fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Pedofil też człowiek

Nasza postawa wobec tych ludzi jest głęboko nieewangeliczna. Zdehumanizowanym jednostkom, które można nazywać „kreaturami”, nie przysługują żadne prawa. Wolno o nich powiedzieć wszystko.
Pedofil też człowiek
ilustr.: Kuba Mazurkiewicz

Nazywanie pedofila „zwyrodnialcem”, „potworem” czy „bestią” stało się medialnym chlebem powszednim. Ksiądz Robert Skrzypczak w wywiadzie dla portalu Fronda.pl posunął się do stwierdzenia, że księży, sprawców czynów pedofilskich, należy „uznać za wampiry i wyeliminować”. W toczącej się od kilku miesięcy dyskusji nad problemem pedofilii, oprócz argumentów dotyczących konieczności i sposobów ochrony ofiar, padło wiele karygodnych słów i sformułowań pod adresem sprawców tych – bez wątpienia potwornych – zbrodni. Nie tylko w rozmowach prywatnych i na internetowych forach puściły wszelkie hamulce.

Nietrudno w języku opisującym sprawców pedofilii dostrzec schemat mający pozbawić ich wszelkich ludzkich cech. Mocny wyraz takiego myślenia dał kilka lat temu urzędujący do dziś premier. Donald Tusk na konferencji prasowej poświęconej rządowemu pomysłowi przymusowej kastracji sprawców przemocy seksualnej wobec dzieci powiedział: „Nie sądzę żeby wobec takich indywiduów, takich «kreatur», można było zastosować termin «człowiek» i w związku z tym nie sądzę, żeby obrona praw człowieka dotyczyła tego typu zdarzeń”. Rzeczywiście. Zdehumanizowanym jednostkom, które termin „kreatura” opisuje lepiej niż „człowiek”, nie przysługują żadne prawa. Można o nich powiedzieć właściwie wszystko. I tak samo wszystko można z nimi zrobić. I nawet jeśli wielu z nas w ten sposób jeszcze nie myśli, trzeba mieć świadomość, że powszechnie przyjmowany w debacie publicznej język w silnym stopniu kształtuje naszą świadomość.

Analiza tego języka, którego używamy publicznie i prywatnie do opisu sprawców czynów pedofilskich, prowadzi nas do banalnej, choć ważnej konstatacji: nasza postawa wobec tych ludzi jest głęboko nieewangeliczna. Trudno dostrzec w niej naśladowanie Chrystusa, który rozmawiał i jadał z grzesznikami, który pod swoje skrzydła przyjął Marię Magdalenę, a na Krzyżu wybaczył i obiecał zbawienie wiszącemu obok łotrowi. Jezus umarł za grzechy wszystkich, również sprawców przemocy seksualnej wobec dzieci. W tej postawie trudno również dostrzec pamięć o nauczaniu Kościoła, który napomina, aby sądzić czyny, a nie sprawców, i aby czyny, a nie ich sprawców, potępiać. Mówiąc najprościej – nie jest to postawa miłości do Drugiego.

To jak się odnosimy do sprawców przemocy seksualnej wobec dzieci ma również inne, ważne i dalekosiężne konsekwencje. W świetle medycznych definicji pedofilia to nie tyle przemoc seksualna wobec dzieci, ile skłonność, pewna preferencja ukierunkowująca popęd seksualny na dzieci. Oznacza to, że w społeczeństwie istnieje pewna grupa ludzi, której liczebność jest trudna do oszacowania, odczuwających silny popęd ukierunkowany na dzieci. U części z tych ludzi popęd wcale niekoniecznie przeradza się w stosowanie wobec nich przemocy seksualnej.

Grupa ludzi, którzy dopuścili się takiej przemocy, również nie jest jednorodna. Część z nich to osoby nie dostrzegające w swoim postępowaniu niczego nagannego, ponieważ, w ich przekonaniu, nie sprzeniewierzają się woli dziecka, tylko to we właściwy sobie sposób okazują młodemu człowiekowi czułość. Inni odczuwają silne poczucie winy, chcieliby przestać krzywdzić dzieci, jednak nie potrafią zapanować nad własną seksualnością.

W tej ostatniej grupie wiele osób stara się minimalizować koszty swojej niepohamowanej seksualności, nieodpowiednie i karalne zachowanie ograniczając do oglądania dziecięcej pornografii (czym w oczywisty sposób przyczyniają się pośrednio do wielkiej krzywdy dzieci, które zostają bohaterami pornograficznych materiałów). Prawie całą tę niejednorodną grupę spaja silny lek przed ostracyzmem i bardzo niskie kompetencje społeczne. Przeważnie są to ludzie nieszczęśliwi, cierpiący, niemogący pogodzić się ze swoimi słabościami. Można i należy podawać ich terapii.

Leczenie pedofilii nie jest nastawione na zmianę kierunku pożądliwości seksualnej (co często okazuje się niemożliwe), lecz na zdobycie umiejętności kontroli nad nią, poznanie innych form wyładowania napięcia seksualnego oraz naukę empatii i umiejętności społecznych, pozwalających zrozumieć punkt widzenia ofiary i ogrom krzywdy jej wyrządzonej.

W Polsce, niestety, leczenie pedofilii ogranicza się właściwie do terapii osób skazanych, prowadzonej pod przymusem sądowym lub w nadziei skazanego na krótszy wyrok. Osobom, które nie zostały skazane (wśród nich jest wiele takich, które po prostu nie zostały złapane, ale również wiele innych, którym póki co udaje się skutecznie powstrzymywać swój popęd seksualny), państwo nie oferuje właściwie żadnej formy opieki psychologicznej i seksuologicznej. W całej Polsce jest tylko jedna grupa terapeutyczna przeznaczona dla takich osób.

Trudno zresztą dziwić się, że społeczeństwo i władza nie chcą przeznaczać pieniędzy podatników na pomoc komuś, kogo uważają za wampira, skoro dla „prawdziwych ludzi” brakuje np. miejsc w przedszkolach. Trudno dziwić się też osobom odczuwającym popęd seksualny w stosunku do dzieci, że nie nie chciałyby pójść na terapię i przyznać się przed sobą i innymi, że nie są ludźmi, lecz „kreaturami”.

Skoro pedofile, zdaniem premiera polskiego rządu, nie są ludźmi, trudno się wreszcie dziwić, że traktowani są w sposób adekwatny – czyli nieludzki. Gdy sprawca przemocy seksualnej trafi do więzienia, ma przed sobą tylko dwie możliwe perspektywy: albo, jeśli będzie miał szczęście, przez lata skazania będzie skutecznie izolowany i spędzi je w zupełnej, desocjalizującej samotności, albo trafi do celi z innymi więźniami, którzy, pro publico bono, wymierzą mu karę, na którą – zdaniem dużej części społeczeństwa – naprawdę zasługuje: śmierć lub przynajmniej brutalne i upokarzające traktowanie przez cały okres trwania wyroku.

Nie jest moim zamiarem usprawiedliwianie czynów pedofilskich, które zawsze, jako wymierzone w najsłabszych, są potwornymi zbrodniami. Osoby, które dokonują takich czynów, należy skutecznie ścigać, mądrze karać i, często, bezwzględnie izolować. Należy przede wszystkim chronić potencjalne ofiary, a tym, którym już stała się krzywda, zapewnić niezbędne wsparcie. Dlatego potrzebna jest wyważona, merytoryczna i pozbawiona zbiorowych namiętności debata nad sposobem, w jaki wymienione wyżej postulaty należy realizować.

Jeśli jednak odważyć się na założenie, że pedofil również jest człowiekiem, konsekwentnie powinniśmy zmusić się do wysiłku polegającego na lepszym zrozumieniu zjawiska pedofilii, pewnych drzemiących w człowieku skłonności i uwarunkowań oraz różnych sposobów przeciwdziałania im, a nie ograniczać się do stosowanej za karę przemocy opartej na pragnieniu społecznej zemsty – przemocy faktycznej (jak długoletnie więzienie czy postulaty przywrócenia kary śmierci) i symbolicznej (jak odbieranie pedofilom prawa do bycia uznanym za człowieka). Dehumanizowanie pedofila jest pójściem na skróty i ucieczką od niełatwej i bolesnej wędrówki w ciemne zakamarki ludzkiej natury.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×