fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Moja pigułka na kompleks imigranta

Ta pojedyncza sytuacja, on jeden, jego kilka słów mogły zmienić dalszy bieg mojego życia na emigracji… Nie sądzę, żeby ten człowiek wiedział, że może mieć taki wpływ na moje życie.
Moja pigułka na kompleks imigranta
ilustr.: Małgorzata Rumińska

Tekst oryginalnie napisany w dwóch wersjach: w języku polskim i białoruskim.

Tłumaczenie: Ekaterina B.

***

– Nie jest pani Polką!

– Tak, nie jestem.

– Wypierdalaj na Ukrainę!

Dlaczego miałabym jechać do Ukrainy, skoro jestem Białorusinką? Czy nie widzisz żadnej różnicy? Człowieku, nigdy w życiu nie myślałam, że będę stała przed tobą przy kasie, w obcym kraju, za siedemnaście złotych za godzinę! Gdybym wiedziała, że będę musiała opuścić swój kraj, byłabym przygotowana. Sprzedałabym mieszkanie, zebrałabym pieniądze na przeprowadzkę, nauczyłabym się języka. Przygotowałabym psychicznie córkę, wreszcie – pożegnałabym się z bliskimi! Ale wszystko wydarzyło się nagle, w ciągu jednego dnia. Stoję przed tobą sama, w pobliżu nie ma przyjaciół ani rodziców. Mam córkę, która chce jeść, tak jak twoje dzieci. Nie proszę cię o pomoc, niczego ci nie odbieram, próbuję i bardzo się staram! I wiesz, to wszystko nie jest dla mnie łatwe!

Powiedziałabym to wszystko, gdybym mogła. Gdyby nie brakowało mi polskich słów. Gdybym nie była w miejscu pracy, na której tak mi zależy. I gdyby moje wyjaśnienia miały jakikolwiek sens.

Muszę być uprzejma.

– Nie jestem Polką, ale potrafię panu sprzedać papierosy – mówię cicho, nie podnosząc wzroku.

Wziął papierosy, resztę, chrząknął niezadowolony i wyszedł.

Wybuchłabym płaczem i płakałabym przez cały dzień i całą noc. Ale nie mogę, bo jestem w pracy. Do kasy stoi kolejka. Wszyscy na mnie patrzą, prawdopodobnie z wyrzutem i wrogością. Wiem, że to nienawiść rasowa, o której piszą w internecie. Spotkałam się z nią. Nie ma dla nich znaczenia, kim jestem – Białorusinką, Ukrainką, Afrykanką. Nie jestem Polką. Nie jestem taka, jak oni… Jestem obca. Nie mogę wrócić do domu, bo mój kraj mnie wyrzucił, ale tu też jestem obca. Dokąd mam iść? Zapaść się pod ziemię, zniknąć ze sklepu, z tego miasta, z powierzchni Ziemi?

Kolejny klient:

– Proszę się nie przejmować, jest pani bardzo miła.

– Dziękuję bardzo.

Kolejny klient:

– Ma pani ładny uśmiech, zakupy u pani to zawsze przyjemność.

Teraz zachciało mi się płakać z powodu otrzymanego wsparcia. Mój oddech zaczął się wyrównywać, poczułam się lepiej. Odważyłam się podnieść oczy i spojrzeć na ludzi w kolejce. Każdy z nich uśmiechał się do mnie czysto i szczerze. Gdyby nie ci ludzie, uciekłabym ze łzami w oczach, prawdopodobnie wpadłabym w depresję czy coś w tym rodzaju i wróciłabym do sprzątania mieszkań na doby za jeszcze niższe wynagrodzenie. Tam, gdzie nie ma ludzi i nikt mnie nie widzi, nikt nie wie, że jestem inna. Dałabym sobie spokój z nauką tego języka, nie czytałabym tylu książek po polsku, nie poznałabym tylu wspaniałych ludzi.

Przez kilka następnych dni oczy tego mężczyzny, pełne nienawiści, jego mimika wyrażająca obrzydzenie, raz po raz pojawiały się w mojej głowie. Wszystko w środku się kurczyło, dłonie pociły mi się od wewnętrznego strachu. Czułam się coraz słabsza. Zwątpienie w siebie rosło i wymazywało dobre rzeczy z mojej pamięci, pozostawiając tylko jego twarz. Niczego nie umiem robić, nic mi nie wychodzi, wszyscy dookoła mnie nie lubią. Chęć nauki wydawała się bezcelowa. Nie chciałam wychodzić z mieszkania. Nie chciałam rozmawiać z ludźmi. Wstydziłam się. Ratował mnie tylko szczery uśmiech kolejnych klientów.

Kilka dni później drzwi sklepu otwierają się i wchodzi ten sam klient. Spanikowałam. Nie mogłam wymyślić nic lepszego, niż się uśmiechnąć. Cóż, na pewno pomyśli, że jestem głupia lub z niego kpię. Uśmiechać się czy nie, uśmiechać się czy nie…

– Dzień dobry! Co dla pana? – znowu się uśmiecham.

– Papierosy.

– Proszę. Dziękuję! Miłego dnia!

– Również – odwzajemnił mój uśmiech i wyszedł.

Co? Jak to możliwe? „Również”? Uśmiechnął się? Byłam po prostu oszołomiona! Ta pojedyncza sytuacja, on jeden, jego kilka słów mogły zmienić dalszy bieg mojego życia na emigracji… Nie sądzę, żeby ten człowiek wiedział, że może mieć taki wpływ na moje życie.

To było tak, jakby spłynęło na mnie objawienie. Cała przeprowadzka do Polski przeleciała mi przed oczami… Przyjaciółka odbiera mnie z dworca, dzieli się ze mną jedzeniem i ubraniami. Właścicielka wynajętego mieszkania przywozi rzeczy niezbędne do życia codziennego, widząc, że nie mamy nic. Dyrektor ciepło i z radością przyjmuje moją córkę do liceum. Nauczyciel języka polskiego za darmo uczy mnie języka i życia w nowym mieście. Przypadkowy przechodzień wskazuje mi drogę, gdy się zgubiłam. Wsparcie klientów w kolejce… Jak mogłam o tym wszystkim zapomnieć?

Okazało się, że było inaczej, niż sobie wyobraziłam, to był mój własny kompleks, mój własny strach. W dniach udręki psychicznej ani razu nie pomyślałam, że może ten człowiek miał tego dnia jakieś kłopoty. Pogrążyłam się w słabości i użalaniu się nad sobą. A może potrzebował mojego uśmiechu tak, jak ja potrzebowałam jego? I gdybym przez swoje „emigranckie kompleksy” nie stała tam prawie we łzach… Gdyby nie wyczytał w moich oczach irytacji, słabości i strachu, ale otrzymał tę samą odpowiedź, tylko z inną intonacją i uśmiechem, wtedy nasz dzień mógłby być lepszy?

Wyszedłby ze sklepu w dobrym humorze, a mnie nie męczyłyby wymyślone bzdury na mój własny temat. Musiałam tylko zebrać się na odwagę i otworzyć oczy. Dostrzegłabym w tej sytuacji nie tylko negatywy, ale także rzeczy piękne – ludzką życzliwość, solidarność i wsparcie. Prawie pozwoliłam jednej, nieznanej osobie w ciągu kilku sekund zniszczyć mój nowy, kruchy świat. A on nawet nie próbował tego zrobić. I dlaczego nie skupiłam się na innych osobach w kolejce? Wspierały mnie. Mówiły miłe słowa. Zamiast tego całkowicie, na oślep, zanurzyłam się w kompleksie migrantów.

Po przeprowadzce do Warszawy moja edukacja i doświadczenie życiowe zostały wyzerowane. Wszędzie panuje niepewność. Udało mi się znaleźć legalną pracę. Pojawiła się szansa na dalszy rozwój, lecz razem z nią uczucie stałego zagrożenia i wątpliwości. Początki są zawsze trudne i przerażające. W internecie piszą o rosnącej nienawiści rasowej, o różnych nieprzyjemnych sytuacjach, w jakich znajdują się imigranci. Jestem imigrantką i chyba czekałam na coś takiego. Myślę, że moja wyobraźnia wyolbrzymiła obrzydzenie na twarzy tego człowieka. Dlatego miłe chwile, odkrycia, moje małe osiągnięcia, ludzie, którzy mi pomogli, wszystko zostało przekreślone w jednej chwili. I czy naprawdę było warto?

Nie znam zbyt dobrze języka polskiego. Ale się uczę. Nie czyni mnie to złą pracowniczką czy osobą. Nie zamierzam się poddawać. Będę dalej próbować, ponieważ od tego zależy moje życie. Zawsze można znaleźć przyjemne chwile, wystarczy tylko się rozejrzeć, a czasem przyjrzeć bliżej. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Tak, jesteśmy inni, mamy dobre i złe dni! Ale przede wszystkim jesteśmy LUDŹMI. Każdy inaczej przeżywa stres i kłopoty. I nie muszę podobać się wszystkim, muszę podobać się w pierwszej kolejności sobie!

Wziąłem tę pigułkę na mój „kompleks imigranta” rok temu. Teraz pracuję w innym sklepie, na co dzień komunikuję się z wieloma ludźmi, mam dobre ubezpieczenie zdrowotne i stały dochód. Kontynuuję naukę polskiego i teraz mogę z łatwością czytać i rozumieć książki po polsku. Mogę nawet coś napisać. I nawet jeśli popełniam błędy w końcówkach, a mój akcent mnie „wydaje”, to jestem sobą. I lubię siebie! Nie oczekuję od ludzi tego, co negatywne, ale jeśli usłyszę coś złego od jednego klienta na stu, skupiam się na pozostałych. Nie reaguję przesadnie, do niektórych uśmiecham się szeroko, do niektórych pełnymi ustami, do innych tylko kącikami ust.

Teraz moją główną bronią jest uśmiech, który mnie chroni, rozbraja innych i jest zaraźliwy. Wszyscy potrzebujemy wsparcia i miłych słów. Nie oszczędzaj ich, dziel się nimi, a otrzymasz je z powrotem. Nie przejmuj się drobiazgami, nie wymyślaj więcej, niż masz, to prawdopodobnie nie jest tego warte.

Uśmiechnijcie się jeden do drugiego. W trudnym momencie otwórzcie szerzej oczy i poszukajcie pozytywów, one na pewno tam są. Nie izolujcie się. Bądźcie sobą. Nie bójcie się otworzyć na innych i nie szukajcie podstępu. I co najważniejsze: pamiętajcie, dalszy rozwój wydarzeń zależy tylko od nas.

***

Wszystkie „Pamiętniki uchodźcze” dostępne także w wersji e-booka i audiobooka tutaj!
Papierowe wydanie będzie dostępne od stycznia w formie cegiełki na działania Grupy Granica.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×