Dwa miesiące temu, tuż po ogłoszeniu przez Donalda Tuska planów zawieszania prawa do azylu, w komentarzu opublikowanym na stronie Magazynu Kontakt zastanawiałem się, czy następnym krokiem na ścieżce łamania praw człowieka nie będą tortury. Nie wziąłem pod uwagę faktu, że na granicy polsko-białoruskiej mają one już miejsce – i to od dawna. Uchodźcy są bici, szczuci psami, spryskiwani gazem pieprzowym, odmawia się im jedzenia i wody, upokarza się ich i okrada. O tym wszystkim przypomina najnowszy raport pod wymownym tytułem „Chcę zostać w Polsce”. Wydany został przez Stowarzyszenie We Are Monitoring 13 grudnia z okazji rocznicy zaprzysiężenia rządu koalicji 15 października. Raport podsumowuje te kolejne 14 miesięcy kryzysu humanitarnego, który przed wyborami przyszli koalicjanci obiecali czym prędzej zakończyć.
Szybko okazało się, że przedwyborcze obietnice nie były niczym więcej niż tylko obietnicami. Wielkie nadzieje pokładane przez organizacje zajmujące się prawami człowieka w byłym Rzeczniku Praw Obywatelskich Adamie Bodnarze, którego głównym zadaniem miało być przecież „przywracanie praworządności”, czy w Macieju Duszczyku, rzekomym (czego dowiodła sygnowana jego imieniem „Strategia migracyjna”) ekspercie od migracji, okazały się płonne.
Niemal stustronicowy raport składa się z dwóch zasadniczych części – pierwsza opisuje aktualny szeroki kontekst, w tym najważniejsze związane z sytuacją na polsko-białoruskiej granicy wydarzenia polityczne i zmiany dyskursu rządzących, od planu budowy Tarczy Wschód po ogłoszenie strategii migracyjnej i projektu wdrażającej ją ustawy. Dalej zaprezentowane zostało opracowane graficznie zestawianie zebranych przez WAM danych statystycznych dotyczących ludzi w drodze na polsko-białoruskiej granicy. Są tam dane zarówno z minionego roku, jak i dotyczące całego okresu, zbierane od sierpnia 2021. To jedyne źródło tego typu informacji, jako że Straż Graniczna i rządzący nie dzielą się publicznie własnymi statystykami – siłą rzeczy zresztą również niekompletnymi, skoro w przypadku wielu migrantów działania służb nie są nijak dokumentowane. Sytuację prawną w odniesieniu do wielu dokumentów i orzeczeń sądów w raporcie przedstawia Marcin Sośniak z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, a działania innych państw granicznych w związku z migracją do Europy – Border Violence Monitoring Network (sieć monitorowania przemocy na granicach), której WAM jest częścią.
Zasadniczy element opracowana składa się jednak z fragmentów trzynastu wywiadów przeprowadzonych z osobami w drodze, które przeżyły co najmniej jeden pushback na polsko-białoruskiej granicy. Rozmowy odbywały się według przygotowanego przez BVMN kwestionariusza. W raporcie znalazła się tylko część spośród wszystkich 47 przeprowadzonych przez WAM wywiadów, zestawiona z wypowiedziami polityków i przedstawicieli służb – miesiąc po miesiącu funkcjonowania nowej władzy.
Co wynika z takiego porównania?
Zaskoczeń, niestety, brak. Rządzący uparcie twierdzą, że niezbędna pomoc jest udzielana, grupy wrażliwe traktowane są dobrze (lub w ogóle ich nie ma), na granicy przestali umierać ludzie, a pushbacki odbywają się tylko w przypadku osób, którzy nie chcą ubiegać się w Polsce o ochronę międzynarodową – i że takich osób jest większość. Służby nas bronią, a uchodźcy atakują.
Świadectwa zgromadzone przez WAM są zgodne z tym, o czym od dawna mówią organizacje zajmujące się pomocą humanitarną i prawami człowieka oraz sprzeczne z tym, co mówi rząd. Ludzie w drodze są wyzywani i bici metalowymi pałkami, atakowani gazem pieprzowym, odmawia się im pomocy lekarskiej, jedzenia i wody, niszczy się ich telefony i buty, odbiera ubrania i okrada z posiadanych pieniędzy. Wymusza się na nich składanie podpisów na dokumentach, których nie rozumieją. Wyrzuca się ich nocą do rzeki oraz na bagna, są wśród nich także samotne kobiety.
Dwoje uchodźców wspomina o widzianych przy granicy ludzkich szczątkach.
Trudno w tej sytuacji nawet mówić o nadużyciach – służby i rząd świadomie postępują niezgodnie z prawem, w tym prawem międzynarodowym i Konstytucją RP. „Spodziewaliśmy się, że w Europie jest człowieczeństwo”, mówi jeden z wywiadowanych uchodźców. Znaleźli co najwyżej tortury, takie jak zmuszanie przez Straż Graniczną do jedzenia papierosów, czy gaz pieprzowy wymieszany z pitną wodą, o czym pisał na naszych łamach w reportażu „Nienawiść w butelce” Szymon Turkowski. Polska strona granicy jest tylko o tyle lepsza od białoruskiej, że kobiety bije się nieco mniej, a na gwałt się je „tylko” naraża, o czym wspomina też jedno z przytoczonych w raporcie WAM świadectw.
Inną kwestią jest to, o czym pisaliśmy już w „Kontakcie” wielokrotnie – polityka pushbacków jest przeciwskuteczna. Jeśli rządzący są zdania, że uchodźcy są dla Polski i Europy zagrożeniem, tym bardziej powinni przyjmować i dokładnie sprawdzać ich wnioski azylowe. Obecne natomiast wypuszczają osoby rzekomo niebezpieczne, dobrowolnie chcące poddać się tej procedurze, do białoruskiego lasu – skąd po jednej z kolejnych prób z dużym prawdopodobieństwem uda im się przedostać na terytorium RP. Jeśli osoby w drodze rzeczywiście miałyby być „bronią” w rękach Łukaszenki i Putina, to nie ma prostszego sposobu niż dokładna kontrola, żeby dyktatorom tę broń z rąk wytrącić. Szczególnie, że obecna niestabilna sytuacja na pograniczu i nastroje społeczne są jak najbardziej zgodne z celami rosyjskiej propagandy – a także przez nią wzmacniane, o czym pisała Anna Mierzyńska w OKO.press.
Tusk i Duszczyk mają tego pełną świadomość. Retoryka i działania podejmowane przez obecny rząd świadczą nie o przekonaniu, że nad Polską wisi realne zagrożenie – a raczej, że jego zdaniem wygodnie jest w obywatelach takie przekonanie podtrzymywać. Nie ma innego wyjaśnienia dla faktu, że strategia migracyjna przygotowana została pod brexitowym hasłem „odzyskać kontrolę” i że brak w niej – raz jeszcze, przygotowanej pod kierunkiem „eksperta” – podejścia do migracji jako do procesu, który może być korzystny, a nawet jest w starzejącej się Europie bardzo potrzebny. Nie ma innego wyjaśnienia dla bezmyślnych wycinek dokonanych na brzegu Bugu, niszczących ekosystemy i dających Białorusinom bardzo wygodne pole do obserwacji. Rząd Tuska chce pokazać, że istnieje niebezpieczeństwo, do którego podchodzi poważnie, a w jego zwalczaniu jest sprawczy i skuteczny. Strategię tę opisywali Paweł Cywiński i Hanna Frejlak.
Wychodzi z tego ponury kabaret, w dodatku krótkowzroczny. Przeprowadzone dotychczas badania pokazują, że być może rzeczywiście w krótkiej perspektywie narracje zagrożenia ze strony jakiejś grupy są skuteczne dla wyników w wyborach, w dłuższej jednak raczej legitymizują głosy skrajnej prawicy – a więc tych, którzy jako pierwsi używali takich argumentów. Prowadzi to do naturalnego wzrostu ich poparcia, ponieważ „to oni od początku mieli rację”. Pisał o tym zjawisku między innymi Tomasz Markiewka. Czy oznacza to, że po kolejnych wyborach powinniśmy spodziewać się rządu PiS i Konfederacji? Być może.
We Are Monitoring jest stowarzyszeniem należącym do koalicji organizacji pozarządowych zrzeszonych w ramach Grupy Granica. Jego działalność polega na obserwowaniu i dokumentowaniu odbywającego się na terytorium Polski przy granicy z Białorusią łamania praw człowieka, prawa międzynarodowego, Konstytucji oraz dokumentów niższego szczebla. Poza prowadzeniem w internecie szczegółowych statystyk, uwzględniających dane takie jak kraje pochodzenia migrantów, płeć czy liczbę udanych i nieudanych interwencji humanitarnych, stowarzyszenie zajmuje się zbieraniem świadectw ludzi w drodze, oraz przygotowaniem i publikacją raportów na ten temat. Jak dotąd powstały trzy – jeden przypada na każdy rok, który minął od rozpoczęcia kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskiej granicy.
W innych krajach europejskich działa sieć organizacji pozarządowych o profilu działania analogicznym do We Are Monitoring – wszystkie razem funkcjonują w ramach Border Violence Monitoring Network. WAM także zbiera dane według przygotowanego przez tę grupę kwestionariusza. Znaczenie pozyskanych świadectw wykracza daleko poza ramy wyłącznie działań humanitarnych, mających na celu powstrzymanie odbywającego się zbrodniczego procederu. Wypełniają ważną lukę w dyskursie, w którym brakowało głosów samych ludzi w drodze – nie było ich w książce Mikołaja Grynberga „Jezus umarł w Polsce”, a na potrzeby „Pamiętników uchodźczych” udało się pozyskać tylko jeden materiał z granicy polsko-białoruskiej. Zgromadzone materiały są poza tym źródłem socjologicznym i historycznym, a w przyszłości będą mogły posłużyć jako ważny materiał dowodowy w procesach przeciwko inicjatorom i wykonawcom tej haniebnej, antyludzkiej polityki, stawiającej pod znakiem zapytania całą koncepcję „europejskich wartości”. Kwestią drugorzędną jest, kto na granicy polsko-białoruskiej postanowił tę koncepcję zweryfikować i powiedział „sprawdzam”. Istotne jest, że niewiele było potrzeba, by Europa zrezygnowała ze swoich ideałów.