fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Niebezpieczne zabawy

Ciężkie winy na sumieniu mają wspominani w tekście z nazwiska ministrowie: jeden zna biskupa, dwóch „działało w warszawskim KIKu”, kolejny na własną zgubę na spotkaniu opłatkowym w ministerstwie „podkreślał religijny wymiar Świąt Bożego Narodzenia” (sic!). Mamy tu też dwóch szczególnych winowajców – byli w rządzie PiS. (Co ciekawe, rzekomo zaniepokojeni wpływem złych katolików na Rzeczypospolitą Polską politycy PO występują w tekście anonimowo).

ilustr. Olga Micińska


Na pewnej konferencji rozdano jednym uczestnikom żółte, innym zaś niebieskie identyfikatory. Po upływie doby, jakoś tak naturalnie żółci zaczęli ciążyć ku żółtym, niebiescy woleli rozmawiać z niebieskimi. W kolejkach do bufetu żółci chętniej przepuszczali żółtych, niebiescy blokowali miejsca dla swoich. Z czasem zaczęły się łagodne przejawy dyskryminowania „obcych”, np. niebiescy znacznie gorzej oceniali wykład „żółtego” profesora i oczywiście vice versa itd. Wystarczyło niewiele, by stworzyć podział, antagonizm, przygotować grunt pod wrogość.
Przypomniałem sobie te klasyczne badania psychologiczne, gdy przed świętami przeczytałem w Gazecie Wyborczej tekst pt. „Prawa noga rządu Tuska” (GW 22.12.2011). Autorka ujawnia w nim co prawda dość nieliczną, ale jak się wydaje wpływową, grupę konserwatystów w rządzie. Sugeruje, że tworzą oni nieformalną sieć powiązań. Grupa ta zagraża liberalnym projektom ustaw np. o in-vitro i może zacząć współpracować z PiSem.
Ciężkie winy na sumieniu mają wspominani w tekście z nazwiska ministrowie: jeden zna biskupa, dwóch „działało w warszawskim KIKu”, kolejny na własną zgubę na spotkaniu opłatkowym w ministerstwie „podkreślał religijny wymiar Świąt Bożego Narodzenia” (sic!). Mamy tu też dwóch szczególnych winowajców – byli w rządzie PiS. (Co ciekawe, rzekomo zaniepokojeni wpływem złych katolików na Rzeczypospolitą Polską politycy PO występują w tekście anonimowo). No niby nic, niby mamy prawo do informacji, zwłaszcza o osobach publicznych. Wciąż jednak nie mogę zrozumieć, dlaczego mam się oburzać, że Minister Spraw Wewnętrznych to katolik, a cieszyć, że Minister Zdrowia to liberał, traktować z podejrzliwością fakt, że wiceminister działał w KIKu, a nie działał w ZHP? Przyznam, że rzeczywiście prześledziłbym z uwagą poglądy na in vitro członków rządu, gdyby moja córka planowała małżeństwo z synem któregoś z ministrów, ale czy to kluczowe dla pełnionych przez nich funkcji? Czy lepiej policją pokieruje zwolennik in-vitro, czy przeciwnik? A kto lepiej wykopie gaz łupkowy – katolik czy ateista? Po co nam to wiedzieć? Gwoli zaspokojenia plotkarsko-tabloidalnej ciekawości? Na pewno, ale też po to, by zaznaczyć, kto jest swój, a kto obcy. Który żółty, a który niebieski. Obcy w tekście to konserwatysta, katolik, „prawa noga”, ten co był w rządzie PiS. Nie ma znaczenia, że żaden z wymienionych do PiS nie należy, ważne, że współpracował. Przepadają gdzieś takie kategorie jak „apolityczny urzędnik”, „służba państwu”. A może dowiadujemy się czegoś o kompetencjach wymienionych osób np. ministrów Barszcza, Korolca czy Cichockiego? Nie. Autorka zaznacza terytorium: ten „nie nasz”, tamten „nie nasz”. Już wiesz, Czytelniku, którym masz patrzeć na ręce. Czy fakt, że dwa lata temu uścisnąłem dłoń arcybiskupa Nycza powinien być sygnałem ostrzegawczym dla mojego szefa?
Nie zżymam się na kategoryzacje społeczne, na podziały nasi – obcy, lewica – prawica, Legia – Polonia, sam pisząc to, im ulegam. Chodzi o coś innego. Redaktorzy „GW” wielokrotnie byli naznaczani bądź demaskowani aluzjami typu – rodzice byli w Komunistycznej Partii Polski, tamten jest pochodzenia żydowskiego, a jeszcze inny, o zgrozo, gej, więc o szkole lub wychowaniu niech się nie wypowiada. Zaznali takich kategoryzacji na własnej skórze. Co więcej, precyzyjnie opisali, do czego prowadzą takie zabawy – co się działo, kiedy w 1968 roku ktoś demaskował w prasie Żyda – zaczynało się od malowania Gwiazd Dawida na drzwiach, a kończyło biletem w jedną stronę. Czy nie widzą, że ometkowanie kogoś w gazecie jako katolika, konserwatystę, niczym nie różni się od naznaczania jako Żyda lub geja? Że przyklejenie etykiety „pisowca” jest podobnym demaskowaniem służącym potem wielu, może nie do smarowania po drzwiach, ale na forach internetowych już jak najbardziej. Przecież gdybyśmy w „Naszym Dzienniku” znaleźli tekst „Lewa noga rządu” o grupie homoseksualistów (wymienionych z nazwiska) w rządzie, blokującej budowę Muzeum Historii Polski i współpracującej z Januszem Palikotem, byłoby to nie fair.
Godzę się z dualistycznym podziałem nasi-obcy, jest on bowiem nieuchronny. Nie rozumiem praktyki piętnowania u innych, by zarazem przyzwalać sobie na robienie tego samego. Jak Kali komuś ukraść krowa to dobrze?

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×