierdza dalej, że: niefortunny jest argument z analogii pomiędzy mordowaniem ludzi a zabijaniem dzieci. Mówi on w skrócie, że jeśli zakazujemy zabijania ludzi, a płód jest człowiekiem, to powinniśmy również zakazać zabijania nienarodzonych dzieci. Problem polega na tym, że prawo państwowe nie jest prawem moralnym. Może lepiej uchwycimy analogię, jeżeli nieco zmienimy retorykę, mówiąc o mordowaniu ludzi przed i po urodzeniu. Tej zmodyfikowanej analogii nie podważa fakt, że prawo traktuje obydwie sytuacje inaczej – i słusznie, bo przemawia za tym wiele racji, na które powołuje się P. Kozak. Nie będę ich więc powtarzał. Niemniej legalizacja aborcji, za którą opowiada się autor, zaciera różnice miedzy aborcją, na którą decyduje się kobieta znajdująca się w dramatycznej sytuacji, a podejmowaną przez kobietę, ponieważ jest sezon narciarski.
Z mojego punktu widzenia, opartego na wieloletnim śledzeniu i uczestniczeniu w debacie bioetycznej, sposób, w jaki jest w wywodach P. Kozaka potraktowany płód, jest szczególnie niebezpieczny, ponieważ prowadzi w świadomości społecznej do banalizacji aborcji, która staje się „działaniem praktycznym”, coraz mniej kojarzonym z uśmiercaniem istoty ludzkiej. Nie wiem na ile P. Kozak zdaje sobie z tego sprawę. Doskonałą ilustrację tej tezy znajdujemy w wywiadzie nawiązującym do sejmowej debaty o aborcji, jakiego udzielił Robertowi Mazurkowi poseł Andrzej Rozenek (Rzeczpospolita,12-13.X 2013). Oto jej fragment:
R.M.: Wyszliście, gdy przemawiała Kaja Godek.
A.R.: Wyszliśmy, gdy mówiła o zabijaniu dzieci. Nikt nie zabija dzieci.
R.M.: Tylko zabija się płody?
A.R.: To jest aborcja.
R.M.: Ale po jej dokonaniu owo dziecko, czy też płód, jak pan woli, jest żywe?
A.R.: Żeby być żywym, to trzeba się urodzić.
R.M.: Słucham?! To płód jest martwy?
A.R.: Jest żywy, ale do pewnego momentu stanowi część ciała matki. To naukowo stwierdzone.
R.M.: Tak, a do którego momentu to część ciała matki?
A. R.: Niech pan popyta naukowców. Powtórzę: to nie jest żadne zabijanie dzieci, ale aborcja, przerwanie ciąży.
No tak. Przecież go nie zabili, tylko rozstrzelali – nie wierzysz, to spytaj naukowców.
Przypomina mi się uwaga znakomitego krytyka literackiego Jana Błońskiego – w jednym ze swoich artykułów w Tygodniku Powszechnym napisał, że mowa oderwana od bytu staje się bełkotem. Gdy w debacie o aborcji z pola widzenia znika jej przedmiot, jakim jest istota ludzka w postaci płodowej, groźba przekształcenia debaty w bełkot staje się, jak widzimy, realna.