fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Opłatek ab ovo

Może warto jeszcze przed świętami poddać się temu opłatkowemu „sądowi Bożemu” i zapytać, kiedy ostatni raz kogoś uściskałem nie dla interesu, ale po bratersku, bezinteresownie, z radości - czyli po Bożemu.

Fot.: Tomek Kaczor


 

Opłatek, poza wszystkimi symbolicznymi znaczeniami, jest przede wszystkim niemym świadkiem jednego z pierwszych najważniejszych kryzysów w Kościele. Więcej, opłatek przypomina, że i dzisiejsze kłopoty kościelne mają z tamtym kryzysem sprzed wieków wiele wspólnego. Ale zacznijmy ab ovo, czyli od jaj, i dalej ab usque ad mala, to znaczy, aż do jabłek, czyli od przystawki, zakąski do deseru. Mówiąc inaczej, zacznijmy od początku do końca. Nasz opłatek w prostej linii pochodzi z pierwszych wieków chrześcijaństwa, a jego przodkami są również obrzędy innych religii. Dzielenie się chlebem zawsze było wyrazem gościnności. I tak chrześcijanie na swoje spotkania, na agapę, czyli wspominanie życia, śmierci i powstania z martwych Jezusa Chrystusa, przynosili, co tam kto miał na wspólny stół. Część podarowanego chleba i wina używano bezpośrednio do sprawowania Eucharystii, pozostałą część rozdawano. Z czasem ten pozostały chleb nazwano eulogia, co oznaczało chleb błogosławiony, ale niekonsekrowany.

 

Słówko eulogia pochodzi od greckiego eu – dobry i logos – słowo. To złożenie oznaczało mówienie o kimś dobrze, pięknie, a więc błogosławieństwo. W naszym przypadku nie chodzi jednak tylko o słowa, ale i o rzecz. Pobłogosławiony chleb można zatem postrzegać jako zmaterializowane słowo.

Od IV wieku rozdawano ten tylko pobłogosławiony zamiast chleba konsekrowanego, a więc był on spożywany zamiast Komunii. Skąd się zatem wziął ten dziwny obrzęd, ta Komunia na niby? A no z masowego napływu nowoochrzczonych, którym trudno jakoś było rozgościć się na dobre w Kościele i przy wspólnym stole. Wiadomo, IV wiek, chrześcijaństwo staje się religią równoprawną z innymi, by z czasem stać się religią panującą i w rezultacie ideologią państwową. To zamiana religii w ideologię sprawiła, że zaczynają bardziej liczyć się zachowania niż przekonania. I choć mogłoby się wydawać, że nowonawróceni hurmem ruszą do Stołu Pańskiego, to jednak stało się coś wprost przeciwnego. Do tegoż Stołu zaczęto dopuszczać jedynie tych, których uznano za tego godnych. Nie przystępowano do Komunii dlatego, że jest się związanym przyjaźnią z Kościołem, a więc i Chrystusem, ale dlatego, że spełniło się pewne warunki, odbyło się choćby spowiedź. Tak więc od IV wieku zauważa się stopniowy zanik powszechnej praktyki przystępowania do Komunii wszystkich uczestników Eucharystii. I tylko eulogia, pobłogosławiony chleb, rozdawany zamiast Komunii, miał dawać poczucie pełniejszego uczestnictwa w nabożeństwie.

 

Eulogię rozdawano również pokutującym grzesznikom, a biskupi na znak jedności przesyłali ją innym biskupom. Podobnie czynili prezbiterzy, proboszczowie wobec swoich parafian i opaci wobec współbraci. Eulogię posyłali też sobie krewni i przyjaciele. Oczywiście, trochę różnie ta praktyka wyglądała na Zachodzie i Wschodzie. Eulogię spożywano w kościele podczas lub po mszy, ale i w domach. Na zachodzie ta praktyka ustała na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia, na wschodzie trwa nadal.

W wiekach średnich istniał też chleb, który można nazwać przeciwieństwem eulogii, był to chleb zaklinania. Wypiekano go z jęczmiennej mąki i po pobłogosławieniu przez prezbitera podawano oskarżonemu, powiedzmy, o czary. W ten sposób odbywano „sąd Boży”. Jeśli po spożyciu tego chleba oskarżonemu nic złego się nie stało, uznawano go za niewinnego. Przejdźmy w tym momencie do naszych czasów. Na swój sposób dzisiejszy opłatek i święta, w szczególności uroczystość Narodzenia Pańskiego, spełnia podobną rolę – „sądu Bożego”.

 

Czasami daje się słyszeć coś takiego: nienawidzę świąt! Mierzi mnie to dzielenie się opłatkiem, te przesłodzone miny i słowa. Nie mogę ścierpieć tego faryzejskiego blichtru, udawania, że się kocha wszystkich i wszystko, choć i tak wiadomo, że nie kocha się nikogo i niczego. Jeśli popadliśmy w podobny stan ducha, warto zastanowić się, rozsądzić, skąd się ta niechęć w człowieku bierze? Gdzie leży przyczyna takiego stanu rzeczy? Na zewnątrz nas, czy może jednak w nas?

Słowo „opłatek” pochodzi od łacińskiego oblatum – ofiara, brachiatellum, bracellum od bracchium – uścisk, braterskie objęcie. Jeśli tak, to może warto jeszcze przed świętami poddać się temu opłatkowemu „sądowi Bożemu” i zapytać, kiedy ostatni raz kogoś uściskałem nie dla interesu, ale po bratersku, bezinteresownie, z radości – czyli po Bożemu.

 

Tak to drzewiej bywało

Opłatek, ten delikatny, pszenny chleb, do XV wieku wypiekany w kościelnych i klasztornych piekarniach, dzisiaj prawie wyłącznie kojarzony z Wigilią, czy też przedwigilijnymi spotkaniami towarzysko-zawodowymi, pierwotnie w religiach przedchrześcijańskich miał, gdy był jeszcze powszednim chlebem, szersze znaczenie. Przede wszystkim, zwłaszcza podczas przesilenia zimowego, nabierał szczególnego znaczenia, dzielono się nim ze zmarłymi. Dla nich też palono ogniska na cmentarzach, żeby jakoś trochę zmarłych ogrzać. W ten sposób dzielono się z nimi tym, co daje życie – chlebem i ciepłem. Chrześcijanie te wierzenia zaadaptowali do swoich potrzeb. I tak do niedawna jeszcze, przed przełamaniem się opłatkiem, odmawiano pacierz i dodawano: „za zmarłych w tym roku: wieczny odpoczynek racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci na wieki, wieków. Amen!”.

Podobnie jak z opłatkiem, rzecz ma się z wolnym miejscem przy wigilijnym stole. Dzisiaj to wolne krzesło ma symbolizować solidarność z bezdomnymi, głodnymi, potrzebującymi pomocy. Wincenty Pol w „Pieśni o domu naszym” wspomina:

Trzy krzesła polskim strojem

Koło stołu stoją próżne,

I z opłatkiem każdy swoim

Idzie do nich spłacać dłużne

I pokłada na talerzu

Anielskiego chleb kruchy,

Bo w tych krzesłach siedzą duchy!

Nikt nie pyta, o kim mowa,

Wszyscy wiedzą, co się święci,

I dla kogo serce chowa

Winną pamięć w tej pamięci.

Łzą się ucztę rozpoczyna,

Niemo liczy się drużyna

Ze strat wszystkich, z lat ubiegłych,

Z nieobecnych i poległych.

 

Opłatek, dzielony przez domowników wewnątrz domu, przez to, że był dzielony również ze zmarłymi, spożywających wieczerzę wigilijną wyprowadzał z zacisza domowego i prowadził poza horyzont tego, co oczywiste, bo widzialne i dotykalne. Zanim jednak wyruszono w tę fascynującą i niebezpieczną drogę, bo wiadomo, że towarzyszenie Temu, który stał się człowiekiem, nie zawsze jest łatwe i przyjemne, a bywa śmiertelnie groźne; zanim więc przekroczono ten horyzont, trzeba było z opłatkiem udać się do dobytku, do krów, koni i owiec, i z nimi przełamać się opłatkiem. Można powiedzieć, że postępując w ten sposób, być może nie uświadamiając sobie tego jasno, człowiek kajał się przed światem przyrody i prosił o przebaczenie wyrządzonych stworzeniu krzywd, jak też dziękował za współpracę, co tu dużo mówić, przy budowie „nowej ziemi i nowego nieba”. Być może w niezbyt jasny sposób uprzytamniano sobie przy tym, że my, ludzie, żyjemy za cenę życia i śmierci tych zwierząt. I tak dzielono się chlebem z całą rzeczywistością, z przyrodą, z ludźmi i z Bogiem. Człowiek stawał się, a przynajmniej pragnął być jak Bóg – bezinteresownie gościnny, rozradowany z powodu tych, którzy razem z nim dzielą ludzką dole i niedolę. Więcej, wychodząc z chlebem do drugiego człowieka, uprzytamniano sobie, że nie można nikogo ominąć, również „naszych winowajców”.

Przełamując się opłatkiem oczywiście składamy życzenia, które pierwotnie pełniły rolę zaklęcia. Posiadały bowiem magiczną moc słowa wypowiedzianego we właściwym miejscu i czasie. Chcąc, aby się spełniły, trzeba pamiętać o Tym, którego urodziny dano nam znowu świętować, a który Jest, aby nie tylko „nikt nie zginął” ale „miał wieczne życie”, i aby radość z tegoż życia „była pełna”. W świetle Chrystusowego podejścia do życia nie osiągniemy tego celu, jeśli będziemy uciekać przed rzeczywistością taką, jaka ona jest, albo udawać, że nas nie dotyczy to, co innych spotyka, czy też, że dzięki modlitwom i życzeniom, czy zaklęciom, Bóg, czy też bogowie, lub los, zaczną obchodzić się z nami lepiej, delikatniej, bardziej po naszej myśli. Opłatek, chleb, którym się dzielimy, powstał ze zmielonego ziarna, przeszedł przez wodę i ogień, i dzięki temu jest tak delikatny i pożywny dla ciała i duszy.

 

Przeczytaj inne teksty Autora.

 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×