fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Na opak, na zawsze? Piekło inteligenta

Wykorzenienie – brzmi tak mądrze. A może po polsku, w języku ludzi, którzy przez ostatnie stulecia nie mogą własnego państwowego i narodowego bytu sklecić w sensowną całość, lepiej mówić właśnie o prowizorce? Życie na niby, na chwilę, byle-do-jutra, życie, które jakoś-to-będzie: fizycznie, psychicznie, moralnie, duchowo. Piekło to inni? Piekło to prowizorka.

ilustr. Kuba Mazurkiewicz


Na zatłoczonym parkingu pod miastem, nieopodal hipermarketu, zastanawiam się, co mnie właściwie tutaj przyniosło. I czemu na dobrą sprawę nigdy nie umiałem nie ulec sztampie smutku, znanej chyba każdemu, kto uprawia niewdzięczne rzemiosło słowa pisanego. Te dwa zdania to parafraza wiersza Barańczaka, który kończą wersy:
gdzieś będzie: nie z własnej woli wybrana
sekunda ocknięcia się w ruchu, pośrodku zdyszanego wyznania
przecinek stawiany na oślep, na opak, na razie, na zawsze”.
Pieprzone życie inteligenta, jego niezrozumiałe dla otoczenia skojarzenia i traumy, z którymi musi radzić sobie sam.
 
Wiersz Barańczaka jest o wygnaniu. Ma swój kontekst, którego nie trzeba tu pewnie wyjaśniać. Ale wygnanie to stary temat ludzkości. Niemal tak stary jak grzech pierworodny, jak pytanie „skąd zło?”, jak trwoga obcości, jak tęsknota za ocaleniem. Wygnanie – utracony raj – wyobcowanie. Wykorzenienie – ta chwila na opak, na razie, która tak często okazuje się być wieczną prowizorką. „Zrozumiałem, że jestem daleko od Ciebie, w krainie gdzie wszystko jest inaczej” – opowiadał Bogu święty Augustyn. A my mamy dzisiaj własny skrawek krainy, gdzie wszystko jest inaczej. Właściwie ten skrawek dla każdego jest nieco inny, choć z podobnych materii i dziejów utkany. I z tego samego wygnania z Raju. Choć wykorzenienie każdy dźwigać musi pewnie własne.
Wykorzenienie – brzmi tak mądrze. A może po polsku, w języku ludzi, którzy przez ostatnie stulecia nie mogą własnego państwowego i narodowego bytu sklecić w sensowną całość, lepiej mówić właśnie o prowizorce? Życie na niby, na chwilę, byle-do-jutra, życie, które jakoś-to-będzie: fizycznie, psychicznie, moralnie, duchowo. Piekło to inni? Piekło to prowizorka. Bo prowizorka to karykatura ascezy, parodia oderwania od rzeczy innych niż ostateczne. Piekło jako wieczna prowizorka, wieczna niestałość, niepewność, dziwaczne braki w najmniej oczekiwanych miejscach, nagromadzenie niepotrzebnych drobiazgów i małych niedociągnięć, które stają się przyczyną wielkich tragedii. Jak może wyglądać piekło polskiego inteligenta? Będą w nim książki, w których brak akurat tych stron, które trzeba doczytać, żeby całość zrozumieć. Będą w nim diabły w cudzoziemskich frakach, monstra utkane z cudzych myśli, źle przetłumaczonych, przyswojonych byle jak. Będzie w nim nieustanny strach, że się niczego nie pamięta, że nic nie jest ważne, choć ma się poczucie, że istotne było. Będzie w nim pewność, że istnienie to lamus, izba pełna rupieci, „tylko jedna izba, coś w rodzaju łaźni wiejskiej, zakopcona, z pająkami we wszystkich kątach”. W piekle polskiego inteligenta nie może widać zabraknąć Fiodora Dostojewskiego, zapewne przez diabelską złośliwość.
 
Zresztą, kto to jest inteligent? Może nie ma inteligenta? Piekło inteligentów polskich dziś może być puste, bo inteligenci dawno już wybrali sobie inne piekiełka, otchłanie dla specjalistów od public relations, sfrustrowanych biurokratów, sytych propagandystów, posiadaczy SUV-ów, beneficjentów politycznego kapitalizmu. A może inteligenci wegetują gdzieś na przedpieklach, na nauczycielskich emeryturach, panie od polskiego, panowie od matematyki, co to jeszcze chcieli uczyć i wychowywać, opowiadać piękne baśnie ludzkości i uczyć cudów ukrytych w słowach, poezji i logice matematycznych znaków. Panie od polskiego, panowie od historii, frajerzy czasów transformacji, wieczne popychadła, pieprzone inteligenciki, naiwniacy których ani PRL, ani III RP nie potraktowały zbyt serio. Bo i po co? Same z nimi kłopoty, a pożytek niewielki.
Na zatłoczonym parkingu pod miastem, nieopodal hipermarketu, przypominam sobie prowincjonalną drogę, pięć kilometrów, które pokonywałem tak często na piechotę, z małego miasteczka do rodzinnej wioski. Wokół pola, we mnie radość i euforia, albo czarna rozpacz i zwątpienie, słońce to wysoko, to nisko nad horyzontem. Gdzieś wracałem, od czegoś uciekałem, coś próbowałem złowić zmysłami i duszą. Chciałem złapać i zrozumieć przeszłość i przyszłość, bliższą i dalszą, historię wygnania, wykorzenienia, zasklepienia blizn, przyjęcia świata za swój. A horyzont, wciąż odległy w tej wędrówce, zbudowany był z nadziei i buntu, z kurzu i plew nawiewanych na drogę z pól, z zapachu traw i zbóż, asfaltu i podkładów kolejowych, zwierzęcego nawozu i ludzkiego potu. I szedłem te pięć kilometrów, z przemodlenia, z przeomdlenia senny, albo tylko zamyślony, skupiony na swoim pieprzonym inteligenckim dziedzictwie, na czterech ścianach domu nauczyciela: dziecko, chłopiec, mężczyzna, w którym natura pomieszała się nierozerwalnie z kulturą, zaduch i ciemna wilgoć na ścianach PGR-owskich czworaków z jasnymi wersami wierszy, słowa chłoporobotników ze słowami filozofów i teologów. A nierzadko te czworaki i chropowate słowa były prawdziwsze i wierniejsze sobie, niż wiersze i uczone traktaty. I miałem pod stopami polską ziemię, nad sobą niebo, którego chcą dla siebie właściwie wszyscy. I musiałem pogodzić własne idee i swoją narastającą obcość wobec wszystkiego z Kościołem i ojczystą ziemią, i socjalizmem, naiwnością, nieukontentowaniem i mrzonkami prowincjusza, który poszedł w wielki świat. Ale na co tu czas przeszły? To przecież teraźniejszość i pewnie też przyszłość.
 

ilustr. Kuba Mazurkiewicz


 
Tak, przecinek stawiany na oślep, na opak, na razie, na zawsze. Wszystko sprawdza się co do joty. Spowiedź dziecięcia wieku? Bynajmniej. Nieudolne próby opowiedzenia własnego świata, po to, by nie zniknął. By jednak zawsze wracać z wygnania, z niewoli, by nie dać się wykorzenić – nikomu, niczemu. Żeby się nie dać uwieść ani Naphcie, ani Settembriniemu, żeby we własnym życiu, w życiu innych nie spełniły się słowa barda, że „co drugi folksdojcz był real-polityk”: niezależnie, na jaką modłę, za czyje pieniądze. Żeby zachować wierność, choć już się wierności nie dochowało tyle razy. Żeby zachować twarz, nie wtedy, gdy grzecznie klaszczą, ale gdy biją w mordę. Choć ponoć łatwiej uwieść oklaskami, niż zmusić do posłuszeństwa biciem w twarz. Może dlatego więcej gnid pośród łasych na pochlebstwa, niż wśród tych, co boją się po prostu policyjnych pałek. Może dlatego inteligentowi trudniej nie przepoczwarzyć się w coś nieprzyjemnego? To interesujące: może dlatego lepiej czasem zgodzić się na niepewność, może lepiej postawić przecinek na oślep, niż wystukać zawsze kropkę nad i? Może lepiej nie mieć domu, niż zadomowić się w ideologii, niż zasiąść w kręgu szyderców? A może najlepiej nauczyć się szyderstw przeciw szydercom i postawić twierdzę wewnętrzną? Cholera, to są te idiotyczne pytania inteligenta, od których nie rośnie ani PKB, ani nie przybywa mieszkań i kilometrów autostrad.
Co dodać? Myślę, że piekło jest miejscem bez ziemi. Czyli takim stanem duszy, gdy już nie ma na czym się oprzeć. Gdy już nawet nie można stać się dla siebie ziemią jałową. Gdy już nie ma tej sekundy ocknięcia się, choćby bolesnej, która tutaj zdarza się choćby alkoholikom czy notorycznym kłamcom, czy ludziom żyjącym iluzjami. Piekło inteligenta to może być miejsce, gdzie każdy przecinek będzie można postawić na opak, ale nigdy na zawsze. Bo w piekle nie może być „zawsze”, skoro ma być ono zaprzeczeniem jakiejkolwiek trwałości, jakiegokolwiek istnienia. Że piekło polskiego inteligenta to będzie wieczna prowizorka, niezależnie, czy ją zawiesić na szkaplerzykach, czy będzie raczej domkiem dziecinnym skleconym byle jak na rozdartej sośnie. To będzie brak horyzontu, bez buntu i nadziei. Ale, przecież, piekła nie ma. I nie ma inteligentów. Oto jak można zmarnować czas na zatłoczonym parkingu pod miastem, nieopodal hipermarketu.
 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×