fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Mordercza piłka

Jak wszyscy sportowcy poświęcamy się na treningach, zostawiamy pot na boisku, mamy diety, robimy ćwiczenia wzmacniające, siłowe, a całe nasze życie poświęcone jest rugby na wózkach.
Mordercza piłka
ilustr.: Marta Pałka

Piłkę wybija się w ciągu kilku sekund, trzeba ją kozłować, przejechać przez całe boisko, niejednokrotnie zderzyć się przy tym z rywalem, ominąć blokadę, zdobyć punkt i to wszystko w ciągu czterdziestu sekund. Proste? Piłka jest do siatkówki, a zasady trochę z koszykówki, hokeja na lodzie, ręcznej i… rugby.

– My od sportowców niczym się nie różnimy oprócz tego, że nie biegamy na dwóch nogach, ale jeździmy na czterech kołach. Tak samo poświęcamy się na treningach, zostawiamy pot na boisku, mamy diety, robimy ćwiczenia wzmacniające, siłowe i całe nasze życie poświęcone jest rugby na wózkach – mówi Dominik Wietrak, prezes zarządu Stowarzyszenia Rugby na Wózkach „Four Kings”.

Rugby na wózkach, niegdyś znane jako „murderball” („mordercza piłka”), to uprawiana u nas od lat 90. dyscyplina paraolimpijska. Niegdyś w lidze grało dwadzieścia drużyn, dzięki czemu Polska mogła pochwalić się drugim największym zespołem w Europie. Dziś drużyn jest dwanaście, ale właśnie powstają nowe. A polska reprezentacja narodowa wielokrotnie udowadniała, że jest liczącym się graczem na świecie. Podczas ostatnich mistrzostw świata w Australii zajęła dziewiąte miejsce, co udało się dzięki determinacji zawodniczek i zawodników oraz zbiórce pieniędzy na platformie Pomagam.pl. Obecnie w Międzynarodowej Federacji Rugby na Wózkach Polska zajmuje 13 miejsce na 34 notowane kraje. Planem na przyszłość i powrót do miejsca w czołówce miały być mistrzostwa Europy dywizji B („druga liga” po dywizji A) w rugby na wózkach w Warszawie. Podobnie jak większość sportowych zmagań, tak i te ze względu na pandemię koronawirusa zostały przełożone. Nowy termin przypada na lipiec 2021 roku.

„Usiąść na rugbówce”

Izabela Sopalska-Rybak marzyła, żeby zostać wuefistką, chciała zarażać dzieciaki miłością do sportu. Sama grała w koszykówkę, siatkówkę, piłkę ręczną. Rok po maturze, kiedy przygotowywała się do testów sprawnościowych na AWF, przyszła diagnoza – stwardnienie rozsiane. To brzmiało jak wyrok.

Niektórzy na tak zwaną rugbówkę trafili przez wrodzoną chorobę, czasem skok do wody w niewłaściwym miejscu. Coraz częściej do rozgrywek dopuszcza się także osoby po amputacjach. Ale tych trudnych doświadczeń zawodników nie widać na boisku. Bo jak przyznają, kiedy siadają na wózek do rugby, „już nic więcej się dla nich nie liczy”, a pierwszy kontakt z „rugbówką” to często „miłość od pierwszego wejrzenia”. – Kiedy piętnaście lat temu pierwszy raz usiadłem na wózek i zacząłem grać, to tak po prostu się zakochałem. Gra daje mi dużo satysfakcji, możliwość wyżycia się, zapomnienia o mojej niepełnosprawności – mówi Dominik.

Gdy Iza dowiedziała się o chorobie, z rekomendacji lekarza zrezygnowała ze sportu. Wróciła dopiero po sześciu latach, za namową kolegi. – Kiedy pierwszy raz przyszłam na trening, pomyślałam, że chcę usiąść na „rugbówce” i z kimś się zderzyć – przyznaje. – To była miłość od pierwszego wejrzenia, a ja jestem strasznie kochliwa, jak się zakochuję, to od razu i bez granic. Na szczęście jestem też stała w uczuciach. A rugby to część mnie, wchodzę na boisko i to jest mój cały świat, wszystko inne przestaje istnieć.

Drużyna Four Kings (zdjęcie: Jakub Sagan)

Drużyna Four Kings (zdj.: Jakub Sagan)

Łańcuch

W raporcie NIK „Rozwój sportu osób niepełnosprawnych” z marca 2017 roku zaznaczono wyraźną korelację pomiędzy transmitowaniem w mediach publicznych rozgrywek sportowych osób niepełnosprawnych, takich jak mistrzostwa świata czy igrzyska paraolimpijskie, a dalszą możliwością rozwoju tych dyscyplin. Jak czytamy, „brak skutecznej promocji może przekładać się na niewielkie zainteresowanie potencjalnych sponsorów sportu osób niepełnosprawnych”.

Kibice i sponsorzy wpływają na rozpoznawalność sportu i co za tym idzie – wzrost dochodów. To z kolei daje szansę na zakup odpowiedniego sprzętu do gry (koszt samego wózka to trzydzieści tysięcy złotych), do tego dochodzą treningi i wyjazdy na turnieje. Tylko dzięki temu zawodnicy – i cała dyscyplina – mogą się rozwijać.

Rozgrywek rugby na wózkach nie znajdziemy w telewizji, choć nieco transmisji można obejrzeć w internecie. Ci, którzy już pojawiają się na zawodach, przyznają, że limity czasowe czynią grę niezwykle dynamiczną i widowiskową. Kibiców nie brakuje podczas turniejów na przykład we Włoszech czy Stanach Zjednoczonych. – Tam jest to sport ceniony – stwierdza Izabela Sopalska-Rybak, na co dzień grająca w polskiej i niemieckiej lidze, niegdyś także w polskiej reprezentacji. Co w takim razie musiałoby się stać, aby i w Polsce wzrosła popularność rugby na wózkach? – Trzeba to po prostu zobaczyć na żywo, i to na wysokim poziomie. Najczęściej słyszę, że komuś się nie podoba, bo po prostu nie widział żadnego meczu.

„Sponsor chciałby czegoś w zamian”…

…a co ja mogę mu zaoferować? Na turnieje nie przychodzą widzowie, nie przychodzą dziennikarze, nie ma nas w informacjach sportowych. A sponsor chce zyskać w ten sposób rozgłos – mówi Dominik. Z kolei środki, które Ministerstwo Sportu i Turystyki przeznacza na rugby na wózkach, trafiają do reprezentacji narodowej.

– Każda dyscyplina sportowa z niepełnosprawnościami może liczyć na jakąś kwotę. My jako klub nigdy nie staraliśmy się o te pieniądze z ministerstwa, bo reprezentacja jest najważniejsza. Później jednak dochodzi do sytuacji, gdy dostajemy się na mistrzostwa świata w Australii i nie ma pieniędzy na nasz wyjazd – mówi Iza z drużyny Four Kings.

Na te zawody pieniądze zbierano na platformie Pomagam.pl, udało się zgromadzić ponad 167 tysięcy złotych. Dzięki temu polska reprezentacja mogła zagrać na mistrzostwach świata w Sydney w 2018 roku, po tym jak w turnieju klasyfikacyjnym wywalczyła trzecie miejsce. Podobne problemy związane z brakiem pieniędzy na wyjazd miało w ostatnim czasie wielu zawodników różnych dyscyplin sportu osób niepełnosprawnych, między innymi curlingu na wózkach czy blind tennisa. Wówczas także organizowano zbiórki, aby zebrać 20 czy 40 tysięcy złotych potrzebnych na start w mistrzostwach.

Pierwszy wózek

– Każdy sport jest drogim sportem, a rugby na wózkach w szczególności – mówi Dominik.

– Ja za pierwszą „rugbówkę” zapłaciłam trzydzieści tysięcy złotych. W tamtym czasie mój samochód był trzy razy tańszy niż mój wózek. Ale to pozwoliło mi się rozwijać. Gdyby nie to, nie zagrałabym pewnie w niemieckiej lidze czy polskiej reprezentacji – opowiada Iza. Ale nie każdy jest w stanie uzbierać tyle pieniędzy.

Sprzęt to poważna bariera i częsty powód odejścia od sportu. Zniszczony wózek zwykle prowadzi do frustracji i wpływa na jakość gry. W tej dyscyplinie musi być specjalny, o pochylonych kołach, co sprawia że jest stabilniejszy. Kiedy nowy zawodnik rozpoczyna swoją przygodę z rugby, może pożyczyć używany wózek z Fundacji Aktywnej Rehabilitacji. Ale nie jest to sprzęt konkurencyjny, który umożliwiłby start w zawodach. Zakup nowego to z kolei koszt w granicach trzydziestu, czterdziestu tysięcy złotych. – Do tego dochodzą rękawice, taśmy, dodatkowe gumy – wylicza Dominik. – Rugby jest grą bardzo kontaktową, wózek się bardzo szybko zużywa, trzeba go spawać, wylatują koła.

Drużyna Four Kings (zdjęcie: Jakub Sagan)

Drużyna Four Kings (zdj.: Jakub Sagan)

Punktacja

– U nas bardzo dużą rolę odgrywa stopień niepełnosprawności. Im mniejszy stopień, tym ma się sprawniejsze ręce, tułów, zawodnik bardziej motorycznie porusza się na wózku. Sprawniejsi odpowiadają za zdobywanie punktów, pędzą po boisku. Ci niżej punktowani pomagają, ale więcej myślą, nadrabiają głową. W tym sporcie ważna jest taktyka – wyjaśnia Dominik. W rugby na wózkach każdemu zawodnikowi przyznawane są punkty od 3,5 do 0,5 w zależności od stopnia sprawności. Podczas meczu drużyna na boisku może mieć zawodników o maksymalnej liczbie ośmiu punktów.

Ale stopień sprawności się zmienia. – Wraz z postępowaniem choroby zmienia się moja klasyfikacja. Kiedyś miałam trzy punkty, a teraz już mam dwa – mówi Iza.

Sportowcem być

Do walki o sponsorów czasem dochodzą też trudności z wynajmem sal treningowych (z obawy przed zniszczeniem) czy z kupnem biletów dla całej drużyny lecącej na turniej. Według rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej z 5 lipca 2006 roku przewoźnik nie może z powodu niepełnosprawności odmówić przyjęcia rezerwacji na lot. Istnieją jednak odstępstwa od tej zasady, na przykład kiedy transport takich pasażerów nie spełnia „wymogów bezpieczeństwa” albo kiedy uniemożliwia go rozmiar samolotu lub jego drzwi.

Czymś, co zawodnikom rugby na wózkach wyraźnie przeszkadza, jest odbiór ich pracy. – Jesteśmy postrzegani jako te biedne, kulawe istotki, które muszą coś robić z nudów i którym trzeba jakoś pomóc – mówi Dominik. – Jak ktoś uprawia sport, to okej, ale jak robi to osoba niepełnosprawna, to od razu rehabilitacja. To żadna rehabilitacja. W tym sporcie prędzej się traci sprawność, niż zyskuje – dodaje Iza.

Sport osób pełnosprawnych i niepełnosprawnych nie jest i jeszcze długo nie będzie traktowany równorzędnie. A jak mówi Iza: – My wkładamy w sport tyle samo serca i zaangażowania co sprawni zawodnicy. Czasem oznacza to dla nas nawet więcej trudności i wyrzeczeń.

50 lat na zmiany

Cztery lata temu Iza założyła Fundację Kulawa Warszawa. Wówczas postanowiła, że za pięćdziesiąt lat Polska będzie krajem dostępnym dla osób niepełnosprawnych. – Dostępność to nie tylko architektura, to także społeczeństwo i świadomość – mówi Iza.

Zdaniem zawodników zmienić powinno się także podejście do sportu osób niepełnosprawnych. Według obecnych szacunków rugby na wózkach trenuje się w 34 krajach. W Stanach Zjednoczonych jest to sport zawodowy, w Kanadzie i Wielkiej Brytanii półzawodowy, co oznacza, że istnieją drużyny zarówno amatorskie, jak i profesjonalne, dla których rugby jest nie tylko pasją, lecz także zarobkiem, a to kluczowa różnica. W Polsce, jak przyznają zawodnicy z Four Kings, to odległe marzenie. Wszystko zależy bowiem od pieniędzy. Jeśli sport nie będzie dotowany, a zawodnicy sami będą musieli do wszystkiego dokładać, to wszystko pozostanie jak do tej pory.

– Ostatnio zawodnik powiedział mi, że będzie musiał ograniczyć treningi, bo ma dużo pracy, a do tego żonę i małe dziecko na utrzymaniu. I co ja mam mu powiedzieć? Jeżeli mógłbym mu zapłacić, to skupiłby się na treningach – mówi Dominik. I dodaje: – Podczas wywiadów zawsze słyszę pytania: Co ci się stało? Jaka jest twoja historia? Przepraszam bardzo, co ich to obchodzi? Dlaczego nikt nie powie, że jestem mistrzem Polski w rugby na wózkach? Dlaczego ludzie nie odbierają nas jako sportowców? Owszem, ta niepełnosprawność jest, my jej nie wymażemy, ale niech nie będzie to priorytet.

***

Iza kończy naszą rozmowę z charakterystycznym dla siebie optymizmem. – Wierzę, że za te 46 lat, które pozostało według moich wyliczeń, Polska będzie krajem dostępnym dla osób niepełnosprawnych, że nie będzie pomiędzy nami barier, różnic i do wszystkich sportowców będziemy podchodzić w ten sam sposób. Wierzę, że kiedyś to się uda.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×