fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Paetz, Weinstein, Polański. Nie bądźmy po ich stronie

„Niepodważalne zasługi”, „międzynarodowy status i reputacja”, „osobowy i życiowy format”, „akademicki tytuł honorowy”. Nie jest raczej dziełem przypadku, że znani ludzie bronią innych znanych ludzi. Szczególnie wtedy, gdy jedni i drudzy stoją po tej samej stronie.
Paetz, Weinstein, Polański. Nie bądźmy po ich stronie
Giovanni Lorenzo Bernini, „Porwanie Prozerpiny” (fot. Int3gr4te, CC BY-SA 3.0)

 

Po tym, jak w 2002 roku o molestowanie kleryków i księży oskarżono arcybiskupa poznańskiego Juliusza Paetza, Stefan Jurga – rektor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza – zainicjował list otwarty w jego obronie. W liście można było przeczytać: „Oskarżony został człowiek cieszący się powszechnym szacunkiem, o niepodważalnych zasługach dla poznańskiej nauki i kultury, odgrywający wielką i konstruktywną rolę w życiu naszego miasta i regionu”. Marcin Kącki w „Mieście grzechu” i Tomasz Polak w „Gazecie Wyborczej” podają też, że nieco wcześniej Marek Jędraszewski (wyświęcony na biskupa właśnie przez Paetza) przymuszał księży do składania podpisów pod „oświadczeniem, w którym oskarża się «pewną grupę osób w diecezji» o rozpuszczanie pomówień, a przecież «jego [Paetza] zasługi są powszechnie znane»”.

Po tym, jak w 2017 roku wiele kobiet zarzuciło wykorzystywanie seksualne Harveyowi Weinsteinowi, Moritz de Hadeln – były dyrektor festiwali filmowych w Locarno, Berlinie i Wenecji – napisał o nim: „Spotkałem Harveya Weinsteina wiele razy. To jeden z niewielu hollywoodzkich producentów, którzy naprawdę pokochali film. Nikt nie zrobił dla europejskiego kina tyle co on”.

Po tym, jak w 2018 roku Nimrod Reitman oskarżył o molestowanie swoją dawną promotorkę Avital Ronell – lewicową literaturoznawczynię pracującą na Uniwersytecie Nowojorskim – w liście podpisanym między innymi przez słynną feministkę Judith Butler znalazły się następujące słowa: „Zaświadczamy o takcie, żywym umyśle i intelektualnym zaangażowaniu profesor Ronell. Oczekujemy, że będzie ona traktowana w sposób godny, odpowiedni dla osoby o jej międzynarodowym statusie i reputacji” (po pewnym czasie Butler wycofała się z tych sformułowań, ale nic mi nie wiadomo o tym, by podobnie zrobił na przykład inny, jeszcze sławniejszy sygnatariusz: Slavoj Žižek).

Po tym, jak nowy rozgłos zyskały niedawno oskarżenia wobec Romana Polańskiego, Jan Hartman – etyk, profesor filozofii – napisał: „Polański jest wielkim człowiekiem, prowadzącym życie tak odmienne od naszego, że wydawanie sądów na temat jego uczynków oraz osoby jest znacznie trudniejsze, niż osądzanie zwykłych ludzi”. Autor wspomniał również o „wielkiej dysproporcji osobowego i życiowego formatu, jaki dzieli zwykłych ludzi od kogoś takiego jak Polański”.

Podobnie do Hartmana wyraził się Mariusz Grzegorzek, rektor Szkoły Filmowej w Łodzi: „Roman Polański jest wielkim artystą sztuki filmowej, naszym najwybitniejszym absolwentem. […] Jego dorobek i podkreślane przez reżysera konsekwentnie i wielokrotnie znaczenie Szkoły Filmowej w Łodzi w ukształtowaniu jego artystycznej drogi stały się niejako kamieniem węgielnym naszej pozycji na arenie międzynarodowej. […] Przypomnę także, że nasza Szkoła nadała Romanowi Polańskiemu tytuł doktora honoris causa – najwyższy akademicki tytuł honorowy”.

*

Przypomnijmy: w 1977 roku Romanowi Polańskiemu postawiono szereg zarzutów o przemoc – przede wszystkim seksualną – względem Samanthy Gailey, dziś noszącej nazwisko Geimer. Dziewczynka zeznała, że zmusił ją do stosunku oralnego, waginalnego i analnego, uprzednio odurzywszy za pomocą metakwalonu (zdaniem reżysera wyraziła zgodę na seks, lecz jeszcze w 2018 roku w wywiadzie udzielonym przez pokrzywdzoną portalowi Quillette wielokrotnie pada słowo „gwałt”). Jak wynika z zeznań samego Polańskiego, wiedział on, że dziewczynka ma zaledwie trzynaście lat.

W ramach ugody reżyser przyznał się do jednego z przestępstw, czyli stosunku seksualnego z dzieckiem. Oczekując na wyrok, spędził półtora miesiąca na nakazanej obserwacji psychiatrycznej. Jednak jeszcze przed jej rozpoczęciem odwiedził Niemcy, gdzie bawił się w towarzystwie kolejnych nastolatek na Oktoberfest. Według niektórych relacji to właśnie przez zdjęcia z Monachium sędzia Laurence Rittenband (któremu później zarzucano grę pod publiczkę i nieprawidłowe prowadzenie postępowania) zaczął skłaniać się do kary znacznie ostrzejszej niż początkowo planowana. Ostatecznie Roman Polański, obawiając się wieloletniego więzienia, tuż przed ogłoszeniem wyroku zbiegł ze Stanów Zjednoczonych do Francji.

Rok później z reżyserem rozmawiał brytyjski pisarz Martin Amis. Zgodnie z jego relacją Polański mówił wtedy: „Sędziowie chcą pieprzyć małe dziewczynki. Ławnicy chcą pieprzyć małe dziewczynki. Każdy chce pieprzyć małe dziewczynki!”. Również krótko po ucieczce, w szwajcarskim mieście Gstaad, Roman Polański sypiał z nastolatkami mającymi od 16 do 19 lat (wiemy to z jego autobiografii).

W 1993 roku Samantha Geimer zawarła z Polańskim ugodę, na mocy której miała otrzymać od niego pół miliona dolarów. Od roku 1997 powtarza, że mu wybaczyła. Sam reżyser publicznie przeprosił kobietę w 2011 roku w dokumencie „Roman Polanski: A Film Memoir”. Nigdy jednak nie odbył kary więzienia, choć w latach 2009–2010 przez dziesięć miesięcy przebywał w odosobnieniu – głównie w areszcie domowym – oczekując w Szwajcarii na decyzję dotyczącą amerykańskich żądań o ekstradycję. Jak się okazało, była to decyzja odmowna, podobnie jak w przypadku późniejszego postępowania w sprawie dopuszczalności ekstradycji Polańskiego z Polski.

W roku 2010 o napaść seksualną, która miała nastąpić na początku lat 80., oskarżyła Polańskiego brytyjska aktorka Charlotte Lewis. W jej wcześniejszych wypowiedziach pojawiają się też inne wersje wydarzeń, niemniej Lewis nie jest jedyną kobietą występującą przeciw reżyserowi. Zarzuty przeciw niemu pojawiły się również później, na fali ruchu Me Too, w którym o przemoc seksualną oskarżono między innymi Weinsteina, skądinąd obrońcę Polańskiego sprzed lat. W tym okresie pod nazwiskiem wypowiedziały się trzy kobiety: Renate Langer (miał ją zgwałcić jako piętnastolatkę w 1972 roku), Marianne Barnard (mówiła o molestowaniu jej jako dziesięciolatki w roku 1975), a przed paroma tygodniami także Valentine Monnier (zgodnie z jej słowami – zgwałcona w roku 1975, gdy miała osiemnaście lat). W tym ostatnim wypadku francuski dziennik „Le Parisien” poinformował o świadectwach kilku osób, wedle których Monnier opowiedziała bliskim o przestępstwie tuż po tym, jak zostało popełnione. Ponadto przemoc seksualną zarzuciła Polańskiemu kobieta o imieniu Robin, która ujawniła swoją twarz, lecz nie nazwisko (jak stwierdziła, reżyser wykorzystał ją w 1973 roku; miała wtedy szesnaście lat).

*

„Niepodważalne zasługi”, „międzynarodowy status i reputacja”, „osobowy i życiowy format”, „akademicki tytuł honorowy”. Wszystko to mają być powody do ulgowego traktowania słynnych sprawców przemocy. A przecież właśnie wysoki status społeczny stworzył warunki, w których Paetz, Weinstein i inni pozwalali sobie na przestępstwa seksualne. Jak zauważa w „Więzi” publicysta i krytyk filmowy Marcin Stachowicz: „Roman Polański nie dopuścił się nadużycia jako «Polański-osoba prywatna», ale wykorzystał własną pozycję zawodową i przywileje wynikające z bycia «wielkim artystą» (i znanym mężczyzną), żeby zgwałcić nastolatkę. […] [Wedle zeznań Samanthy Gailey] reżyser składał trzynastolatce obietnice zawodowe, a samo spotkanie, zakończone gwałtem, przebiegało w atmosferze profesjonalnej sesji fotograficznej: jeżdżenia i chodzenia po Hollywood w poszukiwaniu plenerów, wnętrz, póz, gestów i strojów”.

Nie jest raczej dziełem przypadku, że znani ludzie bronią innych znanych ludzi. Szczególnie wtedy, gdy jedni i drudzy stoją po tej samej stronie (nie spodziewam się, by Jan Hartman nazwał kiedyś księdza Henryka Jankowskiego „wielkim człowiekiem, prowadzącym życie tak odmienne od naszego”). Tłumaczyć to można różnie – na przykład tak, że łatwiej o poczucie solidarności z osobą oskarżoną, gdy ma ona zbliżony status, pokrewne poglądy lub obraca się w podobnym środowisku. Niezależnie od przyczyn liczy się efekt: dzięki wsparciu rozpoznawalnych publicystów, rektorów bądź polityków sławni sprawcy przemocy częściej unikają konsekwencji swoich czynów. Choć wypowiedzi szeregowych komentatorów z internetu też w swojej masie nie są bez znaczenia.

Oczywiście istnieją fałszywe oskarżenia o przemoc seksualną, w tym też o gwałt. Jednak według danych, jakie dla BBC zgromadziła Katty Kay, stanowią one bardzo niski odsetek stawianych zarzutów (przynajmniej tych, które doprowadziły do sformalizowanego postępowania). Niezwykle rzadko kończą się też skazaniem domniemanych sprawców. A ponadto wiele informacji – między innymi raport amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości z 2012 roku – wskazuje, że większość gwałtów w ogóle nie jest zgłaszana policji. Dlatego zarzuty o stosowanie przemocy seksualnej trzeba traktować bardzo poważnie. Jak stwierdza Sandra Newman w serwisie Qz.com, na podstawie licznych danych budując obraz fałszywych i prawdziwych oskarżeń:

„Kiedy kobieta mówi, że podczas publicznego wydarzenia została brutalnie zgwałcona przez siedmiu mężczyzn na pokruszonym szkle […] i kiedy ma za sobą wiele dziwacznych kłamstw […], nie ma nic złego w zachowywaniu wątpliwości. Ale kiedy kobieta, która nie ma w swojej biografii tak widowiskowych fałszerstw, mówi, że poszła z mężczyzną do mieszkania, całowali się chwilę za obopólną zgodą, a potem ten ją przytrzymał i zmusił do seksu – jeżeli nie ma silnych dowodów sprzecznych z tą wersją zdarzeń, możesz po prostu założyć, że jest prawdziwa. Nie dlatego, że musisz zgadzać się z jakąkolwiek polityczną sentencją, na przykład «Wierzcie kobietom». Dlatego, że ta historia wygląda dokładnie tak samo jak tysiące gwałtów na randkach, które mają miejsce każdego roku. I zupełnie nie przypomina fałszywego zarzutu o gwałt”.

*

Czy wszystko to znaczy, że na podstawie publicznych oskarżeń z ostatnich lat trzeba skazać Romana Polańskiego na więzienie? Niekoniecznie. Reguły przedawnienia i domniemania niewinności mają swoje uzasadnienie w formalnym postępowaniu karnym (choć w wypadku przemocy seksualnej przedawnienie – zwłaszcza po krótkim okresie – jest instytucją co najmniej kontrowersyjną, gdyż osoby poszkodowane mogą potrzebować wiele czasu na zmierzenie się z barierami psychologicznymi, społecznymi i prawnymi, które utrudniają zgłoszenie przestępstwa).

Nie potrzebujemy jednak wyroków sądowych w każdej zgłoszonej sprawie, aby móc przyjąć krytyczną postawę wobec Polańskiego w życiu społecznym. Gwałt na Samancie Gailey, cztery dekady unikania pełnej odpowiedzialności karnej, długa historia kontaktów erotycznych i romantycznych z nastolatkami, kilka publicznych zarzutów w ostatnich latach – to bardzo silne argumenty za uznaniem, że polski reżyser niemal na pewno jest wielokrotnym sprawcą przemocy seksualnej. Trudno uznać, iż odbył dostateczną pokutę (obejmującą również zadośćuczynienie osobom skrzywdzonym).

Czy Roman Polański powinien zostać poddany ostracyzmowi? Czy należy bojkotować jego filmy? To zapewne kwestie do dyskusji. Sięgnijmy na przykład znów do tekstu Marcina Stachowicza: „Można […] oglądać Polańskiego także – a może nawet przede wszystkim – dla pracy aktorek, montażystek, kostiumografek, asystentek – dla ich artystycznej wielkości i heroicznego uporu w czasach, kiedy pozycja kobiet w branży filmowej była jeszcze słabsza, a ich ciała stanowiły milczącą kartę przetargową w rozgrywkach hollywoodzkich bonzów”. Z pewnością jednak nie należy celebrować Polańskiego jako wielkiego Polaka. Nie jest też dobrym pomysłem zapraszanie go na spotkania ze studentkami i studentami. To trochę tak, jakby ktoś organizował w seminariach wieczorki z Juliuszem Paetzem (kiedy ten jeszcze żył). Przecież były metropolita poznański mógłby powiedzieć tyle ciekawych rzeczy o życiu w Watykanie i współpracy z papieżami! I nigdy nie był bohaterem postępowania karnego, więc w czym rzecz?

*

Lewica w swój etos wpisaną ma szczególną troskę o tych, które i którzy znajdują się w ciężkim położeniu. Tak samo chrześcijaństwo. Kiedy Jezus spotykał się z wykluczonymi, był łagodny. Kiedy mówił do faryzeuszy i uczonych w Piśmie, niejednokrotnie nazywał ich „obłudnikami” (Mt 7,6), porównywał do „grobów niewidocznych” (Łk 11,44) i „grobów pobielanych”, wytykał „nieprawość” albo pytał, jak mogą „ujść potępienia w piekle” (Mt 23,27-28.33).

Świat wcale nie byłby lepszym miejscem, gdybyśmy w sprawie oskarżeń wobec Romana Polańskiego, Harveya Weinsteina czy Juliusza Paetza powstrzymywali się od jakiejkolwiek krytyki, czekając na wyroki sądowe. W ten sposób umacnialibyśmy mechanizmy, które sprzyjają ludziom nadużywającym władzy, a uciszają pokrzywdzonych. Warto walczyć o to, by nasze społeczeństwa stały się bardziej znośne dla osób doświadczających bezpośredniej i systemowej przemocy (czasami mężczyzn, częściej kobiet). Warto stawać po stronie ludzi, którym samym trudno się bronić, a którym teraz nasze wypowiedzi mogłyby dodać otuchy. Bo w ostatecznym rozrachunku to właśnie o nich tutaj chodzi, o nich wszystkich, a nie o indywidualną biografię Romana Polańskiego.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×