Krótka rekonstrukcja wydarzeń. Oskarżone-uniewinnione: Elżbieta Podleśna, Anna P. oraz Joanna Gzyra-Iskander, w ramach prowokacyjnej odpowiedzi na oburzający je Grób Pański w płockim kościele, w którym znalazły się wśród symbolicznie przedstawionych grzechów takie jak „LGBT” i „gender”, porozklejały podobizny Matki Bożej Częstochowskiej z tęczową aureolą. Spotkało się to z oburzeniem części katolików, w tym ówczesnego proboszcza tejże parafii.
Podstawowy problem, który widzę, to oddawanie pod osąd instytucji państwowych tak złożonych kwestii, jak obraza czyichś uczuć religijnych. Owszem, można powiedzieć, że w demokracji liberalnej każdy członek społeczności powinien czuć, że jest chroniony – wraz ze swoim komfortem psychicznym, jakim w tym wypadku są „uczucia religijne”. Nie będę wchodził tu w prawnicze meandry, gdyż uważam, że od tej strony sędzia Agnieszka Warchoł przedstawiła dość jasną argumentację prawniczą stojącą za uzasadnieniem uniewinnienia. Interesuje mnie jednak, na ile zasadne jest stawianie takich zarzutów z perspektywy wewnątrzkościelnej.
Przypadek „Tęczowej Matki Bożej” interesuje mnie jako punkt wyjścia dla rozważań na temat miejsca osób LGBT+ w Kościele. Tutaj okazuje się, że nie tylko liczni wierni, ale i księża, przede wszystkim zaś biskupi, którzy powinni mieć jednak największe rozeznanie w sprawie wiernych, nie dostrzegają w ogóle obecności tych mniejszości w Kościele. A wydaje się, że jest najwyższy czas na pobudkę. Według ostatnich sondaży najmłodsze pokolenie jest najmniej religijną grupą Polaków. Można się spodziewać, że będzie tylko gorzej. Strategia episkopatu, którą można streścić w memicznym haśle „dajcie więcej papieża” wypowiadanym przez Diatłowa w elektrowni w Czarnobylu, okazała się nieskuteczna, a wręcz zadziałała na szkodę pamięci po Janie Pawle II.
Również coraz więcej osób z najmłodszego pokolenia zaczyna się identyfikować jako osoby LGBT+. Skreślenie tej grupy (są w niej także ochrzczeni wierni) i antagonizowanie jej to kolejna porażka hierarchów, pozbawiających ją duchowych darów, które winni przekazywać, a nie trzymać w prywatnym skarbcu (by nie powiedzieć w dzisiejszym kontekście politycznym, że się nimi wręcz kupczy). Nie da się wymazać osób LGBT z historii Kościoła, to często one tworzyły dla niego wspaniałe dzieła sztuki i utwory, którymi się dzisiaj chlubi.
Uczucia religijne a profanacja
„Uczucia religijne” są domeną świeckiego prawodawstwa oraz odwołują się do liberalnej koncepcji jednostki i jej praw. Kategorie bluźnierstwa czy profanacji z perspektywy teologicznej nie mają natomiast charakteru subiektywnego, ale jak najbardziej obiektywny, muszą bowiem naruszać to, co święte. Musi zostać wyrządzona jakaś rzeczywista szkoda jakiemuś sacrum.
Kościół – tutaj chodzi mi już nie tylko o instytucję, ale Kościół we właściwym sensie tego słowa, jako wspólnotę wiernych – zatracił zdolność rozróżniania tego, co należy do domeny świeckiej, a co do duchowej. Nie pierwszy raz dochodzi do sytuacji, gdy Kościół odwołuje się do zbrojnego ramienia państwa jako rzekomego strażnika wartości nadprzyrodzonych. W momencie gdy czuje się bezsilny, wydaje się to jedynym możliwym rozwiązaniem. Wynika to też ze świadomości własnej słabości i utraty owego „katolickiego imaginarium”, o którym niedawno dyskutowano na skutek artykułu Marcina Kędzierskiego. Gdyby Kościół faktycznie czuł, że sprawuje władzę nad rzędem dusz, w tym wypadku wystarczyłoby apelowanie do sumienia „winnych”, do pokuty i zadośćuczynienia, w ostateczności nałożenie kar kościelnych – tak byłoby zapewne, gdybyśmy żyli w Christianitas. A jako że Kościół musi jakoś egzystować obok (i wobec) świeckiego liberalnego państwa, to musi odwoływać się teraz do jego autorytetu – gdyż jego własny już nie wystarczy.
Pier Paolo Pasolini pisał w jednym ze swoich esejów, zatytułowanym „Analiza językowa pewnego sloganu”, że istnieje „podwójny związek złej woli między Kościołem a państwem: ze swej strony Kościół uznaje państwo burżuazyjne – w miejsce monarchii czy też państwa feudalnego – udzielając mu swojego przyzwolenia lub wsparcia, bez którego, aż do dziś, władza państwowa nie mogłaby istnieć. Żeby tak się stało, Kościół musiał jednak dopuścić i uznać wymóg liberalny oraz procedury demokratyczne, a dopuszczał je i uznawał tylko pod warunkiem uzyskania od władzy milczącego przyzwolenia na ograniczenie i tłumienie owych swobód”. Ten specyficzny sojusz tronu z ołtarzem oddelegowuje na rzecz instytucji Kościoła wyznaczanie granic wolności. Zdaniem Pasoliniego jest to specyficzne wysługiwanie się Kościołem, by ukryć rzeczywistą nieliberalność państwa. Z drugiej strony dokonuje się to ze szkodą dla religii, gdyż ostatecznie to władze ziemskie muszą potwierdzić rację instytucji religijnej. Pasolini nazywa ten układ wręcz „paktem z diabłem”.
By posłużyć się obrazem biblijnym, przywołam tu scenę z sądu nad Jezusem, gdyż on bardzo dokładnie pokazuje dynamikę tych relacji instytucji religijnych i państwowych. Sanhedryn, mimo własnej rozprawy, nie jest w stanie wykonać wyroku skazującego na Jezusie, dlatego też odwołuje się do sądu Piłata – który to jednak odsuwa konsekwencje wyroku od siebie, zrzucając odpowiedzialność na Żydów-wiernych.
Oskarżenie o bluźnierstwo czy profanację w omawianym przypadku Tęczowej Matki Bożej jest problematyczne. W jednym i drugim przypadku konieczna jest zła wola „bluźniącego” czy „profanatora”. Kryterium subiektywne wskazuje, że zgodnie z prawem kanonicznym ostatecznie biskup miejsca powinien podjąć decyzję, czy doszło do profanacji. Pytanie: co się dzieje, gdy biskup nie ma rozeznania w danej kwestii? Jaką decyzję podjąć, gdy coś, co dla części wiernych jest oburzające i narusza sacrum, dla innych jest sposobem wyrażania się, prowokowaniem do namysłu? Ile razy mieliśmy do czynienia z kontrowersjami wokół Grobów Pańskich czy Szopek Bożonarodzeniowych? Tęcza jest tutaj kontrowersyjnym symbolem, gdyż środowiska prawicowe od lat robią wszystko, by ją w jak największym stopniu zdemonizować oraz wszystkie osoby LGBT+ wrzucić do jednego worka jako przedstawicieli „cywilizacji śmierci” i doprowadzić do ich odczłowieczenia.
W swym emocjonalnym wystąpieniu ksiądz Łebkowski porównywał tęczową symbolikę do swastyki i mówił, że „ta flaga stała się symbolem, obrzydliwości, zaburzeń i czynów zboczonych”. Trudno polemizować przy takiej argumentacji, gdyż są to bardzo osobiste odczucia byłego proboszcza, wynikające z dość mocno ugruntowanych skojarzeń. Ktoś mógłby wręcz użyć argumentu, że są konsekwencją jego niewiedzy oraz uleganiu propagandzie anty-LGBT, którą od kilku lat jest przesiąknięta prawicowa publicystyka. Można również starać się wykazać, że te oskarżenia są bezzasadne z perspektywy Kościoła, jako wspólnoty wiernych tworzących mistyczne Ciało Chrystusa.
Zacznijmy od tego, że magisterium w licznych dokumentach (czasem lepiej, czasem gorzej) rozdziela kwestię aktów homoseksualnych, które uważa za grzeszne, oraz osób homoseksualnych, którym należy się szacunek. W trakcie Synodu na temat młodzieży poruszono kwestię osób tworzących pary homoseksualne i chcących wciąż uczestniczyć w życiu Kościoła, jednak nie rozwinięto szczegółowo tego problemu. Na świecie w wielu diecezjach i parafiach powstają duszpasterstwa dla osób LGBT+, które to właśnie posługują się symboliką tęczy. Obiektywnie nie można powiedzieć, że jest to symbolika wroga Kościołowi, gdyż została de facto już przez niego zaadaptowana i do niego włączona. Tak jest, gdy mówimy rzeczywiście o Kościele katolickim – a więc powszechnym. Chyba że Kościół w Polsce czuje się już tak bardzo autonomiczny, jako ostatni sprawiedliwy, że odcina się od reszty Kościoła. Czymże jest jednak taki członek, który odetnie się od reszty organizmu, wraz ze swoją głową?
Adaptowanie do przestrzeni kościelnej symboli świeckich, lub pochodzących z innych kultur, tradycji i wierzeń jest czymś całkowicie naturalnym i zwyczajnym dla Kościoła. Zarzut o jednoznaczne kojarzenie się kolorów tęczy z polityką konkretnych ruchów ideologicznych wybrzmiewa straszną hipokryzją w momencie, gdy istnieje przyzwolenie na łączenie z symboliką religijną symboli państwowych, partyjnych czy klubowych. Państwo jest w znacznie większym stopniu odpowiedzialne za wiele nadużyć, niesprawiedliwości, stosowanie środków przymusu itd. niż jakakolwiek inna świecka organizacja. Różnica jest natomiast taka, że tęcza stała się symbolem autoidentyfikacji osób LGBT+, które walczą o swoje podstawowe prawa, przysługujące wszystkim ludziom, a znajdujące uzasadnienie również w katolickiej nauce społecznej.
Gdzie jest bluźnierstwo?
Godność osób LGBT+ jest również ugruntowana w chrześcijańskiej nauce o stworzeniu, godności dziecka Bożego i członka Ludu Bożego. To właśnie przez umieszczenie „LGBT” i „gender” jako grzechu na Grobie Pańskim doszło do próby naruszenia tej godności. Była to kolejna już próba wykluczenia z Kościoła całej grupy wiernych ze względu na ich tożsamość. Można dostrzec tu bardzo wyraźny kontrast: „antygenderowy Grób Pański” miał charakter wykluczający i ekskluzywny, będąc w istocie „antykatolickim”. Wydźwięk teologiczny może być wręcz taki, że osoby LGBT+ stawiane są w roli kozłów ofiarnych odpowiedzialnych za śmierć Chrystusa.
Tego, że istnieją katolickie osoby LGBT+, nie rozumie wciąż część polskiej hierarchii. Biskup Milewski, komentując wyrok, powiedział: „To smutny dzień dla nas, katolików, bo okazuje się, że można nas bez żadnych konsekwencji obrażać i można obrażać te wartości, które dla nas są najważniejsze”. W tej wypowiedzi można znaleźć wiele uproszczeń, w tym stwierdzenie, że są jacyś „my katolicy”, których zbiór pokrywa się w pełni z osobami urażonymi przez tęczę na ikonie Maryi, oraz że owa tęcza była obiektywnie obrazą. Tak naprawdę „my katolicy” zawęża się do grupy mającej identyczne odczucia jak biskup Milewski, ksiądz Łebkowski czy Kaja Godek. Wszyscy inni wierni, w tym cała społeczność wiernych nieheteroseksualnych, zostają wyłączeni z Kościoła. Tęcza jest natomiast znakiem obrazy, co ewidentnie wynika z braku zrozumienia i chęci dialogu z częścią wiernych u biskupa.
Może wpierw należałoby zapytać biskupa Milewskiego, co uczynił, aby osoby homoseksualne w jego diecezji poczuły się chciane w Kościele, czy wysłuchał choć którejkolwiek z nich, czy zainteresował się stworzeniem jakiegokolwiek duszpasterstwa, co zalecał już Joseph Ratzinger w dokumencie „Homosexualitatis problema” w 1986 roku? W dalszej wypowiedzi, „Apeluje jednak do nich, by w przyszłości powstrzymywały się od takich zachowań, które uderzają w ład społeczny i są zaprzeczeniem właściwie rozumianej idei tolerancji” kolejny raz ujawnia się niezrozumienie zjawiska. To nie jest kwestia jednorazowego incydentu, który można wybaczyć. Włączanie tęczy w symbolikę religijną jest czymś naturalnym, co się zdarza w Kościele katolickim (wystarczy wyjść poza polskie podwórko), i nie jest czymś wrogim ani obcym. A przede wszystkim jest czymś, co coraz częściej będzie miało miejsce, gdyż w ten sposób jest wyrażana wiara bardzo wielu ochrzczonych osób LGBT+, które chcą być członkami Kościoła i uczestniczyć w jego życiu.
Co powie biskup Milewski, gdy ten zabieg, jakim było dorobienie tęczowej aureoli Matce Bożej Częstochowskiej, stanie się normą wśród katolików czy w ogóle chrześcijan LGBT+? W końcu symbolika sześciokolorowej tęczy, która tak przeraża część polskiej prawicy i wywołuje wręcz paranoiczny lęk, jest wykorzystywana przez wierzących katolików LGBT+. I to tak prywatnie, jak i w kulcie publicznym. Nietrudno znaleźć przykłady wykorzystywania tej symboliki przy oprawie liturgicznej. Również na rodzimym podwórku, gdyż czyni tak na przykład Wiara i Tęcza, ekumeniczna fundacja zrzeszająca chrześcijan LGBT+, do której należą również katolicy. Sam wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej z tęczową aureolą już został przygarnięty przez środowiska katolików LGBT+. Znajduje się na przykład na okładce „Różańca za osoby LGBT+. Rozważań tajemnic Różańcowych”, której to broszury autorem jest ojciec Don Greene MSSD, kapelan Dignity.
Nie można mówić w tym wypadku o bluźnierstwie, gdyż nie ma tu po stronie wiernych żadnej złej woli. Ksiądz Andrzej Draguła w swej książce „Bluźnierstwo” pisze wręcz, że musi ono wychodzić z nienawiści do Boga. Jak już wspomniałem, podobna symbolika jest również wykorzystywana w Kościele katolickim i wynika z autentycznej wiary. To oskarżenie nie może się więc ostać.
Z profanacją czy świętokradztwem kwestia jest bardziej złożona. We wspomnianej pozycji ksiądz Draguła zauważa, że zjawisko to polega na przeniesieniu czegoś ze sfery sacrum do profanum, na sekularyzacji jakiejś świętej rzeczy. Nie zawsze jednak profanacja ma charakter bluźnierczy. Zostało już podkreślone, że wymagana jest w tym celu zła wola „bluźniercy”. W przypadku kontrowersyjnego wizerunku od którego wyszliśmy, można powiedzieć, że w tym sensie do jakiejś profanacji doszło, gdyż święty obraz został włączony w sferę świeckiego sporu politycznego. Jednakże należy pamiętać, że był reakcją na Grób Pański, który także swą oprawą włączał się w ten spór. W równym stopniu zatem można go określić jako profanację. Natomiast sama ikona Matki Bożej, w którą włącza się symbolikę tęczy (poza tym, że już takie przedstawienia istnieją od dawna, nienawiązujące jednak do środowisk LGBT+), jeśli jest tworzona przez wiernych, nie może mieć rysów profanacji. Wręcz przeciwnie, to symbolika świecka (tęcza o sześciu kolorach) zostaje włączona do sfery sacrum. Symbolika LGBT+ zostaje w istocie włączona do chrześcijańskiego imaginarium, gdyż jest sposobem wyrażania się części wiernych Kościoła.
Maryja, Pocieszycielka osób LGBT+
W gruncie rzeczy Tęczowa Matka Boża jest w pełni inkluzywna i arcykatolicka. Oddaje charakter Matki Bożej jako Matki wszystkich ludzi, która jest ostoją wszystkich słabych i ciemiężonych i otacza ich matczyną opieką. To Matka, która nigdy nie odrzuca i zawsze wysłucha. Jest to realny wyraz katolickiej pobożności maryjnej. I z doświadczenia ze spotkań z wierzącymi osobami LGBT+ wyniosłem wniosek, że to właśnie pobożność maryjna bardzo często jest dla nich niezwykle istotna i pozwala sobie poradzić w trudnych momentach, nawet w przypadku odrzucenia przez resztę wspólnoty. Maryja, która w Kościele nosi tytuły Orędowniczki, Wspomożycielki, Pomocnicy i Pośredniczki, nie może być traktowana ekskluzywnie przez część wiernych, którzy bronią dostępu do niej innym. W godzinkach wypowiada się słowa: „Pani świata, która nikogo nie opuszczasz i nikim nie gardzisz”, „pociecho utrapionych”, „miasto ucieczki” i wiele innych, które pokazują, że Maryja otacza matczyną opieką właśnie tych prześladowanych, słabych i wykluczanych. Pobożność ta znalazła swój wyraz wśród internetowej społeczności katolików LGBT+ Vine & Fig, która to ułożyła piękną modlitwę „Maryjo, wyzwolicielko queer”.