O kurze, co jaj nie znosiła
O kurze, co jaj nie znosiła
(czyli hen hen once upon a time)
Różne gusta są wśród kur:
jedne, dumne ze swych piór,
lubią się przeglądać w lustrze,
inne taki mają gust, że
szkoda gadać, bo to wstyd,
że są kury, których byt
wypełniony jest rozpaczą:
Ach! Bo brak kogutów macho…
(o tym takie kury gdaczą)
Rzecz jaśniutka: są też kury,
które czują wstręt do bzdury,
zamiast w głupie iść konkury
wolą chwalić czar natury.
Inne kury mają gust!
Lubią deptać świeży chrust.
Jednak, jak nam się wydaje,
czym wzbogaci się kuRtura,
będzie casus kury, która
do cna nie znosiła jajek.
Ta, wykluta w Kurdystanie,
dziarska kurka zamieszanie
wywołała raz w kurniku
Zwąc koguta: „Skurczybyku!”
Kogut często kurkę łajał,
że nie zniosła nigdy jaja.
„Znosi jaja każda kura.” –
mawiał. Kurka zaś: „Akurat!”
Całkiem duża już urosła,
ale jaja wciąż nie zniosła.
Kogut biadał: „Darmo prosić,
kurka jajek nie chce znosić”,
lecz nie dawał za wygraną
i jął błagać ją co rano,
by nie była taką wredną
i by zniosła, chociaż jedno…
Tak mijały dni, tygodnie,
aż wpadł kogut w wielką złość:
„To ja tutaj noszę spodnie!” –
zapiał głośno – „Mam już dość!
Już najwyższa przyszła pora
przysłać kurze kuratora.”
„Kuratora?! Co za bzdura!”-
srodze się wkurzyła kura
i, zwoławszy całe ptactwo,
stworzyła Kurkowe Bractwo.
Teraz cała kurza szajka
wyznawała wstręt do jajka,
doszło do wielkiego strajku,
ktoś obalił „Mit o jajku”
w manifeście powstaniowym
zwąc koguta „jajogłowym”,
i roztrwonił piór bez liku
rój gdaczących kur w kurniku.
Aż nadeszła, po kolacji,
chwila wielkiej konfrontacji –
do siedziby kur, wieczorem,
wpadli kogut z kuratorem.
Zapiał kogut: „Drogie kury,
cudne Kurdystanu córy,
nasza kurnikowa chlubo,
nasza chwało, nasza zgubo.
Dość zabawy w czegewarę,
zachowujcie się z umiarem.
W zgodzie z tym, co ród wam wpajał,
drogie kury – znoście jaja!”
Wnet zamilkły wszystkie nioski;
jedne myślą „Ależ boski
ten nasz kogut…”, drugie marzą
o naturze, inne łażą
po kurniku, depcząc chrust,
bo już taki mają gust.
Tylko jedna nasza kurka
nastroszyła barwne piórka,
przed kogutem wnet wyrosła
i nań gniewem się uniosła:
„Ty kurduplu, szkaradelo,
ty tłuściucho-mortadelo,
ty kogucia kurtyzano,
ptasi móżdżku, czubku, guano,
wszechkogucie ty kuriozum,
tyś postradał wszelki rozum,
tyś powinien się kurować,
kurka wodna, święta krowa,
kurka wodna, ty kurzajko,
takiś mądry – sam znieś jajko!”
Hops! I nagle wszyscy wstają,
rzecz niezwykła: ktoś zniósł jajo!
Czyżby kogut? Czy kurator?
Kogut?! Nie wiem… Co ty na to?
Ach! To kurka, biedna kurka,
chowa główkę w swych pazurkach,
Na koguta się uniosła
tak, że – z gniewu – jajko zniosła.
Teraz tonie w morzu łez.
Czy to już historii kres?
Nie pytajmy, skąd te łzy:
czy się kurka smuci, czy
może płacze, ot, z radości?
Skupmy raczej się na… złości.
Umieć wściekać się to sztuka –
niechaj płynie stąd nauka:
Gdy nie możesz czegoś znieść,
niech przypomni ci się bajka,
nie daj się swej złości zjeść,
by z wściekłości nie znieść… jajka!