Niosą nas różne wątpliwości,
zdania bez interpunkcji, ścieżki
wydreptane okruchami ciasta.
Są wypukłe i śliskie. Gdy dotykam –
pękają.
Pęka mi skóra na plecach. Czytam
i nie śpię.
Tomasz Pułka, „Paralaksa w weekend II”
Lektura niedawno wydanego zbioru listów Jarosława Iwaszkiewicza do jego kochanka, Jerzego Błeszyńskiego, wymaga refleksji nad tym, w jaki sposób obcować można z nieobecnością i milczeniem. Nie możemy bowiem usłyszeć głosu Jerzego Błeszyńskiego, nie możemy śledzić jego losów w taki sposób, w jaki on sam chciałby o nich opowiedzieć – jego listy do Iwaszkiewicza nie zachowały się. Zbiór zatytułowany „Wszystko jak chcesz” naznaczony jest bolesnym brakiem, który towarzyszył także samemu pisarzowi, jako że bardzo niewiele z jego pisanych niemal codziennie listów doczekało się odpowiedzi. Dlatego też możemy tę korespondencję traktować jako dojmujący zapis zmagań autora z obezwładniającą, obsesyjną miłością, ale również z otchłannym lękiem przed samotnością.
Iwaszkiewicz poznaje Błeszyńskiego w roku 1953, kiedy dwudziestojednoletni wówczas chłopak wraz z grupą koleżanek odwiedza pisarza w Stawisku, chcąc zaprosić go na organizowaną przez nich konferencję. Tu bierze swój początek wielka fascynacja, która przerodzi się niebawem w sześcioletnią miłość, będącą chyba jedyną prawdziwą treścią tego okresu życia wybitnego autora. Jest to uczucie wpisane w nadzwyczaj skomplikowaną sieć międzyludzkich zależności i uzależnień – Iwaszkiewicz jest głową wielopokoleniowej rodziny, zaś Błeszyński oprócz żony, z którą wkrótce się rozwiedzie, pozostaje także w namiętnych relacjach z kilkoma kochankami. Ich uczucie musi być zatem ukrywane, kryptonimowane, lecz staje się widoczne właśnie przez to, jak desperacko mężczyźni próbują je zataić. O ile jednak dla Iwaszkiewicza relacja ta jest w istocie najważniejsza i całkowicie odmienia jego życie, o tyle nastawienie Błeszyńskiego pozostaje dużo bardziej skomplikowane i zagadkowe.
Świadomość, że Iwaszkiewicz nigdy nie będzie mógł z najbliższą sobie osobą wejść w stabilny i wyłączny związek, wpędza pisarza w lęk prowadzący do obsesji. Autor w każdej chwili obawia się, że może zostać przez kochanka skompromitowany, wyśmiany, a nade wszystko – na zawsze opuszczony.
W tej nieprzewidywalnej relacji stałe jest tylko przeczucie zbliżającego się kryzysu, który wyniknąć może z zaledwie jednego słowa lub gestu. Stąd też tyle napięcia i niepokoju w listach, które stanowią zapis sprzecznych emocji. Poruszające, przepełnione bezgraniczną miłością fragmenty sąsiadują tutaj z obszernymi passusami, w których Iwaszkiewicz pisze o Błeszyńskim jako o człowieku „wrednym, pachnącym babami, obcym, złym, niedostępnym i obłudnym”. Pisarz z przerażeniem odkrywa kolejne kłamstwa i zdrady kochanka, zdając sobie raz po raz sprawę z tego, jak niewspółmierne są ich światy i sposoby postrzegania rzeczywistości. „Zupełnie nie rozumiem Twojego stosunku do mnie […]. O co chodzi? Czego ode mnie potrzebujesz? Męczę się piekielnie” – czytamy w jednym z niedatowanych listów. Błeszyński zachowuje się sprzecznie, przez co wydaje się nieuchwytny, płynny, nieprzenikniony. Jego działania wprowadzają w życie Iwaszkiewicza chaos, przynoszą cudowne, ożywcze wytrącenie z marazmu, lecz wiążą się także z destrukcją i unieważnieniem wszelkich dotychczasowych porządków. Chcąc wypełnić trudne przykazanie miłości, pisarz musi ryzykować upokorzeniem i balansować na granicy między „zdrowym rozsądkiem” a szaleństwem. To ogromna cena, którą trzeba zapłacić za szczęście niemożliwe do osiągnięcia poprzez żaden inny akt niż akt miłosny. Co więcej, jest to szczęście nigdy nierealizujące się w pełni, obecne jedynie w ułamkach sekund, między jednym a drugim zamknięciem powieki.
Chyba to także dlatego Iwaszkiewicz pisze te listy – by zatrzymać się i ponownie spojrzeć na wszystkie zdarzenia dziejące się w tak zawrotnym tempie: „mijają widziadła i słowa, i szybko, szybko kręci się świat, wszystko wygląda jak z satelity”. Nie mamy tu jednak do czynienia z niespieszną, stoicką kontemplacją, lecz raczej z gorączkową próbą porządkowania zawikłanej rzeczywistości, wypatrzenia jakichś konturów w bezładzie jej nurtu: pięknego, choć jednocześnie tak ciemnego.
Inną możliwość takiej konfrontacji daje literatura, w której siłę Iwaszkiewicz niewątpliwie wierzy. Relacja z Błeszyńskim znajduje odbicie w dużej grupie utworów pochodzących z lat 50.; dotyczy to chociażby polemicznego wobec „Upadku” Alberta Camusa „Wzlotu” czy też „Wesela Pana Balzaca” (jest to dramat w znacznej części skomponowany z powiedzeń charakterystycznych dla pary kochanków, a postaci obdarzone zostały ich cechami charakteru). Granica między życiem i tekstem zdaje się nadzwyczaj cienka, o ile w ogóle istnieje. Z tej perspektywy korespondencja Iwaszkiewicza z Błeszyńskim ma po części charakter literacki albo, mówiąc nieco inaczej, jest rejestracją, w której życie bezpośrednio przepływa w tekst, ale również na odwrót. Przykładowo pochodzące z września 1958 roku listy, które roboczo nazwać można „rozliczeniowymi” lub „konfrontacyjnymi”, są ponumerowane i układają się w dokładnie zaplanowany (quasi-literacki?) cykl. Uwagę zwraca także wczesny list składający się z kilku bajkowych, mitologizujących Błeszyńskiego wizji.
Te życioteksty są dokumentami obezwładniającej tęsknoty – także za tym, co nigdy nie zaistniało i pozostaje wyłącznie w sferze pragnień, przez co mamy również do czynienia ze świadectwem głęboko melancholijnym. Jest to tęsknota wręcz namacalna, odczuwana cieleśnie, dlatego też tak blisko ciała przez Iwaszkiewicza w listach rozpisywana. Mowa tu o rozdzieranym przez pożądanie ciele, które w każdej chwili może obrócić się w popiół. Jego niesamowita paradoksalna kruchość oddana jest najpiękniej chyba w listach pisanych już po śmierci Błeszyńskiego, który umiera na oczach pisarza po kilkuletnich zmaganiach z gruźlicą. Iwaszkiewicz nie używa tu słowa „śmierć”, kryptonimując je konsekwentnie jako „podróż do Surabaji”. Indonezyjskie miasto (miejsce pobytu brata Błeszyńskiego) symbolizuje wieczne szczęście i rajską beztroskę, której nikt nigdy nie położy kresu. Autor nie mówi także o trumnie, ale o „kuferku” albo „śmiesznej drewnianej skrzynce”.
Dla pisarza jest to czas gorzkiej rekapitulacji sześciu lat spędzonych z kochankiem lub w tęsknocie za nim. Iwaszkiewicz podejmuje śledztwo mające na celu rekonstrukcję – przesadzam tylko w niewielkim stopniu – każdej minuty życia Błeszyńskiego. Spotyka się z jego żoną, przyjaciółmi i partnerkami, nieustannie chcąc pojąć, kim właściwie był ten, którego nazywa Wszystkim.
W jednym z listów Iwaszkiewicz zauważa, że „całe życie trzeba zawsze zestawiać, składać z kawałków, zszywać z gałganików, zbierać ze słówek”. Listy ze zbioru są właśnie takimi kolekcjami. Składają się na archiwum tego, co wypowiedziane, i tego, co pozostaje tylko w niemal całkowicie opierającej się językowi sferze pragnień. Gromadzone są niemożliwe do zrealizowania scenariusze wspólnego życia i warianty zdarzeń, które nie mogły mieć miejsca. W tym archiwum na równych prawach występują wielostronicowe, bardzo drobiazgowe analizy zdrad i histeryczne wybuchy emocji.
Działanie pisarza-archiwisty wiąże się z nadzieją na upamiętnienie zdarzeń i miejsc, które naznaczyła obecność ukochanej osoby. To pragnienie, by najpiękniejsze z ciał mogło zostać zapisane słowami. Pisze o tym Iwaszkiewicz w wierszu z cyklu „Droga”:
Chodzi tylko o trochę wiosennego wiatru,
Żeby włosy rozrzucił na twoim czole,
I żebym, kiedy już te dni się zatrą,
Zapamiętał twą dłoń na stole.
Z listów Iwaszkiewicza do Błeszyńskiego wyłania się portret człowieka żyjącego wobec ciągłych sprzeczności, nieustannie rozdzieranego przez lęk, ale i przez klaustrofobiczne miłosne uczucie, które nie pozostawia miejsca na oddech. To ogromne rozedrganie sprawia, że mamy do czynienia z wyjątkowo dojmującą spowiedzią człowieka balansującego na granicy otchłani, która wraz ze śmiercią kochanka okazuje się nadzwyczaj bliska. Iwaszkiewicz pisze: „Całuję Twoje usta, o ile jeszcze istnieją”. O ile to, co najbardziej żywe, nie stało się nicością – nie zginęło na zawsze w otchłani Surabaji.
Jarosław Iwaszkiewicz, „Wszystko jak chcesz. O miłości Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego”, opracowanie i wstęp Anna Król, Wilk & Król, Warszawa 2017
Pozostałe teksty z bieżącego numeru dwutygodnika „Kontakt” można znaleźć tutaj.