fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Niewidzialne piramidy Tirany

Albania to niewielki kraj, który świetnie radzi sobie z ukrywaniem i wypieraniem swojej historii. Przynajmniej dwukrotnie ta wypierana przeszłość przybrała kształt piramid, które kosztowały życie tysięcy Albańczyków.
Niewidzialne piramidy Tirany
ilustr.: Justyna Zawada

Jeśli pojedziecie kiedyś do Tirany najpewniej będziecie chcieli zwiedzić piramidę w centrum miasta. Jeśli jednak – tak jak ja – będziecie się spodziewali dostrzec ją z daleka, głęboko się rozczarujecie. Piramida jest bowiem jednocześnie wzmiankowana w każdym przewodniku, jak i – dzięki intencjonalnemu zagospodarowaniu przestrzeni dookoła niej – niewidoczna z daleka.

Jej budowa ukończona została pod koniec 1988 roku. Na początku mieściło się w niej muzeum Envera Hodży, zmarłego w 1985 roku dyktatora Albanii, tyrana i pierwszego sekretarza Albańskiej Partii Pracy.  Hodża rządził Albanią żelazną ręką przez 41 lat – od ostatnich miesięcy drugiej wojny światowej, aż do swojej śmierci w 1985 roku. Przez cały okres trwania swoich rządów Hodża stosował stalinowski model zarządzania przez terror.  Próbował ponadto zmienić Albanię w izolacjonistyczną autarkię. Piramidę – groteskowo monumentalny pomnik ku czci człowieka mającego na rękach krew tysięcy Albańczyków – zaprojektował zespół architektów, którego członkinią była córka dyktatora, Pranvera Hodża.

W 1991 roku w Albanii upadł komunizm. W piramidzie – symbolu znienawidzonego kultu jednostki – uruchomiono centrum konferencyjne i wystawiennicze. Następnie działała tam dyskoteka, a podczas wydarzeń, które opisuję poniżej i krótko po nich – stacjonowały wojska NATO, a swoje siedziby miały organizacje humanitarne. Przez prawie dwie dekady budynek stał opuszczony.  Piramida niszczała, pokrywana graffiti, zarzucana butelkami po piwie i śmieciami. Nastolatkowie wspinali się na ściany konstrukcji i przesiadywali na niej – jak u nas na podwórkach. Podobno niektórzy jeździli po niej na deskorolkach i rowerach, robiąc sztuczki. Dookoła niej wyrastały kolejne budynki –bary, bloki, wieżowce – często wyższe od samej piramidy. Przestała być dominantą okolicy.

Albański dziennikarz Fatos Lubonja jest zdania, że proces ten był w pewnej mierze celowy: rządzący nie chcieli ani wyburzać piramidy, ani inwestować w jej rewitalizację. Jednoznacznie kojarząca się z ciemnymi czasami rządów Hodży budowla miała w ten sposób stracić swoją symboliczną moc. Przestać zawłaszczać okolicę.

W 2018 roku stołeczni urzędnicy ogłosili konkurs architektoniczny na projekt przebudowy piramidy na cel centrum kulturalnego. W pewnym sensie trzymano się zasad „rozminowania” przestrzennej dominacji piramidy. Powstałe dookoła niej, prawie przylegające klockowate pawilony rozbijają widoczny wcześniej z daleka kształt, zasłaniając skosy piramidy. Jej umyta i nowoczesna wersja służy teraz jako centrum eventowe, mieszczą się tu kawiarnie, księgarnie, coworkingi.

W kwietniu 2024 roku przypadkowo trafiłem tam na poświęcone edukacji finansowej młodzieży wydarzenie związane z Global Money Week. „Tegoroczny temat GMW, «Chroń swoje pieniądze, zabezpiecz swoją przyszłość», podkreśla znaczenie wiedzy finansowej i odpowiedzialnego zachowania finansowego…”, głosiła jedna z ulotek.

Wydawało się to surrealistyczne i jednocześnie w przewrotny sposób poetyckie – w częściowo ukrytej piramidzie, wstydliwej pamiątce komunizmu, kapitalistyczni kapłani nauczali młodzież o odpowiedzialności finansowej. Do tego samo wydarzenie organizował rząd i instytucje finansowe. I to wszystko w – czego jeszcze część z was nie wie – kraju, w którym, właśnie przez działanie instytucji państwowych i finansowych w latach 90. wybuchła wojna domowa, kosztująca tysiące żyć.

A co było przyczyną tak krwawej wojny?

Nie zgadniecie.

Piramidy.

Piramidy finansowe

Albania ze względu na izolacjonistyczną politykę Hodży była biednym państwem. Przejście od komunizmu do kapitalizmu było dla wielu ludzi szokiem. Bez interwencji opresyjnego państwa przyszła wolność – rozumiana jednak po prostu jako brak regulacji. Po upadku w 1991 roku państwowy monopol w sferze oszczędności i kredytów szybko przejęły prywatne podmioty. Kluczową rolę w tym procesie odegrały fundusze inwestycyjno-oszczędnościowe, będące tak naprawdę piramidami finansowymi. W drugiej połowie lat 90. kilka firm oferowało niezwykle wysokie stopy zwrotu z lokat –od kilku do nawet kilkunastu procent miesięcznie. Albańczykom wmawiano, że tak działa kapitalizm, a ich pieniądze są inwestowane za granicą, przynosząc bajeczne zyski. W książce „Fałszywa Apokalipsa” Fatos Lubonja wspomina na przykład o zmyślanych przez fundusze inwestycjach w handel towarami z Afryką.  Stopa zwrotu, którą obiecywano klientom, była jednak niemożliwa do osiągnięcia tą metodą – zapewniano ją więc dzięki wpłatom wpłat kolejnych klientów. Oferta działających wówczas kilku uczciwych banków wypadała w tych warunkach niezwykle marnie.

Rząd Partii Demokratycznej – pierwszy rząd wolnej Albanii, złożony z liberałów, antykomunistów i, jak dziś wiemy, skorumpowany do cna – nie tylko nie wprowadził nadzoru nad parabankami, lecz nawet ułatwiał zakładanie nowych instytucji. Władze centralne i lokalne administracje często uczestniczyły w uroczystych otwarciach oddziałów parabanków, co budowało zaufanie społeczności. Tymczasem międzynarodowe organizacje finansowe, przede wszystkim Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF), już w połowie roku 1996 ostrzegały przed ryzykiem załamania systemu i konsekwencjami masowej utraty oszczędności. Komunikaty IMF były jednak – pod naciskiem wpływowych lobbystów – odkładane ad acta, a sam prezydent Albanii Sali Berisha zapewniał: „Albańczycy mogą spać spokojnie, ich pieniądze są bezpieczne”.

W efekcie do końca 1996 roku w tego typu firmach zdeponowało swe oszczędności blisko dwie trzecie populacji – od mieszkańców Tirany, przez rolników w Fier, po robotników portowych w Vlory. Zobowiązania parabanków, łącznie z należnymi odsetkami, sięgnęły poziomu blisko 45 procent PKB Albanii, podczas gdy ich realne rezerwy gotówkowe były niewielkie. W pierwszych latach – w których stopy zwrotu sięgały kilku procent miesięcznie, a fundusze rzeczywiście część pieniędzy inwestowały – chociażby w przemyt towarów do objętej sankcjami, ogarniętej wojną Jugosławii – model funkcjonowania piramid do pewnego stopnia działał. Ludzie dostawali swoje procenty i chętnie wpłacali kolejne środki – zmieniło się to jednak w 1996, kiedy coraz częściej dochodziło do sytuacji, w której klienci nie mogli wypłacić swoich pieniędzy. Na jesień tego samego roku zaplanowano wybory parlamentarne. Powstrzymanie wybuchu skandalu było dla Partii Demokratycznej politycznym być albo nie być.

W efekcie powstały niejasne regulaminy wypłat, a błędy księgowe i pierwsze syndromy bankructwa zaczęły się mnożyć. Klienci, przyzwyczajeni do łatwego dostępu do środków, z dnia na dzień spotykali się z odmowami wypłat lub komunikatami o „konieczności restrukturyzacji zobowiązań”. W wyborach 1996 roku Partia Demokratyczna utrzymała władzę, lecz zwycięstwo było obarczone zarzutami nieprawidłowości i korupcji, co podkopywało legitymację rządu partii prezydenta Berishy. Wybory zostały częściowo zbojkotowane przez socjalistów i resztę opozycji: na kilka godzin przed zamknięciem komisji wyborczych liderzy Partii Socjalistycznej oraz kilku mniejszych partii ogłosili, że ze strony Partii Demokratycznej dochodziło do fałszerstw, zastraszeń i pobić, które wpłynęły na uczciwość głosowania. W związku z tym wezwano obywateli do bojkotu wyborów. Krytykowała je także OBWE, która zwracała uwagę na utrudniony dostęp obserwatorów do komisji wyborczych i przypadki zastraszania opozycji. Berishy i jego partii zarzucano tyranię oraz używanie aparatu bezpieczeństwa do prześladowań opozycji. Wtedy też na dobre zagościł w albańskiej polityce Edi Rama – dotychczas znany głównie jako malarz i dyrektor miejskiej galerii, wcześniej przedstawiciel antykomunistycznej opozycji . Rama, ostry krytyk Berishy, wskazywał w mediach, że rządzący wprowadzili kraj w finansową pułapkę. Obaj politycy ścierali się już ze sobą w przeszłości, u początków albańskiej demokracji, kiedy próbowali uformować rodzącą się Partię Demokratyczną na swoją modłę. Rama tę walkę przegrał i na kilka lat wyjechał z kraju. Żaden z nich nie wiedział, że ich konflikt potrwa jeszcze 30 lat, że w kolejnych wyborach będą stawać naprzeciw siebie, na przemian zostawać premierami i wykorzystywać przeciwko sobie aparat państwowy.

Protesty
W styczniu 1997 roku, dwa miesiące po wygranych przez Berishę wyborach, piramidy finansowe zaczęły się walić. Rząd niechętnie ujawnił informacje o ostrzeżeniu, jakie wystosował IMF. Parabanki zamykały się jeden po drugim, znikając razem z oszczędnościami Albańczyków. W lutym doprowadziła to do wybuchu masowych protestów. Sytuacja była tak gorąca, ponieważ na krótko przed upadkiem większość parabanków podniosła obiecywane profity do nawet kilkudziesięciu procent miesięcznie – wielu Albańczyków sprzedawało więc domy czy biznesy, lokując swoje środki w funduszach oszczędnościowo-inwestycyjnych.

W lutym zdesperowani deponenci rozpoczęli protesty we Wlorze – nadmorskim kurorcie, jednym z większych miast Albanii – tam bramy instytucji zostały oblepione plakatami z żądaniem zwrotu pieniędzy, a ich szyby powybijano. We Wlorze padła też pierwsza ofiara śmiertelna – jeden z demonstrantów został zabity przez nieznanych sprawców.  Demonstracje szybko przerodziły się w zamieszki, a dołączyli do nich mieszkańcy Fier, Gjirokastry i Tirany. Z głośników dobiegały komunikaty o bezsilności rządu. To wtedy Edi Rama, związany już z opozycyjną Partią Socjalistyczną, został zaatakowany i pobity przez nieznanych sprawców. Wedle relacji jego i Fatosa Lubonji, za pobicie odpowiadała albańska służba bezpieczeństwa SHIK, której Berisha miał używać jako policji politycznej. Legenda Ramy jako męczennika politycznego umocniła go w roli lidera opozycji.

Najwięcej ludzi gromadziły demonstracje na południu kraju – szczególnie w okolicach Wlory – gdzie opozycyjna Partia Socjalistyczna miała silniejsze poparcie. Gniew społeczeństwa szybko skierował się przeciwko władzom, którym zarzucano tolerowanie nadużyć parabanków, a nawet współudział. W rezultacie demonstracje i zamieszki coraz częściej przyjmowały formę bezpośredniej konfrontacji z reżimem prezydenta Sali Berishy. Jako ktoś, kto jeszcze na kilka miesięcy przed krachem firmował parabanki twarzą, mówiąc o bezpiecznych pieniądzach obywateli, był szczególnie znienawidzony.

Wojna domowa

Wkrótce przemoc wymknęła się spod kontroli: w wielu regionach policja i wojsko albo nie interweniowały, albo ich działania były nieskuteczne. W innych – stanęły po stronie protestujących. Jedynie SHIK, znienawidzona policja polityczna, wciąż broniła rządu. Zamieszki przerodziły się w masową grabież magazynów wojskowych – według późniejszych szacunków wykradziono z nich setki tysięcy sztuk broni i ogromne ilości amunicji, co dramatycznie zwiększyło skalę przemocy. Na południu Albanii dochodziło do rozruchów, palenia budynków rządowych, zajmowania placówek wojskowych oraz policyjnych.

Sam rozmawiałem z kilkoma osobami, które brały udział w grabieżach. W pewnym momencie, w wielu domach we Wlorze – skąd pochodziła większość moich rozmówców – normą było posiadanie kilku sztuk karabinów czy broni krótkiej.  W wielu rodzinach, szczególnie na południu, mężczyźni mający doświadczenie obowiązkowej służby wojskowej uzbrajali się i wraz z sąsiadami organizowali w grupy, aby bronić domów i członków rodziny przed grabieżą. Jeden z moich rozmówców – S., dzisiaj menadżer w międzynarodowej korporacji spożywczej – opowiadał, że broń była tak powszechna, że jako nastolatkowie wraz z kolegami rzucali dla zabawy granatami w pobliskim lesie.

„Wojna” – chociaż Albańczycy wolą raczej mówić o zamieszkach – toczyła się między reszkami sił lojalnych wobec rządu w Tiranie a szerokim gronem „powstańców” – czasami członków kryminalnych band, innym razem zwolenników Partii Socjalistycznej, jeszcze innym –  prostu zradykalizowanych, pozbawionych środków protestującymi, którzy uzbroili się w broń na własną rękę.

W starciach z tłumem ofiarą padali zarówno funkcjonariusze służb, jak i cywile. Ataki na budynki dawnych i działających służb bezpieczeństwa – w tym obiekty SHIK – oraz przypadki tortur i zabójstw funkcjonariuszy wzmagały spiralę przemocy i poczucie bezprawia. W wielu miastach powstawały lokalne „komitety”, a w niektórych rejonach, głównie na południu, miejscowe gangi zaczęły sprawować faktyczną władzę, przejmując funkcje administracyjne i porządkowe. Wspomniany wcześniej S. opowiadał mi, że jadąc autobusem przez Wlor przez kilka tygodni mijał leżące na poboczu drogi gnijące ciało jednej z ofiar porachunków między gangami. Inne osoby z Wlory opowiadały mi też o przemocy, której były świadkami – gwałtach, pobiciach, egzekucjach za naruszenie „prawa” ustanowianego przez rządzące w okolicy bandy.

4 marca 1997 dwóch albańskich pilotów zbiegło do Włoch i poprosiło o azyl. Twierdzili, że odmówili wykonania rozkazu zbombardowania mostów, które miało służyć odcięciu od reszty kraju powstańców z południa. Piloci tłumaczyli, że takie działanie mogłoby spowodować ofiary wśród cywilów. Akt dezercji dwóch pilotów – i utrata myśliwców, szczególnie cennych w kraju tak biednym jak Albania – był silnym sygnałem o osłabieniu kontroli rządu nad armią i narastającym kryzysie lojalności w strukturach państwowych. Zaczynało brakować podstawowych produktów, gospodarka załamała się zupełnie. Z racji zniknięcia olbrzymich ilości gotówki, którą zabezpieczyli dla siebie szefowie sieci piramid finansowych, oraz braku zaufania do gotówki jako takiej w wielu regionach stosowano handel wymienny.

W obliczu pogarszającej się sytuacji rząd demokraty Aleksandëra Meksiego ustąpił, a w połowie marca 1997 roku powołano rząd jedności narodowej z reprezentującym Partię Socjalistyczną premierem Bashkimem Fino na czele, co miało być próbą uspokojenia kraju i budowy szerokiej koalicji.  Fino zdelegalizował znienawidzony SHIK. Mimo to nowy gabinet nie zdołał sprawnie przywrócić porządku na prowincji, często kontrolowanej nie przez administrację centralną, a przez zbrojne grupy kryminalne, „komitety” i bandy. W efekcie do połowy marca chaos i przypadkowe walki uliczne nasiliły się, a media donosiły o dziesiątkach ofiar w dniach najbardziej gwałtownych starć.

Operacja „Alba” i zakończenie kryzysu
W odpowiedzi na dramatyczne raporty ONZ oraz apel tymczasowego rządu, Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję zezwalającą na wysłanie do Albanii misji humanitarnej i ochronnej pod kryptonimem „Alba”. Operacją dowodziły Włochy, a brały w niej udział także Grecja, Turcja, Austria, Francja, Rumunia i Irlandia.

15 kwietnia w kraju wylądowało ponad 7 tysięcy żołnierzy i policjantów sił międzynarodowych, którzy – w koordynacji z oddziałami albańskimi– zabezpieczyli porty, lotniska i główne drogi. Dzięki nim udało się doprowadzić do odblokowania dostaw żywności, leków i paliwa oraz rozpocząć program konfiskaty broni, podczas którego do depozytów złożono ponad 100 tysięcy sztuk broni palnej. Szacuje się, że około 2 tysiące osób – zarówno cywilów, mundurowych jak i członków gangów – zostało zamordowanych w trakcie kilku miesięcy chaosu. Kolejne tysiące uciekły z kraju w obawie przed terrorem – wiele z nich nigdy nie wróciło. Wśród uciekinierów zdarzały się też ofiary śmiertelne, ponieważ – podobnie jak dzisiaj – często próbowali pokonać Morze Śródziemne na niewielkich łodziach.  Najbardziej znaną tragedią z tego okresu jest katastrofa w cieśninie Oranto, gdzie po staranowaniu statku z uchodźcami przez włoską straż przybrzeżną zginęły 82 osoby.

Dzięki „Albie” i przy wsparciu społeczności międzynarodowej, do czerwca 1997 udało się przywrócić względny porządek. W lipcu przeprowadzono przedterminowe wybory parlamentarne, które wygrali przez socjalistów. Choć nie były wolne od nieprawidłowości, znacznie różniły się klimatem od tych z jesieni 1996: obserwatorzy odnotowali mniej prób ograniczenia udziału opozycji w wyborach, większą ochronę komisji i generalnie, mniej naruszeń. Operacja „Alba” oficjalnie zakończyła się 12 sierpnia 1997 roku, pozostawiając Albanii nowe elity polityczne i społeczeństwo pamietające, jak łatwo w kilka tygodni – a w niektórych rejonach nawet dni – ich państwo rozpadło się jak domek z kart.

Niewidzialne piramidy

Pamiętacie o ukrywanej piramidzie z początku tekstu, która służyła za muzeum Envera Hodży? To nie jedyna, której Albańczycy nie chcą eksponować. Historia zamieszek wywołanych przez krach piramid finansowych w 1997 jest tam do dzisiaj tematem tabu. Istnieje poczucie, że – mimo powołania komisji śledczej oraz kilku wyroków wydanych in absentiana prezesów parabanków i polityków Partii Demokratycznej – sprawy nigdy nie rozliczono. Większość osób w kraju – według moich rozmówców licząca od połowy do nawet trzech czwartych obywateli, straciła oszczędności życia, a osoby promujące piramidy finansowe wciąż pozostają aktywne w życiu publicznym.

W Albanii nie znajdziemy wielu pomników upamiętniających ofiary – w Tiranie jest to skromny Dzwon Pokoju, poświęcony nie tyle ofiarom, co intencji przyszłego pokoju –miał podobno zostać odlany z łusek zebranych po walkach z 1997. We Wlorze – fragment kadłuba jednego ze statków, które zatonęły, przewożąc uciekających z kraju Albańczyków. Niewiele więcej. Historia kraju opisywana w Narodowym Muzeum Historycznym w Tiranie kończy się na roku 1995. Ani w nim, ani w pobliskim Muzeum Historii Bankowości nie znajdziemy słowa o wojnie domowej z 1997. Kiedy pytałem pracowników muzeów o te wydarzenia, mówili mi, że według ich wiedzy podobnej formy upamiętnienia nie ma ani w stolicy, ani w innych miastach. Tłumaczyli, że osoby powiązane z tym kryzysem ciągle są u władzy i że temat jest zbyt świeży. Jeden z pracowników, wskazał nawet – sugerując mi ignorancję – że takie tematy nie są zadaniem dla historyków. Zajmują się oni przecież wydarzeniami, których świadkowie i uczestnicy już nie żyją, aby uniknąć „politycznego zaangażowania”.

Być może w jakimś sensie miał rację. Albania od lat 90. żyje w duopolu, rozpięta między partią Demokratyczną (oraz Salim Berishą i jego poplecznikami) a Socjalistyczną (której twarzą do dzisiaj jest Edi Rama). Próby nauczania o 1997 roku w szkołach co rusz spotykają się z oburzeniem władz i opozycji, a skutkują regularnym przepisywaniem podręczników.

Kiedy jednak rozmawiałem z Albańczykami, trauma 1997 wydawała się widoczna jak na dłoni. Byli wtedy świadkami czegoś dla nas niewyobrażalnego – zapaści instytucji państwowych w ciągu tygodni, walki sąsiadów z sąsiadami, utraty oszczędności ponad połowy społeczeństwa, a po wszystkim braku sprawiedliwości. Dla wielu osób wydarzenia te były dowodem, że Albania nie jest „prawdziwym” państwem, a jej kruche instytucje na wypadek kryzysu nie powstrzymają stanu właściwego naturze, czyli wojny każdego z każdym. Dla Albańczyków wyjście z opresyjnego komunizmu i wejście w dziki kapitalizm – niczym w dystopijnej, lewicowej fantazji – doprowadziło do załamania się społeczeństwa z dnia na dzień. Rezart mimo uzyskanego doktoratu z ekonomii mówi mi, że po 1997 ani on, ani jego znajomi nie ufają państwu. Żyją w gotowości na jego potencjalny nagły upadek. W końcu już raz widzieli to na własne oczy.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×