fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Paragwaj: zamach parlamentarny

Parlament w Paragwaju stoi w płomieniach. Przed budynkiem: setki manifestantów pacyfikowanych przez policję. W powietrzu czuć gaz łzawiący, słychać huk wystrzałów. Piątkowa noc 31 marca w Asunción kończy się saldem ponad dwustu zatrzymanych i kilkudziesięciu rannych. Od wystrzału z ostrej amunicji ginie aktywista opozycyjny Rodrigo Quintana. Co tak bardzo rozzłościło Paragwajczyków?

_IGP2765

fot. Wojciech Ganczarek


Kiedy w 2013 roku Horacio Cartes z prawicowej Partii Czerwonej (ANR) został zaprzysiężony jako prezydent Paragwaju, zapewniał przed kamerami CNN, że nie będzie dążył do reelekcji. Obecnie, na nieco ponad rok przed wyborami, głowa państwa najwyraźniej zmieniła zdanie, a do swego celu dąży w sposób co najmniej wzbudzający wątpliwości.
Już w 2016 roku senatorzy opozycyjni i dysydenci z partii rządzącej (ANR) przewidzieli taki obrót sprawy. Rankiem 25 sierpnia zaproponowali poprawkę do konstytucji umożliwiającą reelekcję tylko po to, by po południu tego samego dnia ją odrzucić. Dzień na tego typu zagrywkę nie został wybrany przypadkowo. Konstytucja umożliwia ponowną dyskusję senacką nad projektem identycznym lub podobnym dopiero w rok po odrzuceniu jego pierwotnej wersji. Zwolennicy prezydenta mają więc związane ręce aż do 26 sierpnia 2017, tymczasem już 21 sierpnia należy formalnie ogłosić kwietniowe wybory 2018 roku. Poprawka do konstytucji umożliwiająca reelekcję, nawet jeśli udałoby się ją przepchnąć po 26 sierpnia, weszłaby w życia dopiero podczas wyborów w 2023 roku.
We wtorek 28 marca na biurku prokuratora generalnego wylądowało doniesienie o popełnieniu przestępstwa uzurpowania funkcji publicznych i łamania konstytucji. W dokumencie przewodniczący izby wyższej parlamentu Roberto Acevedo relacjonuje, jak grupa deputowanych ze stronnictwa prezydenta prosi o sesję nadzwyczajną dla rozpatrzenia projektu zmiany regulaminu senackiego. Acevedo (opozycyjna Partia Liberalna, PLRA) zgadza się i wyznacza datę sesji na 30 marca. Oficjalistom ta data nie podoba się do tego stopnia, że po wielogodzinnym oczekiwaniu drugi wiceprzewodniczący Julio Velazquez (ANR) wstaje, ogłasza się przewodniczącym izby wyższej (przy obecności rzeczywistego przewodniczącego i pierwszego wiceprzewodniczącego) i zabiera się za prowadzenie obrad sesji nadzwyczajnej w ogniu wulgaryzmów wykrzykiwanych przez przeciwników reelekcji.
Według nowego regulaminu senatu jego przewodniczący traci prawo do blokowania projektów ustaw zatwierdzonych wcześniej przez izbę niższą (artykuł 41 regulaminu). Dodatkowo, do zatwierdzenia poprawki do konstytucji nie wymaga się już większości 2/3 głosów, a zwykłej większości, a więc poparcia już nie trzydziestu, a jedynie 23 spośród 45 senatorów (artykuł 117).
Po wtorkowym przygotowaniu zwolennicy zmian w konstytucji zdecydowali się na główne uderzenie w piątkowe popołudnie 31 marca. Za zamkniętymi drzwiami biura jednej z partii politycznych 25 senatorów przegłosowało projekt poprawki umożliwiającej obecnemu i byłym prezydentom ubieganie się o kolejną kadencję. Przeciwnicy poprawki, z Efrainem Alegre (PLRA) na czele, ocenili głosowanie jako „zamach stanu”.
Bezpardonowe zachowanie legislatorów musiało wzbudzić sprzeciw paragwajskiego społeczeństwa, które nie tak dawno doświadczyło siedmiokrotnej reelekcji Alfredo Stroessnera wywodzącego się – podobnie jak Cartes – z Partii Czerwonej. Generał najpierw wykorzystał dwie pięcioletnie kadencje przysługujące mu na mocy konstytucji z 1940 roku. Następnie na podstawie konstytucji własnego autorstwa z 1967 roku umożliwił sobie kolejne dziesięć lat rządów, by potem dzięki poprawce z 1977 roku zalegalizować nieograniczoną liczbę reelekcji. Trwająca blisko 35 lat prawicowa dyktatura wspierana finansowo i politycznie przez Stany Zjednoczone ma na swoim koncie przeszło osiemnaście tysięcy torturowanych i czterystu „znikniętych”. To między innymi powrotu tego scenariusza obawiają się wyborcy i także dlatego postdyktatorska konstytucja z 1992 umożliwia politykom tylko jedną kadencję w roli prezydenta kraju lub gubernatora departamentu.
Protesty pod hasłem „nigdy więcej dyktatury” rozpoczęły się w środę 29 marca, dzień po zatwierdzeniu zmian w regulaminie senatu. W piątek, kiedy opinia publiczna dowiedziała się o głosowaniu nad poprawką do konstytucji za zamkniętymi drzwiami, manifestacje straciły pokojowy charakter. Według relacji lokalnych mediów protestujący wdarli się do siedziby parlamentu, wybijając szyby i wynosząc z sali obrad między innymi tabliczki z nazwiskami senatorów. W budynku podłożono ogień: wschodnia ściana do dziś stoi w ruinie.
Według licznych opinii w piątek wśród manifestantów pojawiło się wiele nowych twarzy, sprawiających wrażenie raczej najemnych bandytów niż ludzi protestujących z przekonania. Z drugiej strony, także działania policji wywołały polemikę. Efrain Alegre ocenia, że służby porządkowe wykazywały się wyjątkową agresją, dziennikarze oskarżają policjantów o niszczenie kamer i aparatów fotograficznych, a Narodowy Mechanizm Zapobiegania Torturom donosi, że wiele osób zatrzymano bezpodstawnie, dochodziło do tortur; policjanci mieli również żądać łapówek w zamian za uwolnienie. Krótko po północy oddział konny policji zbliżył się do siedziby ABC, jednego z najważniejszych dzienników w kraju. Bez widocznego powodu wystrzelono w kierunku wejścia, raniąc odłamkami szkła dwóch pracowników. Natalia Daporta, edytorka dziennika, która była wówczas w budynku, zapewnia, że ani w redakcji, ani w okolicy nie było żadnych manifestantów, więc – jak dodaje – nie rozumie motywów zajścia. Następnie mundurowi przeszli kilkaset metrów dalej, do siedziby Partii Liberalnej, gdzie od strzału z ostrej amunicji zginął Rodrigo Quintana.
Śmierć Quintany uspokoiła nastroje ulicy, ale zarazem postawiła w trudnej sytuacji administrację rządową. W odpowiedzi na oskarżenia o brutalne działania służb porządkowych prezydent Horacio Cartes odwołał ze stanowiska ministra spraw wewnętrznych i komendanta głównego policji, odnosząc się jednocześnie do manifestacji jako do „aktów wandalizmu”. Ze swojej strony policja unikała odpowiedzialności za zamordowanie Quintany, oświadczając, że strzelano jedynie kulami gumowymi, a przypadkowo tylko ten jeden nabój, który trafił śmiertelną ofiarę, był ołowiany. Jednak, jak podaje dziennik ABC, śledztwo prokuratury wykazało, że ostrej amunicji przy ataku na siedzibę Partii Liberalnej było znacznie więcej. Stąd nie cichną opinie porównujące 31 marca z czasami dyktatury Stroessnera.
Pejzaż polityczny nie jest jednak tak dwubiegunowy jak uliczne starcia policji z protestującymi. Kwestia reelekcji podzieliła Partię Czerwoną: część z jej członków nie popiera ponownego wyboru Cartesa na prezydenta i konsekwentnie: projektu poprawki do konstytucji. Projekt popiera natomiast część stronnictwa Fernando Lugo, centrolewicowego byłego prezydenta, obalonego na drodze impeachmentu w 2012 roku właśnie przez Partię Czerwoną. Znów: impeachmentu, którego legalność do dziś pozostaje kwestią dyskusyjną. Doszło więc do dość egzotycznej koalicji przeciwników politycznych.
Pierwszy z nich to aktualny prezydent Horacio Cartes, typowy przedstawiciel latynoamerykańskiej prawicy. Przedsiębiorca (papierosy i napoje gazowane), studiował w Stanach Zjednoczonych, syn przedstawiciela Cessny w Paragwaju, działacz sportowy, karany za oszustwa finansowe i oskarżany o winkulacje z handlem narkotykami oraz kontrabandą. W 2009 roku związał się z Partią Czerwoną, tradycyjnie reprezentującą interesy wielkich posiadaczy ziemskich. Lubi wypowiadać się w obronie wartości demokratycznych. Jak podają lokalne media: Cartes znalazł się w spisie wyborców dopiero w wieku 53 lat. Innymi słowy: pierwszy raz brał udział w wyborach powszechnych w 2013 roku, gdy głosował na samego siebie.
Zgoła odmiennie sprawa ma się w przypadku Fernando Lugo, socjologa i byłego biskupa Kościoła Katolickiego. Jego wybór na prezydenta Paragwaju w 2008 stał się wydarzeniem politycznym na skalę stulecia, jako że przerwał w ten sposób sześćdziesięcioletni okres rządów Partii Czerwonej. Pochodzi z ubogiej rodziny, jako ksiądz pracował w boliwijskich Andach i interesował się Teologią Wyzwolenia. Na polityczne wyżyny wyniosła go fala niezadowolenia w rejonach wiejskich, gdzie od dziesięcioleci nierozwiązanym pozostaje problem skrajnie nierównej dystrybucji ziemi. Destytuowany w niejasnych okolicznościach: organizacje międzynarodowe MERCOSUR i UNASUR zawiesiły członkostwo Paragwaju, oceniając impeachment Lugo jako „zerwanie z porządkiem demokratycznym”. Niedokończoną kadencję „biskupa ubogich” wspomina się przede wszystkim jako okres widocznej poprawy w służbie zdrowia i edukacji.
Paragwaj pozostaje jednym z najuboższych krajów Ameryki Południowej, a jednocześnie krajem, w którym różnice społeczne są największe. W zestawieniu 154 państw świata według nierówności dochodów (indeks Giniego) przygotowanym przez Bank Światowy Paragwaj zajął dopiero 133 miejsce. Szacuje się ponadto, że w Paragwaju 1 procent właścicieli posiada 77 procent ziem uprawnych. Nie dziwią więc wyniki sondaży przedwyborczych. Zakładając, że poprawka do konstytucji ostatecznie umożliwi reelekcję, Lugo miałby dostać aż 52,6 procent głosów, zostawiając daleko w tyle Cartesa, z wynikiem 11,9 procent. W przeciwnym wypadku, to jest odrzucając możliwość ponownego wyboru Lugo lub Cartesa, na czoło stawki zdecydowanie wybija się Mario Ferreira, obecny burmistrz Asuncion, z 47,3 procent głosów. Ten ostatni natomiast wywodzi się ze stronnictwa Lugo, a obecnie przynależy do centrolewicowej PRF.
Wydaje się więc, że niezależnie od rezultatu obecnych przepychanek parlamentarnych w kwietniu 2018 roku po raz drugi w historii Paragwaju wyborcy wskażą na lewicę. Czy będzie to Lugo, czy Ferreira – o tym może zadecydować poprawka do konstytucji. W najbliższych dniach Sąd Najwyższy ma zająć się sprawą nieregularności przy głosowaniu z dnia 28 marca. Jeśli sędziowie nie będą mieli zastrzeżeń i, konsekwentnie, obrady za zamkniętymi drzwiami z 31 marca uzna się za konstytucyjne, poprawka trafi do sejmu. Na koniec jednak potrzebna będzie jeszcze wygrana w referendum, a więc o wszystkim zadecydują wyborcy.
Pozostałe teksty z bieżącego numeru dwutygodnika „Kontakt” można znaleźć tutaj.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×