fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Persowie oddali mu cześć jako Bogu. O magach ze Wschodu w innych religiach

Nie jesteśmy w stanie historycznie zweryfikować podania o mędrcach z Ewangelii Mateusza, ani wyciągnąć z niej więcej szczegółów. Jest to element tradycji chrześcijańskiej. W naszej wyobraźni umyka jednak bogate przesłanie tej opowieści.
Persowie oddali mu cześć jako Bogu. O magach ze Wschodu w innych religiach
ilustr.: Anna Libera

Święto Objawienia Pańskiego, czyli Epifanii, przybliża chrześcijanom tajemnicę Wcielenia Syna Bożego i ukazanie się Go w ciele. W Kościele zachodnim znane jest jako święto Trzech Króli i z tą przede wszystkim historią jest kojarzone, chociaż sama Epifania odnosi się również do innych wydarzeń z życia Jezusa.

„Trzej królowie” to rzeczywiście w Ewangelii Mateusza (Mt 2,1) „magowie ze wschodu” (gr. magoi apo anatolon). Nie znamy ich liczby, a tytuł królewski został przypisany im później i stał się popularny, zwłaszcza w zachodnim chrześcijaństwie. Bardziej szczegółowe opisy tego wydarzenia wywodzą się zazwyczaj z apokryfów lub innych tekstów patrystycznych. Ze sztuki sakralnej znamy przedstawienia zazwyczaj trzech postaci z różnych krajów, o różnych karnacjach i strojach. Jest to jednak stosunkowo późne wyobrażenie.

Wczesna tradycja nie podawała dokładnej liczby mędrców. Motyw trzech królów, który zdominował zachodnią sztukę sakralną, opiera się na podaniu o trzech darach z Ewangelii Mateusza i utożsamia z ich liczbą liczbę gości ze Wschodu. Niektóre z podań, jak u Jakuba z Edessy z VII wieku, podają liczbę dwunastu (która jest częścią ważnej symboliki biblijnej). Ponadto w tych apokryficznych szczegółowych historiach królom towarzyszy liczna świta. U Jakuba z Edessy jest to nawet tysiąc osób.

Głównym przesłaniem tej historii jest jednak to, że pogańscy władcy oddali pokłon Chrystusowi. Nie chodzi tu tylko o konkretnych władców, ale o to, że jako władcy reprezentowali oni całe narody pogańskie. „Persowie oddali mu cześć jako Bogu”, pisał Narses z Nisibis w V wieku. Orygenes z kolei, zwracając uwagę na to, że magowie parali się sztuką magiczną i posługiwali się w tym celu istotami duchowymi, wybierają zawsze to, co posiada większą moc. W momencie narodzenia Chrystusa natomiast, jak wierzył Orygenes, stracili oni swoje moce i szukali przyczyny tego stanu rzeczy. Jedynym wyjaśnieniem było dziwne zjawisko na niebie w postaci nowej gwiazdy.

W starożytności wierzono, że takie niewyjaśnione zjawiska astronomiczne zwiastują nadzwyczajne wydarzenia. Według Orygenesa „podczas ważnych wydarzeń i w czasie istotnych zmian spraw ziemskich pojawiają się na niebie takie gwiazdy, które zapowiadają upadek królestw, wojny, albo coś, co może spotkać ludzi i spowodować zamieszanie w świecie ziemskim. W rozprawie stoika Chajremona «O kometach» czytałem, iż komety zapowiadają również zjawiska korzystne” (Orygenes, Przeciw Celsusowi I, 59). Wydało się zatem logiczne, że ci mędrcy podążyli za gwiazdą. Według Orygenesa mogli oni znać nawet spisane przez Mojżesza proroctwo Balaama mówiące o „gwieździe Jakuba” (Lb 24,17).

W innych apokryfach jest mowa o tym, że posiadali oni jeszcze starsze proroctwa, tak zwane „Księgi ukrytych misteriów” spisane przez Seta, syna Adama, które przechowywane były w Górze Triumfów, na wschodzie kraju Szir – w Jaskini Skarbów. W innych podaniach magowie wywodzili się z rodu Elama, syna Sema. W syriackim tekście znanym pod skróconą nazwą „Historia błogosławionej Maryi Dziewicy” magowie mieli wygłosić taką mowę na widok gwiazdy: „Narodził się król królów i Bóg bogów, i Światło światła. I ta gwiazda jest jednym z naszych bogów, który przybył nam przekazać o Jego narodzinach, byśmy mogli iść i podarować mu nasze dary i złożyć Mu hołd”.

Wszystkie te szczegółowe opisy pojawiają się w niekanonicznych źródłach. Opis z Ewangelii Mateusza jest dość ogólny i niezbyt precyzyjny. Bez wątpienia miał on funkcję retoryczną – pokazywał słuchaczom wywodzącym się z pogańskiego środowiska perskiego, że magowie, należący do zaratusztriańskiej kasty kapłańskiej, złożyli hołd Synowi żydowskiego Boga, który jest Bogiem najwyższym. Przede wszystkim właśnie temu wątkowi należy się przyjrzeć – odwołaniu się do tradycji religii perskiej, znanej jako mazdaizm (kult Ahura Mazdy) albo zaratusztrianizm (od reformatora i proroka tej religii – Zaratustry). Poza kontekstem syryjskim jednak pisarze chrześcijańscy nie mieli aż tak dużej wiedzy na temat tej religii. Najwięcej nawiązań, jak się zdaje, pojawia się we wspomnianej wyżej „Historii błogosławionej Maryi Dziewicy”.

Według tego podania Maryja w zamian za dary dała gościom lnianą pieluchę, która podczas święta była wrzucana do ognia, ale on jej nie spalał, lecz po wyjęciu była jeszcze bielsza. Jest to nawiązanie do zaratusztrańskiego zwyczaju zasłaniania ust chustą przy ołtarzu ognia, by nie zanieczyścić świętego płomienia oddechem. Legenda ta pokazuje nie tyle, że Bóg chrześcijański jest potężniejszy od boga mazdaizmu, co raczej, moim zdaniem, ukazuje że jedna religia wypełnia drugą. Nie ma tu mowy o zniszczeniu religii zaratusztrian, a ich bóg nie jest przeciwstawiony Bogu chrześcijańskiemu. Religia perska jest ukazana raczej jako religia naturalna, stanowiąca praeparatio evangelica (przygotowanie do ewangelii). Nie jest ona demoniczna i błędna, ale jest wyrazem oczekiwania rodzaju ludzkiego na pełniejsze objawienie się Boga. Pogańscy mędrcy są badaczami nieba, astrologami – ciała niebieskie nie są dla nich martwymi obiektami, ale jak dla większości ludzi starożytności bytami duchowymi. Nie powinno więc dziwić określenie Gwiazdy Betlejemskiej jako jednego z ich bóstw – które w chrześcijańskiej wyobraźni odpowiadałby aniołowi (w końcu gr. angelos to dosłownie posłaniec).

W apokryficznych historiach pojawia się również adaptacja proroctwa zaratusztriańskiego. W komentarzu Teodora BarKoniego z VIII wieku można przeczytać rzekome „Proroctwo o Chrystusie Zardoszta” (czyli Zaratustry). Prorok Ahura Mazdy przekazuje swoim trzem uczniom, że na końcu czasu przyjdzie wielki król, który narodzi się z dziewicy bez udziału mężczyzny. Mesjasz został w nim porównany do drzewa, które wyrasta na pustkowiu z rozpostartymi ramionami (niczym krzyż) i przynosi owoce. Ale mieszkańcy będą próbować zakłócać jego wzrost i próbować je zniszczyć. Ostatecznie zostanie zabity i przybity do drzewa. Na pytanie ucznia, kto jest większy – on czy ten mesjasz, Zardoszt odpowiada, że będzie on z jego rodu oraz że „on jest we mnie, a ja jestem w nim”.

Przytoczone przez BarKoniego podanie jest chrześcijańską adaptacją rzeczywistych wierzeń zaratusztriań, w których idea Mesjasza – Saoszjanta, rozwinęła się już w V wieku przed naszą erą. Jedną z pierwszych różnic, którą jednak można dostrzec, jest to, że chociaż Saoszjant rodzi się z dziewicy, to zostaje ona zapłodniona poprzez kąpiel w jeziorze, w którym zachowało się nasienie Zaratustry. Nie jest to zatem stricte „dziewicze zrodzenie” – jest on bowiem synem proroka. Matka Saoszjanta będzie nazwana Vispa-taurvi – „wszystko zwyciężająca” lub „matka wszystkich niszczycieli zła”. Można tu dostrzec piękną antycypację Maryi depczącej głowę węża, która jest symbolem zła w chrześcijaństwie. W mazdaizmie wszelkie zwierzęta czyniące szkodę, krzywdzące inne stworzenia i odpychające z wyglądu były stworzone przez Arymana – Ducha Zła i przeciwnika dobrego Ahura Mazdy. Oczywiście nie ma tu związku historycznego między tymi symbolami, ale można dostrzec symbolikę mającą charakter uniwersalny.

Sama postać Saoszjanta została później rozwinięta i rozdzielona na kilka postaci odpowiadających kolejnym etapom dziejów. Podobnie jak w żydowskiej tradycji spodziewano się kilku „mesjaszów”, podczas gdy Chrystus łączy w sobie wszystkie te role (królewską, kapłańską i prorocką). Trzech Saoszjantów, będących w gruncie rzeczy synami Zaratusztry, miało się rodzić kolejno co tysiąc lat, zaczynając od dziesiątego millenium. W tekście hymnów Jaszt (Jazata 19 i 89) możemy przeczytać, że przez ostatniego proroka działa Chwała (Kvarenah) Ahura Mazdy, która sprawia, że świat uzyskuje nieśmiertelność. Świat jest młody i nie starzeje się, nic nie gnije, nie rozkłada się i nie umiera. Wszystko żyje od tej pory wiecznie, bogaci się i kieruje własną wolą. Zmarli powstaną, zapanuje życie i nieśmiertelność. W tej wizji zmartwychwstałego świata ludzkość wpierw będzie żywić się pożywnymi warzywami i mlekiem, które będzie obficie dawane przez bydło i niewielka jego ilość wystarczy, by nasycić się na wiele dni. Później jednak nawet i mleko przestanie być potrzebne i będzie wystarczała świeża woda.

Z perspektywy czysto historycznej i religioznawczej można wykazać podobieństwo między perską i żydowską ideą mesjańską. I z tej świeckiej perspektywy można by ograniczyć się zaledwie do wskazania podobieństw i refleksji, na ile pewne idee narodziły się samoistnie w środowisku żydowskim, a na ile zostały zapożyczone i rozwinięte. Możemy zauważać pewne podobieństwa w symbolice, tekstach i wierzeniach. Nie jesteśmy natomiast w stanie historycznie zweryfikować podania o mędrcach z Ewangelii Mateusza, ani wyciągnąć z niego więcej szczegółów. Jest to element tradycji chrześcijańskiej, która znalazła swoje miejsce w sztuce, liturgii i świętowaniu. Wydaje mi się, że jednak w naszej wyobraźni umyka bogate przesłanie tej opowieści. Pokłon magów ze Wschodu to nie tylko złożenie hołdu Bogu chrześcijańskiemu przez pogan. To też ukazanie, że osoby wyznające inne religie dążą również do poznania Boga i nie są na nie ślepi. To nie są zaślepieni czciciele demonów. Jak pokazywały bowiem patrystyczne interpretacje i teksty apokryficzne, Persowie byli w stanie dzięki swoim „pogańskim” proroctwom i wiedzy astrologicznej rozpoznać Boże Objawienie. Kieruje nimi pragnienie poznania najwyższego Boga.

Historia „magów ze Wschodu” zatem staje się ciekawsza, gdy przyjrzymy się jej nie z perspektywy czysto świeckiej i historycznej, ale konfesyjnej. W końcu i Paweł w swej mowie na Areopagu, jak czytamy w Dziejach Apostolskich, zwrócił uwagę, że Grecy mają ołtarz poświęcony „Nieznanemu Bogu”, którego przyszedł on im głosić. W człowieku jest nieugaszone pragnienie poszukiwania Boga, które zostaje wyrażone w religii. W czasach patrystycznych powstała koncepcja, że religie niechrześcijańskie zawierają tak zwane „ziarna Logosu” – cząstki Słowa, zawarte w innych kulturach, filozofiach i religiach. Zagadnienie to jednak, dość ryzykowne, nie spowodowało znaczącego namysłu w teologii nad religiami niechrześcijańskimi. W powszechnym nauczaniu Kościoła zostało to wyrażone tak naprawdę na Soborze Watykańskim II, kiedy dostrzeżono, że w różnych religiach znajdują się elementy dobra. Wcześniej, na Soborze Watykańskim I, podkreślono natomiast, że człowiek, posiłkując się tylko rozumem naturalnym, bez zewnętrznego objawienia jest w stanie dojść do Boga.

Jednym z pytań, które może gnębić chrześcijanina, może być to, czy to dojście do Objawienia chrześcijańskiego następuje pomimo, czy dzięki jakiejś obcej religii. Jeśli ktoś przyjmie optykę negatywną, jakoby wszelkie religie niechrześcijańskie były złe czy demoniczne, to pozostaje tylko pierwsza opcja – rozum naturalny pomaga przezwyciężyć zabobon ich religii w drodze ku jedynej prawdzie. Wtedy należałoby przyjąć, że wszystkie religie nie bazujące na chrześcijańskim Objawieniu u swego źródła są złe, a zatem muszą prowadzić jednoznacznie do potępienia. Jeśli ktoś się w ramach z nich zbawi, to właśnie „pomimo” tej religii.

Moim zdaniem jest to jednak niezwykle uproszczony obraz świata religii, ale też i odkupienia. Bardziej ortodoksyjne wydaje się założenie przeciwne – różne religie są wyrazem działania rozumu ludzkiego poszukującego Absolutu. Nawet jeśli nie posiadają pełnego Objawienia, które zostało dane w osobie Chrystusa, to mają dostęp do „ziaren Logosu”. Jeśli konsekwentnie przyjmiemy, że świat został stworzony przez Boga, poprzez jego mądrość – Słowo, oraz że człowiek wraz ze swoim intelektem został stworzony na „obraz i podobieństwo” Boże, to musimy również przyjąć, że nasze poszukiwania Boga nie mogą być skazane na porażkę. Samoobjawienie się Boga stanowi podstawę ludzkiej egzystencji. Historia zbawienia pokazuje nam, że Bóg chce nam się objawić i stara się w tym wyjść nam naprzeciw.

Chrześcijanie w obcych religiach mogą dostrzegać te ziarna, czy elementy dobra, które są nam znajome i bliskie, a nawet mogą odkryć zapomniane przez nas treści własnego wyznania. Religia żydowska oczywiście zajmuje tutaj szczególną rolę. Śladów objawienia szukano jednak również w innych religiach. W końcu nawet św. Tomasz z Akwinu, pisząc o objawieniu naturalnym, odwoływał się właśnie do przykładu magów z Ewangelii Mateusza. Pewien renesans nadszedł wraz z wielkimi odkryciami geograficznymi – jezuici w Chinach (tak zwana szkoła figurystów) dostrzegali zapowiedź chrześcijaństwa w religiach i filozofii chińskiej, zrównując je nawet z judaizmem. W Ameryce Łacińskiej duchowni wywodzący się z mieszanych małżeństw indiańsko-europejskich (mestizo) tworzyli podobne teorie w odniesieniu do religii Inków. Tam gdzie teologowie mieli możliwość bliższego poznania obcych religii i kultur – nie na zasadzie konfrontacji, ale dialogu – tam dostrzegano, że religie te mają swoje miejsce w historii zbawienia. Nie są one zatem przeszkodą, ale pomocą. Można wręcz powiedzieć, że nie tylko są wytworem ludzkim, ale mają swoje elementy natchnione. Nie umniejsza to w żaden sposób chrześcijaństwu i nie sprawia, że chrześcijaństwo jest przy nich uboższe. Wszystko bowiem, co dobre w tych religiach, zgodnie z ortodoksją, ma swe źródło w Logosie, którego pełne Objawienie jest dane w Kościele. Bywa jednak tak, że pewne rzeczy są nie dostrzegalne u nas, zapomniane, czy przesłonięte i są widoczne dopiero wtedy, gdy się z nimi spotkamy (niczym w zwierciadle) w religii „innego”.

Podanie o magach ze Wschodu mówi o pragnieniu i oczekiwaniu Boga – i o tym, że nie pozostawia on nas ślepymi na swoje Objawienie. Że zawołanie „Marana tha” („Przyjdź, nasz Panie”) wpisane jest w nasze człowieczeństwo i znajduje swój wyraz nawet w innych religiach. Nie wiem nic o tym, by magowie porzucili swoją religię – znaleźli oni jednak jej wypełnienie w osobie dziecka w Betlejem. Można powiedzieć, że zaraz na początku historii Wcielenia doszło do pierwszego spotkania międzyreligijnego, w którym to perscy kapłani nie zostali potępieni za swoje wierzenia, ale ujrzeli swojego boga w Jezusie – a ich religia nie została przekreślona, ale wypełniona. Spotkanie z przedstawicielami innych religii nie powinno się kierować prozelityzmem, ale próbą zrozumienia. To właśnie zrozumienie innego prowadzi do pełniejszego doświadczenia własnej religii. Dzięki innemu staję się pełniejszy. Warto tu przywołać słowa jezuity Raimona Panikkara: „Gdy odkryję w sobie ateistę, hinduistę i chrześcijanina, gdy uznam mego brata za drugiego «mnie» i gdy «drugi» nie poczuje się we mnie obcy, wtedy to przybliżymy się do Królestwa”.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×