fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Mazurkiewicz: Kryzys jest impulsem do zmiany polskiego systemu edukacji!

Włączenie kilkuset tysięcy uczniów z zupełnie innego kręgu kulturowego daje szansę, by przemodelować polską szkołę. To może się udać pod dwoma warunkami: jeżeli zaczniemy myśleć o celach, które zadecydują o naszej przyszłości, i jeśli zainwestujemy w nauczycieli.
Mazurkiewicz: Kryzys jest impulsem do zmiany polskiego systemu edukacji!
Ilustr.: Weronika Reroń

Z profesorem Grzegorzem Mazurkiewiczem, specjalistą do spraw edukacji, rozmawia Dominika Tworek. 

***

Ponad 160 tysięcy uczniów z Ukrainy trafiło do polskiego systemu edukacji. Nie wiemy, jaka część z nich przebywa w Polsce tymczasowo, a jaka chce zostać tu na stałe. A polska szkoła zdecydowanie różni się od ukraińskiej. Myśli pan, że udaje nam się okiełznać ten chaos?

Ku mojemu zaskoczeniu, jest nieźle. Jednak na ten moment jedynym wskaźnikiem tego, czy sobie radzimy, jest przyjmowanie ukraińskich dzieci do szkół. I to się udaje. Natomiast żeby cokolwiek zaplanować, potrzebujemy danych. A my ich nie mamy. Tym razem wcale nie z powodu niewydolności naszego systemu, ale też dlatego, że sami uchodźcy tego nie wiedzą – nieznana jest ich przyszłość i zamierzenia.

Obecnie mamy trzy grupy ukraińskich uczniów. Pierwszą tworzą ci, którzy najprawdopodobniej zostaną w Polsce, drugą osoby, które myślą o wyjeździe do innych państw Europy. Ale są i tacy, którzy marzą o powrocie do Ukrainy. I tutaj pojawia się problem, bo najbardziej pesymistyczne scenariusze rozwoju konfliktu zakładają, że wojna będzie trwała długo, nawet dekadę. A uczniowie, którzy nie będą chcieli inwestować w swój pobyt tutaj, będą przez cały ten czas funkcjonować w zawieszeniu.

Czy w polskich realiach jest szansa na zaproponowanie odrębnych rozwiązań dla każdej z tych grup?

Nie jestem pewien, czy nas na to stać. Zarówno pod względem finansowym czy logistycznym, jak i merytorycznym, czyli odpowiedniego przygotowania kadr. Natomiast obecny stan rzeczy musi się w miarę szybko zakończyć. I tutaj możemy postawić cezurę czasową – do wakacji. Od przyszłego roku szkolnego warto byłoby mieć jakiś plan.

Plan regulowany ustawą? A może to czas, w którym dyrektorzy, nauczyciele i rodzice powinni zyskać większą autonomię w decydowaniu?

Prawo stanowi ramę funkcjonowania i jest niezbędne. Dlatego z perspektywy polityki edukacyjnej  trzeba zaplanować działania w trzech obszarach: finansowania, formuły zatrudniania nauczycieli z Ukrainy oraz rozwiązań systemowych.

Jeśli chodzi o te ostatnie, mamy dwie główne strategie: włączanie ukraińskich uczniów do klas z polskimi uczniami oraz tworzenie klas przygotowawczych, skoncentrowanych na grupach ukraińskich dzieci, w których przyda się wsparcie ze strony nauczycieli z Ukrainy, a duża część zajęć dotyczyć będzie języka polskiego. Z doświadczeń Europy Zachodniej w 2015 roku wynika, że takie przygotowawcze zajęcia są niezbędne, ale nie mogą trwać za długo. Bo po pewnym czasie dzieciaki zaczynają czuć się jak obywatele innej kategorii. Jeżeli za długo tkwią w takich „gettach”, czyli w osobnych grupach narodowych, to pojawia się niechęć i różne niepożądane zachowania.

Co to znaczy „za długo”?

Nie wiem, ale wyobrażam sobie, że jeżeli zaczynamy przyszły rok szkolny, to część pierwszego semestru (a w uzasadnionych przypadkach może nawet cały) powinny stanowić zajęcia przygotowawcze. A potem realizujemy drugą strategię, czyli włączanie uczniów w rytm odpowiednich szkół. Przy czym bardzo ważne jest, żeby zwłaszcza ta grupa, która deklaruje chęć pozostania w Polsce, jak najszybciej dołączyła do polskich klas.

Przy okazji warto byłoby zainwestować też w szkolenia nauczycieli – jak uczyć w klasach, które są wielokulturowe. Bo przez lata odpychaliśmy ten problem. Wszelkie pomysły programów edukacji włączającej były w ostatnich latach skutecznie ucinane.

A co z autonomią?

Autonomię należałoby dać nauczycielom w tym, czego zajęcia w takich klasach przygotowawczych miałyby dotyczyć. Przy czym na pewno powinno się tam znaleźć rozwijanie kompetencji językowych, społecznych czy samozarządzania. Niezbędne będą zajęcia, które poprawiają dobrostan dzieci i uczą ich komunikacji interkulturowej. Najważniejsze, żeby to nie poszło wyłącznie w stronę przygotowywania akademickiego, nadganiania materiału.

Rozumiem, że nie jest pan zwolennikiem pomysłu funkcjonowania odrębnych ukraińskich szkół, zatrudniających ukraińskich nauczycieli?

Ten pomysł wydaje się logiczny. Byłby prawdopodobnie dosyć prosty do zorganizowania, są ku temu zasoby. Ale ja się go trochę boję. Bo inne kraje o wielopokoleniowych tradycjach imigranckich jak Francja czy Niemcy borykają się z problemem drugiego czy trzeciego pokolenia migrantów. To oni zwykle zaczynają być niezadowoleni. Zgłaszają pretensje, że ich ojczyzna nie traktuje ich tak samo jak innych obywateli. Osobne szkoły mogą, nie muszą, nieść ze sobą zagrożenie tworzenia ukraińskich enklaw, które, zamiast pomóc się integrować, mogą naznaczać imigranta piętnem.

W Polsce nie mamy takich problemów. Za to lubimy stawiać płoty z żyletkami. I nagle pojawili się bracia i siostry z Ukrainy, więc chcemy zmienić swój wizerunek Polaka niechętnego obcym. Ale czy długofalowo będziemy potrafili poradzić sobie z tą falą migracji? Interesujące jest to, co się u nas wydarzy z ciągu dwóch, trzech dekad. Zakładając, że nie będzie kolejnej wojny światowej, to – albo – za naszą wschodnią granicą będzie się tlił konflikt – albo – będzie potężna inicjatywa odbudowywania Ukrainy. I my jako Polska też staniemy przed wyzwaniem cywilizacyjnym, bo spora część Ukraińców zostanie u nas. To jest moment historyczny. Dobrze by było, żeby Ukraińcy nie stali się tymi niewidzialnymi, którzy podają nam obiady w knajpach i podejmują zawody, które są niechętnie wybierane przez Polaków. Żeby byli grupą, która pomoże nam stać się bardziej otwartym, demokratycznym, zróżnicowanym krajem.

Zaważą o tym właśnie wybory w sektorze edukacyjnym. Dlatego pytanie – czy tworzyć osobne ukraińskie szkoły, jest trudne. Boję się, że byłyby to instytucje działające obok, na marginesie. Że za chwilę zaczęłyby pojawiać się problemy. Niemniej, jesteśmy w momencie, w którym można podejmować decyzje ad hoc, ale w dłuższej perspektywie zachęcałbym do tego, żeby to bardzo pilnie obserwować i zastanawiać się, w którym momencie ukraińskie szkoły połączyć jednak z polskim systemem oświatowym.

Z czasem nasz zryw pomocowy się wyczerpie, a w naszym społeczeństwie mogą pojawić się negatywne opinie na temat Ukraińców. Co zrobić, żeby nasza oświata nie stała się przestrzenią, w której na szerszą skalę obudzi się niechęć wymierzona w „obcych”?

Przede wszystkim myślę, że najwyższy czas skończyć walkę z nauczycielami. Brak szacunku i ciągłe lekceważenie ze strony władz powoduje, że zmęczeni i wypaleni nauczyciele odchodzą od zawodu. Porównałbym tę grupę do pielęgniarek, które również mierzą się z problemem demograficznym, a młodym coraz trudniej jest traktować ten zawód z poczuciem misji, bo brakuje też motywatora finansowego.

Od 2015 roku polska szkoła zsuwa się po równi pochyłej, a od czasu strajku w 2019 roku możemy już mówić o katastrofie. Każdy kolejny minister edukacji dokładał różne destrukcyjne inicjatywy, a aktualny minister jest ideologicznym bulterierem. Dlatego pierwsza sprawa, którą trzeba poprawić, to warunki pracy nauczycieli. Dać im pieniądze i szacunek, a po drugie zaprosić do refleksji nad własną praktyką. Bo to wcale nie jest jednolita grupa zawodowa, która wie, czego chce i cechuje się najwyższymi kompetencjami. Dlatego niezbędne jest nieustanne wsparcie ich rozwoju zawodowego. Oprócz tego trzeba rozluźnić gorset. Deprofesjonalizacja nauczycieli, ciągła kontrola czy narzucanie tematów to działania, które z pewnością szkodzą szkole.

Mądrzy, odpowiednio wyedukowani nauczyciele są remedium na tragedię?

I dyrektorzy szkół. A mamy ich w Polsce 20 tysięcy. Oni powinni wspierać nauczycieli i uczniów, a zajmują się raczej biurokracją i realizowaniem oczekiwań władz. Warto zachęcić ich do tego, żeby wykorzystywali swój potencjał w całości, uwolnili swoją kreatywność. Do tego potrzebują przyzwolenia nie tylko władz, ale też społeczeństwa. Mam wrażenie, że i władza, i duża część społeczeństwa myśli o szkole, bazując na wspomnieniach ze swojej własnej edukacji. Właśnie ten sentyment sprawia, że jest społeczna zgoda na to, żeby cofać szkołę do przeszłości. Ona powinna być dziś zupełnie inna, a my mamy takie same szkoły jak w latach 70. i 80. XX wieku. To jest tragedia. Przecież nikt nie chciałby mieć dzisiaj wstawianego rozrusznika serca takimi metodami, jak robiono to w czasach Zbigniewa Religii. A w kwestii edukacji nikogo to nie oburza.

To wyzwanie włączenia kilkuset tysięcy uczniów z zupełnie innego kręgu kulturowego (a jednak wciąż zbliżonego) daje szansę, by przemodelować szkołę. To może się udać pod pewnym warunkiem: jeżeli zaczniemy myśleć o celach, które zadecydują o naszej przyszłości (zamiast o tym, co nas trzyma w przeszłości).

Jeśli spełnią się jednak pesymistyczne wizje, polska szkoła nie podoła wyzwaniom, to stanie się miejscem szerzenia się nienawiści do „obcych”, przez których jest tylko gorzej?

Ja bym w Polsce nie mówił o nienawiści. Raczej o „zdrowej, sąsiedzkiej zawiści”. Mój sąsiad ma lepszy samochód niż ja. Witam go uśmiechem na ustach, ale w głębi duszy zastanawiam się, dlaczego jemu się udało, a mi nie. Raczej tacy jesteśmy. Co prawda, mieliśmy parę momentów w historii, kiedy wychodziła z nas nienawiść, ale jednak wciąż obserwujemy, że ludzie wznoszą się ponad ograniczenia i robią niesamowite rzeczy.

Obecnie trzymamy trupa w szafie. I tym trupem są skoncentrowani na przeszłości i walce o władzę politycy, którzy podejmują decyzje na poziomie centralnym oraz ich niektórzy poplecznicy w regionach, blokujący nasz potencjał. A my nie jesteśmy w stanie zmusić ich do tego, żeby się wycofali. I w tym polu jestem pesymistą. Ale na to, co się dzieje lokalnie, patrzę z dużym optymizmem. Kryzys jest impulsem, w którym ludzie muszą odpowiedzieć sobie na różne trudne pytania. I jest szansa, że znajdą te odpowiedzi w sposób, który będzie satysfakcjonujący.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×