fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

„Młot na tradsów”: kilka słów o ostatnim liście apostolskim papieża Franciszka

Zamysł papieża może być szczytny, jednak problematyczna wydaje się jego realizacja. W idealnej sytuacji decyzja biskupa powinna być wynikającą z rozeznania sytuacji odpowiedzią na potrzeby wiernych. Pytanie, jak wielu biskupów w ogóle się nad tą kwestią pochyli.
„Młot na tradsów”: kilka słów o ostatnim liście apostolskim papieża Franciszka
ilustr. Artur Denys

16 lipca ukazało się motu proprio papieża Franciszka „Traditionis custodes” („Opiekunowie tradycji”), które wprowadza nowe przepisy dotyczące możliwości sprawowania mszy świętej w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Co to jednak znaczy dla przeciętnego katolika uczęszczającego do swojej parafii, a co dla osób przywiązanych do starej mszy?

Po co komu stara msza?

Na początku warto wyjaśnić, skąd wzięły się dwie formy jednego rytu. Większość katolików i katoliczek, nawet tych regularnie praktykujących, może być słabo zaznajomiona z formą nadzwyczajną, ponieważ po Soborze Watykańskim II normatywna i powszechna stała się, nomen omen, forma zwyczajna, zwana Novus Ordo Missae (NOM). Chociaż starą mszę, czyli Vetus Ordo Missae (VOM), zwykło się nazywać „mszą trydencką”, liturgia ta jest znacznie starsza od Soboru Trydenckiego i nie stanowi żadnego jego wymysłu. Nie jest również stała i niezmienna, bo od czasów Piusa V dochodziło w niej do mniejszych i większych reform, w tym także do dopuszczenia języków narodowych. Aktualnie przy sprawowaniu starej mszy w języku łacińskim korzysta się z Mszału Jana XXIII z 1962 roku – trudno więc utrzymywać, że jest to forma, która nie ulegała żadnym przeobrażeniom od wydania Mszału Rzymskiego w roku 1570. Po Soborze Watykańskim II nastąpiła przebudowa liturgii, której efekty możemy oglądać w każdym kościele katolickim. Mszał Pawła VI, obowiązujący od 1970 roku, wyraża zgodnie ze słowami Benedykta XVI z motu proprio „Summorum Pontificum” ową zwykłą formę obrządku łacińskiego, natomiast mszał Jana XXIII – jego formę nadzwyczajną. Obie formy stanowią jednak wyraz tej samej „zasady modlitwy” (lex orandi).

Wspomniany list apostolski Benedykta XVI w znacznym stopniu ułatwiał dostęp do VOM, którą doceniano ze względu na jej ważną rolę w Tradycji i w praktyce Kościoła. W myśl hermeneutyki ciągłości, którą promował Ratzinger, nie można tak po prostu odrzucić tego dziedzictwa. Nowa msza nie powinna być rozumiana w oderwaniu od starej, stąd jej obecność w życiu Kościoła jest wciąż wartościowa. Błędem byłoby postrzegać ją jedynie jako pewną archeologiczną performatykę – odtwarzanie martwego rytuału. Jest to liturgia, która wciąż rodzi żywe owoce wiary, przyczyniając się do nawrócenia oraz utrzymywania bliskości z Bogiem i z Kościołem. Nie została ona wynaleziona przez Trydent, lecz ma starożytne korzenie znajdujące swój wyraz w rytuale, który może się co prawda wydawać archaiczny, ale czyż nie to właśnie fascynuje wielu katolików w liturgiach Kościołów Wschodu? Język oraz symbolika gestów i zachowań starego rytu rzymskiego zawiera treści teologiczne, które często w nowej formie niedostatecznie wybrzmiewają, a które mogą prowadzić wiele osób do lepszego zrozumienia niektórych prawd wiary znajdujących swój wyraz w liturgii.

Tu mówi papież

Tym bardziej dziwić mogą ograniczenia wprowadzone w lipcu przez Ojca Świętego. W artykule 1 dokumentu papież w gruncie rzeczy znosi podział na nadzwyczajną i zwyczajną formę rytu, pisząc, że księgi liturgiczne promulgowane przez Pawła VI i Jana Pawła II są „jedynym wyrazem lex orandi Rytu Rzymskiego”. W artykule 3 zakazuje się de facto sprawowania starej mszy w kościołach parafialnych oraz zakładania nowych grup skupionych wokół nich. Uwagę zwraca również konieczność zgłaszania się chcących je odprawiać kapłanów aż do samej Stolicy Apostolskiej. Z drugiej strony, wartościowe wydaje się przypomnienie o roli biskupów jako „strażników tradycji” wraz ze zwiększeniem ich decyzyjności w kwestii sprawowania tej formy rytu.

Zamysł papieża może być szczytny, jednak problematyczna wydaje się jego realizacja, zwłaszcza gdy mowa o tak mocno sklerykalizowanej instytucji. W idealnej bowiem sytuacji decyzja biskupa nie powinna być jakimś arbitralnym wyrazem jego woli, opartym na osobistych uprzedzeniach czy sympatiach, lecz wynikającą z rozeznania sytuacji odpowiedzią na potrzeby wiernych. Pytanie, jak wielu biskupów w ogóle się nad tą kwestią pochyli.

Inny nowy przepis mówi o tym, że odprawiający mszę powinni bardzo dobrze znać łacinę. List apostolski wydaje się zatem pomieszaniem regulacji stanowiących o większej staranności w zakresie przygotowywania i sprawowania liturgii oraz niezrozumiałego ograniczenia możliwości jej odprawiania. Dbałość o to, żeby liturgia nie była niechlujnie celebrowana i żeby nie stawała się przestrzenią dla różnych nadużyć, jest jak najbardziej słuszna. Nie jest to jednak problem, który dotyczy wyłącznie nadzwyczajnej formy rytu. Wręcz przeciwnie, to raczej zjawisko powszechnie spotykane w warunkach formy zwyczajnej.

Gambit Franciszka

Załączony do „Traditionis custodes” list Ojca Świętego do biskupów nie ułatwia zrozumienia tych wszystkich decyzji. Można na jego podstawie odnieść wrażenie, że za nowymi przepisami stoją przede wszystkim racje eklezjalne lub wręcz socjologiczne. Wyłania się z niego bowiem przekonanie, że zagrożeniem dla jedności Kościoła są pewne grupy tradycjonalistów. Na samym początku papież pisze, że poluzowanie przez Benedykta XVI przepisów dotyczących sprawowania starej mszy było podyktowane przede wszystkim chęcią zażegnania schizmy lefebrystów. Z wypowiedzi samego Benedykta wiemy, że nie jest to prawda. Chociaż rzeczywiście można zaobserwować, że we wspólnotach skupionych wokół „mszy trydenckich” szczególnie silne są dzisiaj nastroje antyfranciszkowe, skrajnie konserwatywne, a często również wrogie Soborowi Watykańskiemu II, to poważnym błędem byłoby przypisywanie ich wszystkim osobom, które odnajdują się w tej formie rytu. Co więcej, uważam, że strategia Benedykta XVI, polegająca na upowszechnieniu i rozproszeniu starych mszy poprzez umożliwienie uczestnictwa w nich niemal w każdej parafii, znacznie lepiej zabezpieczała Kościół przed tworzeniem się zamkniętych i ekskluzywistycznych środowisk. Może się mylę i może przyszłość zweryfikuje mój sąd, ale strategia Franciszka będzie moim zdaniem prowadzić do dalszej radykalizacji, grożąc potencjalnym „sekciarstwem”.

Środowiska tradycjonalistyczne są liczne i trudno je sprowadzać do jednego mianownika. Owszem, najgłośniejsze są grupy najbardziej konserwatywne. Niektóre z nich, mimo że nie przynależą formalnie do lefebrystów ani do bardziej schizmatyckich ruchów, wciąż atakują papieża, odrzucają nauczanie Soboru Watykańskiego II i nie uznają ważności katolickiej liturgii po reformie Pawła VI. Wiele spośród tych elementów przeniknęło już nawet do prawicowego mainstreamu (patrz: niektóre publikacje „Do Rzeczy” i „Polonia Christiana”). Międzynarodowa organizacja Tradition, Family, Property i znana w świecie tradycjonalistycznym strona Rorate Caeli doszukują się w Kościele wpływów komunistów, a nawet działań demonicznych (po ogłoszeniu swojego motu proprio Franciszek został przez autorów Rorate Caeli wprost nazywany „Antychrystem”). Jeden z autorytetów środowiska tradycjonalistów, arcybiskup Viganò, od dawna wypowiada się głośno o konieczności odrzucenia Soboru Watykańskiego II. Widać zatem, że sytuacja tych środowisk jest skomplikowana i że lęk papieża przed rozłamem w Kościele wcale nie jest bezzasadny. Pytanie dotyczy raczej wybranego przez niego sposobu przeciwdziałania rozłamowi.

Czas próby

Decyzja Franciszka – tak zasmucająca wszystkich przywiązanych do starej liturgii i ceniących ją za jej głębokie treści teologiczne i za umocowanie w Tradycji Kościoła (w tym także dla mnie) – wystawiła te środowiska na trudną próbę wiary. Pozostaje im wybór: albo posłuszeństwo papieżowi i próba dalszego podążania drogą duchową skoncentrowaną na starej mszy (co bez wątpienia dla wielu stanie się dużo trudniejsze) oraz dalszego działania na rzecz promowania tej liturgii w Kościele (co od lat robi środowisko czasopisma „Christianitas”), albo bunt, czyli odprawianie mszy wbrew biskupowi miejsca lub udział w niej we wspólnotach „odłączonych”. Jeśli tradycjonaliści będą woleli uczestniczyć w starej mszy u lefebrystów niż w ważnie i godnie odprawianej Eucharystii według nowego mszału, to potwierdzą niestety, że przynajmniej część zarzutów stawianych im przez papieża jest prawdziwa, bo nie uznają nowej mszy za ważną. Nie mogą być bowiem w jedności ze wspólnotą Kościoła, jeśli negują ważność tej Eucharystii lub jeśli uważają ją za mniej godną. Bez wątpienia dla ludzi, którzy wiele lat poświęcili formacji duchowej skupionej wokół starej mszy lub dla których miała ona fundamentalne znaczenie na przykład przy decyzji o nawróceniu, będzie to czas próby. Pozostaje mieć nadzieję, że jej podołają.

Chociaż cała ta sytuacja może prowadzić również do zgubnego poczucia słuszności i satysfakcji w środowiskach liberalnych w Kościele, to jak dotąd częściej w „Tygodniku Powszechnym” i w „Więzi” można się spotkać z empatią w stosunku do tradycjonalistów. Jeśli zależy nam na jedności Ciała Chrystusa, nie powinniśmy dążyć do wykluczenia żadnych członków Kościoła, lecz do wzmocnienia go. Pojawiające się gdzieniegdzie oznaki zadowolenia z wypchnięcia „tradsów” w objęcia sedewakantystów czy lefebrystów są w równym stopniu przejawem ekskluzywizmu jak marzenia konserwatystów o pozbyciu się z Kościoła liberałów. Ponadto, jak już podkreślałem, „msza trydencka” należy do dziedzictwa, którego nie da się wymazać i sprowadzić do charakteru muzealnego. Liturgia Kościoła jest bogatym skarbcem, w którym znajdują się najróżniejsze ryty, praktykowane w różnych Kościołach lokalnych. Jest ona też wyrazem lokalnych kultur i tradycji, od których nie może być oderwana. Ten polifoniczny głos Kościoła, który chwali Boga we wszystkich językach, stanowi o jej pięknie. Liturgia łacińska nie jest tylko jednym spośród tych głosów – to byłoby zbyt ahistoryczne jej ujęcie. Będąc przez wieki źródłem życia religijnego Kościoła zachodniego, nie może zostać po prostu przekreślona. Trudno mi jednoznacznie oceniać decyzję Ojca Świętego, ale wydaje mi się ona nieść więcej szkód niż korzyści.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×