fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Ocalenie w ciemnej dolinie

Na przekór rozmiarom ludobójstwa opowieść chasydzka wierzy, że istnieje droga wyjścia z obozowego piekła, że nie jest jedyną rzeczywistością droga doń prowadząca.

Yaffa Eliach, „Chasydzkie opowieści z czasów Holokaustu”.
 
Pisanie o tej książce jest w jakiś sposób zakłóceniem jej toku. Jest wdarciem się w historię, której trzeba się poświęcić w milczeniu, którą bardzo trudno przerwać w jakimś momencie wtrąceniem własnej myśli, komentarzem. A przecież jest to nieodzowne, by przenieść pamięć o tym, co stanowi jej treść jeszcze o kilka dni, lat, dekad. To nie jest książka, którą się czyta, to lektura w której się uczestniczy, przez którą się idzie ostrożnie, z napięciem myśli i świadomości.
 
Yaffa Eliach (ur. 1937), założycielka Naukowego Centrum Badań i Dokumentacji Holokaustu podjęła się bardzo trudnego zadania. Przywróciła kulturze zachodniej pamięć o chasydyzmie z czasów dla niego najtrudniejszych, czyli z lat Zagłady. Pieczołowicie odtworzyła ten istotny element tradycji religijnej Żydów, odkrywając światu to, co miało zostać unicestwione przez zbiurokratyzowany, instytucjonalny rasizm hitleryzmu. Jak zapisała: „w czasie Holokaustu, kiedy europejscy Żydzi byli systematycznie niszczeni, a kulturalne osiągnięcia zachodniej cywilizacji legły w gruzach, chasydyzm w dalszym ciągu tworzył swe wspaniałe opowieści w gettach, kryjówkach i obozach”. Stąd ta książka powinna być lekturą obowiązkową dla ludzi, którzy wracają wciąż do pytania: „Gdzie był Bóg w Auschwitz? Czy jest Bóg po Holokauście?”. Bo chasydzkie opowieści czasów Zagłady są odpowiedzią płynącą z serca religijnego, żydowskiego doświadczenia.
 
Dla polskiego czytelnika bodaj najczytelniejszym (obok prac Gershoma Scholema) religijnym, filozoficznym i literackim odniesieniem do tej zrodzonej na wschodzie Europy w XVIII w. tradycji duchowej i mądrościowej są „Opowieści chasydów” Martina Bubera. We wstępie do swojej pracy (pierwsze wydanie: Niemcy, 1947 r.) zapisał słowa: „nauka chasydzka to nic innego jak wskazanie, że należy żyć w zachwyceniu, w pełnej zachwytu radości. (…) Staje się [ona] naszym udziałem, jeżeli staramy się »uradować Boga«”.
 
A zatem: radość pobożnego Żyda. I Holokaust.
 
Eliach we wprowadzeniu do swej książki stwierdza: „na przekór rozmiarom ludobójstwa opowieść chasydzka wierzy, że istnieje droga wyjścia z obozowego piekła, że nie jest jedyną rzeczywistością droga doń prowadząca”. Co istotne, ta „ocalała mowa” czasów Zagłady jest także opowieścią kobiet: „nie dlatego jedynie, że są córkami, siostrami czy żonami chasydzkich osobistości, ale ze względu na ich własną wiarę, przekonania i moralną odwagę”.
 
Notabene: na motyw „ocalałej mowy” zwraca także uwagę autorka „Opowieści”, przypominając amerykańskim czytelnikom polskiego poetę, którego niedawno pożegnaliśmy, Tadeusza Różewicza, przypominając jego słowa, że tworzył powojenną poezję „z resztek słów, ocalonych słów, z nieciekawych słów, słów z wielkiego śmietniska, wielkiego cmentarza”. Na kwestię dwóch rodzajów „ocalałych języków” w świeckiej i religijnej opowieści o/po Holokauście zwrócę jeszcze uwagę niżej.
 
Punktem wyjścia do pracy nad „Chasydzkimi opowieściami…” były wywiady studentów Eliach z Brooklyn College, przeprowadzone z ich krewnymi rozrzuconymi po II wojnie światowej po całym świecie. Między innymi dzięki referencjom, jakie młodzi ludzie udzielili swojej profesorce, dotarła ona osobiście do wielu żydowskich domów, gdzie mogła przeprowadzić wywiady, które później złożyły się na tę książkę. Znaczną pomocą była także osobista wizyta Eliach w Europie Wschodniej, gdzie przebywała jako pracownik Komisji Jimmiego Cartera do Spraw Holokaustu.
 
Jak wspominała: „na moje zajęcia uczęszczali bliscy krewni wybitnych osobistości chasydzkich należących do głównych dynastii chasydyzmu na świecie. Ten bliski kontakt (…) umożliwił mi nawiązanie prawdziwej, osobistej więzi z chasydzkimi kaznodziejami i unikalną tradycją tego ruchu”. Większość rozmów, jak wynika z dokumentacji, przeprowadzono w drugiej połowie lat 70. XX w (książka po raz pierwszy ukazała się drukiem w 1982 r., w USA, zatem dość długo czekała na polskie wydanie).
 
Wszystkie wywiady zostały przeprowadzone w dziewięciu językach i wielu dialektach. Stąd źródłowo wiążą się właściwie z pierwotną dla człowieka tradycją historii mówionej, opowiadanej. W stopniu, jakim było to możliwe, badaczka zachowała unikalne zwroty i wyrażenia swoich rozmówców, by odmalować specyficzny „język uniwersum obozu koncentracyjnego i świata chasydzkiego”. Ale najtrudniej było oddać to, co zawierało się po słowach: „Przerwijmy, proszę, dość na dziś”.
 
Buber uważał, że chasydzkie przekazy, przynajmniej te, które on zrekonstruował, należą do „rzeczywistości legendowej”, są historycznie niepewną opowieścią „o zetknięciu się ludzi wprawiających w zachwycenie i ludzi ogarniętych zachwyceniem, o ich wzajemnym obcowaniu”. W przypadku „Chasydzkich opowieści z czasów Holokaustu” rzecz ma się inaczej. Przede wszystkim, Eliach zapisała w formie literackiej historie, które zasłyszała często od ich bezpośrednich świadków. Nie pochodziły sprzed stuleci, nie były zapośredniczone przez płynący przez ponad dwa wieki pobożny przekaz, ale były świadectwem ludzi, którzy z reguły doświadczyli tragedii Holokaustu, lub świadectwem ich krewnych.
 
Ponadto badaczka dokonała bardzo żmudnej weryfikacji historycznej/faktograficznej zebranych opowieści: opierając się choćby na sakralnym, księżycowo-słonecznym kalendarzu żydowskim przeniosła zebrane historie w „czas świecki”. Zgodnie z jej słowami, „nawet w Auschwitz księżyc wchodził w pełnię w piętnastym dniu każdego żydowskiego miesiąca. Ktoś wychowany w żydowskiej tradycji, gdzie czas odgrywa tak znaczącą rolę, miał dzięki temu nieustannie poczucie czasu”. Pomocą służyły także materiały archiwalne, zebrane w ośrodkach upamiętniających Holokaust, które pozwoliły na przykład ustalić, że w obozie janowskim istniał olbrzymi dół, pozostałość po leju z czasów I wojny światowej, który Niemcy zapełnili ciałami rozstrzeliwanych Żydów. W podobny sposób ustalono wiele drobnych, ale istotnych szczegółów: np. kolor opasek noszonych na ramieniu przez Batalion Pracy Węgierskich Żydów, datę i liczbę ofiar szpitalnej akcji „oczyszczającej” w getcie w Bochni, lokalizację kryjówek na polanach naftowych w Schodnicy. Ten ściśle historyczno-naukowy rys książki sprawia ponadto, że stanowi ona jeszcze jeden dokument życia żydowskich diaspor, zakorzenionych jeszcze w przedwojennym, europejskim świecie.
 
Większość znanej mi literatury poświęconej Holokaustowi, systemowi eksterminacji narodów w obozach koncentracyjnych miała właściwie świecki charakter. Myślę przede wszystkim o książkach takich jak „Pięć lat kacetu” Stanisława Grzesiuka czy „Opowiadaniach” Borowskiego. Wątek etyczny nawiązujący w jakiś sposób do doświadczenia religijnego chyba w najbardziej wyrazisty sposób obecny jest w „Słoneczniku” Szymona Wiesenthala. Najpóźniej poznałem książkę, która wprost odkrywała religijną perspektywę w spojrzeniu na Zagładę. Mówię o wspomnieniach „Ucisk i strapienie”, zapisanych przez kard. Adama Kozłowieckiego SJ, który wraz z innymi jezuitami został aresztowany w Krakowie w listopadzie 1939 r., trafił do Auschwitz, a później Dachau. Wolność odzyskał w kwietniu 1945 r.
 
„Opowieści chasydzkie z czasów Holokaustu” wydają mi się najbliższe tej ostatniej z wymienionych powyżej (tradycji) książek o Zagładzie. Choć oczywiście są polifonią wspomnień, świadectwem duchowych zmagań, opowiedzianych przez wiele kobiet i mężczyzn, przedzierających się przez „życiośmierć”. Piszę: „życiośmierć” bo czas Zagłady splótł te dwa słowa, dwie rzeczywistości w sposób tak okrutny i bezwzględny, że dla nas – na ogół – dziś niepojęty. A każda z kilkudziesięciu dość krótkich historii przekazanych na kartach „Opowieści…” przenosi tradycyjną opowieść chasydzką, z jej gorzkim nieraz humorem i miłością do swojego żydowskiego losu w nowy świat, w którym i po którym – jak wielu sądziło – nie będzie już miejsca ani na Boga Starego Testamentu, ani na Boga Starego i Nowego Testamentu. A jednak byli Żydzi, którzy zachowali swoją wiarę – wsłuchani w głos, albo wspomnienie głosu cadyków.
 
Trzeba jednak zaznaczyć, że w opowieściach, które przekazała światu Eliach, jest o wiele mniej z cierpko-dobrotliwego nastroju chasydzkich opowieści udokumentowanych przez Bubera. Jest w nich często wielka surowość przeżytego bólu, a największym cudem, największym zachwytem, okupionym jednak straszliwą ceną – fakt przetrwania gehenny. Choć i tutaj przebija niezwykłe nieraz poczucie sacrum, poczucie przebywania wobec Boga, intensyfikacji wiary w doświadczeniu mistycznym i wspólnotowym zarazem.
 
I tu, na koniec, posłużę się dłuższymi cytatami. W opowieści „Pierwsze światło chanukowe zapalone w Bergen-Belsen” czytamy: „Nieopodal sterty ludzkich ciał zebrały się inne żywe szkielety, by celebrować zapalanie chanukowych świateł. Rabbi z Błażowej zapalił pierwsze światło i swym przyjemnym głosem zaśpiewał pierwsze dwa błogosławieństwa; uroczystą melodię przepełniał smutek i ból. Kiedy miał zaśpiewać trzecie błogosławieństwo, przerwał na chwilę i popatrzył dokoła, jakby czegoś szukał”. Wreszcie zaintonował: „Błogosławionyś, Panie, nasz Boże, Królu Wszechświata, który utrzymujesz nas przy życiu, który zachowałeś nas i pozwoliłeś nam dotrwać do tego czasu”.
 
Zdumiało to pana Zamieczkowskiego, jednego z przywódców warszawskiego Bundu, a był to człowiek „bardzo bystry, szczery, z pasją podejmujący dyskusje na temat religii, wiary i prawdy”. Po ceremonii podszedł do rabbiego i powiedział: „Jak mogłeś wymówić takie słowa, kiedy ciała martwych Żydów leżą dosłownie w cieniu chanukowych świateł, kiedy tysiące żydowskich szkieletów snują się po obozie, a miliony innych są masakrowane? Za to błogosławisz Boga? To nazywasz »utrzymywaniem nas przy życiu«?”.
 
Rabbi z Błażowej odpowiedział: „Kiedy odwracałem głowę, spostrzegłem, że stoi za mną tłum, wielka ciżba Żydów, z wyrazem wiary, oddania i skupienia malujących się na ich twarzach, kiedy słuchali ceremonii zapalania chanukowych świateł. (…) Jeśli, w rzeczy samej, ja dostąpiłem tego błogosławieństwa, by widzieć ludzi tak pełnych wiary i gorliwości, to mam szczególny obowiązek wypowiedzieć owo trzecie błogosławieństwo”.
 
Po latach pan Zamieczkowski wspominał, że ta noc chanukowa w obozie Bergen-Belsen „była dla niego stałym źródłem natchnienia przez te wszystkie trudne i burzliwe czasy”.
 
Holokaust. Modlitwa pobożnych Żydów. Ocalenie w ciemnej dolinie.
 
 
Yaffa Eliach. Chasydzkie opowieści z czasów Holokaustu. NOMOS. Kraków 2014. 303 strony.
 
Jeśli nie chcą Państwo przegapić kolejnych wydań naszego tygodnika, zachęcamy do zapisania się do naszego newslettera.
 

 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×