Odważnie z rozwagą. Architektoniczne szaleństwa w Sewilli
Kwestia strategii, jaką należy przyjąć przy ponownej aranżacji przestrzeni w historycznym mieście, zawsze jest problematyczna i budzi liczne kontrowersje. Na co może sobie pozwolić młody niemiecki architekt w starym sercu Andaluzji? W Sewilli, gdzie narodziła się inkwizycja i flamenco, a której mieszkańcy kochają swoją historię?
Czy stara architektura może bezkolizyjnie współgrać z nowoczesną? Nie tylko może, zaryzykowałabym stwierdzenie, że bliskość skrajnie różnych w stylu realizacji potrafi działać na obopólną korzyść. Odważne projekty takich architektów jak Daniel Libeskind mogą budzić kontrowersje, ale wielu też zaskakują, a nawet fascynują. A już z pewnością przyciągają uwagę i ożywiają często zapomnianą, zapuszczoną przestrzeń.
To właśnie innowacyjna, pomysłowa architektura w największym stopniu może przyczyniać się do procesu rewitalizacji przestrzeni. Przykładem koronnym jest oczywiście Muzeum Guggenheima w Bilbao, którego budowa sprawiła, że niepozorne, pogrążone w kryzysie miasto przeobraziło się niemalże w światowe centrum sztuki współczesnej. Wizjonerski budynek Franka Gehry’ego oraz konsekwentne kompleksowe zmiany podupadających dzielnic przemysłowych sprawiły, że miasto zaczęło tętnić życiem, a sam fenomen społeczno–ekonomiczno–kulturowy okrzyknięto Efektem Bilbao.
Bez wątpienia mniej lub bardziej lubiane budynki, takie jak Muzeum Guggenheima czy paryskie Centre Pompidou, są szeroko rozpoznawalne. W przeciwieństwie do tych światowej sławy realizacji znacznie mniej, o ile w ogóle, kojarzone są interwencje na południu Hiszpanii. Na co może sobie pozwolić młody niemiecki architekt w starym sercu Andaluzji? W Sewilli, gdzie narodziła się inkwizycja i flamenco, a której mieszkańcy kochają swoją historię?
Po prostu grzyby
Metropol Parasol wyrósł na placu w centrum andaluzyjskiej stolicy w kwietniu 2011 roku. Choć to jego oficjalna nazwa, tę przedziwną konstrukcję wszyscy nazywają „Las Setas”, czyli dosłownie „grzybami”. Rozpisany w 2004 roku konkurs na zaaranżowanie przestrzeni centralnie położonego placu de la Encarnación wygrał berliński architekt Jürgen Mayer. Jego projekt przewidywał strukturę składającą się z sześciu gigantycznych parasoli, z których żadne nie są identyczne. Uważając drewno za wciąż aktualny materiał budowlany, architekt postanowił zastosować je w swoim projekcie. Konstrukcje z warstwowo klejonego drewna wspierane są na żelbetowych słupach. Rozciągające się na całą szerokość placu, wysokie na dwadzieścia sześć metrów sewilskie Grzyby zaliczają się do grona największych drewnianych konstrukcji na świecie.
Poklasztorna pustka
Na przestrzeni lat wielokrotnie zmieniała się zabudowa i funkcje placu de la Encarnación. Stary klasztor augustiański zburzono na samym początku XIX wieku i postawiono w jego miejsce halę targową, której budowa pociągnęła za sobą wyburzenie wielu domów. Halę z kolei rozebrano w 1973 ze względu na zły stan techniczny. Od tego czasu plac stał pusty, otoczony kamienicami o nietypowych fasadach. Położony pośród największych atrakcji turystycznych Sewilli, sam był martwym miejscem służącym jedynie za parking. To, że plac musiał zostać poddany rewitalizacji, nie ulegało wątpliwości.
Kwestia strategii, jaką należy przyjąć przy ponownej aranżacji przestrzeni w historycznym mieście, zawsze jest problematyczna i budzi liczne kontrowersje. W przypadku placu de la Encarnación pojawiła się dodatkowa komplikacja, jaką było odkrycie w 1990 podczas podjętej budowy parkingu podziemnego ruin z czasów rzymskich, co naturalnie spowodowało wstrzymanie prac na kolejne lata.
Jak zatem wprowadzać innowacje w miejsca, które wciąż noszą znamiona wiekowej historii? Z pewnością nie jest dobrym wyjściem próba odtworzenia jej poprzez odbudowę któregoś ze stojących tam w przeszłości budynków. Nawet jeśli podjęto by taką decyzję, to na który z nich należałoby się zdecydować? Najpóźniejszy? Najładniejszy? Dlaczego ten, a nie inny? Pamiętajmy, że z jakiegoś powodu zostały one rozebrane. Nie twierdzę, że stawianie historycznej makiety jest jednoznacznie złym rozwiązaniem, zdało ono bowiem egzamin w przypadku warszawskiego Pałacu Jabłonowskich (choć i on budzi kontrowersje, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę jego tylko wybiórczą odbudowę). Istnieje jednak obawa, że próby wpasowania nowej architektury w zabytkową przestrzeń poprzez imitację budynku historycznego skończą się taką klęską, jak niedawno powstały biurowiec Plac Zamkowy – Business with Heritage, zbudowany zresztą również, podobnie jak Las Setas, w miejscu starego, dosyć szpetnego parkingu.
Skrajnie innym rozwiązaniem jest odważna ingerencja w historyczne przestrzenie. Doskonale znanymi przykładami takiego zabiegu są między innymi paryskie Centre Pompidou bądź stalowo–szklana piramida przed Luwrem. Prawdziwym wyzwaniem dla architekta jest stworzenie projektu, który nie tylko wpasuje się w przestrzeń, ale także nie zdominuje jej całkowicie.
Byleby nie zdominować
Choć na pierwszy rzut oka ekscentryczna konstrukcja Metropol Parasol może wydać się zbyt kontrastująca, projekt ten jest znakomicie przemyślany i nie tylko współgra z tradycyjną przestrzenią miejską, ale także pełni szereg użytecznych funkcji. Przede wszystkim projekt zakłada włączenie w budowlę odkrytych ruin rzymskich. Na podziemnym poziomie zerowym zaaranżowano podświetlone Antiquarium, gdzie można podziwiać starożytne relikty. Na poziomie ulicy, wewnątrz konstrukcji, odtworzono halę targową, nawiązując do dziewiętnastowiecznych zabudowań. Od zewnątrz Las Setas otacza szereg kawiarenek i restauracji, zwykle zapełnionych po brzegi klientelą. Poziom trzeci, na który wspinamy się po kilkudziesięciu schodach, tak zwana Plaza Mayor, to płaski plac, który stwarza odpowiednią przestrzeń dla różnorakich wydarzeń kulturalnych, a na co dzień jest z pewnością rajem dla deskorolkarzy. Prawdziwą wisienkę na torcie stanowi natomiast najwyższy poziom – taras widokowy. Z dachu rozłożystych parasoli rozciąga się znakomita panorama miasta. Znakomita ze względu na wysokość konstrukcji. Las Setas nie wystają ponad średnią wysokość otaczających je budynków, dzięki czemu możemy podziwiać detale wyższych partii fasad licznych kościołów, zupełnie niedostrzegalne z poziomu ulicy. Można powiedzieć, że wysokość budowli jest wyrazem pokory architekta wobec historycznej tradycji Sevilli. W przeciwieństwie do warszawskiego Stadionu Narodowego Metropol Parasol nie jest widoczny z każdego miejsca w ogólnej panoramie miasta. Przyciąga, a nie dominuje. Z daleka niewidoczny, sam stwarza punkt widokowy nieporównywalny z żadnym innym miejscem.
Inspiracją dla Jürgena Mayera przy tworzeniu projektu były między innymi finezyjne sklepienia sewilskiej katedry, a także drzewa fikusa rosnące na pobliskim placu. Nasuwają się także inne skojarzenia, niekoniecznie zamierzone przez autora. Jasne ażurowe parasolki w kolorze drzewa brzozowego mogą przywodzić na myśl wszechobecną w Andaluzji stylistykę arabską, ich falująca struktura szalone projekty najsłynniejszego hiszpańskiego architekta – Gaudiego, a może nawet rozwichrzoną spódnicę tancerki flamenco? Poza wszystkim projekt Mayera ma wartość czysto funkcjonalną. Miał stworzyć wielkomiejską przestrzeń stanowiącą ochronę przed słońcem w mieście nazywanym patelnią Europy, gdzie temperatura dochodzi nawet do pięćdziesięciu stopni.
Celem projektu niemieckiego architekta była przede wszystkim rewitalizacja zaniedbanego miejskiego placu. Choć jego odważny projekt ma wielu przeciwników, Metropol Parasol bez wątpienia zdał egzamin. Pełni funkcję handlową i rekreacyjną, a plac de la Encarnación tętni życiem. Drewniane parasolki stały się nowym symbolem miasta i może nieco zmieniają sposób postrzegania Sewilli w pozostałej części Hiszpanii, wciąż uznawanej za konserwatywną. Ekstrawagancka, relatywnie nowa budowla, ma oczywiście swoich zagorzałych krytyków, ale przypomnijmy, że Wieża Eiffla, dziś ukochany symbol Paryża, z początku też nie cieszyła się dobrą opinią. To właśnie nowa, odważna architektura jest rozwiązaniem na zaaranżowanie pustych, niefunkcjonalnych przestrzeni. Warto, żeby rozważyły to osoby decydujące o przyszłości warszawskiego placu Defilad czy placu Piłsudskiego.