Olitzky, Aftab: Kobiety, które zatrzymują nienawiść
Rozmawiam z Sheryl Olitzky i Atiyą Aftab – założycielkami Siostrzeństwa Salam Szalom (ang. Sisterhood of Salaam Shalom), które zrzesza trzy tysiące kobiet w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Spotykam się z nimi podczas ich podróży po Polsce, gdzie wraz z grupą pięćdziesięciu sióstr uczestniczą w wyjeździe z cyklu „Building the Bridge Trip”. Właśnie wróciły z wizyty w muzeum Auschwitz, gdzie zorganizowały pierwszą w historii modlitwę żydowsko-muzułmańską poprowadzoną przez kobiety.
Po modlitwie wyznawczynie islamu odczytały nazwiska krewnych swoich żydowskich sióstr, których zabito w obozie. Następnie Żydówki odczytały 43 nazwiska zgładzonych muzułmanów i muzułmanek. Na koniec powstała fotografia, która stała się ikoną wyjazdu i całego ruchu.
Karol Wilczyński
* * *
Skąd wziął się pomysł, by stworzyć kobiecy ruch międzyreligijny?
SHERYL OLITZKY: Wszystko zaczęło się jedenaście lat temu, podczas wizyty w Auschwitz. Było mi bardzo trudno po tym, jak zobaczyłam tam ogromną skalę potworności. Jednocześnie, jeszcze w autobusie w drodze powrotnej, doszło do mnie, że nie widziałam tam żadnej kobiety w hidżabie, nikogo, kto miał ciemniejszy kolor skóry lub azjatyckie pochodzenie. Zapytałam mojego przewodnika dlaczego. Odpowiedział: „Bo Polska jest dla Polaków”. Następnie dodał: „Dlaczego pytasz mnie o hidżab? Nie mamy muzułmanów w Polsce, nie chcemy ich tutaj”. Wtedy nie miałam pojęcia, co robić, ale wiedziałam, że należy powstrzymać tę nienawiść. Po jakimś czasie zrozumiałam, że nie zmienię przeszłości, ale mogę wpłynąć na przyszłość.
Założyłyście pierwszy na świecie duży ruch Żydówek i muzułmanek działających na rzecz dialogu. Kobiety zmieniające rzeczywistość. Pokój między muzułmanami i Żydami. Zmieniacie zasady gry.
S.O.: Tak, niemal dziesięć lat temu podjęłyśmy decyzję, że nadszedł czas na dialog muzułmańsko-żydowski. I na to, by powstrzymać nienawiść między nami. Nigdy w skali USA nie zrobiono niczego na rzecz dialogu Żydów i muzułmanów. Pojawiały się tylko pojedyncze wydarzenia, które organizowali lokalni rabini czy imamowie. I tyle. Oczywiście podczas tych wydarzeń nie było mowy o kobietach. Chcemy zmienić ten stan rzeczy.
W jaki sposób?
S.O.: Inspirujemy się teorią zmiany (ang. Theory of Change) autorstwa psychologa społecznego Gordona Allporta. Mówi ona, że jeśli dasz dwóm obcym osobom wspólny cel i pozwolisz im spotykać się regularnie w bezpiecznym miejscu, by go realizować, to między nimi uformuje się pozytywna relacja. Badania dowodzą, że siła i jakość relacji między dwoma osobami działającymi na rzecz zmiany wpływają również na to, jak te dwie osoby będą postrzegać społeczności, z których pochodzą. Zmienia się więc także ich relacja z całymi społecznościami.
Jak ta teoria ma się do waszych spotkań?
S.O.: W naszym przypadku te „dwie obce osoby” to kobiety, które wyznają różne religie. Dajemy im wspólny cel: chcemy, by budowały wzajemne relacje i pokazywały, że miłość jest silniejsza niż nienawiść. To dlatego spotykamy się regularnie w naszych domach, które stwarzają bezpieczniejszą przestrzeń niż meczety i synagogi.
I te relacje zbudowane przez pojedyncze kobiety faktycznie oddziałują na całe społeczności?
S.O.: Oczywiście. Na przykład moja relacja z Atiyą i sposób, w jaki ją kocham, pozwala pozytywnie kształtować to, jak postrzegam całą społeczność muzułmańską. Jeśli uda się to powtórzyć w przypadku innych muzułmanek i Żydówek zaangażowanych w Siostrzeństwo, będziemy w stanie powstrzymać negatywne stereotypy między naszymi wspólnotami religijnymi. Badania inspirowane teorią zmiany mówią o efektach „poszerzonych kontaktów”. Oznacza to, że jeśli – przykładowo – będę opowiadać innym o naszej podróży do Polski, w której brały udział zarówno muzułmanki, jak i Żydówki, i jeśli będę mówić o tym, jak bardzo się polubiłyśmy i jak wiele otrzymałyśmy od siebie nawzajem, to tylko poprzez usłyszenie mojego świadectwa inne osoby również mogą zmienić swoje negatywne stereotypy na temat muzułmanek i całej wspólnoty wyznawców islamu.
Jaka jest skala zmian, które dokonała się dzięki Siostrzeństwu do tej pory?
S.O.: Ostatnie badania prowadzone w grupach Siostrzeństwa przez niezależnych badaczy z Uniwersytetu Chicago pokazują, że statystycznie każda z sióstr opowiada o swoim zaangażowaniu 23 innym osobom. Jeśli obecnie mamy 3000 sióstr, to oznacza, że blisko 70 000 osób mogło zmienić swoje spojrzenie na temat wspólnoty muzułmańskiej lub żydowskiej.
Jak trafiłaś na Atiyę?
S.O.: Zadzwoniłam do imama z mojego miasteczka. Znałam go, ponieważ nasze dzieci chodziły do tej samej szkoły. Stwierdził, że zna idealną osobę do współpracy. „Ma na imię Atiya” – zaczął.
ATIYA AFTAB: Pracowałam przy meczecie jako jedna z liderek naszej wspólnoty muzułmańskiej. Sheryl zostawiła mi wiadomość: „Jestem Żydówką i chcę spotkać muzułmankę”. Po jej odsłuchaniu pomyślałam, że to dziwne, i nie oddzwoniłam. Sheryl jednak – o czym dzisiaj już doskonale wiem – jest bardzo upartą osobą. Nie przestawała dzwonić! W końcu spotkałyśmy się i… od razu doszłyśmy do porozumienia. Nie spodziewałam się tego. Pochodzimy z bardzo różnych środowisk, więc tak naprawdę szanse, że nasze ścieżki się skrzyżują i że zostaniemy przyjaciółkami, były bardzo małe. Statystycznie, jeśli chodzi o ten rodzaj więzi, właściwie zerowe.
S.O.: Nie wiedziałyśmy też, czy nasze przyjaciółki w ogóle będą chciały do nas dołączyć.
A.A.: Na pierwszym spotkaniu ustaliłyśmy, że znajdę pięć muzułmanek, Sheryl znajdzie pięć Żydówek, zbierzemy się i zobaczymy, co dalej.
S.O.: Planowałyśmy wyłącznie coś lokalnego. Nie miałyśmy pojęcia, że właśnie zakładamy międzynarodową organizację. Przecież obie pracowałyśmy na pełen etat! Ja prowadziłam firmę konsultingową zajmującą się badaniem marketingu, Atiya pracowała w centrum muzułmańskim.
Co było wtedy dla was ważne?
A.A.: Chciałyśmy stworzyć unikalną przestrzeń dla kobiet, aby mogły czuć się komfortowo, zadając trudne pytania na delikatne tematy.
Jakiego rodzaju pytania?
A.A.: Z pozoru oczywiste, na przykład „dlaczego robisz to i to” albo „dlaczego nie robicie tego”. Jednak są one oczywiste tylko dla tych, którzy znają na nie odpowiedź. Nie wiem, czy zawsze czujesz się komfortowo, zadając znajomym muzułmanom osobiste pytania typu: „Słyszałem, że muzułmanie robią tak a tak. Dlaczego?”.
S.O.: W czasie wizyty na cmentarzu żydowskim w Krakowie modliłyśmy się. Ktoś od razu zadał Żydówkom pytanie: „Co oznaczają gesty, które wykonywałyście?”. Gdzie indziej mógłbyś spokojnie zadać takie pytanie?
Czy to rzeczywiście działa? Naprawdę lepiej się znacie?
A.A.: Tak. Co ciekawe, poznajemy przede wszystkim to, co nas łączy, a nie to, co dzieli. Odkrywamy wiele poziomów takich podobieństw: łączą nas przecież doświadczenia ogólnoludzkie, religijne, kobiece. Stajemy przed podobnymi wyzwaniami, jako kobiety, jako członkinie mniejszości, jako matki, jako osoby zaangażowane religijnie czy szukając równowagi między pracą a życiem rodzinnym. Myślę, że te podobieństwa przyćmiły wszystko, co nas różniło.
S.O.: A potem widzimy, że media przedstawiają nas jako śmiertelnych wrogów. Przekaz dotyczący Żydów i muzułmanów to tylko konflikty: Izrael i Palestyna, muzułmanie jako terroryści. To nieprawda.
A.A.: My przełamujemy i zmieniamy te stereotypy.
Dlaczego postanowiłyście skupić się tylko na kobietach?
S.O.: Są dwa powody. Po pierwsze, naszą misją było to, by dać Żydówkom i muzułmankom narzędzia do budowy relacji opartych na zaufaniu i szacunku, a następnie dzięki tym relacjom wspólnie przeciwdziałać szerzeniu nienawiści. Nie chcemy mówić, że mężczyźni są gorsi lub lepsi od kobiet. Po prostu działają inaczej. Według nas kobiety są bardziej zaangażowane w budowanie relacji. Drugi powód związany jest z wyzwaniami, z którymi muszą mierzyć się Żydówki i muzułmanki w chrystocentrycznym państwie, jakim są Stany Zjednoczone. Trudno jest praktykować islam czy judaizm jako kobieta, jeśli kalendarz, nawyki żywieniowe lub sytuacje obecne w szkole czy pracy są dla ciebie problematyczne. Przygotowanie świąt, wychowanie dzieci, przekazywanie im edukacji religijnej – choć lubię określać się jako feministka, to muszę przyznać, że te kwestie spadają przede wszystkim na barki kobiet. Z tymi wyzwaniami nie mierzą się w naszym kraju osoby niewierzące czy wyznające chrześcijaństwo.
A.A.: Dodam też trzeci powód. W międzyreligijnych środowiskach do dziś działają właściwie tylko mężczyźni: rabini, imamowie i księża. To środowisko wyklucza kobiety. Dlatego to je chciałyśmy wzmocnić przede wszystkim.
Co sprawiło, że Siostrzeństwo stało się tak dużą organizacją?
A.A.: Zaczęło się w 2012 roku, kiedy przeczytałam artykuł o BESA – mobilnej wystawie na temat albańskich muzułmanów i chrześcijan ratujących Żydów w czasie Holocaustu. Wysłałam go do Sheryl. Ona pomogła zorganizować twórcom tę wystawę w naszym mieście, zaprosiła też fotografa i albańskiego ambasadora. Na wydarzeniu zjawiły się setki ludzi. „Muzułmanie ratujący Żydów” – w ten sposób chciałyśmy zmienić panującą powszechnie narrację.
S.O.: I to się udało. O wydarzeniu napisało wiele mediów. Dzięki temu sporo osób zaczęło nas pytać, czy mogą rozpocząć grupy Siostrzeństwa w swojej okolicy. Pod koniec października 2016 roku miałyśmy już pięćdziesiąt grup w dwudziestu stanach. Zorganizowałyśmy wówczas konferencję z udziałem trzystu, czterystu kobiet. „New York Times” napisał o tym na pierwszej stronie. Bum! Zaczęłyśmy dostawać setki wiadomości.
W kwietniu 2019 roku było już 170 grup Siostrzeństwa. Kilkanaście z nich założyły nastolatki i to na nich się teraz skupiamy. To one są przyszłością.
Czy boicie się tego, jak rozwinie się sytuacja polityczna w Stanach Zjednoczonych?
S.O.: Tak. To, co się dzieje, jest naprawdę przerażające. Widzę, że sytuacja jest podobna do tego, co działo się w latach 20., przed drugą wojną światową.
A.A.: Ja się nie boję. Raczej czuję obrzydzenie i jestem zdenerwowana. Widzę oznaki tego, że mogą nadejść gorsze rzeczy, ale nadal mam nadzieję. Nie chcę się bać. Chcę zwalczyć swój strach poprzez działanie. Nie chcę być traktowana jak ofiara, bo nie jestem ofiarą.
Co jest dla was najważniejsze teraz, po niemal dziesięciu latach działania?
S.O.: Powstrzymywanie nienawiści. W Stanach Zjednoczonych liczba ataków z nienawiści względem Żydów i muzułmanów zwiększyła się o 23 procent w ciągu zaledwie roku. Liczba ataków na muzułmanów jest większa niż po 11 września 2001 roku, kiedy to statystyki gwałtownie wzrosły. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczę bomby i ataki wycelowane w meczety.
A.A.: I synagogi.
S.O.: Tak, obecnie musimy mieć całodobową ochronę przed synagogami i meczetami w całych Stanach Zjednoczonych. Kiedyś nie uwierzyłabym, że to możliwe. Teraz jest to nasza codzienność..
Co ma przynieść wasz pobyt z pięćdziesięcioma innymi siostrami w Polsce?
S.O.: Chcemy promować wiedzę. Kiedy zaczynałyśmy Siostrzeństwo, chciałyśmy stworzyć jak najwięcej okazji do wzajemnych spotkań i poznania się. Nadal wierzymy, że małe grupy i rozmowy są najlepszą drogą do tego celu.
Dokąd podróżowałyście wcześniej?
A.A.: Polska i Niemcy to nasza czwarta podróż. Pierwszym z krajów, jakie odwiedziliśmy, była Bośnia, która – podobnie jak Polska – była miejscem ludobójstwa. Byłyśmy również w Albanii i Azerbejdżanie, gdzie istnieją bardzo małe żydowskie społeczności.
S.O.: Podróż do Albanii bardzo mnie poruszyła. Było to państwo, w którym społeczność muzułmańska masowo pomagała Żydom uciekającym przed nazistami. Dzięki temu był to jedyny kraj w Europie, w którym liczba Żydów wzrosła podczas drugiej wojny światowej. Stało się tak z powodu koncepcji „obietnicy”, po albańsku „besa”. Dosłownie oznacza to, że gdy albański gospodarz obiecuje komuś, że uratuje mu życie, to zrobi to, nawet jeśli zaryzykuje własnym. Ówczesny król Albanii, Zog, zaczął wydawać Żydom albańskie paszporty jeszcze przed wojną, w latach trzydziestych, i kazał im pomagać. Podczas okupacji nazistowskiej w Albanii lokalne władze i społeczności zaczęły ukrywać przybyłych tam Żydów w odległych rejonach kraju.
A.A.: Nie udało się schwytać żadnego z przywódców wspólnoty żydowskiej, nawet gdy w Bośni w 1945 roku nastał komunizm, a przywódcy partii nakazali egzekucje chrześcijańskich księży i muzułmańskich imamów.
Z tego co słyszałem, nie macie do opowiedzenia wyłącznie inspirujących historii.
S.O.: Cóż, zdarzały się również złe rzeczy. W pociągu z Berlina do Warszawy pijany mężczyzna wszedł do naszego przedziału, krzycząc: „Żyd! Żyd!”. Byłam sparaliżowana. Obok mnie siedziały nastolatki. Zaczęłam płakać i krzyczeć. Przybiegł mój mąż. Był zmuszony użyć siły, aby ten człowiek opuścił nasz przedział.
A.A.: Był też wypadek w Berlinie. Obok synagogi z wysokości około dziesięciu metrów ktoś zaczął rzucać w nas balonami z wodą. Upadały kilkanaście centymetrów od nas. Również na stacji w Berlinie ktoś zaczął krzyczeć do nas, byśmy „wracały do swojego kraju”. Takie sytuacje niestety wciąż mają miejsce.
Rozmawiałem z jedną z członkiń Siostrzeństwa, Nadią. Opowiedziała mi, że po 2015 roku w USA roku wszystko zaczęło się zmieniać. Nadia mieszka w New Jersey i boi się, kiedy ma wyjść z domu w hidżabie. Boi się o swoje dzieci. Przed 2015 rokiem jej zdaniem tak nie było.
S.O.: Tak, Nadia ma rację. Ale to jest też powód, dla którego robię to, co robię. To nie przypadek, że kiedy zaczęłam Siostrzeństwo, na świat przybyły moje pierwsze wnuki. Szczerze mówiąc, nie sądzę, bym zdążyła zobaczyć dużą zmianę. Ale moje dzieci i wnuki już może zobaczą, że wszystko idzie ku lepszemu. Zdaję sobie sprawę, że wciąż mam wybór, że mogę spróbować coś zrobić lub po prostu usiąść i złościć się na to, co ma miejsce wokół mnie. Spójrz na to, co dzieje się teraz na granicy Meksyku i Stanów Zjednoczonych. Dzieci śpią na podłodze, bez światła i koców. Jest pełno przemocy, śmierci i gwałtów. Musimy być aktywni. Jest tyle rzeczy, które możemy i musimy zrobić już teraz, jak chociażby skierować pomoc do społeczności pracujących z imigrantami. Dlatego zachęcamy siostry do organizowania akcji, wieców. Mamy trzy tysiące kobiet! I aż osiem tysięcy osób na naszej grupie na Facebooku.
A.A.: Działają jak kula śniegowa.
S.O.: Więc choć wciąż bardzo się boję, to nie tracę nadziei.
***
Karol Wilczyński
Sheryl Olitzky
Atiya Aftab